Potraktujcie ten rozdział trochę jak epilog zawierający moją ukochaną scenę. Tak, skazałam się na torturę czekania na sam koniec, by Wam ją pokazać. Jestem dumna z tej historii i wdzięczna, że zechcieliście spędzić z nią czas. Nie zawsze było łatwo, wiem. Różne spojrzenia na głupiutkie zachowania naszych ulubionych bohaterów, podejrzenia, nadzieje i obawy - cieszę się, że podzieliście się ze mną tym wszystkim, bo dzięki temu pisało się znacznie lepiej. I tak, nieraz szczerzyłam zadowolona zęby, czytając komentarze z wiedzą, co wydarzy się dalej, ale to chyba przywilej autora. Zresztą zdarzało się, że w komentarzach nieświadomie pomagaliście mi rozwiązywać różne kwestie dotyczące dalszych wydarzeń.
Nie żegnamy się na zawsze z Corrie, Izuru i resztą ekipy. Wciąż mam pozaczynane projekty, w których się pojawiają, a też, jak pewnie zdążyliście zauważyć, bo też niekoniecznie to ukrywałam, czeka nas trzeci tom tej historii, choć tam pierwsze skrzypce grać będzie kolejne pokolenie z niepokorną Shurrien na czele. Nie obiecam Wam żadnej daty, wciąż jeszcze pracuję nad rozpiską do tej opowieści, a też chciałabym najpierw skończyć te projekty, które mam na teraz. Jednak będzie, pojawi się i mam nadzieję, że będziecie się równie dobrze bawić.
A teraz już nie gadam, ale zapraszam na ostatni rozdział Kaze no Yakata. Częstujcie się!
Wojna z Dworem Wiatru pomimo zwycięstwa przyniosła wiele
strat. Rukongai wymagało odbudowy w niemal połowie, wiele dusz jeszcze przez
jakiś czas nie wróci do swych domów. Oddziały zostały mocno przetrzebione.
Czwarty Oddział tuż po bitwie miał sporo roboty, inne Oddziały pomagały, jak mogły,
transportując rannych do Seireitei bądź wysyłając do czynnej służby w Czwórce
tych, którzy znali się na leczniczym kido.
Jedenasty Oddział z pomocą Siódemki i Trzynastki wyszukiwał
ostatni wrogów. Z armii Dworu Wiatru nie przetrwał nikt, wszystkich udusił Srebrny
Pocałunek, pozostały jednak zorganizowane przez Ato bandy z Rukongai. Gdy Dwór
Wiatru padł, rozpierzchły się na cztery wiatry w obawie przed shinigami, lecz w
ciągu kolejnych dni zaczęli sprawiać problemy.
Piątka wciąż stacjonowała w Pierwszym Okręgu Rukongai, skąd
koordynowała utrzymanie delikatnej równowagi pomiędzy mieszkańcami. Nie było to
proste zadanie, jednak do tej pory nie doszło jeszcze do otwartego konfliktu.
Kyoraku wiedział, że czeka ich mnóstwo pracy, nim sytuacja
na nowo się ustabilizuje. Dwór Wiatru zniszczył wszystko, co do tej pory utrzymywało
Soul Society w względnej równowadze, a co Seireitei ignorowało przez wiele lat.
Teraz należało naprawić szkody, co nie będzie takie proste. Nie, kiedy arystokracja
i Rada 46 miały tak wiele do powiedzenia.
Kyoraku westchnął ciężko, nim ruszył na zwołane przez niego
zebranie dowódców. Wiele spraw czekało, aż się nimi zajmie, a każda bardziej
nagląca od drugiej.
Wiele miejsc było pustych. Sui-Feng nadal dochodziła do zdrowia
i Kyoraku miał nadzieję, że niedługo znów przejmie swoje obowiązki, bo Omaeda
ledwo dawał sobie radę. Awans Kiry na kapitana był kwestią czasu, choć trudno
było powiedzieć, kogo Izuru wybierze na swojego zastępcę. Piątka wciąż też nie
miała vice-kapitana, choć ostatni raport Kayi mówił, że ma kogoś na oku. Ósemką
nadal rządziła Nanao, lecz Kyoraku miał już plan co do swojego dawnego
Oddziału. Dwunastce należało znaleźć zarówno kapitana, jak i vice-kapitana,
choć to będzie ciężkie zadanie.
Otwartą kwestią była również Dziewiątka, choć Hisagi uparcie
nie chciał na ten temat w ogóle rozmawiać, zasłaniając się obowiązkami. O ile w
pozostałych Oddziałach panował jako taki porządek, tutaj Kyoraku widział całą
masę problemów, z którymi należało się jak najszybciej rozprawić.
– Kapitanie Zaraki, jak sytuacja w Rukongai? – zapytał Kyoraku.
– Wyrżnęliśmy większość band, ale pewnie jeszcze trochę ich
tam siedzi – warknął Kenpachi niezadowolony, że został oderwany od walki.
– Wygląda na to, że Kazemichi zrobił w Rukongai drugą armię –
zauważył Komamura.
– Wykorzystał fakt, że przez lata nie interesowaliśmy się
Rukongai jak należy – odezwał się Ukitake. – Podejrzewam, że chciał wykorzystać
te dusze, by nas przytłoczyć, lecz nie przewidział interwencji Corrien. Zwiadowcy
wrócili już z Dworu Wiatru?
– Tak, godzinę temu – odpowiedział Omaeda, który pełnił
obowiązki dowódcy do czasu, aż Sui-Feng nie wróci do formy. – Zastali lodową
pustynię. Nikogo nie spotkali. Budynki zaś wyglądały, jakby lód je zadusił.
– Moc, która może obrócić Soul Society w perzynę – mruknęła Kamikuza.
– Brzmi to przerażająco.
– Zważywszy na to, co zrobiła na polu bitwy – zauważył Komamura.
– Choć nie możemy być pewni, że na tym koniec.
– Nie widzę powodu, dlaczego miałaby nas oszczędzić w
bitwie, gdyby chciała wszystko zniszczyć – odezwał się Hisagi.
Kyoraku wiedział, że zanosi się na kłótnię. Sam był
zaniepokojony tym, co stało się podczas bitwy. Nawet gdyby chciał to ukryć, nie
był w stanie, więc każdy w Seireitei dowiedział się prawdy. Naciskana przez
arystokrację Rada 46 wydała już żądanie, by przekazać im sprawczynię całego
zamieszania. Kyoraku jednak zwlekał.
– Wiem, że ta sprawa wciąż budzi emocje, ale kłótnia nie doprowadzi
nas do rozwiązania – powiedział, patrząc uważnie po zgromadzonych dowódcach.
– To chyba przekracza nasze kompetencje, Kapitanie-Dowódco –
zauważyła rozsądnie Unohana.
– Poprzednio też umyliśmy ręce – mruknął Hisagi. – I co
dobrego z tego wyszło?
– Oboje macie trochę racji – uznał Kyoraku. – Postawię sprawę
jasno. Nie chcę wojny domowej spowodowanej przez jedną shinigami, którą
zawiedliśmy. Nie ukrywam jednak, że zagrożenie ze strony Corrien wciąż jest
realne.
– Co więc chcesz zrobić? – zapytał Ukitake. – Rada 46 będzie
nalegać na jej śmierć. Arystokracja również z chęcią przyłoży rękę do egzekucji.
Corrien to ostatni żywy członek Dworu Wiatru.
– Dworu, który samodzielnie zniszczyła – przypomniała Kaya. –
Nie skrzywdziła też nikogo, kto do niego nie należał w bitwie. Dość precyzyjnie
pokierowała Yukikaze.
– I ta precyzja jest najbardziej przerażająca – odezwał się
Byakuya. – To pokazało nam, jak Corrien wzrosła w siłę, osiągając rozpostarcie.
Jeśli postanowi obrócić się przeciwko nam, będzie większym zagrożeniem niż
Aizen. Nawet jeśli my pozwolimy jej żyć, wiele rodów zrobi wszystko, by się jej
pozbyć. Nikt w Seireitei nie będzie już ignorował istnienia córki Shiroyamów.
– Więc mamy wybrać najłatwiejsze wyjście i ją zabić? –
zapytał Hisagi.
– Utrzymasz jej temperament na wodzy? – odparł Byakuya. – Do
tej pory nie byłeś w stanie. Już pomijając to, Corrien złamała rozkaz
pozostania w Seireitei.
– Sami do tego doprowadziliśmy – odezwał się Kira. – Tak jak
nasza polityka wobec Rukongai musi się zmienić, tak Corrie potrzeba naszego
wsparcia w odzyskaniu pewności, że nadal może być shinigami. Rada 46 i
arystokracja obawiają się jej zemsty, choć sami pierwsi uznali Corrie za wroga.
Kapitanie-Dowódco, jakie jest stanowisko Gotei 13 w tej sprawie?
– To brzmi jak próba buntu – zauważył Komamura.
– Może to nie jest jedyne rozwiązanie – odparł spokojnie Izuru.
– Co masz na myśli, vice-kapitanie Kira? – zapytała Unohana.
– To. – Izuru ściągnął z szyi sopel podarowany mu przez
Corrie wiele lat temu. – Według słów kapitana Kuchiki to pieczęć na mocach Shiroyamów.
Skoro tak bardzo arystokracja boi się mocy Corrie, ograniczymy ją tak, aby nie
stanowiła zagrożenia.
– Skąd pewność, że Corrien się na to zgodzi? Wydawała się
pogodzona z losem.
– Możemy postawić ją przed faktem dokonanym – zauważył Hisagi,
upatrując w tym pomyśle szansę.
Plan był odrobinę desperacki, choć Kira zamierzał do końca
walczyć o ukochaną. Shuuhei był mu wdzięczny, bo sam nie miał pojęcia, co mógłby
jeszcze w tej kwestii zrobić.
– Pytani brzmi, kto miałby być gwarantem, że tak się stanie –
zauważyła Kaya. – Będziesz w stanie tego dopilnować, vice-kapitanie Kira? Bo
jak znam Corrien, będzie oponować.
– Nie dam jej zginąć. Skoro tak bardzo arystokrację drażni
nazwisko Shiroyama, zostanie Kirą. Szczęśliwa i pozostawiona daleko od
polityki, nie będzie myśleć o zniszczeniu Seireitei. Jeśli to ją ocali, nie mam
nic przeciwko zostaniu gwarantem. I tak zamierzałem resztę życia spędzić z
Corrie.
Policzki Kiry pokrył delikatny rumieniec, ale głos miał
pewny. W innych okolicznościach nie byłby taki wylewny, to miała być prywatna
sprawa pomiędzy nim a ukochaną, jednak jeśli nie przekona innych, że może to
uczynić, Corrie zostanie zabita.
Wiedział, że minie sporo czasu, nim Shiroyama odzyska zdrowie
i spokój ducha. Z pewnością początkowo będzie niechętna, by dalej żyć. Nie
zamierzał się poddać. Każde słowo z tego pożegnalnego listu wryło się głęboko w
jego pamięć i teraz pomagało trwać w postanowieniu.
– Co jeśli mimo wszystko Corrien umrze? – zapytał Komamura. –
Wątpliwe bowiem, że Rada 46 uzna to za przekonywujący argument.
– Dobre pytanie – uznał Kyoraku. – Słowo kapitana może wciąż
być słabym gwarantem.
– Słowo Kapitana-Dowódcy znaczy więcej – odparł Kira. – Nie przyjmę
awansu, jeśli Corrie umrze.
– Nie pozwalaj sobie, Kira – ostrzegł go Byakuya.
Izuru spojrzał na Kuchikiego z pewnością, której próżno było
u niego dawniej szukać.
– Kapitanie Kuchiki, dość już zrobiłeś w tej sprawie,
dobijając Corrie. Trzeci Oddział jest dla mnie ważny, ale powiedziałem już, że
zamierzam spędzić resztę życia z Corrie. Na śmierć pójdę razem z nią.
– No to mamy problem – uznał Kyoraku. – Czeka nas sporo
awansów, a szukanie Trzeciemu Oddziałowi nowego kapitana zajęłoby sporo czasu.
Na Kirze nie zrobiło to wrażenia. Z Yamamoto to by nie
przeszło, nie byłoby nawet tej dyskusji, ale na Shunsuia wciąż mógł jakoś wpłynąć.
Nowy Kapitan-Dowódca zdawał się być po ich stronie. Najwyraźniej nie chciał, by
niewinna dziewczyna zginęła z powodu błędów przeszłości.
Nim ktokolwiek wypowiedział zdanie na ten temat, odezwał się
ponownie Kyoraku:
– Nim podejmiemy jakieś decyzje, chcę usłyszeć, co główna
zainteresowana ma na ten temat do powiedzenia. Przyprowadźcie Corrien.
Tego nikt się nie spodziewał. Czekali w napięciu, aż straż
przyprowadzi więźniarkę, która od dnia bitwy pozostawała w areszcie, najpierw
Szóstki, potem Jedynki. Nikomu nie pozwolono się z nią zobaczyć, choć jeszcze
Kuchiki dopilnował, by została należycie opatrzona.
Przyprowadzili ją i zostawili na środku sali w seiza. Corrie
nie podniosła spojrzenia na nikogo, wydawała się zupełnie pozbawiona sił. Pogodzona
z najgorszym scenariuszem. Do tego widać było, że wciąż odczuwa użycie
rozpostarcia na tak wielką skalę. Możliwe, że kajdany blokujące reiatsu były w
tym przypadku zupełnie niepotrzebne.
– Chciałabyś nam coś powiedzieć, Corrie-chan? – zapytał Kyoraku.
– Myślę, że nie ma w tej sprawie nic do dodania – odparła cicho
bezbarwnym tonem. – Przyjmę stosowną karę.
– Jesteś gotowa na śmierć? Nawet jeśli powiem, że Kira-kun
umrze razem z tobą, jeśli nie pozwolimy mu wziąć cię za żonę?
Corrie poderwała głowę z niedowierzaniem wypisanym na
twarzy, ale nikt nie wyglądał, jakby żartowali. Spojrzała na Kirę, który uparcie
wpatrywał się w nią od momentu, gdy tylko została przyprowadzona. Dojrzała w
jego oczach tę desperacką nadzieję, że może ją ocalić, choć zupełnie nie
rozumiała, dlaczego aż tak się starał. Przecież odcięła te więzi, porzuciła
wszystko, co tworzyło jej serce. Czemu najpierw zmuszają ją do przeżycia bitwy,
a teraz wypowiadają zupełnie bezsensowne żądania?
– Zniszczyłam Dwór Wiatru, zabijając nie tylko żołnierzy, ale
też kobiety, dzieci i starców – odezwała się powoli tak, aby do każdego z
obecnych dotarł sens jej słów. Zbrodni, którą popełniła. – Shiroyamowie byli
zgubą i udowodniłam to. Czemu ktokolwiek chciałby z własnej woli stać się
więźniem tej klątwy, którą mogę raz na zawsze zniszczyć?
– Powiedziałem ci na polu bitwy, że nie dam się spławić
listem – odparł Izuru. – Nie ma we mnie poczucia, że zostaję więźniem jakiejkolwiek
klątwy. To moja decyzja i się nie wycofam. Jeśli obawiają się, że staniesz się
zagrożeniem, powstrzymam cię. Nie pozwolę, byś miała choć cień wątpliwości, czy
Seireitei jest twoim wrogiem.
Corrie spuściła spojrzenie, nie wiedząc, jak powinna postąpić.
Pogodziła się ze śmiercią już w momencie decyzji o zniszczeniu Dworu Wiatru.
Wiedziała, że Rada 46 i arystokracja nie odpuszczą jej na taki pokaz mocy.
Przecież od początku nic z tego, co miała, nie miało należeć do niej. Była
złodziejką szczęścia, pełną wdzięczności za okazane przez innych miłość,
przyjaźń i troskę, ale wciąż złodziejką. Do tego stanowiła zagrożenie dla tych
wszystkich bliskich jej osób, które przez to stawały się celem. Nie mogła na to
pozwolić.
Przygryzła wargę. Wystarczyło parę słów Kiry, by jej
postanowienie runęło. Było aż tak słabe? Nie chciała, by ktokolwiek musiał
płacić cenę za jej zbrodnie. A jednak Kira włożył swoje życie w jej dłonie bez
żadnego ostrzeżenia i wahania, sprawiając, że znów miała powód, by żyć. By
chciała żyć. O ile prościej byłoby go przeklinać, gdyby nie te wszystkie słowa,
które powiedział jej tamtego wieczoru.
– Naprawdę tego chcesz? – zapytała.
– Nie tylko ty chcesz chronić ważnych dla siebie ludzi. Cena
nie gra roli.
Corrie spojrzała na Kapitana-Dowódcę, który wyraźnie czekał,
aż załatwią to pomiędzy sobą. Co chciał w ten sposób osiągnąć?
– Nie pozostawiasz mi wyboru – powiedziała cicho. – Nie pozwolę,
by ktoś płacił za moje błędy, a zwłaszcza ty, Izuru. Kapitanie-Dowódco, zgadam
się na wszystkie postawione przez dowództwo warunki i proszę, pozwólcie mi żyć.
– W porządku – odparł Kyoraku. – Rozmówię się z Radą 46 w
twojej sprawie, Corrien. Kapitanie Kuchiki, liczę na twoje wstawiennictwo.
Myślę, że to kończy to spotkanie. Kira-kun, pozostawiam Corrien pod twoją
opieką.
– Oczywiście, Kapitanie-Dowódco. Dopilnuję jej.
– Uwolnić Corrien.
Kajdany opadły, a Corrie poczuła ulgę. I nieśmiałą nadzieję,
że wszystko się ułoży.
***
Ciepłe, letnie popołudnie trwało w najlepsze, gdy Kira opuszczał
biuro Trzeciego Oddziału. Pracę skończyli wyjątkowo wcześnie, więc nie miał
wyrzutów sumienia, że zostawia wszystko pod czujnym spojrzeniem swojego
zastępcy. Zresztą to nie był pierwszy raz, w czasach pokoju mógł sobie na to
pozwolić.
Skierował się prosto do Dziewiątki, pozdrawiając mijanych
shinigamich. Tu też panował spokój, choć z daleka słychać było dziecięce śmiechy
i przekrzykiwania. Otwarte drzwi biura zachęcały do odwiedzin i pozwoliły przewietrzyć
pomieszczenie.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedział na
powitanie.
– O, Kira. Już po robocie? – zapytał Hisagi, odkładając
pędzelek.
– Niewiele się ostatnio dzieje, więc jesteśmy na bieżąco.
Podszedł do Corrie, która siedziała na werandzie bokiem do
drzwi i jednym okiem obserwowała berka, drugie zaś wyłapywało błędy w raportach.
Jednak gdy tylko zjawił się Kira, praca przestała mieć znaczenie. Uśmiechnęła
się do męża, odpowiedziała też na pocałunek.
– Zabieram je wcześniej do domu – oznajmił Izuru.
– Niech będzie – mruknął Hisagi.
Corrie zaśmiała się, widząc teatralnie zbolałą minę
przełożonego. Zaraz jednak spojrzała na ogród.
– Shizu, wracamy do domu! – zawołała.
Nie trudno było zauważyć blond loczki powiewające na letnim
wietrze. Dziewczynka zatrzymała się i spojrzała na rodziców z niezadowoleniem.
– Już? – jęknęła.
– Tata robi obiad – oznajmiła Corrie, uśmiechając się z
czułością do córki.
Shizuka odwzajemniła gest uśmiechem matki, pozbawiając
kogokolwiek złudzeń co do tożsamości rodziców dziewczynki.
Pozostałe dzieciaki również zatrzymały się bez wyłonienia
nowego berka.
– Zawsze przerywacie zabawę w najlepszym momencie –
poskarżyła się Ichika, a Toru, Kazumi i Kei pokiwali zgodnie głowami.
Corrie zachichotała.
– Straszni dorośli – zażartowała. – Jakoś wam to wynagrodzę.
– Trzymamy za słowo, ciociu – odparł poważnym tonem Kei i
tylko w blasku błękitnych oczu odziedziczonych po matce Corrie dostrzegła rozbawienie.
Shizuka uściskała przyjaciół, po czym wpadła w ramiona ojcu,
który zaraz usadził ją na swoich barkach. Poczekali tylko, aż Corrie odłoży
dokumenty, po czym ruszyli do domu spędzić czas w rodzinnym gronie.