Kolejny rozdział na czas, choć tym razem było blisko, żebym się nie wyrobiła. Życie... Kończymy wątek na Dworze Wiatru i płynnie wchodzimy w następny. A jutro na Wattpadzie kolejny rozdział "Serca skutego lodem", które nadal powstaje w czasie jazdy do pracy. Choć teraz, gdy zaczęło być zimno, wyciąganie telefonu na mrozie nie jest zbyt przyjemne.
Corrie przejrzała się w lustrze, gdy Yumichika skończył.
Dotknęła krótkich kosmyków, których w żaden sposób nie mogła przewiązać wstążką,
i zastanowiła się, czy kiedykolwiek miała tak krótką fryzurę. Chyba nie, zasady
Dworu Wiatru wręcz wymagały od niej długich, zadbanych włosów, które służące
upinały w wymyślne fryzury, poświęcając na to mnóstwo czasu. To był jeden z powodów,
z których je obcięła, choć nie spodziewała się aż takiej furii ze strony
Shizumo, gdy to zobaczył.
– Za jakiś czas odrosną – stwierdził Yumichika, przyglądając
się przyjaciółce z uwagą.
– Wiesz, po prostu teraz jest to dziwny widok –
odpowiedziała wciąż zawieszona pomiędzy niewesołymi myślami. – Dziękuję, że je
wyrównałeś.
– Tak wyglądają znacznie lepiej. Nie jak otwarta rana.
– Nie powinnam tego robić, prawda?
Odwróciła się do niego i spojrzała na przyjaciela, który
uśmiechnął się lekko.
– Mogę się tylko domyślać, co cię do tego skłoniło, ale
teraz tego nie cofniemy. Pozwólmy im odrosnąć w ich własnym tempie. Są
ważniejsze rzeczy niż obcięte włosy.
– Ale… – zawahała się i odwróciła spojrzenie. – Nie musisz
kryć dezaprobaty, Yumichika.
Ayasegawa prychnął śmiechem, chwycił Corrie za podbródek i
odwrócił jej twarz tak, by spojrzała mu w oczy.
– Nie jestem aż tak płytkim facetem, żeby zrywać znajomość z
powodu fryzury – oznajmił lekko urażony, lekko rozbawiony tą myślą.
– Przepraszam.
– Corrie-chan, to nie włosy są problemem. Wszyscy zdajemy
sobie z tego sprawę, że stało się coś złego i nieodwracalnego. Mogę sobie tylko
wyobrażać to piekło, przez które przeszłaś, a jestem pewny, że to nawet nie niewielki
fragment rzeczywistości. Pytanie, czy chcesz o tym mówić, czy chcesz to z siebie
wyrzucić. Nikt nie pomyśli, że jesteś słaba. Nie przestaniemy cię kochać z
takiego powodu, ale do ciebie należy decyzja, czy nas do tego dopuścisz.
Corrie objęła się ramionami, opuściła głowę tak, że grzywka
zasłoniła jej oczy. Wiedziała, że tego nie ukryje, że w końcu zaczną ten temat,
a ona najchętniej o wszystkim by zapomniała, wymazała najdrobniejszy szczegół z
własnego jestestwa.
– Yumichika, myślisz, że Izuru będzie mnie taką chciał? –
zapytała cicho.
– Głuptasie, on za tobą szaleje. Nie chcesz wiedzieć, jak
spojrzał na Ikkaku, gdy ten zasugerował, że powinniśmy go zostawić w Seireitei.
– Ale…
– Nie, nie myśl tak – zganił ją łagodnie. – Dla niego zawsze
będziesz najpiękniejsza i najważniejsza na świecie. Jestem pewny, że da ci
wystarczająco dużo czasu, żebyś uporała się z tym koszmarem. Przejdziecie przez
to razem.
– Myślisz, że jest na mnie zły, że tu przyszłam?
– Nawet jeśli był, to cała złość ulotniła się, gdy upewnił
się, że cię odzyskał.
Kiwnęła głową, choć nadal powstrzymywała łzy cisnące do
oczu. Nie była pewna, ile ich wylała ostatnimi czasy, a jednak nadal miała ich
pod dostatkiem. Nie chciała się rozklejać teraz, gdy wszystko zaczęło wracać do
normy.
Yumichika dostrzegł tę walkę przyjaciółki z samą sobą.
Shizumo skruszył lichą pewność siebie Corrie, zniszczył wszystko, co mozolnie
zbudowała przez te lata spędzone w Seireitei. Ayasegawa był wściekły i nie
miał, na czym tej złości odreagować, skoro sprawcy już nie było.
Jednak to nie było najważniejsze. Przytulił ją delikatnie,
schował w swoich ramionach, chroniąc przed całym światem.
– Płacz, ile tylko potrzebujesz – powiedział cicho. – Płacz nie
jest zły, pomaga uwolnić się od tego wszystkiego, co nas boli. Nie będę cię
zmuszać do mówienia, ale zawsze będę do twojej dyspozycji, gdybyś tego potrzebowała.
Rozumiesz, motylku?
– Tak – szepnęła, chowając twarz w jego piersi. – Jestem taka
wściekła, a one nie przestają płynąć.
– W końcu przestaną, a teraz im
na to pozwól. Mamy czas, mnóstwo czasu.
***
Hisagi nie miał pewności, gdzie był. Ogród pomimo swej
prostoty przygniatał wielkością i chyba dlatego Shuuhei się zgubił, a to
pogłębiało jego niepokój o przyjaciół. Obiecał sobie, że upilnuje Kirę, póki
nie opuszczą Dworu Wiatru, a wystarczyła chwila, by stracił go z oczu.
Usłyszał czyjeś kroki i sięgnął po miecz pewny, że cały
Dwór wie już o ich małej eskapadzie. Mężczyzna o czarnym warkoczu spoglądał
gdzieś za siebie, więc nie zauważył Shuuheia od razu. Jednak gdy tylko naprawił
swą pomyłkę, uniósł dłonie w pokojowym geście.
– Nie chcę z tobą walczyć, shinigami – oznajmił poważnie.
– Wysłuchaj mnie, proszę.
– Czemu miałbym?
– Żeby ocalić Corrien i powstrzymać wojnę pomiędzy naszymi
dworami.
Shuuhei do tej pory nie był pewny, czy dobrze zrobił, ufając
Ato. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, choć nie mógł znaleźć tego niewłaściwego
fragmentu. Rozumiał, że otwarta wojna domowa niczego dobrego nie przyniesie, a
jednak bierność Ato do momentu przybycia shinigamich aż kłuła w oczy. Przecież
jako Pierwszy Generał mógł o własnych siłach obalić rządy brata.
Coś nie grało w opowieści, która miała wyjaśnić im wszelkie wypadki.
Shuuhei rozumiał, że dla zachowania sekretu armia musiała działać, lecz nie
godził się na skutki tego wszystkiego. Do tego nagle okazywało się, że Ato w
ogóle nie potrzebuje Corrien, która niby była taka ważna dla utrzymania
równowagi Dworu Wiatru. Coś w tym wszystkim było kompletną ściemą, choć nie
miał pojęcia, jak to odkryć.
Reszta chyba to kupiła, bo przestali aż tak podejrzliwie
patrzeć na wszystkich dookoła. Może oprócz kapitana Kuchiki i Kiry. Temu
drugiemu się nie dziwił, że niemal nie odstępował Corrie na krok. Nie po tym,
jak niemal ją stracił, a i tak stało się wiele złego. Shuuhei nie pytał, czy
już o tym wszystkim rozmawiali, nie chciał niczego komplikować, choć nadal
gdzieś na dnie duszy tlił się gniew i żal do przyjaciółki, że postąpiła tak lekkomyślnie,
że im nie zaufała i nie dopuściła do udziału w historii.
Ciężko zaś było powiedzieć, co Kuchiki o tym wszystkim sądził.
Nawet Renji nie bardzo wiedział, czego się spodziewać po chmurnym obliczu jego
dowódcy. Czy Byakuya wiedział coś więcej, ale jak zwykle z niczym się nie zdradzał?
Dlaczego? Shuuhei domyślił się, że Kuchiki zdał sobie sprawę z tożsamości
Corrie na długo przed tym, jak sama im o tym opowiedziała. Znał też co najmniej
część historii, która kryła się w przeszłości Dworu Wiatru, a jednak o niczym
nie wspominał. Czemu? Co to wszystko mogło dla nich oznaczać?
Shuuhei trochę się bał, że to nie koniec kłopotów. Nawet
jeśli wydostaną się bez problemów z Dworu Wiatru, czeka ich tłumaczenie się w
Seireitei. W końcu przygotowywali się do wojny z wrogiem, który od dłuższego czasu
nękał shinigamich i zwykłe dusze. Czy uda się zapobiec starciu? Czy powinni o wszystkim
zapomnieć? Czy to wszystko nie odbije się jeszcze bardziej na Corrie? Jak miał
chronić przyjaciół, skoro nadal o wszystkim nie wiedział?
Wielu z pewnością będzie żądać odwetu za dotychczasowe
ataki. Zbyt wiele krwi przelano pomiędzy Seireitei a Dworem Wiatru, będzie
potrzeba wielu rozmów i decyzji, by sytuacja się ustabilizowała. A co jeśli
Gotei 13 postanowi pójść na wojnę i zmieść Dwór Wiatru z powierzchni ziemi? Niby
Hisagi nie podejrzewał Yamamoto o tak drastyczne środki, a jednak coś w tym wszystkim
od samego początku było nie tak.
Pochmurne myśli nie opuszczały go nawet, gdy szedł na
kolację. Wyglądało na to, że Ato usilnie próbuje zetrzeć złe wrażenie Dworu na
shinigamich, bo spędzał z nimi każdą porę posiłku. Zwykle milczeli, czasami
Kazemichi wciągał ich w rozmowy na błahe tematy. Nikt jakoś nie mógł jednak
zapomnieć, dlaczego w ogóle tu przybyli.
Nie spodziewał się, że w jadalni zastanie Kirę, który nie
odstępował Corrie na krok. Nikt mu już uwagi na to nie zwracał, bez tego
vice-kapitan Trójki nie ukrywał pochmurnego nastroju. Może i odzyskali Corrie,
ale wielu rzeczy nie dało się już odwrócić.
– W porządku? – zapytał cicho, siadając obok przyjaciela.
– Yumichika jest z Corrie – odparł Kira, lecz nie wyjaśnił
niczego więcej.
Nie musiał. Chwilę później do jadalni weszła brakująca dwójka
shinigamich. Corrie ubrana w lekkie kimono wyglądała dużo lepiej niż kilka dni
temu, gdy ją odnaleźli. Krótkie kosmyki miała już wyrównane, nad lewym uchem wpięła
spinkę zakończoną kwiatem kamelii. Wszystko psuły jedynie bandaże na jej rękach
migające przy ruchu spod rękawów.
– Na pewno możesz już wstawać? – zapytał z troską, przyglądając
się przyjaciółce.
– Medyk pozwolił, a chyba bym zwariowała od ciągłego leżenia
– odparła z lekkim uśmiechem.
– Dobrze widzieć, że odzyskujesz blask – odezwał się
dotychczas milczący Kazemichi.
– Dziękuję, Ato-sama. – Skłoniła lekko głowę. – Wiele w tym
zawdzięczam tobie.
– Nie zrobiłem nic specjalnego – odparł. – Niezmiernie cieszy
mnie twój powrót do zdrowia.
Żadne z nich nie skomentowało zachowania Kiry, który gdy
tylko Corrie do niego podeszła, ustąpił jej miejsca, by oddzielić ją bardziej
od nowego przywódcy Dworu Wiatru. I bez tego atmosfera kolacji była jakaś
nerwowa.
***
Nie mogła uwierzyć, że w końcu była wolna. Chyba nigdy nie
była tak świadoma siebie i świata dookoła jak po zdjęciu ostatnich pieczęci z
jej duszy. Przez myśl przeszło jej, że Shiroyamowie musieli być naprawdę potężni,
może to był powód, dla którego Kazemichi trzymali ich córki na uwięzi. Jak
jednak do tego doszło? Nie śmiała o to zapytać, choć nie sądziła, że Ato
zmieniłby zdanie co do jej odejścia z Dworu Wiatru. Od zawsze był jej jedynym
sojusznikiem w tym niegościnnym miejscu i nie miała pretensji, że zjawił się
tak późno. Rozumiała odpowiedzialność, jaką nosił na swych barkach.
Mimo to cieszyła się, że już nigdy nie będzie musiała tu
wracać. Nienawidziła tego miejsca z całego serca, chciała zapomnieć o tym
wszystkim, co tu się wydarzyło, znów stać się sobą z Seireitei. Chciała wrócić
do domu, zająć się papierkową robotą, która z pewnością zgromadziła się pod jej
i Hisagiego nieobecność, sprawdzić, jak sobie radzi Oddział, plotkować z
Rangiku i resztą, a potem spędzić wieczór z Izuru bez wzdrygania się na myśl o
czułym dotyku ukochanego. Chciała znowu żyć.
– Jesteś pewna, że nie chcesz zajrzeć do swoich rodziców? –
zapytał Hisagi, gdy byli już blisko granicy Dworu.
Tym razem poruszali się jawnie, choć budzili pewne zainteresowanie
wśród mieszkańców, którzy wiedzieli już, że ich Pierwszy Generał został nowym
przywódcą po śmierci Shizumo. Pomimo oficjalnych wieści po Dworze chodziło
wiele plotek na temat udziału córki Shiroyamów i shinigamich, których nie
darzono tu sympatią. Nikt jednak nie próbował mścić się za starszego z książęcych
braci.
Corrie pokręciła głową.
– Sądzę, że mój ojciec nie byłby zadowolony z mojej wizyty.
Nie otrzymałam od niego niczego ponad pogardę, więc wątpliwe, by chciał mnie ujrzeć
po latach – wyjaśniła.
Hisagi nie odpowiedział, nie wiedząc, co miałby powiedzieć.
Corrie nie wyglądała, jakby było jej z tego powodu przykro, choć sama ta
sytuacja wyglądała źle. Z drugiej strony Shiroyamowie nie zainteresowali się
córką przez te parę dni, kiedy była pod opieką Ato. To chyba wyjaśniało
wystarczająco.
Nie spodziewali się, że przy bramie będzie na nich czekał Ato
ze swoim nowym Pierwszym Generałem, Kazuim Fukuraichim. Shinigami nieco
zaniepokoili się na ten widok.
– Ato-sama, stało się coś? – zapytała Corrie.
Przez moment obawiała się, że to wszystko mogło być
zasadzką, ale zaraz zganiła się w duchu. W żaden sposób nie mogła podejrzewać
tego mężczyzny o zdradę.
– Chciałem pożegnać was osobiście – odparł Ato. – Byliście moimi
gośćmi, więc jeśli przez chwilę nie zajmę się obowiązkami przywódcy, by was
godnie pożegnać, Dwór może na tym jedynie zyskać.
– To naprawdę miłe z twojej strony, Ato-sama.
Powiedziałabym, że wręcz urocze.
Kazemichi podszedł do Corrie, jednak zatrzymał się o krok
dalej niż planował pod czujnym spojrzeniem Kiry.
– Najpiękniej wyglądasz, gdy się uśmiechasz, Corrien –
powiedział cicho. – Idź i bądź szczęśliwa. – Spojrzał na Kirę bez cienia
wahania. – Izuru Kira, sądzę, że nie muszę o to prosić, ale uszczęśliwiaj ją
każdego dnia tak, jak na to zasługuje.
– Rzeczywiście nie musisz mnie o to prosić – odparł pochmurnie
Kira. – Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali, Ato Kazemichi.
Ato uśmiechnął się krótko i wrócił spojrzeniem do Corrie.
– Rozmówię się z Yuto-dono – oznajmił. – Ród Shiroyamów nie
poniesie żadnych konsekwencji twojego odejścia.
– Z pewnością będą wdzięczni.
– Czas na was.
– Ato-sama, dziękuję za wszystko. Żegnaj.
– Żegnaj, Corrien.
Obserwował, jak przechodzą przez barierę i znikają z pola
widzenia. Dopiero wtedy się rozluźnił.
– To na pewno w porządku? – zapytał Kazui.
– Pozwólmy jej być szczęśliwą, póki może. Nie potrzebuję
Shiroyamy, by rządzić i zwyciężać – odparł Ato. – Choć nie przeczę, miło byłoby
mieć tak piękną żonę, gdyby Shizumo wszystkiego nie zepsuł. Chodźmy, Kazui.
Czas rozmówić się z Shiroyamami.
***
Powrót do Seireitei zajął więcej czasu niż wyprawa na Dwór
Wiatru. Corrie nie odzyskała jeszcze pełni zdrowia, nie musieli się też aż tak śpieszyć,
choć w pewnym momencie Ikkaku i Yumichika wyforsowali się przed resztę, by
złożyć Kapitanowi-Dowódcy wstępny raport i wieść, że Dwór Wiatru nie pragnie
wojny. Wielu z pewnością przyjmie z ulgą wieść, że nadchodząca zima obędzie się
bez problemów.
Oczywiście wciąż były rzeczy, z którymi należało się
rozliczyć, jednak shinigami byli dobrej myśli. Każdy z nich chciał też wrócić
do najbliższych, którym nie groziła już wojna.
Bramę Seireitei przekroczyli popołudniem zmęczeni, ale
zadowoleni. Jednak pojawienie się Onmitsukido wzbudziło niepokój, zwłaszcza
kiedy zostali przez nich otoczeni. Spomiędzy swoich podwładnych wyszła Sui-Feng
w towarzystwie Omaedy.
– Corrien Shiroyama, jesteś aresztowana pod zarzutem zdrady –
oznajmiła kapitan Drugiego Oddziału. – Nie stawiaj oporu.
– Co to ma znaczyć, Sui-Feng? – zapytał chłodno Byakuya.
– Rada 46 zadecydowała o aresztowaniu Shiroyamy. Zamierzasz
podnieść bunt, kapitanie Kuchiki?
– To absurd – warknął Shuuhei, stając przed Corrie i Kirą,
który przysunął się do dziewczyny gotowy jej bronić. – Corrie nie jest zdrajcą.
– Zejdź z drogi, Hisagi – rozkazała Sui-Feng.
– Nie zamierzam. Żądam wyjaśnień.
– Kapitanie, wystarczy – odezwała się Corrie, wysuwając się
na widok Onmitsukido. – To z pewnością jakieś nieporozumienie. Kapitan Sui-Feng
wykonuje jedynie swoje obowiązki.
– Nie pozwolę cię aresztować tak po prostu – sprzeciwił się
Hisagi.
Zerknął przy tym na Kuchikiego, który jak nigdy wyglądał na
wściekłego. Wydawało się, że wiedział coś więcej na ten temat, ale jak zwykle nie
zdradzał się ze swoją wiedzą.
Corrie przekazała odzyskaną niedawno katanę kapitan
Sui-Feng, spoglądając na swoich towarzyszy.
– To z pewnością nieporozumienie – powtórzyła. – Nerwy tu
nie pomogą, a wierzę, że wszystko się wyjaśni. Na razie oddaję się w pani ręce,
kapitan Sui-Feng. Nie chcę problemów.
– Rozsądnie, Shiroyama – uznała dowódczyni Dwójki. – Umieśćcie
ją w areszcie.
Corrie spojrzała jeszcze na Kirę, który zaciskał pięści ze
złości. Nie tak to miało wyglądać, ale pozwolił na to, by Dwójka ją zabrała.
Rozumiał, że Corrie nie chciała krwawej bitwy pomiędzy shinigami, nawet jeśli
ktoś pod ich nieobecność zaczął mącić. Oboje wiedzieli, że wszyscy obecni nie
zgadzają się z tą decyzją i należało działać, choć każdy pochopny krok mógł ich
wiele kosztować.
No dobra. Wrócili. Choć martwią mnie słowa Ato "póki może" odnośnie Corrie i jej szczęścia. Czyżby jednak miał plany wobec Soul Society.
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście Sui i głupia Rada. Grrr