Obiecałam premierę tego tomu pół roku po skończeniu pierwszego. Wiem, ale myślę, że dobrze się stało, że dopiero dzisiaj Corrie ponownie rusza w tę podróż. Ja już zacieram łapki i mam nadzieję, że będziecie się równie dobrze bawić.
***
Stukot drewnianych mieczy
rozbrzmiewał na całym dziedzińcu. Nie było to dziwne, w końcu był to Jedenasty
Oddział i tu dzień bez walki był dniem straconym. Najbardziej bitewna jednostka
wśród Trzynastu Oddziałów nie przepuściła żadnej okazji do bitki czy
morderczego treningu, który swym podkomendnym zapewniał Trzeci Oficer, Ikkaku
Madarame.
Tym razem jednak jedynie się
przyglądał walce, siedząc w cieniu budynku w towarzystwie Yumichiki. Obaj
uśmiechali się z rozbawieniem i nawet nieco współczuli młodemu shinigami, który
stanął do walki z ich przyjaciółką.
Corrie odskoczyła przed ciosem,
chichocząc cicho. Jej przeciwnik górował nad nią wzrostem i siłą fizyczną, miał
nawet dobrą technikę władania mieczem, ale Shiroyama nie stała się przez to poważna.
Pozwoliła, aby to mężczyzna nadawał tempo pojedynku i na razie tylko się
broniła.
Odskoczyła znowu i wyszczerzyła
się do Ikkaku i Yumichiki, którzy zaśmiali się głośno, dobrze wiedząc, co się
za chwilę stanie.
– Dobra, czas spoważnieć –
stwierdziła.
Zamiast uniku sparowała cios, a
jego siłę przełożyła na własny atak. Zasypała mężczyznę gradem ciosów tak
szybkich, że ledwo za nią nadążał. Gdy znalazł okazję do kontrataku, Corrie
była już z drugiej strony, atakując nieosłonięty bok.
Zwarli się w bloku. Mężczyzna przeniósł
ciężar ciała na lewą nogę, żeby prawej użyć do ataku, ale wtedy Corrie cofnęła
się i wyprowadziła cios z dołu, uderzając boleśnie w nadgarstek przeciwnika.
Drewniany miecz poleciał w powietrze i uderzył o ziemię, zaś ten należący do
Shiroyamy znalazł się na gardle mężczyzny.
– Martwy – oznajmiła i odstąpiła.
– Następny.
– Ten był ostatni – powiedział
Yumichika.
– Nawet nie poczułam. – Wzruszyła
ramionami.
– To jeszcze nie koniec – warknął
pokonany mężczyzna. – Nie przegram z laską z Czwórki.
Z pomocą shunpo dopadł
wytrąconego miecza i zaatakował Corrie, która już na niego czekała. Drewniane
ostrze uderzyło w brzuch przeciwnika, chwilę później Shiroyama stała już za nim
z mieczem na gardle.
– To było strasznie głupie. Nawet
jak na Jedenastkę – stwierdziła ozięble.
Mężczyzna opadł na kolana,
oblewając się zimnym potem. Sam dopiero po chwili zrozumiał, że Corrie
podniosła poziom swojego reiatsu prosto na niego.
– Jak? – wycharczał.
– Jak panna z Czwórki może z taką
łatwością skopać tyłek tobie i reszcie świeżaków z Jedenastki? – zapytała z
rozbawieniem. – Po prostu macie pecha.
– Puść go już, Corrie-chan –
odezwał się rozbawiony Madarame. – Żal patrzeć.
– Nie wiem już, z kogo bardziej
kpisz. Ze mnie czy ze świeżaków.
– Nie śmiałbym z ciebie kpić, Corrie-chan.
Jesteś na to za mocna.
Zaśmiała się. Minęło siedem lat,
odkąd została dyscyplinarnie przeniesiona do Czwartego Oddziału, który w opinii
wielu był najsłabszym w całym Gotei. Znana była niechęć Jedenastki do członków
jednostki medycznej. Przy pierwszej nadarzającej się okazji trochę dla żartu
Ikkaku zaproponował Corrie rozgrywkę ze świeżakami, którzy już nieco wiedzieli
o panującej hierarchii. Nie spodziewali się, że zostaną rozniesieni, więc stało
się to taką małą tradycją Trzeciego Oficera.
– Mały sparing? – zaproponowała.
– Innym razem. Najpierw muszę
zająć się tymi tępakami, bo mi Oddział przestanie funkcjonować. Idź się napić
herbaty z Yumim, zanim wrócisz do siebie – odpowiedział nieco lekceważącym
tonem.
– Twoja strata. – Wzruszyła
ramionami.
Fakt, było jej to nieco nie w
smak, bo Madarame ostatnimi czasy wiecznie unikał walki z nią, ale nie
zamierzała pokazać mu, że ją to tknęło. Nie była przecież ani obrażoną małą
dziewczynką, która nie dostała upragnionej zabawki, ani krwiożercą bestią, która
nie mogła żyć bez walki.
– Nie strosz piórek, Corrie-chan!
– zawołał za nią Ikkaku z rozbawieniem.
Nie odwróciła się do niego,
mrożące spojrzenie rzuciła za to Yumichice, który uśmiechał się rozbawiony na
tę przekomarzankę przyjaciół.
– Obrażanie się nie wygląda pięknie
na twej buzi, Corrie-chan.
– Nie obrażam się – odparła nieco
burkliwie.
– Więc po prostu wyglądasz na
zawiedzioną, że Ikkaku nie chce z tobą walczyć? – Ayasegawa zaproponował nową
wersję.
– Możecie przestać ze mnie kpić? –
prychnęła rozjuszona.
Piąty Oficer objął ramieniem
przyjaciółkę, nadal się uśmiechając. Doskonale wiedział, jak myślą oboje o tej
sytuacji. Cóż, Madarame nigdy nie był mistrzem słowa.
– Herbata poprawi ci humor. –
Pociągnął ją za sobą w stronę biura, po czym dodał ciszej, by uciszyć nadchodzący
protest: – Dla Ikkaku taka walka byłaby niewygodna. Zwłaszcza teraz.
Corrie spojrzała na niego zbita z
tropu, ale o nic nie zapytała. Najwyraźniej przyjaciele ukrywali przed nią
jakiś szczegół, a znając tę dwójkę, powoli do niej dochodziło, o co mogło
chodzić. W końcu Madarame nie zwykł unikać walki, w której dobrze się bawił.
Z gotową herbatą usiedli na
werandzie z dala od ciekawskich uszu. Kenpachi spał, a Yachiru szlajała się
samotnie po Seireitei, zapewne co rusz odwiedzając kapitana Kuchiki, który
nadal tolerował jej wybryki ze stoickim spokojem. Miał po prostu słabość do tej
różowowłosej istotki.
– Rany Ikkaku po ostatniej walce
jeszcze się nie zabliźniły – oznajmił Ayasegawa.
– Jak to? Przecież Isane-san
zgodziła się wypuścić go z Lecznicy?
– To był układ. Ikkaku obiecał,
że przez jakiś czas będzie się oszczędzać. To zawsze on przyjmował nowy nabór.
– To chyba nie problem, żebyś raz
zrobił to ty, prawda? – zapytała.
– Znasz Ikkaku. Jest uparty jak
osioł i jak coś sobie ubzdura, nic go nie powstrzyma.
– Jedenastka. – Corrie westchnęła
ciężko. – Czasami zapominam, że jesteście bandą mięśniaków rządzoną przez
maniaka walki.
– Corrie-chan! – oburzył się Ayasegawa.
– Nie wrzucaj mnie do jednego worka z tymi spoconymi, pozbawionymi gustu
gburami.
Dziewczyna roześmiała się i po
tym przyjaciel rozpoznał, że nieco z niego zakpiła. Nadął policzki, rozbawiając
ją jeszcze bardziej, po czym sam się uśmiechnął.
– Jesteś niesamowita, Corrie-chan
– stwierdził. – Wystarczy się z tobą pośmiać i już człowiekowi lżej na duszy.
– Nie musisz dziękować – odparła wesoło,
po czym nieco spoważniała. – Ostatni czas był ciężki dla nas wszystkich. Nie mogę
jak kiedyś biegać beztrosko po Oddziałach, żeby sprawdzać, jak się miewacie.
– A i tak znajdujesz na to czas –
zauważył. – Chyba, że to coś innego jest na rzeczy, co?
Corrie spojrzała w błękit nieba,
po czym westchnęła. Nie tylko ona potrafiła tak łatwo dostrzec, kiedy innym coś
ciążyło.
– Pokłóciliście się? – zapytał wprost.
– Nie, to bardziej myśl, że nic się
nie zmienia. Do tego Kurochi jak zwykle wisi nam nad głowami. Szału idzie
dostać.
Yumichika kiwnął głową. Rozumiał,
czego brakuje Corrie, gdy patrzyła na przyjaciół dookoła. Miłość kwitła, nawet
wieczny wdowiec, kapitan Kuchiki, kogoś miał, a ta dwójka jakby się zatrzymała.
Nadal się spotykali, spędzali razem czas, lecz do niczego to nie prowadziło. Zresztą
kiedy ostatni raz Yumichika o to zapytał, Kira tylko wzruszył ramionami.
Monotonia dnia codziennego.
– Rozmawialiście o tym?
– Ciężko jest zacząć temat, kiedy
nieustannie wokół krąży Kurochi – odparła z niezadowoleniem. – Poza tym mam mu
wprost powiedzieć, że ma się oświadczyć? Nie chcę go do niczego zmuszać. Chyba
sama nie wiem, czego chcę.
– Kochasz go? – zapytała poważnie
Yumichika.
– Tak. To się nie zmieniło, ale
coraz częściej zastanawiam się, czy to nadal działa też w drugą stronę. Nie tylko
Ikkaku ostatnio nabiera dystansu.
– No fakt, sam nieraz widywałem
Kirę w towarzystwie Hisagiego częściej niż w twoim. Niezbyt trzeźwych.
Corrie uścisnęła nasadę nosa. Do
tej pory nie miała dowodu, ale słowa Yumichiki tylko potwierdziły podejrzenia.
– Obaj mnie okłamują – warknęła. –
W żywe oczy mówią, że jest w porządku. Oczywiście, że nie jest. Kapitańska
nominacja niczego nie zmieniła. Dwóch idiotów.
Yumichika chciał coś powiedzieć,
ale się nie odezwał, widząc gniew w oczach przyjaciółki. Martwiła się od
początku całej tej sytuacji, zresztą była jedną z pierwszych osób, które
rozmawiały z Hisagim po tym, co się wydarzyło. Wiedzieli, że tak szybko nic się
nie zmieni, ale wyglądało na to, że było gorzej, niż sądziła.
– Wiesz, jacy są mężczyźni –
mruknął Yumichika.
– Ta, duma przede wszystkim – prychnęła.
– Chociaż lepiej, że Izuru włóczy się z Hisagim, a nie z jakąś kobietą.
– Podejrzewałaś go o zdradę?
– Nie. Może się o tym tutaj nie
mówi, ale wszystko jest możliwe. Czasami zupełnie nie wiem, co mu chodzi po
głowie – odparła.
– Wiesz, on to samo mówi o tobie.
– Uśmiechnął się Yumichika. – Może powinniście częściej szczerze rozmawiać?
Ostatnio rzeczywiście wszystkie Oddziały miały mnóstwo pracy, ale wszystko
wraca do normy.
Corrie westchnęła. Nie mogła nie
przyznać Ayasegawie racji, wreszcie po dwóch miesiącach wszyscy mieli trochę
więcej luzu i to nie tylko dzięki myśli, że Dziewiąty Oddział znów ma kapitana.
Sprawa dość sporej grupy Pustych, która zaatakowała Rukongai i zaangażowała w
walkę kilka Oddziałów, powoli cichła, choć śmierć kapitana Shiibashiego i
niemal dwudziestu innych shinigamich oraz poważne rany wielu pozostałych
wojowników na długo pozostaną w ich pamięci. Koniec końców Corrie nie wiedziała,
skąd nagle atak na tak dużą skalę, ale też nie pytała szczególnie. A że nie
miała wysokiej rangi w Czwórce, nikt specjalnie nie przekazywał jej raportu.
Ona również opatrywała walczących
tuż po zażegnaniu problemu. Pamiętała tamten szok, gdy usłyszała, że dowódca
Dziewiątki nie żyje. Pomimo swego wieku nadal był sprawnym shinigami, a życie
oddał, ratując swego podkomendnego. Corrie go lubiła, a i on zawsze odnosił się
do niej z sympatią. Mogła sobie więc tylko wyobrazić, co czuł przyjaciel, który
znów stracił kapitana.
A jednak myślała, że daje radę.
Bez wahania przyjął ostatnią wolę Shiibashiego i stanął do egzaminu
kapitańskiego, by objąć dowodzenie w Dziewiątce. Okłamywał ją wraz z jej
ukochanym, który ostatnimi czasy też się czymś trapił. I to ją wkurzało, nawet
jeśli wiedziała, że znają się dłużej i stąd ta zacieśniona ostatnio przyjaźń.
Tylko gdzie w tym jej miejsce? Nie wiedziała.
– Corrie-chan?
– Wybacz, zamyśliłam się.
Spróbuję z nim porozmawiać, o ile go złapię, a to nie jest ostatnio takie
proste.
– Czasami jest prostsze, niż się
wydaje – odparł Yumichika.
Początkowo nie wiedziała, o co mu
chodzi, dopiero po chwili poczuła zbliżające się znane reiatsu. Spojrzała na Ayasegawę,
ale ten tylko się uśmiechnął. Dopiła herbatę, nie odzywając się.
Kira przystanął na skraju werandy
z dość niepewną miną.
– Dzień dobry, Yumichika-san,
Corrie. Yukihana-san mnie tu skierowała – przywitał się. – Jesteście już po
treningu?
– Właśnie kończymy herbatę –
odparł Ayasegawa. – Zaproponowałbym czarkę, ale zdaje się, że nie potrzebujecie
trzeciego do tej rozmowy.
– Yumichika – syknęła Corrie, ale
zaraz westchnęła. – I tak miałam się zaraz zbierać. Czego ode mnie potrzebujesz?
– Spojrzała na Kirę, podnosząc się.
– Pomyślałem, że moglibyśmy
dzisiaj zjeść razem kolację. Ostatnio rzadko się widywaliśmy.
– Mam dzisiaj dyżur – odparła.
– Dasz się odprowadzić? – zapytał,
doskonale wiedząc, że Corrie jest na niego zła.
– Może być. Na razie, Yumichika.
– Bawcie się dobrze.
Posłała mu kose spojrzenie, ale
nic nie odpowiedziała. Razem z Kirą milczeli do momentu, gdy wyszli z terenu
Jedenastki.
– Przepraszam – powiedział Kira.
– Za co? Spędzasz czas z
przyjacielem, który tego potrzebuje – odparła. – To, że jestem dla was niepotrzebnym
balastem, to inna sprawa.
– To nie tak, Corrie. Były
kwestie, które musieliśmy omówić na osobności.
– Jakie?
– Nie mogę ci jeszcze powiedzieć.
Zatrzymała się i spojrzała na
niego z niedowierzaniem. Zwykle nie miał powodu nic przed nią ukrywać, a
dzisiaj...
– Niby czemu? – zapytała. –
Unikasz mnie, znikasz z Hisagim na całe wieczory, chlejecie i Król Dusz raczy wiedzieć,
co jeszcze. Od kiedy zasłużyłam sobie na kłamstwa?
Wiedziała, że trochę histeryzuje
i powinna przestać, ale złe przeczucia, które ostatnio nie dawały jej spać,
teraz nie pozwoliły na rozsądne zachowanie.
Kira spojrzał na nią i uśmiechnął
się.
– To nic takiego – odparł. –
Trochę cierpliwości, Corrie. Nie musisz się o nas martwić.
Założyła ręce na piersi z niezadowoloną
miną. Kiedyś wiele by dała, żeby zobaczyć beztroski uśmiech na jego twarzy,
teraz miała ochotę wykrzyczeć mu parę ostrych słów.
– Czy ty się ze mnie nabijasz? –
zapytała tylko.
– Nie – odparł. – Po prostu obiecałem
dochować tajemnicy. Nie ufasz mi?
– A mam powód ci nie ufać?
– Nie masz. Wszystko jest w
porządku. Przepraszam, ostatnio cię zaniedbałem i masz prawo być zła.
– Martwiłam się.
– Wiem. – Dotknął jej policzka. –
Ostatnio wiele rzeczy się zmieniło i musieliśmy wszyscy do tego przywyknąć. To
nie było łatwe, przyznaję.
– Przepraszam, zaczynam chyba
przesadzać. – Westchnęła. Nie umiała się długo na niego złościć. – Jak sobie
radzi Hisagi?
– Chyba się już przyzwyczaił do
nowych obowiązków – odparł. – Problem w tym, że jeśli nie wyznaczy szybko vice-kapitana,
przepracuje się.
Na ustach Corrie pojawił się
uśmiech. No tak, w końcu Hisagi był pracoholikiem i zastępca będzie przede
wszystkim pilnować, żeby nie przepadł pomiędzy papierami. W tym akurat niewiele
się zmienił przez te wszystkie lata.
– Ma już jakiegoś kandydata? –
zapytała, ruszając dalej.
– Tak, teraz kwestia, czy
przyjmie jego ofertę.
– Kto to?
– Tajemnica.
– Izuru!
– Zostałem zobowiązany do
milczenia – odparł poważnie. – Hisagi-san nie chce zapeszać, dopóki nie złoży
propozycji. Nic ci nie powiem, Corrie.
– To ktoś z jego Oddziału?
– Nie powiem ci, Corrie.
– Ktoś, kogo znamy?
Kira tylko kręcił głową na każde
pytanie, nie zamierzając odpowiadać. Shiroyama nadymała policzki w
niezadowoleniu.
– Ty się ze mnie nabijasz –
oskarżyła go.
– Nie śmiałbym nabijać się z kobiety,
którą kocham – odparł poważnie.
– A jednak masz przede mną
tajemnice.
– To nie są moje tajemnice, dlatego
nie mogę ci powiedzieć. Za kilka dni wszystko będzie wiadome. Wytrzymasz.
– Jesteś wredny. Gdzie ten Izuru,
który nie mógł mi się oprzeć?
– Zrobił się nieco bardziej
asertywny – odparł rozbawiony jej ciekawością.
Nie był zdziwiony. Seireitei było
plotkarskim miejscem, mało która tajemnica nie wychodziła na światło dzienne, a
elita Gotei 13 zawsze budziła zainteresowanie wśród shinigami. W końcu dla
wielu byli wzorem, ale też obiektami westchnień, a ich posady marzeniem.
– Łaski bez. Rangiku na pewno już
wie – prychnęła.
– Wątpię. Dopiero wczoraj Hisagi
podjął ostateczną decyzję.
– Czyli wiecie tylko wy?
– Jeśli dzisiaj Hisagi nie złożył
wniosku do Jedynki, to tak. Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Oczywiście. Przecież to musi
być ktoś godny zaufania i na tyle twardy, by utrzymać jego pracoholizm w ryzach
– odparła. – Poza tym wątpię, żeby Hisagi tak szybko podniósł się po śmierci kapitana
Shiibashiego. Potrzebuje wsparcia.
Kira uśmiechnął się, ale nic nie
powiedział, co tylko rozjuszyło Corrie.
– No co? Przyłożę ci, jak teraz
palniesz jakimś tekstem, że Hisagi to główny temat naszych ostatnich rozmów. To
nasz przyjaciel, o którego się martwię, a ty mnie ostatnio koncertowo olewałeś.
– Nic takiego nawet nie
pomyślałem – odparł, unosząc dłonie w obronnym geście.
– Więc co znaczył ten uśmiech?
– Pomyślałem tylko, że mamy takie
same wymagania wobec vice-kapitana Dziewiątki i Hisagi-san dobrze wybrał.
– Ale nie powiesz mi kogo?
– Naprawdę nie mogę, Corrie.
Dowiesz się niedługo. Obiecuję.
Dotarli już do Czwartego
Oddziału. Shiroyama zatrzymała się przed bramą.
– Nie znoszę tej waszej
konspiracji – oznajmiła.
– Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
– Niby jak?
– Zrobię coś dobrego, spędzimy
trochę czasu razem.
Przez chwilę miała ochotę się nie
zgodzić, ale zbytnio jej brakowało spokojnych wieczorów w towarzystwie Kiry i
sake. Przez ostatnie siedem lat dosyć doskwierał im brak własnego miejsca, bo
na terenie Trzeciego Oddziału nie mogli się czuć już tak swobodnie jak kiedyś.
– Jutro mam wolne – oznajmiła.
– Cieszę się. Mam nadzieję, że
dasz się przeprosić.
– Będzie cię to dużo kosztowało –
ostrzegła.
– Postaram się sprostać
oczekiwaniom. – Uśmiechnął się i pocałował ją lekko. – Do zobaczenia jutro.
Napisałam Ci już, co myślę. Ale i tu zostawię drobny ślad. Powtarzam się, ale jest pięknie. Zero zgrzytów w tekście. Wszystko brzmi sensownie. Asertywny Kira zasługuje na medal. A i nie masz pojęcia jak się stęskniłam za Corrie.
OdpowiedzUsuńCześć Laurie!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak mnie cieszy powrót historii o Corrie.W dobie braku jakiegokolwiek bleachowego kontentu serducho naprawdę się raduje. Przyznaję, że przez ten czas zdążyłam już zwątpić, że to kiedyś nastąpi, ale oto jest!
Przyznaję, że musiałam sobie przypomnieć co działo się w pierwszej części z obawy, że mogę nie pamiętać co tam się działo, dlatego świetnie, że stworzyłaś stronę ze streszczeniem. Znacznie łatwiej dzięki temu wejść do części drugiej.
Jestem naprawdę ciekawa co szykujesz tym razem dla Corrie i jej bliskich. Jak potoczy się rola kapitana Hisagiego (yay!), no i czy Kira się wreszcie oświadczy?
Czekam na kontynuację i pozdrawiam gorąco!
Ja zawsze dotrzymuję obietnic, choć tu się akurat przedłużyło o wiele miesięcy. Ale za to będzie to wspaniała opowieść. Dużo Hisagiego, Kiry też nie mało.
UsuńZapraszam za dwa tygodnie na nowy rozdział.
W ogóle to podziwiam, że potrafisz się odnaleźć w ilości projektów, które na siebie bierzesz, bo ja to nawet jednego nie dałam rady nigdy skończyć. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
UsuńDużo Hisagiego raduje moją duszę.
Uzbrajam się w cierpliwość.
Teraz jest ich i tak dużo mniej niż dawniej, no i nieco zmieniłam metody pracy. To stanowczo pomogło. Od czasu do czasu zaglądam na Piekielny Kwiat w poszukiwaniu nowego rozdziału. Może kiedyś :)
UsuńWięc podziwiam za umiejętność organizacji pracy. Wypracowanie dobrego sposobu na coś takiego nie wydaje mi się proste.
UsuńEch ten mój nieszczęsny Kwiatek. Mam z nim niemały dylemat.
Brakowało mi Corrie i naprawdę z utęsknieniem czekałam na kontynuację tej cudownej historii.
OdpowiedzUsuńZżera mnie ciekawość. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)
Pozdrawiam, ściskam i życzę zdrówka !
Bardzo brakowało mi Corrie i jej historii, cieszę się, że mogę poznać ciąg dalszy tej opowieści. Corrie w bardzo uroczy sposób nie rozumie, że Kira mówi o niej :) Ale zdaję sobie sprawę, iż nasza główna bohaterka nadal ma problemy z poczuciem własnej wartości. Kibicuję jej, żeby ścieżka, którą obierze, pomogła jej w uporaniu się z tym problemem. I przy okazji chcę się przywitać, bo zamierzam przestać udawać cichociemną i czytać nie pozostawiwszy po sobie śladu. Pozdrawiam i pomyślnych kolejnych dni :)
OdpowiedzUsuńOj tak, Corrie nadal ma bardzo niskie o sobie mniemanie i niestety zostanie jej tak do końca. W przeciwieństwie do wielu moich bohaterek nie jest zbyt pewna siebie. Na szczęście ma przy sobie osoby, które wyciągną do niej rękę zawsze. Nawet przy największych głupstwach.
UsuńCzyżby... Dobra, nie chce zapeszać, ale ta cała konspiracja mi się podoba, choć na miejscu Corrie sama dostałabym szału. Wszystko pięknie, brakowało mi Seireitri, a u mnie go długo nie będzie, więc dobrze, że jest u ciebie. Choć Ikkaku mnie na wstępie wkurzył, to kocham przyjaźń Corrie I Yumichikk
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sei.