piątek, 1 maja 2020

Rozdział 4.

 Zwykła gra w chowanego zdawała się tym razem walką na śmierć i życie. Dwóch młodych shinigamich rozglądało się po okolicy ze skupieniem widocznym na twarzach, ale zaraz porzucili poszukiwania, by ukłonić się nowo przybyłym.
– Dzień dobry, kapitanie Ukitake, vice-kapitan Shiroyamo.
– Dzień dobry, nie przeszkadzajcie sobie. Poczekamy, aż skończycie – odpowiedział z uśmiechem kapitan Trzynastki.
– Tak jest.
Corrie powstrzymała chichot. Nie był on zresztą złośliwy, raczej rozbawiony, bo młodzi shinigami z każdego naboru, w każdym Oddziale reagowali tak samo na dowódców. Strachem i podziwem dla ich mocy. Sama nigdy tego nie odczuła, bo obracała się w ich towarzystwie już wcześniej, to było dla niej naturalne. Z drugiej strony jako Trzeci Oficer Szóstki niejednokrotnie sama była obiektem takiego zachowania. Młodych peszyła jej ranga, teraz gdy objęła stanowisko vice-kapitana, było tak samo, choć ona jako Corrie nie zmieniła się tak bardzo.
Ukitake zresztą wydawał się myśleć podobnie, choć jako kapitanowi z tak długim stażem tym bardziej należał się szacunek, a ten budził się bardzo szybko, bo też dowódca Trzynastki z łatwością zdobywał sobie przyjaźń wszystkich dookoła łagodnym usposobieniem i sympatią wobec świata. Nie było chyba osoby, która nie lubiłaby Ukitake, która życzyłaby mu źle. Młodzi shinigami cenili sobie jego rady, nikogo też nie odsyłał z kwitkiem, choć niekiedy zdrowie go stopowało.
Usiedli na ławce w cieniu rozłożystego dębu, który ochronił ich trochę przed skwarem pierwszych letnich dni. Corrie uśmiechnęła się leniwie. To było jej pierwsze wolne od przejęcia obowiązków vice-kapitana, a i wyrwała się tylko na parę godzin, choć nie do końca była tu dla zabawy.
Po wydarzeniach z tajemniczym „senseiem” zaczęła zastanawiać się, co shinigami mogą zrobić dla mieszkańców Rukongai. Owszem, walka z biedą ostatnich okręgów była trudna, ale dla Corrie chociaż nauczenie dzieciaków, jak o siebie zadbać, już było dokonaniem. Zresztą mieszkający w Pięćdziesiątym Szóstym okręgu Rukongai Kurenai nie mieli lekko. To też z ich powodu Corrie tak się w to zaangażowała, zbyt wiele krzywd ich spotkało.
Sama jednak nic by nie zdziałała. To głównie Ukitake i Kyoraku odpowiadali za ten projekt. Na razie wciąż testowy i prowadzony na małą skalę, ale był to pierwszy krok ku zmianom na lepsze.
– Jak ci się pracuje w Dziewiątym Oddziale? – zapytał Ukitake.
– Wciąż za mną nie przepadają, ale większość nie okazuje mi już wrogości. Do tego mam dużo więcej obowiązków niż dotychczas, choć muszę je też wyrywać Hisagiemu, bo on to by najchętniej robił wszystko sam.
– Chce, żebyś się zaaklimatyzowała.
– Jestem jego vice-kapitanem. Mam go wspierać, a on mi to utrudnia, pracoholik jeden.
Ukitake uśmiechnął się lekko. Widział, że pomimo narzekań Corrie jest szczęśliwa, mogąc pracować z przyjacielem, o którego się troszczyła. Ufali sobie, a to było najważniejsze.
– Daj mu trochę czasu. Wypracujecie kompromis. Jestem tego pewny.
– Najpierw stracę wszystkie nerwy przez niego, a nawet jeszcze nie jestem jego oficjalnym zastępcą.
– Inauguracja już za kilka dni.
– Trochę się stresuję – przyznała. – Wiem, że nie wszyscy kapitanowie za mną przepadają, a i nikt nie zapomniał problemów, jakie sprawiłam.
– Martwisz się.
– Wiem, że nie powinnam. Minęło siedem lat i nie widać, żeby Dwór Wiatru próbował się mścić, ale czasami nadal nie daje mi to spokoju. Ostatnim razem skórę uratował mi kapitan Kuchiki. Bez niego byłoby krucho.
– Urosłaś w siłę przez te siedem lat. Twoi najbliżsi też nie zasypywali gruszek w popiele. Nie musisz się o to bać.
Pokiwała bez entuzjazmu głową. Nie przyznawała się do tego przed Kirą, ale wciąż się bała Dworu Wiatru i jego przywódcy, z którym poprzednio nie miała żadnych szans.
Chciała coś odpowiedzieć, ale wtedy dopadły do niej dwie dziewczynki w kolorowych yukatach.
– Siostrzyczka!
Dzieciaki zaczęły się gromadzić pod dębem, były to głównie te, które zostały już wyeliminowane z chowanego. Corrie poświęcała im zawsze trochę czasu przy każdej wizycie, czy to grając z nimi w jakąś grę czy opowiadając jakąś historię.
Tak było i tym razem. Maluchy zawsze pełne energii zainicjowały zabawę w berka. Niektóre stawiały pierwsze kroki w shunpo, może nawet za jakiś czas przystąpią do egzaminu na shinigami. Na razie jednak wyglądało to na beztroską zabawę, nim opiekunowie zbiorą je na lekcję lub trzeba będzie rozejść się do domów.
Ukitake obserwował to z uśmiechem. Wysłuchał raportu swoich podkomendnych, którzy akurat dzisiaj mieli dyżur w szkółce. Sam też zabawił dzieciaki opowieścią, nim nadszedł czas powrotu do Seireitei.
Rozdzielili się jakiś czas później. Corrie postanowiła zajrzeć jeszcze do Akademii Shino, w której szkolili się Kojiro i Suzuku Kurenai. O tej porze powinni być już po zajęciach, a chciała odwiedzać ich regularnie pomimo nowych obowiązków.
Nie miała problemów, żeby ich znaleźć. Wykorzystali ładną pogodę, żeby trenować na dziedzińcu. Zresztą nie tylko oni, wielu studentów właśnie to miejsce wybrało, by spędzić resztę dnia, czy to na nauce, czy na odpoczynku. Pamiętała te dni, które sama tutaj spędzała. Nie było łatwo, nie obyło się bez gorzkich łez i frustracji, ale pozwoliło jej być teraz w tym miejscu z dumnie uniesioną głową.
Wielu studentów pozdrawiało ją uprzejmie, kojarzyli Corrie, choć nikt nie próbował zawierać z nią znajomości. Shinigami raczej niezbyt często tu zaglądali, częściej byli to kapitanowie i ich zastępcy, którzy prowadzili zajęcia.
– Corrie-nee!
– Cześć, chłopaki. Nie przeszkadzam wam?
Pamiętała ich jeszcze jako dzieciaki, którymi się opiekowała za tragicznie zmarłą Ami. To była jej wina i jej odpowiedzialność, nadal nie mogła sobie tego wybaczyć, więc robiła, co mogła, żeby było im łatwiej żyć.
Teraz Kojiro i Suzuku byli już młodzieńcami. Kojiro nadal nosił fioletowe włosy spięte w kitkę, jednak rysy twarzy stały się bardziej ostre, męskie. Corrie nieraz widywała spojrzenia uczennic Akademii skierowane w jego stronę, lecz wydawało się, że on sam nie zwraca na płeć przeciwną zupełnie uwagi. Czarne oczy miał zawsze wypełnione powagą i skupieniem.
Suzuku też się zmienił. Przerósł brata, był też bardziej muskularny. Pusty oczodół chował pod czerwoną grzywką, lecz nie peszył się, kiedy ktoś to dostrzegał. Z jego twarzy rzadko też znikał uśmiech, który trochę łagodził postawę chłopaka.
– Nigdy nam nie przeszkadzasz – odparł Suzuku. – Przynajmniej ty.
– Zabrzmiało to tak, jakby ktoś wam ostatnio dokuczył.
Czerwonowłosy zaśmiał się, podrapał po karku.
– No wiesz, Corrie-nee, nie każdy jest tu mile widziany.
– Suzuku – syknął Kojiro.
Shiroyama spojrzała na nich uważnie, nie mając pojęcia, o co może im chodzić. Suzuku najwyraźniej dobrze się bawił kosztem brata, a ten próbował coś przed nią ukryć.
– Stało się coś? – zapytała zaniepokojona.
– Nie, nie o to chodzi – zaprzeczył Suzuku. – Po prostu...
– Zamknij się – syknął Kojiro. – Nikt nie chce tego słuchać. Corrie-nee, słyszeliśmy o twoim awansie. Gratulacje.
Shiroyama chciała pociągnąć temat, ale uznała, że chłopcy poradzą sobie z tym sami, skoro nie proszą o pomoc. Uśmiechnęła się, siadając na murku.
– Dzięki. Zostałam vice-kapitanem Dziewiątego Oddziału.
– To brzmi jak mnóstwo roboty.
– Bo jest to dużo roboty – zażartowała. – Ale póki co daję jakoś radę. Mój kapitan bardzo mi pomaga.
– Mama już wie?
– Nie, nie miałam okazji odwiedzić waszej mamy i reszty dzieciaków. Mamy trochę zajęć w Oddziale, do tego dopiero za kilka dni jest moja inauguracja, ale postaram się tam zajrzeć niedługo.
– Damy mamie znać, jeśli chcesz. Na pewno się ucieszy – odparł Kojiro. – Zbliżają się wakacje, więc może uda się, żebyś została na kilka dni? Moglibyśmy z tobą poćwiczyć.
Suzuku zrobił dziwną minę, za którą dostał sójkę od brata. Corrie jednak nie zwróciła na to uwagi. Perspektywa wolnego u Kurenaiów była kusząca, ale wciąż nie rozwiązali sprawy tej dziwnej obecności w Rukongai. Do tego musieli z Hisagim ogarnąć swoje obowiązki tak, aby współpraca szła gładko.
– Niczego nie obiecuję – odparła. – Na razie mam sporo pracy w Oddziale.
– Tobie też należą się wakacje – powiedział Suzuku. – Twój kapitan to despota.
– Wręcz przeciwnie, to pracoholik. – Zaśmiała się. – Oboje jeszcze się uczymy, jak wypełniać nasze obowiązki. To potrwa jeszcze jakiś czas, ale postaram się was odwiedzić przed nowym semestrem. Jak wam w ogóle idzie?
– Zdaliśmy wszystkie egzaminy, Kojiro zdobył najwyższy wynik z kido, a ja z hakudy.
– To super.
– Za to nasze Zanpakutou w ogóle się nie odezwały.
– Na to potrzeba czasu. Nie wszystkim shinigamim udaje się przebudzić Duszę Miecza już w Akademii. Cierpliwości.
– Ale shikai oznacza stopnie oficerskie.
– Aż tak wam się śpieszy?
– Taki zwykły shinigami raczej ma marne szanse u tych wysokorangowych – odparł Suzuku, a Kojiro spurpurowiał.
Corrie zmarszczyła brwi.
– Chyba nie rozumiem – przyznała.
– No bo...
– Zamknij się, Suzuku – warknął Kojiro. – To nic, czym powinnaś się martwić, Corrie-nee. Może potrenujesz z nami, jeśli masz trochę czasu? – zaproponował.
– Chciałabym, ale jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia dzisiaj. – Posłała im przepraszający uśmiech. – Jeśli jednak jest coś, o czym chcecie ze mną pogadać, nie wahajcie się przyjść.
Chłopcy skinęli głowami, choć Suzuku nadal uśmiechał się nieco głupkowato. Corrie stwierdziła, że na razie nie będzie w to wchodzić, skoro nie chcą jej powiedzieć. Sama w Akademii miała różne etapy, przez które musiała przebrnąć samodzielnie. Może dla nich też nadszedł ten czas.
– Postaram się wpaść w przyszłym tygodniu. Semestr jeszcze trwa, nie?
– Tak, jeszcze trzy tygodnie i wracamy na wakacje do Rukongai – odparł Suzuku.
– No to postaram się wpaść jeszcze przed końcem semestru.
– Jasne. Do zobaczenia, Corrie-nee.
W sumie nie miała ochoty jeszcze ich zostawiać, ale obowiązki wzywały. Nie chciała ich zrzucać na barki Hisagiego, bez tego przyzwyczajał się, że wszystko robi sam. Jego pracoholizm naprawdę był nieuleczalny.
– Kogo ja widzę? Odwiedzasz braci?
Corrie uśmiechnęła się do czerwonookiej blondynki, która jak zwykle radośnie szczerzyła zęby.
– Dzień dobry, Tomori-san.
– Mówiłam ci, żebyś zwracała się do mnie po imieniu – zrugała ją kobieta.
– Wybacz, Setsuko-san. To przyzwyczajenie. Już po zajęciach?
– Owszem. Właśnie wracam do domu, więc możemy przejść się kawałek razem.
– Z przyjemnością.
Setsuko niedawno przejęła obowiązki nauczyciela szermierki w młodszych klasach od Shirowy, który ostatnimi czasy nie czuł się za dobrze. Chodziły na ten temat różne plotki, niektórzy nawet dość otwarcie twierdzili, że w końcu się doigrał. Fakt, ciężko było się z nim dogadać, Corrie też nieraz konfliktowała się z senseiem miecza, ale mimo to wspominała tamte czasy z uśmiechem.
Setsuko poznała przypadkiem, gdy jednego razu odwiedzała braci Kurenai. Została przez nią zaczepiona. Potem okazało się, że Tomori całkiem nieźle zna się z Rangiku, choć Corrie nie miała pojęcia, dlaczego do tej pory jakoś się rozmijały.
– Gratuluję awansu.
– Dziękuję, choć do inauguracji nadal jest kilka dni i równie dobrze mogą mnie z powrotem posłać do Czwórki.
– Żartujesz sobie? W życiu nikt by ci tego nie zrobił. Choć trochę szkoda, że nie wrócisz do Szóstki. Dla Byakuyi byłaś cennym Trzecim Oficerem.
Corrie uśmiechnęła się nostalgicznie. Szósty Oddział już zawsze będzie kojarzył się jej z domem. To tam dorosła i dojrzała do swojego obecnego stanowiska, choć niektóre lekcje były bardzo gorzkie.
– Wątpliwe, żeby kapitan Kuchiki zamierzał przywrócić mnie do obowiązków – odparła. – Nie po tym wszystkim, do czego dopuściłam. Nadal dziwi mnie, że większość kapitanów poparła moją kandydaturę na vice-kapitana Dziewiątki.
– Stanowczo się nie doceniasz – stwierdziła Setsuko. – Ciężko pracowałaś przez ostatnie lata. Wiele osób to docenia, wielu też inspirujesz.
– Wątpię.
– A bracia Kurenai? Jesteś dla nich wzorem do naśladowania. Może sama tego nie dostrzegasz, ale wiele osób docenia twoją ciężką pracę. Właśnie dlatego dziwię się, że Byakuya tak po prostu nie zaproponował ci powrotu.
Corrie wzruszyła ramionami. Wydawało się, że Setsuko nieco lepiej rozumie kapitana Szóstki, chociaż dla Shiroyamy było jasne, że sprawiła mu na tyle zawodu, że nie czuł potrzeby przywracania jej do poprzedniej rangi. To nadal trochę bolało, ale rozumiała, że sama do tego doprowadziła swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Postanowiła tego jednak nie roztrząsać, ale żyć dalej.
– Najwyraźniej kapitan Kuchiki ma na ten temat inne zdanie – odpowiedziała spokojnie. – Ale nie oponował też, kiedy Hisagi postanowił zrobić ze mnie swojego zastępcę.
– Wbrew temu, co myślisz, Byakuya naprawdę cię ceni. Bardzo skrupulatnie pilnuje, aby dbano o jabłonkę w ogrodzie Szóstego Oddziału.
Corrie poczuła lekki rumieniec na policzkach. Pamiętała drzewko posadzone, aby „nie objadała wiecznie sadu Trzynastki”. Niedługo później doszło do tej sprawy z Kurochim i Corrie pożegnała się z Szóstym Oddziałem, choć Renji przynosił jej wczesną jesienią jabłka, kiedy jabłonka zaczynała dawać owoce.
– Rangiku-san wspominała o następnym zebraniu Stowarzyszenia – zmieniła temat. – Zamierzasz przyjść?
– Teraz będę już regularnie się pojawiać. Całkiem nieźle się bawię. Może tym razem urządzimy sobie jakąś wycieczkę?
– Myślę, że wszystkie będą za.
– Chociaż z drugiej strony może to nieodpowiednie dla Yachiru-chan.
– Setsuko-san, o czym ty myślisz?
Corrie spojrzała na nią podejrzliwie. Cóż, może i znała Tomori dość słabo, ale wystarczająco, by zauważyć, że kobieta lubi knuć dość szalone plany. A Matsumoto z radością jej przyklaskiwała. To nie było chyba zbyt bezpieczne.
– Zobaczysz. Pogadam o tym z Rangiku jeszcze i wtedy damy wam znać.
– Setsuko-san.
– Wyluzuj, Corrie-chan. Czasami jesteś strasznie poważna. Zdaje się, że tu nasze drogi się rozchodzą, ale chętnie wpadnę na herbatę po twojej inauguracji.
– Jasne, będzie mi bardzo miło. Do zobaczenia, Setsuko-san.

3 komentarze:

  1. Hm, tak pamiętam, że wspominałaś mi coś o projekcie Corrie, Ukitake i Kyouraku.
    Młody to się chyba w CorrCorr podkochuje, co?
    No i scena z Setsu. Zawsze cenie, choć kawałek już widziałam. O a dalsza część była mi już obca, ale jakże przyjemna. Setsuko traktuje Corrie bardzo przyjaźnie tak jak i w Doffie, a zarazem gdzieś ten jej drapieżny instynkt pozostał, choć bardziej w wersji z czasów Behindu, bo wtedy nie miała dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, tym razem jestem na czas, bez żadnych zaległości! Miło się czyta o poprawiających się warunkach w Rukongai, zwłaszcza za sprawą Corrie. Jako vice kapitan może być w stanie zdziałać nieco więcej i jestem ciekawa jak ten wątek zostanie pociągnięty.
    Ciekawe co też takiego (nie)chcieli przekazać Shiroyamie bracia Kurenai i nie wiedzieć czemu mam wrażenie, że to niekoniecznie było coś przyjemnego.
    Bardzo przyjemny rozdział, choć coś czuję, że to tylko taka cisza przed burzą i mam nieoparte wrażenie, że inauguracja Corrie na stanowisku vice kapitana może obfitować w nieoczekiwane wydarzenia.
    No nic tam, jak zawsze uzbrajam się w cierpliwość.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemny rozdzialik. To jak Corrie dba o rodzinę Ami, pokazuje jakie ma wielkoduszne serce.
    Poza tym spokojnie, ale i nostalgicznie.
    Nie mogę się doczekać inauguracji ♥️
    PS. Ta wzmianka o Jabłonce-♥️♥️♥️♥️

    Pozdrawiam
    Sei

    OdpowiedzUsuń

Laurie January