Mam nadzieję, że święta upłynęły Wam w przyjemnej atmosferze. Lada chwila nadejdzie nowy rok wraz z nowymi nadziejami i szansami, choć wciąż będziemy tacy sami. Wszystko przed nami^^ W styczniu prawdopodobnie zrobię sobie przerwę od rozdziałów, które muszę dopiero napisać, ale o tym jeszcze nie zdecydowałam. Za to powoli uzupełniam Niebiosa na Wattpadzie, więc zachęcam do zajrzenia tam i zostawienia po sobie śladu. A teraz już nie ględzę, tylko zapraszam na rozdział.
W Seireitei wieści roznoszą się szybko. Zwłaszcza kiedy są
one przeznaczone jedynie dla wybranej grupy, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto
coś zobaczył, usłyszał, ale nie poznał kontekstu. W ten sposób rodzą się plotki
podgrzewające atmosferę wśród shinigamich.
Wieść o aresztowaniu vice-kapitan Dziewiątego Oddziału dość
szybko obiegło białe miasto. Corrien Shiroyama ich zdradziła – brzmiała oficjalna
wersja. Pracowała dla wroga, który nadal się nie ujawnił. Wielu przypomniało to
o zdradzie Aizena, po którym też nikt się tego nie spodziewał. Wszak Corrien
była miłą, pracowitą dziewczyną. Ci, którzy poznali ją nieco bliżej, pracowali
z nią, w życiu by nie pomyśleli, że jej uśmiech to jedynie maska ukrywająca
zdradzieckie serce.
Nikt też nie miał pojęcia, kto pierwszy sobie o tym
przypomniał. Nazwisko Shiroyama nie było obce w Seireitei. Były to historie z
dawnych czasów, prócz Kapitana-Dowódcy prawdopodobnie nie było nikogo, kto
byłby świadkiem tamtej wojny domowej sprowokowanej właśnie przez żądnych władzy
Shiroyamów. Przez tych, którzy zawsze byli inni, wyobcowani nawet wśród
arystokracji Seireitei. Chronili swe tajemnice, otaczając się przez wieki
niewielkim kręgiem wasali, stanowiąc grozę, której Seireitei słusznie się
obawiało i chyba tylko cudem udało się ją przegonić, gdy doszło do starcia.
A teraz wrócili. Wpełzli do Seireitei w postaci młodej, niczego
nieświadomej dziewczyny, która bardzo szybko zyskała sympatię większej części
dowództwa, a nawet usidliła vice-kapitana Trzeciego Oddziału.
Izuru Kira naprawdę miał w życiu pecha. Najpierw zaufał
swojemu dowódcy, Ginowi Ichimaru i choć w dobrej wierze, trochę mu pomógł w
knowaniach zdrajcy Aizena, które miały na celu zasiąść chaos w Seireitei i
uśmiercić Rukię Kuchiki. Tak, Gin Ichimaru złamał wtedy wszystko, czym wtedy
był Izuru Kira.
Żartem losu to właśnie córka Shiroyamów była przy nim, gdy
podnosił się z tego upadku. Jej promienny uśmiech i miła dla oka
powierzchowność zadziałała na zrozpaczonego vice-kapitana, ujęła jego pęknięte
serce i nieszczęśnik planował ślub z Corrien zupełnie nieświadomy, że to
wszystko było jedynie grą. Należało mu jedynie współczuć, że po raz drugi
został tak boleśnie zdradzony.
Shuuhei miał dość słuchania tych plotek i historii wyssanych
z palca. Od kilku dni bezskutecznie próbował uzyskać spotkanie z Radą 46, lecz
nie wpuszczono go do ich siedziby. Komukolwiek zależało na zdyskredytowaniu
Corrien, musiał mieć szerokie wpływy, inaczej nie doszłoby do tego.
Do furii doprowadziło go też wspomnienie aresztowania
Corrie. W końcu do niego dotarło, że jego zastępczyni nie chciała zamieszania z
tego powodu, ale nadal było to bardzo niesprawiedliwe, że z jednej niewoli
trafiła do drugiej, choć był to jej dom. Sam czuł się jak zdrajca, że na to
wszystko pozwolił, a nawet nie chciał próbować wyobrażać sobie, co w tej chwili
czuł Kira. Ledwo co ją odzyskał, by znów stracić. Ile jeszcze będą musieli przetrwać,
żeby wreszcie mogli przejmować się jedynie sobą?
– Yo, Hisagi.
– Abarai.
– Dzisiaj też tu przylazłeś? I co, wpuścili cię?
– A jak myślisz? – burknął Shuuhei.
Renji tylko westchnął. Nie znali wielu szczegółów sprawy,
wyglądało na to, że samo bycie potomkinią Shiroyamów świadczyło o winie Corrie.
– Powinienem siłą ją stamtąd wyciągnąć – mruknął Shuuhei,
kątem oka dostrzegając plotkujących shinigamich. – Nagle sobie przypomnieli
jakieś stare legendy, które pewnie nic nie znaczą.
– Jak wbijesz do Drugiego Oddziału, to cała Dziewiątka może
za to beknąć – zauważył Renji. – Corrie tylko by się na ciebie wkurzyła.
– Przecież wiem – warknął Shuuhei. – Idiotka wzięła wszystko
na siebie, a ja nawet nic nie jestem w stanie zrobić.
– Próbowałem podpytać kapitana Kuchikiego, o co w tym
chodzi, ale kazał mi się nie mieszać. Od aresztowania Corrie ma paskudny nastrój.
– Najwyraźniej pod naszą nieobecność ktoś zaczął działać.
Tylko czemu akurat Corrie? To bezsensu.
– Może to stare bajania, ale Shiroyamowie swego czasu niemal
rządzili Seireitei – odparł Kyoraku, który przechodził obok w towarzystwie
Nanao i usłyszał fragment ich rozmowy. – Ich dwór wywołał wojnę domową, więc
nic dziwnego, że Rada 46 obawia się powtórki. Wygnane Rody jak nigdy zaznaczają
swoją obecność, a ich działania sugerują powrót po zemstę.
– Wygnane Rody? – powtórzył Renji. – O co w tym wszystkim
chodzi? Przecież Corrie nie jest naszym wrogiem.
– Wygnane Rody to Dwór Wiatru. Zdaje się, że Corrie-chan nie
miała pojęcia, że znalazła się wśród wrogów albo usilnie starała się przetrwać
w świecie, który wydawał się jej przystępniejszy. O to musielibyście zapytać ją
samą, o ile będzie taka okazja.
– Jak wielu dowódców wiedziało, kim jest Corrie? – zapytał poważnie
Shuuhei.
– Mniej niż sądzicie. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by Corrie-chan
mogła spokojnie żyć w Seireitei, nie sądzicie?
***
Omaeda skrzywił się, gdy zszedł do aresztu i zobaczył ledwo
ruszone jedzenie. Więźniarka siedziała na pryczy z kolanami objętymi ramionami
i wpatrywała się w okno wpuszczające do celi odrobinę światła. Nie było płaczu,
krzyków, błagań. Jedynie obojętność, która nie pasowała do tej kobiety.
– Zamierzasz się głodzić? – zapytał opryskliwie.
Corrie spojrzała na niego bez wyrazu, ale zaraz odwróciła
spojrzenie z powrotem na okienko.
– Nie ignoruj mnie, Shiroyama – warknął.
– Co ty tu robisz? – zapytała surowo Sui-Feng, zatrzymując
się przy swoim zastępcy. – Nikomu nie wolno z nią rozmawiać.
– Sprawdzam, czy niczego nie kombinuje. To podejrzane, że tak
łatwo dała się schwytać.
Corrie prychnęła, ale nie spojrzała na żadne z nich. Sui-Feng
przyjrzała się jej bardziej. Nie znała Shiroyamy, wiele o niej słyszała, lecz
na palcach jednej ręki mogła policzyć interakcje z tą dziewczyną. Mimo to
zdawała sobie sprawę, że w tej chwili było w niej coś nienaturalnego.
– Kapitan Sui-Feng, mam prośbę – odezwała się niespodziewanie
cichym głosem. – Proszę nie wpuszczać tu mojego kapitana ani Izuru. Nie chcę,
żeby widzieli mnie w tym stanie.
– To i tak nie będzie możliwe – odparła dowódczyni Dwójki. –
Przyszły rozkazy od Rady 46. Oskarżona o zdradę vice-kapitan Dziewiątego
Oddziału, Corrien Shiroyama została uznana winną zarzucanych jej czynów i
skazana na śmierć. Wyrok zostanie wykonany za trzydzieści dni. Jutro o świcie
przenoszą cię do Wieży Żalu. To ostateczna decyzja.
– Rozumiem.
Dla Sui-Feng brak reakcji Corrie na te wieści był nienaturalny
i w pewien sposób przerażający. Jakby Shiroyama już się poddała. Nie buntowała
się przez resztę dnia ani następnego ranka, gdy zabierano ją do Wieży, gdzie
miała żałować swoich zbrodni. Pozwoliła zaprowadzić się do nowej celi pełna
spokoju i obojętności. Dopiero gdy została sama, pozwoliła sobie na łzy
rozpaczy. Wiedziała, że w jej przypadku cud się nie zdarzy, nikt jej nie ocali,
bo Seireitei nie chciało dłużej ignorować istnienia Corrien Shiroyamy i
zamierzało pozbyć się jej w hańbie i upokorzeniu.
***
Sasakibe spojrzał na Yamamoto, gdy wybrzmiała wiadomość od
Rady 46. Starzec westchnął ciężko i odesłał posłańca.
– Nie udało się – stwierdził vice-kapitan.
– Temu dziecku od początku pisana była śmierć wśród nas. A
jednak pozwoliliśmy sobie ignorować fakt jej istnienia, pozwoliliśmy jej zostać
jedną z nas. Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby zginęła w walce.
– Grozi nam wojna domowa?
***
Kurochi był pewny, że poczuje satysfakcję na tę wieść. Zbyt
długo musiał tolerować Shiroyamę na terenie swojego Oddziału i ignorować jej
tożsamość z powodów dla niego zbyt niezrozumiałych, by miał je zaakceptować bez
słowa. Teraz skończy się to raz na zawsze. Nie czuł niczego, bo wiedział, że
cały proces przeprowadzono bez obecności oskarżonej. Tak naprawdę była to
zwykła formalność, skoro Seireitei zaczęło działać i oskarżyło Shiroyamę o
zdradę.
Spojrzał na przeraźliwie bladego Kirę, który nadal wpatrywał
się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał posłaniec. Chyba wciąż to do
niego nie docierało.
– Nie zemdlej mi tu tylko – stwierdził Kurochi.
– Proszę się zamknąć, kapitanie – warknął Kira i wyszedł,
trzaskając drzwiami.
To brzmiało jak koszmar. Corrie nie była zdrajcą, lecz
ofiarą. Od samego początku żyła ze świadomością, że Shizumo na nią poluje.
Mogła się do tego nie przyznawać, ale była przerażona. Ledwo wyciągnęli ją z
jednej celi, by trafiła do drugiej. Nawet gorszej, bo zgotowanej przez miejsce,
które szczerze nazwała domem. W którym powinna czuć się bezpiecznie. To było
niesprawiedliwe i osoba, która za to odpowiadała, była zwyrodnialcem, któremu
Kira życzył w tej chwili jak najgorzej.
***
– To nieprawda – powiedziała Isane, by przede wszystkim siebie
przekonać. – To nie może być prawda, pani kapitan.
Unohana spojrzała na swoją zastępczynię ze smutkiem.
– Decyzje Rady 46 są niepodważalne i musimy się im podporządkować,
Isane.
– Corrie by nam tego nie zrobiła. Zna ją pani przecież.
Do Unohany wróciły wspomnienia poprzedniego wyroku Rady,
którzy wstrząsnął Soul Society. Równie zaskakującego i niesprawiedliwego w
wielu aspektach.
– Seireitei nie zmieniło się tak bardzo od zdrady Aizena,
jak chcieliśmy myśleć.
***
Kaya ukryła twarz w dłoniach, gdy tylko została sama. Wybór
nowego vice-kapitana nagle przestał się liczyć. Nie chciała myśleć, że Corrien
jest współodpowiedzialna za śmierć Momo. Przyjaźniły się na długo przed tym,
jak Kamikuza wróciła do Seireitei. Do tego Corrien była zupełnie nieświadoma całego
konfliktu pomiędzy Seireitei a Dworem Wiatru, prawda?
Kaya nie znosiła bezsensownego okrucieństwa i wydawania
wyroków na podstawie domysłów. Jej przeszkolenie z Jednostek Terenowych od początku
podpowiadało, że Shiroyama prędzej czy później stanie się kłopotem, ale zianie
do niej bezpodstawną nienawiścią, jak czynił to Kurochi, do niczego nie
prowadziło. Kaya chociaż zadała sobie trud poznania tej dziewczyny,
samodzielnego ocenienia prawdziwości zagrożenia i nie chciała, by wszystkie
obserwacje i wnioski stały się zwykłym kłamstwem.
***
– Oni sobie w chuja lecą! – wrzasnął Abarai.
– Renji, wyrażaj się – skarcił go wyraźnie zły Byakuya.
– Zgadzasz się z tym, kapitanie? Przecież to niedorzeczne.
Nie po to wyciągaliśmy ją z łap Dworu, żeby teraz zabić. Nie możemy na to
pozwolić! – gorączkował się Renji.
Kuchiki nie odpowiedział, choć powietrze w biurze zrobiło
się ciężkie od wypełnionego wściekłością arystokraty reiatsu. Ktoś się bardzo
postarał, by wykorzystać nieobecność Byakuyi w Seireitei i pogrzebać lata pracy
nad ukryciem tożsamości Corrie przed arystokracją.
Obserwował Renjiego, który nie ukrywał swojej wściekłości na
Radę. Nie tym razem, bo przecież w przypadku Rukii też się nie zgadzał z
wyrokiem. Znów wiążące ich zasady próbowały pozbawić go przyjaciółki i przez
myśl Byakuyi przeszło, że tym razem Renji nie będzie obawiał się starcia, by
pomóc Corrien wydostać się z więzienia. A to mogło przynieść dodatkowe kłopoty,
których Kuchiki wolałby uniknąć. Ktoś pragnął zasiać chaos w ich szeregach. I
ktoś zdradził, a tego Byakuya nie zamierzał tolerować.
***
Komamura westchnął ciężko, po czym zwrócił się do swojego
zastępcy:
– Tetsuzaemon, wierzysz w winę Corrien?
– Wątpię, by była do tego zdolna. Może pochodzić od wroga,
ale jest jedną z nas.
– Też chciałbym w to wierzyć.
***
Nanao zacisnęła dłonie na trzymanej księdze. Kyoraku
wyjątkowo nie próbował odwrócić usłyszanych wieści w żart. Podniósł się i
wyprostował.
– Kapitanie?
– Spokojnie, Nanao-chan. Mamy trzydzieści dni, by coś
wymyśleć. Może tym razem Yama-ji nie będzie oponował.
***
Shuuhei zrzucił raporty z biurka, nie ukrywając wściekłości.
Rada 46 nawet nie próbowała go wysłuchać. Ba! Nie wysłuchała nikogo z shinigamich,
ewidentnie mając Oddziały w poważaniu. Na podstawie czego skazali jego
vice-kapitan na śmierć? Bo urodziła się na Dworze Wiatru i nikomu o tym nie powiedziała?
Bo poszła tam w dobrej wierze, że wszystko naprawi i nikt z nich nie będzie
musiał ginąć? Jakby mało zapłaciła za własną upartość i skrytość. Shuuhei mógł
się nie zgadzać z wieloma decyzjami Corrie, ale była jego vice-kapitanem i przyjaciółką,
której nie zamierzał zostawiać na pastwę losu. Nie po to wyciągali ją z tego
bagna z Shizumo, żeby teraz pozwolić Radzie 46 oskarżyć ją o zdradę i skazać na
śmierć. Nie pozwoli na to. Nigdy w życiu na to nie pozwoli.
***
Matsumoto spojrzała niespokojnie na Hitsugayę, który nie
zareagował w żaden sposób na wieści. Sama czuła bunt wobec niesprawiedliwego
wyroku, mając świadomość, jak potraktowano Corrien na Dworze Wiatru. Potrzebowała
opieki i spokoju, nie samotności celi i dni wypełnionych oczekiwaniem na
śmierć.
– Kapitanie?
– Rada 46 jak zwykle robi po swojemu – odezwał się chłodno
Toshiro.
– Corrie nas nie zdradziła. Musimy coś zrobić.
– Co chcesz zrobić, Matsumoto? Wywołać wojnę domową?
– Nie możemy jej zostawić na pastwę losu!
***
– Ken-chan, Corr-Corr jest jedną z nas, prawda? – zapytała Yachiru,
spoglądając poważnie na swojego opiekuna i kapitana.
– Mnie nie pytaj – prychnął Zaraki. – Ci głupcy z Rady chcą
wywołać wojnę.
– Ken-chan, ty lubisz wojnę.
– Yachiru, kto by lubił wojnę, w której nie ma żadnych
godnych przeciwników? To będzie rzeź bez większego sensu.
Vice-kapitan zamyśliła się chwilę nad słowami Kenpachiego,
po czym uśmiechnęła się szeroko.
– Ken-chan, przecież możesz uratować Corr-Corr. Wszyscy
możemy.
***
Kurotsuchi rzucił obojętne spojrzenie posłańcowi nadal bardziej
skupiony na badaniach, które niemal już ukończył.
– No i? – zapytał.
Ani posłaniec, ani stojąca przy krześle przełożonego Nemu
nie odezwali się słowem.
– Poszedł mi stąd – warknął Mayuri. – Nemu, idiotko,
zabroniłem wpuszczać obcych! Czego nie zrozumiałaś?!
– Przepraszam, Mayuri-sama.
***
Ukitake schował twarz w dłoniach. Ostatni raz tak bezsilny i
rozdarty czuł się, gdy zbliżała się zaaranżowana przez Aizena egzekucja Rukii.
I teraz znów prawo działało przeciwko temu wszystkiemu, w co mężczyzna wierzył.
– Kapitanie?
Spojrzał na swoich Trzecich Oficerów, którzy godnie
zastępowali Rukię w obowiązkach na czas jej nieobecności. Oboje wyglądali na
wzburzonych usłyszanymi wieściami. Mogli nie przepadać za Corrie przez jej eskapady,
lecz zdawali sobie sprawę, że to wszystko było nie tak.
– Co powinniśmy zrobić? – zapytał Sentaro. – Znów staniemy
do walki?
– Chciałbym, aby tym razem obeszło się bez walki – oznajmił spokojnie.
– Lecz ten wyrok sprawi, że kocioł ambicji, jakim jest Seireitei, wybuchnie.
Tego się boję.
***
Setsuko znalazła męża na werandzie. Na kolanach trzymał
starą księgę, którą widywała u niego dość często w czasie ostatniego roku.
Właściwie, odkąd Corrien została vice-kapitanem Dziewiątki i zaczęły się te
wszystkie problemy z Dworem Wiatru.
Byakuya chyba jej jeszcze nie zauważył zatopiony w myślach
albo po prostu zignorował pojawienie się ukochanej, może nie chcąc dzielić się
własnymi bolączkami, o których dotąd jej nie wspominał. To jej jednak nie
zniechęciło.
– Martwisz się – stwierdziła, siadając obok.
– Jest już późno. Powinnaś spać – odparł, wciąż spoglądając
w gwiazdy widoczne w prześwitach pomiędzy chmurami. – Czy może stało się coś
Kazumi?
– Śpi jak aniołek – odpowiedziała uspokajająco, uśmiechając
się przelotnie. – Ty też powinieneś się położyć. Nie chcesz chyba pokazać się
jutro swoim podwładnym z podkrążonymi oczami.
Uniósł kącik ust w krótkim uśmiechu, który zaraz zniknął
zastąpiony ponurą zadumą. Minęło kilka godzin, odkąd Seireitei obiegła wieść o
wyznaczonej dacie egzekucji, co znacznie przybliżyło ich do wybuchu wojny
domowej.
– Martwisz się o Corrien – doprecyzowała Setsuko, wiedząc,
że mąż sam z siebie raczej nie zacznie tego tematu. – To nie powinno tak być.
Znamy Corrien, ty ją doskonale znasz, bo była twoim Trzecim Oficerem. Nie jest
zdolna do zdrady, a po tym horrorze przeżytym na Dworze Wiatru powinna być z
Kirą i leczyć rany.
Byakuya początkowo nie odpowiedział. Sam nie był pewien,
kiedy Shiroyama stała się ważnym elementem dowództwa. Pamiętał dzień, w którym
po raz pierwszy wszedł z nią w interakcję, gdy wyrzuciła mu draństwo, skoro nie
chciał pomóc Rukii skazanej na śmierć. Wtedy miał ją za naiwne dziewczę, które
nie wie, co robi. Dopiero z czasem dotarło do niego, kim ta dziewczyna naprawdę
jest, ale było już za późno, by bezboleśnie ją usunąć.
– Ktoś zdradził – przyznał z niesmakiem.
– Kto?
– Nie mam pojęcia, lecz wiedział, kiedy zacząć działać.
Wykorzystał naszą nieobecność, by przygotować proces Corrien. Nie wiem, kto
pociąga za sznurki.
Nie ukrywał przed Setsuko swojej wściekłości. Przez lata
umiejętnie ukrywał prawdziwą tożsamość Corrien przed arystokracją, pozwalając
żyć jak zwyczajnej shinigami. Nawet wtargnięcie Shizumo kilka lat temu udało mu
się zgrabnie zatuszować. Tak było lepiej. Nie chciał popełniać znów tego samego
błędu, co z Rukią, pętać kogoś sieciami, które potrafiły zadusić niczego
nieświadomą ofiarę.
– Ta cała egzekucja to absurd – prychnęła Setsuko. – Boją się
jednej dziewczyny.
– Boją się opowieści – poprawił ją.
Setsuko westchnęła i spojrzała w gwiazdy.
– Miyagi również opowiadali o potężnych Shiroyamach, którzy
niegdyś zdradzili Seireitei. Znam te bajania i strach przed powrotem grozy,
której nikt z nas nie doświadczył. Ale to wciąż nasza Corrie. Przecież wiesz,
że nie skrzywdziłaby muchy.
– Te opowieści są mocno przesadzone – mruknął Byakuya.
– Co masz na myśli?
Nie odpowiedział na to pytanie. Nie chciał w to wszystko
mieszać Setsuko, zwłaszcza teraz, gdy Kazumi wymagała od niej pełnej uwagi. To
były błędy jego przodków, więc czuł się osobiście odpowiedzialny, żeby coś z tym
zrobić. Nie wiedział jednak co. Stare zapisy nie dawały odpowiedzi, nie mógł
też nikogo zapytać o radę.
– Może popełniłem błąd – odezwał się cicho. – Zamiast sprawować
nad nią pieczę, powinienem dawno temu ją zabić.
– I czułbyś się z tym dobrze? – zapytała poważnie. –
Pozbawiając życia bezbronną dziewczynę? Byłbyś z siebie dumny?
Byakuya pokręcił jedynie głową. Może ta sprawa z Rukią
zdążyła otworzyć mu oczy, może to po prostu poczucie obowiązku wobec przodków
sprawiło, że ze wszystkich rozwiązań wybrał właśnie to. A teraz miał
wątpliwości, czy postąpił słusznie. Wyrok podzielił siły Gotei 13, łatwo było o
bunt, a wciąż pozostawała sprawa Dworu Wiatru. Byakuya nie ufał słowom Ato
Kazemichiego. Nie wiedział, co ten mężczyzna planował, skoro podjął ich z
honorami i wypuścił Corrien, ale Byakuya podejrzewał, że upomni się w końcu o
ostatnią z Shiroyamów. Kuchiki był pewien, że po tym potężnym rodzie w chwili
obecnej pozostała tylko ta rozbita dziewczyna zamknięta w Wieży Żalu. Nie
musiał mieć dowodów na tę zbrodnię.
– Setsuko, co powinienem zrobić?
– A co podpowiada ci serce?
Święta, święta i po świętach... i całe szczęście, bo przez ten cały międzyświąteczny rozgardiasz nie miałam czasu żeby na spokojnie przysiąść i napisać jakiś wartościowy komentarz, a poprzedni rozdział przeczytałam krótko po publikacji, więc przepraszam za wcześniejszy brak odzewu z mojej strony.
OdpowiedzUsuńWiele wskazuje na to, że będę musiała wycofać swoje słowa na temat Ato z przed dwóch rozdziałów. Na tym etapie jestem przekonana, że może mieć coś wspólnego z aresztowaniem Corrie. Chociaż w rozdziale zostało wspomniane, że zdrajcą mógłby być ktoś z miejscowych i absolutnie nie zdziwiłabym się, gdyby to Kurochi okazał się tym, który doniósł na Corrie.
Wojna domowa z pewnością nie jest czymś, czego możnaby życzyć Shinigami, chociaż jest to w pewien sposób pokrzepiające, że na Corrie może liczyć na tak wielu sojuszników pośród dowództwa Gotei 13.
Nie sądziłam, że po niedawnych wydarzeniach akcja tak szybko nabierze tempa, ale nie powiem żebym narzekała. Ciekawość mnie zżera, co też takiego szykujesz dla swoich bohaterów.
Pozdrawiam!
Nie, to nie Kurochi doniósł Radzie o Corrie.
UsuńTeraz już akcja będzie pędzić do przodu, a wszelkie tajemnice z czasem się wyjaśnią.
Przybyłam, nadrobiłam, jestem spóźniona w chuj, dlatego pozwolę sobie skomentować zbiorczo, chociaż to na pewno nie jedyny tekst, do którego powinnam zajrzeć.
OdpowiedzUsuń(Nie, to wcale nie dlatego że mam czas, ale zbliża się sesja i robię wszystko, żeby się nie uczyć. Klasyka gatunku).
Podziało się, podziało od mojej ostatniej wizyty. Dwór Wiatru, wyrywanie nóg z dupy Shizumo (a dobrze ci tak, draniu!), teraz oskarżenie o zdradę. Czyżby Ato miał większe ambicje niż wyłącznie przejęcie władzy nad Dworem, a wykorzystanie śmierci Corrien jako pretekstu do wypowiedzenia wojny? Może. Gdybam wyłącznie, chociaż nie zazdroszczę żadnemu z bohaterów znalezienia się w tej sytuacji.
...no, może poza tobą, Byakuya. Tobie zawsze chuj w dupę i przyjmuj wszystkie cierpienia świata na swoją marmurową klatę.
Kurochi niczym zagadka pieprzona, też mnie drań wkurza, ale nie mniej niż Byakuya, ale podejrzewam, że jakieś powiązania z Dworem może i ma.
Na przestrzeni tych kilku rozdziałów uderzył mnie ten brutalny ascetyzm podczas scen znęcania się nad bohaterką. Naprawdę fantastyczna robota, Laurie. Zwykle czytam wszystko niewzruszona, a w tamtych momentach miałam ciarki i to na pewno nie zasługa mojej zaktualizowanej bazy wirusów programu Ama.
Miłego odpoczynku Ci życzę, chociaż już urlopowy styczeń zbliża się do końca. Postaram się wpadać częściej niż raz na pół roku, ale klasycznie niczego nie jestem w stanie obiecać.
Bai, bai,
Ama
No tak. Oczywiście, że jestem do tyłu jeszcze o rozdział. No tak, Corrie została skazana. Na jakiś czas o tym zapomnniałam. Skazana na śmierć i to jeszcze po przeżyciach, które miała. Na swój sposób to może nawet jest łaska autorki lol
OdpowiedzUsuńAle tak na serio, to podobają mi się te krótkie scenki z reakcjami. Bardzo fajnie zrobione. A generalnie to ja się zgadzam z Abaraiem, że lecą :)
No i scena z Byakuyą i Setsu. Chociaż już czytałam, bo chyba mi podesłałaś, ale i tak zawsze mi miło, jak się Setsu pojawia.