Miało być za dwa tygodnie od pierwszego, ale postanowiłam sobie i Wam zrobić wielkanocny prezent. Zwłaszcza że ta Wielkanoc jest jakaś dziwna i nieprzyjemna.
***
Corrie nie wyciągnęła z Kiry,
komu Hisagi miał złożyć propozycję zostania vice-kapitanem Dziewiątki.
Nieważne, jakich argumentów użyła, tym razem był nieugięty. Miała być cierpliwa
– tyle usłyszała.
Nadal była na niego trochę zła za
ostatnie dni, ale musiała przyznać, że ulżyło jej, kiedy upewniła się, że rzeczywiście
głównie chodziło o przedyskutowanie tej sprawy. Wiedziała, że nowy kapitan
potrzebuje czasu i na żałobę po swoim poprzedniku, który bardzo go wspierał po
wojnie z Aizenem, i na wdrożenie się w nowe obowiązki. I tak był w dobrej
pozycji, bo znał swój Oddział od podszewki. Tylko ta nowa, kapitańska
odpowiedzialność i białe haori z wyhaftowaną dziewiątką na plecach odróżniały
go od niego samego sprzed kilku tygodni.
Miała zamiar odwiedzić Hisagiego
i spróbować zdobyć interesującą ją informację u źródła, ale nie spodziewała
się, że przyjaciel sam zjawi się w Czwórce.
Dostrzegła go, gdy wraz z jakimś
szeregowcem wyszedł na werandę. Chłopak wskazał mu na nią, więc najwyraźniej
nie przyszedł tu na konsultacje medyczne. Co jak co, ale Corrie nie miała
wystarczających uprawnień, żeby zajmować się wyższymi rangą przedstawicielami
Gotei.
Schowała miecz do saya i pomachała
przyjacielowi z uśmiechem. Cóż, najwyraźniej sam się prosił o przesłuchanie,
ale nie miała nic przeciwko temu.
– Yo.
– Cześć, Corrie. Wolne?
– Godzinę temu skończyłam dyżur,
a do treningu mam trochę czasu dla siebie. Co cię sprowadza?
Hisagi podrapał się po karku i
uśmiechnął niemrawo. Shiroyama wyczuła, że coś jest nie tak. Wstała i otrzepała
się z trawy.
– Masz ochotę na herbatę? –
zapytała, nim odpowiedział na pierwsze pytanie.
- Chętnie.
Z czymkolwiek przyszedł, czas przygotowania
napoju miał dać mu chwilę na ułożenie myśli. Corrie też nie pozwoliła sobie na
insynuacje, o co może chodzić. Nastawiła się na wszystko, skoro przyszedł do
niej z taką miną.
Usiedli na werandzie z dala od
często uczęszczanych miejsc. Tu zwykle spędzała czas z Kirą, gdy przychodził do
niej do Oddziału, choć nie pozwalali sobie na zbyt wiele. Tu jednak mieli odrobinę
prywatności.
– Jak to być kapitanem? –
zapytała niezobowiązująco.
– Nadal wszystko jest na mojej
głowie – zażartował, ale zaraz spoważniał. – Zapomniałem, że kapitan ma tyle
obowiązków. Kapitan Shiibashi ze wszystkim sobie radził, nieraz wypełniał część
dokumentów, którymi ja powinienem się zająć i wyglądało, jakby nic go to nie
kosztowało.
– Jesteś zmęczony – stwierdziła. –
Potrzebujesz vice-kapitana.
– Wiem, wszyscy mi o tym
przypominają – odparł. – To jednak nie taka prosta sprawa. Wbrew pozorom nie ma
za wielu kandydatów, których widziałbym jako swojego zastępcę.
– Izuru wspominał, że się
zdecydowałeś, ale nie chciał powiedzieć, kogo wybrałeś – zagaiła.
– Przekonał mnie. – Uśmiechnął się.
– No cóż, jak rozmawiałem o tym z Sasakibe, ostrzegał mnie, że to może być
problematyczny wybór, ale Kira stwierdził, że teraz jestem kapitanem i mogę
postawić na swoim. Chociaż mam wrażenie, że miał w tym jakiś interes.
– To ktoś z Trójki? – zapytała.
Na myśl przyszło jej kilku
kandydatów, zarówno tych, których Izuru doceniał, a także tych, których
chciałby się z Oddziału pozbyć.
Hisagi się zaśmiał.
– Nie, to nikt z Trzeciego. Chciałbym,
żebyś to ty została moim vice-kapitanem.
Corrie zatkało. Nie spodziewała
się takich słów. Nie, żeby była słaba, ale nie bez powodu została karnie
przeniesiona do Czwórki i dotąd pozostawała bez stopnia oficerskiego.
Wiedziała, że kapitan Trzeciego Oddziału będzie najgłośniej protestował
przeciwko tej nominacji. Poza tym była jeszcze kwestia ich przyjaźni. Ktoś mógłby
mieć też o to pretensje, bo przecież to prawie jakby wybrał ją tylko dlatego.
Czy mogła się więc na to zgodzić?
– Corrie, wiem, że jest wiele
przeciw, ale prawdę mówiąc, nasz Trzeci Oficer nie ma kompetencji do wyższego
stanowiska. Świetnie działa w terenie, ale Dziewiątka to pierwsza linia obrony,
redakcja, do nas przychodzą wszystkie papiery z pozostałych Oddziałów, nim
trafią do Jedynki. Kyoya sobie z tym nie poradzi.
– Na pewno są jeszcze inni
kandydaci – mruknęła.
– Są, ale nie widzę nikogo prócz
ciebie na tym stanowisku. Ufam ci.
– Nie jestem pewna, czy to dobry
pomysł. Jesteśmy przyjaciółmi.
– Dlatego wiem, że będzie nam się
dobrze pracować – odparł. – Masz prawo się nie zgodzić, zresztą dopiero dzisiaj
złożę oficjalny wniosek o twoją nominację. Większość kapitanów cię poprze. Nie
musisz mi odpowiadać już, ale przemyśl to.
– Zaskoczyłeś mnie – przyznała. –
Do tego wciągnąłeś w to Izuru.
– Biedaczek musiał się namęczyć,
żeby nie wypaplać. – Zaśmiał się. – Podobno bezlitośnie go przesłuchiwałaś.
– Hisagi – syknęła, czerwieniąc
się. – Bez takich.
Shuuhei roześmiał się głośniej,
za co dostał sójkę.
– Ej, tak do swojego kapitana? – rzucił.
– Jeszcze na nic się nie
zgodziłam – prychnęła.
– Ale wiem, że się zgodzisz. Nie
jesteś kimś, kto chciałby resztę życia spędzić w Czwórce. – Wyszczerzył się
wrednie.
Prychnęła z pogardą.
– I właśnie za to cię nienawidzę –
odparła.
– Bzdura.
– Idź już sobie, kapitanie
Hisagi. Niedługo mam trening.
– No proszę, wyganiasz mnie.
Ładnie to tak?
Po chwili oboje się śmiali.
Corrie odprowadziła przyjaciela do bram Oddziału, obiecując, że pomyśli o jego
propozycji. Nie chciała robić mu przykrości, ale chodziło też o pozycję
Hisagiego. Był kapitanem, jego zastępca musiał dbać o wizerunek dowódcy i Oddziału,
a ona miała już swoje na sumieniu. Nie mogła mu utrudniać pracy.
Prawdą było, że wiele by dała za
powrót do Szóstego Oddziału jako Trzeci Oficer. Brakowało jej tego i bardzo
długo nie mogła przyzwyczaić się do Czwórki. Wręcz tego odmawiała na początku,
nie próbując nawet przykładać się do obowiązków. Co śmieszniejsze, to Hanatorou
pokazał jej, że może wszelkie prace sprzątające i dostawcze są denerwujące, ale
lecząc i niejednokrotnie ratując czyjeś życie, są bardzo istotną częścią Gotei
13. I tę część swoich obowiązków wypełniała z zaangażowaniem, choć natura jej
samej i ta należąca do Yukikaze łaknęła czegoś innego. Terenu, walki, ruchu. W
Czwartym dni były takie same, nieraz dyżury wypełniała nuda, której nie było
czym zabić, skoro wszystko zostało posprzątane, a środki opatrunkowe i leki
uzupełnione.
Powoli zaczynała się z tym
godzić. Może gdyby miała w sobie więcej pokory tak, jak tego chciał kapitan Kuchiki,
nie doszłoby do tej całej sytuacji. Lecz była pokorna przez tyle lat, że
zostając shinigami, na zawsze pogrzebała tamtą siebie, która w milczeniu znosiła
szykany i słowa krytyki. Nie było powodu, by Kurochi jej tak nienawidził, a jednak
atakował za każdym razem, gdy tylko miał okazję. Broniła się jedynie, ale to on
miał władzę.
Zresztą nie tylko konflikt z
Kurochim mógłby przynieść kłopoty. Był jeszcze Dwór Wiatru. Może odpuścili, ale
shinigami z pewnością nie zapomnieli, przez kogo powstał ten problem. Stąd,
głównie stąd miała wątpliwości do przyjęcia tak ważnego przecież stanowiska. Co
jeśli Dwór nie powiedział ostatniego słowa i upokorzony przez Kuchikiego
Shizumo postanowi zemścić się po latach? A bycie vice-kapitanem zobowiązuje.
– Shiroyama-san, pozwól proszę.
Trochę ją wystraszyło, że sama
kapitan Unohana ją woła. Nie miała wobec swojej dowódczyni jakiś szczególnych
zastrzeżeń, ale też starała się nie zwracać na siebie uwagi. Chyba niczego nie
przeskrobała.
Unohana zaprowadziła ją do
swojego gabinetu. Corrie była tu może ze dwa razy, niedługo po przyjęciu do
Oddziału i niedawno, gdy Retsu przekazywała jej informację o śmierci
Shiibashiego i poprosiła, by miała oko na Hisagiego.
– Czy coś przeskrobałam, pani
kapitan? – zapytała, nie chcąc trwać w tej niezręcznej ciszy.
– Martwisz się, Shiroyama-san.
– Nie, to nic takiego.
– Corrien, dobrze pamiętam dzień,
kiedy kapitan Kuchiki cię tu przysłał, a robił to z ciężkim sercem, tracąc
naprawdę dobrego oficera. Miałam spore wątpliwości, czy to dobry pomysł, żeby
cię tu przyjąć. Mimo że tak bardzo nie chcesz tutaj być, starasz się. Tak
bardzo to do ciebie nie pasuje, ale nie pozwalasz sobie odpuścić. Do tego wciąż
ciężko trenujesz. Nie ma w Czwartym Oddziale wielu shinigami, którzy cały swój
wolny czas poświęciliby swojemu stylowi walki.
– Do czego pani zmierza, pani
kapitan?
– Wiem o nominacji kapitana Hisagiego.
Wybrał mądrze, choć widzę, że ty wciąż się wahasz.
– Sama pani powiedziała, że jestem
dość problematyczną jednostką.
– Młodą i temperamentną. To
prawda. Nie bez powodu jednak piastowałaś stanowisko Trzeciego Oficera w Szóstym
Oddziale. Może trochę zbyt szybko, ale nie widzę powodu, byś nie miała wrócić
do regularnej służby.
Corrie nie była pewna, co odpowiedzieć.
Najwyraźniej miała aprobatę Unohany, by przyjąć nominację, choć sama wciąż się
wahała.
– Chyba nie potrafię wziąć na
siebie takiej odpowiedzialności – szepnęła.
– Nikt cię do tego nie zmusi, ale
pamiętaj, że taka okazja nie zdarzy się znowu zbyt szybko. Sama chyba wiesz,
jak daleko chciałabyś zajść.
– Chyba muszę się z tym przespać.
– Dobrze, nie naciskam. Wróć do
swoich obowiązków, Corrien.
Shiroyama ukłoniła się i wyszła.
Była tym zaskoczona, do tego naprawdę nie potrafiła z czystym sumieniem odpowiedzieć,
czy chce zostać vice-kapitanem w Dziewiątce. Choć może to nie była kwestia
chęci a możliwości, bo wciąż uważała, że nie zasłużyła na tak wiele w życiu.
Wiedziała jednak, co usłyszałaby od każdego z przyjaciół, gdyby zapytała ich o
zdanie. Zresztą to powiedziała jej Yukikaze jeszcze w chwili, gdy rozmawiała o
tym z Hisagim.
Nie do końca wiedziała, na czym
polega cała procedura. Czy powinna zdać jakiś test albo zaprezentować
umiejętności? Na pewno niełatwo będzie się przestawić do obowiązków w nowym
Oddziale i na nowym stanowisku, choć jako Trzeci Oficer już wiedziała, na czym
to polega. Mimo to nadal miała wątpliwości, czy powinna przyjmować ofertę
Hisagiego. Czy to w porządku?
Dzień po rozmowie z Unohaną nadal
nie wiedziała, co powinna zrobić. Skupiła się bardziej na obowiązkach, nie
chcąc być obciążeniem dla pozostałych członków drużyny, z którą odbywała dyżur.
Tylko że nie działo się kompletnie nic i nie miała ani trochę roboty. Przez to
wracała myślami do propozycji awansu, a im dłużej to rozważała, tym bardziej
była na nie.
– Corrie-chan, masz gości –
powiedziała Isane, przystając w drzwiach z poważną miną. – Chodź ze mną.
Domyślała się, o co chodzi, a i
tak była nieco zaskoczona obecnością Matsumoto i Iby w pustym dojo. Dostrzegła
vice-kapitańskie opaski, które zwykle nosili na zebraniach bądź w stanie
zagrożenia. Wiedziała, że byli tu oficjalnie, zresztą koperta w dłoniach
Rangiku mówiła sama za siebie.
Nie wiedziała, jak powinna
zareagować. W końcu byli to jej przyjaciele i nigdy nie przejmowała się ich tytułowaniem,
choć w tej sytuacji chyba powinna.
– Usiądź – rzucił Iba.
Kątem oka dostrzegła, że Isane
się wycofała, choć nie odeszła całkiem. Pewnie była ciekawa, jaką decyzję
Corrie w końcu podjęła.
Rangiku wzięła głęboki oddech, po
czym uśmiechnęła się i powiedziała:
– Niniejszym nominuję Corrien
Shiroyamę, członkinię Czwartego Oddziału na stanowisko vice-kapitana
Dziewiątego Oddziału. Gratuluję, Corrie-chan.
– Dziękuję – wymamrotała Shiroyama.
– Chyba nie zamierzasz jej nie
przyjąć, co? – zapytał Iba.
– Skąd...
– Masz minę, jakbyśmy próbowali
cię zamknąć, a nie awansować.
– Iba ma trochę racji.
Sądziliśmy, że trochę bardziej się ucieszysz. Poza tym Shuuhei bardzo liczy, że
zostaniesz jego vice-kapitanem.
Corrie westchnęła. Mogła się
domyśleć, że Hisagi użyje wszelkich sposobów, by osiągnąć cel. Znała go i
wiedziała, że walczy, gdy mu na czymś zależy. No i chyba by sobie nie darowała,
gdyby pewnego dnia trafił do Czwórki z przemęczenia.
– Nie powinnam się wahać i szukać
sobie wymówek – odparła. – Zostanę vice-kapitanem Dziewiątki.
– To wspaniała wiadomość.
Oficjalnie obowiązki miała
przejąć dopiero za miesiąc, ale w ciągu kolejnych kilku dni musiała załatwić
wszystko w sprawie przeniesienia, a potem już stanie się członkiem Dziewiątki i
zacznie pracować u boku Hisagiego.
Przyjaciele pomogli się jej
przenieść do nowego lokum, a Matsumoto nie odpuściła im świętowania tej nominacji.
W końcu wszystko zaczęło się układać, należało śmiechem przegonić smutki i
pozwolić życiu trwać.
Uff, jednak przyjęła nominację. Przez chwilę sądziłam że Corrie jednak odmówi. Ale jak przeczytałam, kto przyniósł jej nominację, to udało mi się uspokoić. Rangiku zawlokłaby ją gdzie trzeba w ostateczności, tak mi się wydaje. Przecież nie pozwoliłaby przepracować się Hisagiemu, prawda? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział i będę wyglądała kolejnego :)
A ja tu weszłam, myśląc o tym, co było w KD. Mindfuck mi się robi.
OdpowiedzUsuńNaiwna Corrie, która myślała, że vice kapitanem będzie ktoś od Kiry.
Corr Corr i jej rozterki. Raz by sobie życia nie utrudniała chociaż.
"– Chyba nie zamierzasz jej nie przyjąć, co? – zapytał Iba.
– Skąd...
– Masz minę, jakbyśmy próbowali cię zamknąć, a nie awansować."
Śmiechłam. Mogę to sobie wyobrazić.
A no yaaa, porucznikowskie kwatery. Corrie ma własną chatę ^^
Aj no tak myślałam =) aż miło na sercu, choć rozumiem obawy Corrie. Mimo wszystko duet Hisagiego i Corrie to jest coś, na co warto było czekać! Mam nadzieję, że udane były święta 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sei