poniedziałek, 13 grudnia 2021

Rozdział 36.

Kolejny rozdział na czas, choć tym razem było blisko, żebym się nie wyrobiła. Życie... Kończymy wątek na Dworze Wiatru i płynnie wchodzimy w następny. A jutro na Wattpadzie kolejny rozdział "Serca skutego lodem", które nadal powstaje w czasie jazdy do pracy. Choć teraz, gdy zaczęło być zimno, wyciąganie telefonu na mrozie nie jest zbyt przyjemne.

 

Corrie przejrzała się w lustrze, gdy Yumichika skończył. Dotknęła krótkich kosmyków, których w żaden sposób nie mogła przewiązać wstążką, i zastanowiła się, czy kiedykolwiek miała tak krótką fryzurę. Chyba nie, zasady Dworu Wiatru wręcz wymagały od niej długich, zadbanych włosów, które służące upinały w wymyślne fryzury, poświęcając na to mnóstwo czasu. To był jeden z powodów, z których je obcięła, choć nie spodziewała się aż takiej furii ze strony Shizumo, gdy to zobaczył.

– Za jakiś czas odrosną – stwierdził Yumichika, przyglądając się przyjaciółce z uwagą.

– Wiesz, po prostu teraz jest to dziwny widok – odpowiedziała wciąż zawieszona pomiędzy niewesołymi myślami. – Dziękuję, że je wyrównałeś.

– Tak wyglądają znacznie lepiej. Nie jak otwarta rana.

– Nie powinnam tego robić, prawda?

Odwróciła się do niego i spojrzała na przyjaciela, który uśmiechnął się lekko.

– Mogę się tylko domyślać, co cię do tego skłoniło, ale teraz tego nie cofniemy. Pozwólmy im odrosnąć w ich własnym tempie. Są ważniejsze rzeczy niż obcięte włosy.

– Ale… – zawahała się i odwróciła spojrzenie. – Nie musisz kryć dezaprobaty, Yumichika.

Ayasegawa prychnął śmiechem, chwycił Corrie za podbródek i odwrócił jej twarz tak, by spojrzała mu w oczy.

– Nie jestem aż tak płytkim facetem, żeby zrywać znajomość z powodu fryzury – oznajmił lekko urażony, lekko rozbawiony tą myślą.

– Przepraszam.

– Corrie-chan, to nie włosy są problemem. Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, że stało się coś złego i nieodwracalnego. Mogę sobie tylko wyobrażać to piekło, przez które przeszłaś, a jestem pewny, że to nawet nie niewielki fragment rzeczywistości. Pytanie, czy chcesz o tym mówić, czy chcesz to z siebie wyrzucić. Nikt nie pomyśli, że jesteś słaba. Nie przestaniemy cię kochać z takiego powodu, ale do ciebie należy decyzja, czy nas do tego dopuścisz.

Corrie objęła się ramionami, opuściła głowę tak, że grzywka zasłoniła jej oczy. Wiedziała, że tego nie ukryje, że w końcu zaczną ten temat, a ona najchętniej o wszystkim by zapomniała, wymazała najdrobniejszy szczegół z własnego jestestwa.

– Yumichika, myślisz, że Izuru będzie mnie taką chciał? – zapytała cicho.

– Głuptasie, on za tobą szaleje. Nie chcesz wiedzieć, jak spojrzał na Ikkaku, gdy ten zasugerował, że powinniśmy go zostawić w Seireitei.

– Ale…

– Nie, nie myśl tak – zganił ją łagodnie. – Dla niego zawsze będziesz najpiękniejsza i najważniejsza na świecie. Jestem pewny, że da ci wystarczająco dużo czasu, żebyś uporała się z tym koszmarem. Przejdziecie przez to razem.

– Myślisz, że jest na mnie zły, że tu przyszłam?

– Nawet jeśli był, to cała złość ulotniła się, gdy upewnił się, że cię odzyskał.

Kiwnęła głową, choć nadal powstrzymywała łzy cisnące do oczu. Nie była pewna, ile ich wylała ostatnimi czasy, a jednak nadal miała ich pod dostatkiem. Nie chciała się rozklejać teraz, gdy wszystko zaczęło wracać do normy.

Yumichika dostrzegł tę walkę przyjaciółki z samą sobą. Shizumo skruszył lichą pewność siebie Corrie, zniszczył wszystko, co mozolnie zbudowała przez te lata spędzone w Seireitei. Ayasegawa był wściekły i nie miał, na czym tej złości odreagować, skoro sprawcy już nie było.

Jednak to nie było najważniejsze. Przytulił ją delikatnie, schował w swoich ramionach, chroniąc przed całym światem.

– Płacz, ile tylko potrzebujesz – powiedział cicho. – Płacz nie jest zły, pomaga uwolnić się od tego wszystkiego, co nas boli. Nie będę cię zmuszać do mówienia, ale zawsze będę do twojej dyspozycji, gdybyś tego potrzebowała. Rozumiesz, motylku?

– Tak – szepnęła, chowając twarz w jego piersi. – Jestem taka wściekła, a one nie przestają płynąć.

W końcu przestaną, a teraz im na to pozwól. Mamy czas, mnóstwo czasu.

 

***

 

Hisagi nie miał pewności, gdzie był. Ogród pomimo swej prostoty przygniatał wielkością i chyba dlatego Shuuhei się zgubił, a to pogłębiało jego niepokój o przyjaciół. Obiecał sobie, że upilnuje Kirę, póki nie opuszczą Dworu Wiatru, a wystarczyła chwila, by stracił go z oczu.

Usłyszał czyjeś kroki i sięgnął po miecz pewny, że cały Dwór wie już o ich małej eskapadzie. Mężczyzna o czarnym warkoczu spoglądał gdzieś za siebie, więc nie zauważył Shuuheia od razu. Jednak gdy tylko naprawił swą pomyłkę, uniósł dłonie w pokojowym geście.

– Nie chcę z tobą walczyć, shinigami – oznajmił poważnie. – Wysłuchaj mnie, proszę.

– Czemu miałbym?

– Żeby ocalić Corrien i powstrzymać wojnę pomiędzy naszymi dworami.

Shuuhei do tej pory nie był pewny, czy dobrze zrobił, ufając Ato. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, choć nie mógł znaleźć tego niewłaściwego fragmentu. Rozumiał, że otwarta wojna domowa niczego dobrego nie przyniesie, a jednak bierność Ato do momentu przybycia shinigamich aż kłuła w oczy. Przecież jako Pierwszy Generał mógł o własnych siłach obalić rządy brata.

Coś nie grało w opowieści, która miała wyjaśnić im wszelkie wypadki. Shuuhei rozumiał, że dla zachowania sekretu armia musiała działać, lecz nie godził się na skutki tego wszystkiego. Do tego nagle okazywało się, że Ato w ogóle nie potrzebuje Corrien, która niby była taka ważna dla utrzymania równowagi Dworu Wiatru. Coś w tym wszystkim było kompletną ściemą, choć nie miał pojęcia, jak to odkryć.

Reszta chyba to kupiła, bo przestali aż tak podejrzliwie patrzeć na wszystkich dookoła. Może oprócz kapitana Kuchiki i Kiry. Temu drugiemu się nie dziwił, że niemal nie odstępował Corrie na krok. Nie po tym, jak niemal ją stracił, a i tak stało się wiele złego. Shuuhei nie pytał, czy już o tym wszystkim rozmawiali, nie chciał niczego komplikować, choć nadal gdzieś na dnie duszy tlił się gniew i żal do przyjaciółki, że postąpiła tak lekkomyślnie, że im nie zaufała i nie dopuściła do udziału w historii.

Ciężko zaś było powiedzieć, co Kuchiki o tym wszystkim sądził. Nawet Renji nie bardzo wiedział, czego się spodziewać po chmurnym obliczu jego dowódcy. Czy Byakuya wiedział coś więcej, ale jak zwykle z niczym się nie zdradzał? Dlaczego? Shuuhei domyślił się, że Kuchiki zdał sobie sprawę z tożsamości Corrie na długo przed tym, jak sama im o tym opowiedziała. Znał też co najmniej część historii, która kryła się w przeszłości Dworu Wiatru, a jednak o niczym nie wspominał. Czemu? Co to wszystko mogło dla nich oznaczać?

Shuuhei trochę się bał, że to nie koniec kłopotów. Nawet jeśli wydostaną się bez problemów z Dworu Wiatru, czeka ich tłumaczenie się w Seireitei. W końcu przygotowywali się do wojny z wrogiem, który od dłuższego czasu nękał shinigamich i zwykłe dusze. Czy uda się zapobiec starciu? Czy powinni o wszystkim zapomnieć? Czy to wszystko nie odbije się jeszcze bardziej na Corrie? Jak miał chronić przyjaciół, skoro nadal o wszystkim nie wiedział?

Wielu z pewnością będzie żądać odwetu za dotychczasowe ataki. Zbyt wiele krwi przelano pomiędzy Seireitei a Dworem Wiatru, będzie potrzeba wielu rozmów i decyzji, by sytuacja się ustabilizowała. A co jeśli Gotei 13 postanowi pójść na wojnę i zmieść Dwór Wiatru z powierzchni ziemi? Niby Hisagi nie podejrzewał Yamamoto o tak drastyczne środki, a jednak coś w tym wszystkim od samego początku było nie tak.

Pochmurne myśli nie opuszczały go nawet, gdy szedł na kolację. Wyglądało na to, że Ato usilnie próbuje zetrzeć złe wrażenie Dworu na shinigamich, bo spędzał z nimi każdą porę posiłku. Zwykle milczeli, czasami Kazemichi wciągał ich w rozmowy na błahe tematy. Nikt jakoś nie mógł jednak zapomnieć, dlaczego w ogóle tu przybyli.

Nie spodziewał się, że w jadalni zastanie Kirę, który nie odstępował Corrie na krok. Nikt mu już uwagi na to nie zwracał, bez tego vice-kapitan Trójki nie ukrywał pochmurnego nastroju. Może i odzyskali Corrie, ale wielu rzeczy nie dało się już odwrócić.

– W porządku? – zapytał cicho, siadając obok przyjaciela.

– Yumichika jest z Corrie – odparł Kira, lecz nie wyjaśnił niczego więcej.

Nie musiał. Chwilę później do jadalni weszła brakująca dwójka shinigamich. Corrie ubrana w lekkie kimono wyglądała dużo lepiej niż kilka dni temu, gdy ją odnaleźli. Krótkie kosmyki miała już wyrównane, nad lewym uchem wpięła spinkę zakończoną kwiatem kamelii. Wszystko psuły jedynie bandaże na jej rękach migające przy ruchu spod rękawów.

– Na pewno możesz już wstawać? – zapytał z troską, przyglądając się przyjaciółce.

– Medyk pozwolił, a chyba bym zwariowała od ciągłego leżenia – odparła z lekkim uśmiechem.

– Dobrze widzieć, że odzyskujesz blask – odezwał się dotychczas milczący Kazemichi.

– Dziękuję, Ato-sama. – Skłoniła lekko głowę. – Wiele w tym zawdzięczam tobie.

– Nie zrobiłem nic specjalnego – odparł. – Niezmiernie cieszy mnie twój powrót do zdrowia.

Żadne z nich nie skomentowało zachowania Kiry, który gdy tylko Corrie do niego podeszła, ustąpił jej miejsca, by oddzielić ją bardziej od nowego przywódcy Dworu Wiatru. I bez tego atmosfera kolacji była jakaś nerwowa.

 

***

 

Nie mogła uwierzyć, że w końcu była wolna. Chyba nigdy nie była tak świadoma siebie i świata dookoła jak po zdjęciu ostatnich pieczęci z jej duszy. Przez myśl przeszło jej, że Shiroyamowie musieli być naprawdę potężni, może to był powód, dla którego Kazemichi trzymali ich córki na uwięzi. Jak jednak do tego doszło? Nie śmiała o to zapytać, choć nie sądziła, że Ato zmieniłby zdanie co do jej odejścia z Dworu Wiatru. Od zawsze był jej jedynym sojusznikiem w tym niegościnnym miejscu i nie miała pretensji, że zjawił się tak późno. Rozumiała odpowiedzialność, jaką nosił na swych barkach.

Mimo to cieszyła się, że już nigdy nie będzie musiała tu wracać. Nienawidziła tego miejsca z całego serca, chciała zapomnieć o tym wszystkim, co tu się wydarzyło, znów stać się sobą z Seireitei. Chciała wrócić do domu, zająć się papierkową robotą, która z pewnością zgromadziła się pod jej i Hisagiego nieobecność, sprawdzić, jak sobie radzi Oddział, plotkować z Rangiku i resztą, a potem spędzić wieczór z Izuru bez wzdrygania się na myśl o czułym dotyku ukochanego. Chciała znowu żyć.

– Jesteś pewna, że nie chcesz zajrzeć do swoich rodziców? – zapytał Hisagi, gdy byli już blisko granicy Dworu.

Tym razem poruszali się jawnie, choć budzili pewne zainteresowanie wśród mieszkańców, którzy wiedzieli już, że ich Pierwszy Generał został nowym przywódcą po śmierci Shizumo. Pomimo oficjalnych wieści po Dworze chodziło wiele plotek na temat udziału córki Shiroyamów i shinigamich, których nie darzono tu sympatią. Nikt jednak nie próbował mścić się za starszego z książęcych braci.

Corrie pokręciła głową.

– Sądzę, że mój ojciec nie byłby zadowolony z mojej wizyty. Nie otrzymałam od niego niczego ponad pogardę, więc wątpliwe, by chciał mnie ujrzeć po latach – wyjaśniła.

Hisagi nie odpowiedział, nie wiedząc, co miałby powiedzieć. Corrie nie wyglądała, jakby było jej z tego powodu przykro, choć sama ta sytuacja wyglądała źle. Z drugiej strony Shiroyamowie nie zainteresowali się córką przez te parę dni, kiedy była pod opieką Ato. To chyba wyjaśniało wystarczająco.

Nie spodziewali się, że przy bramie będzie na nich czekał Ato ze swoim nowym Pierwszym Generałem, Kazuim Fukuraichim. Shinigami nieco zaniepokoili się na ten widok.

– Ato-sama, stało się coś? – zapytała Corrie.

Przez moment obawiała się, że to wszystko mogło być zasadzką, ale zaraz zganiła się w duchu. W żaden sposób nie mogła podejrzewać tego mężczyzny o zdradę.

– Chciałem pożegnać was osobiście – odparł Ato. – Byliście moimi gośćmi, więc jeśli przez chwilę nie zajmę się obowiązkami przywódcy, by was godnie pożegnać, Dwór może na tym jedynie zyskać.

– To naprawdę miłe z twojej strony, Ato-sama. Powiedziałabym, że wręcz urocze.

Kazemichi podszedł do Corrie, jednak zatrzymał się o krok dalej niż planował pod czujnym spojrzeniem Kiry.

– Najpiękniej wyglądasz, gdy się uśmiechasz, Corrien – powiedział cicho. – Idź i bądź szczęśliwa. – Spojrzał na Kirę bez cienia wahania. – Izuru Kira, sądzę, że nie muszę o to prosić, ale uszczęśliwiaj ją każdego dnia tak, jak na to zasługuje.

– Rzeczywiście nie musisz mnie o to prosić – odparł pochmurnie Kira. – Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali, Ato Kazemichi.

Ato uśmiechnął się krótko i wrócił spojrzeniem do Corrie.

– Rozmówię się z Yuto-dono – oznajmił. – Ród Shiroyamów nie poniesie żadnych konsekwencji twojego odejścia.

– Z pewnością będą wdzięczni.

– Czas na was.

– Ato-sama, dziękuję za wszystko. Żegnaj.

– Żegnaj, Corrien.

Obserwował, jak przechodzą przez barierę i znikają z pola widzenia. Dopiero wtedy się rozluźnił.

– To na pewno w porządku? – zapytał Kazui.

– Pozwólmy jej być szczęśliwą, póki może. Nie potrzebuję Shiroyamy, by rządzić i zwyciężać – odparł Ato. – Choć nie przeczę, miło byłoby mieć tak piękną żonę, gdyby Shizumo wszystkiego nie zepsuł. Chodźmy, Kazui. Czas rozmówić się z Shiroyamami.

 

***

 

Powrót do Seireitei zajął więcej czasu niż wyprawa na Dwór Wiatru. Corrie nie odzyskała jeszcze pełni zdrowia, nie musieli się też aż tak śpieszyć, choć w pewnym momencie Ikkaku i Yumichika wyforsowali się przed resztę, by złożyć Kapitanowi-Dowódcy wstępny raport i wieść, że Dwór Wiatru nie pragnie wojny. Wielu z pewnością przyjmie z ulgą wieść, że nadchodząca zima obędzie się bez problemów.

Oczywiście wciąż były rzeczy, z którymi należało się rozliczyć, jednak shinigami byli dobrej myśli. Każdy z nich chciał też wrócić do najbliższych, którym nie groziła już wojna.

Bramę Seireitei przekroczyli popołudniem zmęczeni, ale zadowoleni. Jednak pojawienie się Onmitsukido wzbudziło niepokój, zwłaszcza kiedy zostali przez nich otoczeni. Spomiędzy swoich podwładnych wyszła Sui-Feng w towarzystwie Omaedy.

– Corrien Shiroyama, jesteś aresztowana pod zarzutem zdrady – oznajmiła kapitan Drugiego Oddziału. – Nie stawiaj oporu.

– Co to ma znaczyć, Sui-Feng? – zapytał chłodno Byakuya.

– Rada 46 zadecydowała o aresztowaniu Shiroyamy. Zamierzasz podnieść bunt, kapitanie Kuchiki?

– To absurd – warknął Shuuhei, stając przed Corrie i Kirą, który przysunął się do dziewczyny gotowy jej bronić. – Corrie nie jest zdrajcą.

– Zejdź z drogi, Hisagi – rozkazała Sui-Feng.

– Nie zamierzam. Żądam wyjaśnień.

– Kapitanie, wystarczy – odezwała się Corrie, wysuwając się na widok Onmitsukido. – To z pewnością jakieś nieporozumienie. Kapitan Sui-Feng wykonuje jedynie swoje obowiązki.

– Nie pozwolę cię aresztować tak po prostu – sprzeciwił się Hisagi.

Zerknął przy tym na Kuchikiego, który jak nigdy wyglądał na wściekłego. Wydawało się, że wiedział coś więcej na ten temat, ale jak zwykle nie zdradzał się ze swoją wiedzą.

Corrie przekazała odzyskaną niedawno katanę kapitan Sui-Feng, spoglądając na swoich towarzyszy.

– To z pewnością nieporozumienie – powtórzyła. – Nerwy tu nie pomogą, a wierzę, że wszystko się wyjaśni. Na razie oddaję się w pani ręce, kapitan Sui-Feng. Nie chcę problemów.

– Rozsądnie, Shiroyama – uznała dowódczyni Dwójki. – Umieśćcie ją w areszcie.

Corrie spojrzała jeszcze na Kirę, który zaciskał pięści ze złości. Nie tak to miało wyglądać, ale pozwolił na to, by Dwójka ją zabrała. Rozumiał, że Corrie nie chciała krwawej bitwy pomiędzy shinigami, nawet jeśli ktoś pod ich nieobecność zaczął mącić. Oboje wiedzieli, że wszyscy obecni nie zgadzają się z tą decyzją i należało działać, choć każdy pochopny krok mógł ich wiele kosztować.

1 komentarz:

  1. No dobra. Wrócili. Choć martwią mnie słowa Ato "póki może" odnośnie Corrie i jej szczęścia. Czyżby jednak miał plany wobec Soul Society.
    No i oczywiście Sui i głupia Rada. Grrr

    OdpowiedzUsuń

Laurie January