czwartek, 14 maja 2020

Rozdział 5.


Miało być jutro, ale że ktoś był ostatnio dzielny, jest dzisiaj. Następny pewnie za tydzień. I zdaje się, że wtedy mnie powiesicie.
***

– Vice-kapitan Shiroyama.
Corrie zatrzymała się tuż za bramą swojego Oddziału. Cóż, wyglądało, że obowiązki jeszcze przez chwilę będą musiały zaczekać. Spojrzała na Piątego Oficera, który może nie pałał do niej sympatią, ale też do tej pory nie okazywał wrogości. Obserwował ją uważnie zza okularów, pogłębiając tylko poczucie powagi.
– Tak, Kayukoshi-san?
– Chcę się z tobą zmierzyć – oznajmił spokojnie.
Nie była zbytnio zaskoczona tą propozycją. Wyzwaniem wręcz. Wiedziała, że koniec końców ktoś się ośmieli wyzwać ją do walki, choć niekoniecznie widziała w tej roli Kawakiego. Nie miała pewności, czy to jego inicjatywa czy coś większego, ale nie mogła nie przyjąć wyzwania. Owszem, próbowali ją sprowokować, lecz odmowa utwierdzałaby ich w błędnych osądach.
– Co prawda nie mam powodu z tobą walczyć, Kayukoshi-san, ale zdaje się, że odmówić też nie mogę – odparła.
– Chcę wiedzieć, czy na pewno jesteś na tyle silna, by być naszym vice-kapitanem.
– W porządku, choć wątpię, żeby kapitan był z tego zadowolony.
– Kapitan od samego początku jest wobec ciebie bardzo opiekuńczy.
Temu nie mogła zaprzeczyć. Rozumiała więc ich obawy. Zresztą postawa Hisagiego też nie była zaskakująca. Zawsze zachowywał się jak jej starszy brat, który koniecznie musi ją chronić przed całym złem tego świata. To potrafiło być dość irytujące, czasami zdawało się, że jej po prostu nie ufa i nadal uważa za słabą, choć wiedziała, że to bezpodstawne oskarżenia.
– Nie można zaprzeczyć, że znamy się na tyle długo, by ta zażyłość nie miała w jego zachowaniu odbicia – odparła. – Jednak wiem, że za wszystkich w Oddziale dałby się pokroić.
– Teraz to nie ma znaczenia. Chodź, pola treningowe są już wolne. Tam się zmierzymy.
Nie zaoponowała, choć chciała chociaż dać znać Hisagiemu, że się spóźni. Z drugiej strony, gdyby o tym usłyszał, z pewnością próbowałby ich powstrzymać, a nie o to chodziło. Corrie czuła, że ten pojedynek musi w końcu dojść do skutku, choć zupełnie nie wiedziała, co w ten sposób Piąty Oficer chciał osiągnąć. Albo reszta Oddziału.
Wyglądało na to, że wieść szybko się rozeszła, bo na polu treningowym dostrzegła wielu shinigamich. Nie trenowali, czekali. Nie wszyscy byli do niej wrogo nastawieni, za to nie było tu nikogo, kto nie miał wątpliwości w osąd kapitana Hisagiego.
Odetchnęła, żeby się nieco uspokoić. Do tej pory walki pokazowe nie były dla niej szczególnie zabawne, choć na treningach z Ikkaku czy Renjim zawsze dawała z siebie wszystko. Ale tam panowały inne zasady, zresztą były to przyjacielskie starcia. To trudno było takim nazwać, co gorsza, to ona była uważana za wroga.
Nie sięgnęła pierwsza po miecz. Kawaki chyba przez chwilę na to liczył, ale w końcu sam obnażył Zanpakutou. Corrie, która czytała akta członków Oddziału, znała jedynie jego imię, o zdolnościach nie miała pojęcia, choć mogła się domyślać.
– Nie pałasz chęcią walki – odezwał się.
– Ty również nie wyglądasz na miłośnika pojedynków, Kayukoshi-san – odparła.
– A jednak mówią o tobie, że dorównujesz siłą Trzeciemu Oficerowi Madarame – kontynuował. – Co może świadczyć o tym, że ci pobłaża.
Corrie nie powstrzymała uśmiechu. W duchu obiecała sobie, że kiedy tylko Ikkaku wróci do pełni sił, wyzwie go na pojedynek. Na pewno będzie szczęśliwy.
– Madarame jest jedną z ostatnich osób, które komukolwiek by pobłażały. Rozumiem jednak, że w ten sposób chcecie wyprowadzić mnie z równowagi. Nie przyszłam tu, żeby dyskutować. Ty chciałeś tej walki, więc przekonaj się sam, na ile mi pobłażają.
Płynnym ruchem sięgnęła po Yukikaze, oczami wyobraźni widząc, jak partnerka szczerzy zęby. W przeciwieństwie do niej uwielbiała walkę. No cóż, w kwestii krwiożerczych Zanpakutou nie ustępowała swemu nowemu dowódcy.
Kawaki skrzywił się na jej odpowiedź i ruszył na przeciwniczkę. Pierwszego ataku z gracją uniknęła, drugi skontrowała bez wysiłku. Piąty Oficer nie był zbyt szybki, doskonale widziała jego ruchy i odczytywała zamiary, więc początkowo unikała zwarcia.
Odskoczyła po raz kolejny, poczuła jednak reiatsu przeciwnika w miejscu, gdzie zamierzała stanąć, a było zbyt późno na zmianę kierunku. Jedyne, co przyszło jej do głowy, to kontra.
– Hado no 33. Sokatsui!
Niebieski pocisk zderzył się z jakimś Bakudo ustawionym na ziemi, fala uderzeniowa odepchnęła Corrie na bok.
– Hado no 58. Tenran!
Wzbierające tornado pociągnęło Shiroyamę za sobą, choć bardzo szybko rozbiła to zaklęcie. Zbyt późno jednak zauważyła, że była to jedynie zasłona dymna.
– Oczaruj, Himawari.
Musiała zamknąć oczy, żeby osłonić je przed nagłym blaskiem gdzieś nad sobą. Dała się podejść i zupełnie nie widziała nadchodzącego ataku, który jakoś udało jej się przyjąć na ostrze katany. Mimo to potoczyła się po ziemi, obijając łokieć.
Blask zniknął, Kayukoshi stał nad Corrie z mieczem uniesionym do ciosu. Mogła to tylko zablokować, a i tak nie trafiła. Uniknęła o włos, nie rozumiejąc, jak do tego doszło. Przecież widziała ostrze przeciwnika. Czyżby uwolnione shikai Piątego Oficera wpływało na zmysł wzroku?
– Hado no. 4. Byakurai!
Zaklęcie zmusiło Kawakiego do uskoczenia. Corrie wykorzystała to, by wstać, lecz nie odpieczętowała shikai. Za wcześnie na to, a nie wiedziała, na czym polega sztuczka przeciwnika. Własnych nie zamierzała zdradzać już teraz. Zresztą był też inny powód.
Po raz pierwszy sama ruszyła do ataku, lecz jej miecz za każdym razem mijał przeciwne ostrze i ledwo udawało jej się unikać kontry.
– Nie widzisz moich ataków? – zapytał Kawaki.
– Przyznaję, nie tego oczekiwałam po Zanpakutou z takim imieniem – odparła spokojnie.
– Uwolnij swoje.
– Nie ma powodu, by dać Yukikaze szaleć.
Odskoczyła, kątem oka dostrzegając białe haori. Musiał wyczuć ich reiatsu i postanowił sprawdzić, co się dzieje. Czuła, że lada chwila spróbuje im przerwać, zasypując oboje pretensjami.
Jest zły. – Usłyszała Yukikaze.
Nie odpowiedziała jej jednak. Potrzebowała strategii, a nie mogła dłużej tracić czasu. Jak pokonać to Zanpakutou? A może wystarczy je obejść?
– Corrie, Kawaki, co wy wyprawiacie?
– Nie wtrącaj się, kapitanie – odparła poważnie, nawet na niego nie patrząc. – To musiało nastąpić i dobrze o tym wiesz. Bakudo no 62. Hyapporankan!
Fioletowe pręty poszybowały w stronę Piątego Oficera, lecz większości zdołał uniknąć. Corrie jednak nie zwróciła na to uwagi, unosząc dłoń do kolejnego zaklęcia.
– Bakudo no. 9. Horin!
Zaklęcie owinęło się wokół przeciwnika, który uskoczył, nim został całkiem złapany, więc lina zacisnęła się jedynie na jego kostce. Corrie uśmiechnęła się lekko, przykładając dłoń do końca zaklęcia.
– Hado no. 11. Tsuzuri Raiden!
Błyskawice pomknęły do celu, wzbijając tumany kurzu, gdy trafiły. Corrie odczekała chwilę, żeby mieć pewność, po czym zniknęła w shunpo akurat w momencie, gdy Kayukoshi zaatakował ją z boku. Rozejrzał się uważnie, ale nigdzie jej nie dostrzegł.
– Stchórzyłaś, Shiroyama? – rzucił.
– Bakudo no. 63. Sajo Sabaku. – Usłyszał gdzieś za sobą, lecz to nie było wszystko. – Hado no 31. Shakkaho!
Kawaki odskoczył przed łańcuchem, który opadł na ziemię. W tym momencie podłoże wybuchło, a Piąty Oficer został wciągnięty w kolejny wir Tenranu.
– Hado no 33. Sokatsui.
Kawaki wylądował prosto przed Corrie, jeden z rękawów jego stroju zwisał w strzępach, a on sam zazgrzytał zębami. Zamachnął się na Shiroyamę, znowu błysnęło światło, przed którym się cofnęła. Nie dość jednak szybko i miecz zagłębił się w ciało. Shinigami ucichli w szoku. Chyba nie tego się spodziewali.
Chwilę później postać Corrie zbladła i zniknęła, a ona sama cała i zdrowa pojawiła się za Kayukoshim i przystawiła mu miecz do gardła.
– To koniec – powiedziała. – Poddaj się.
Widać było, że jest nieco zziajana.
– Jak?
– Shunpo. Walka na miecze w momencie, gdy nie rozumiałam twojego shikai, mijała się z celem. Jednak nie oślepiłeś mnie ani razu, gdy rzucałam kolejne kido.
– Więc użyłaś podstępu, biegając dookoła.
– Ryzykowałam. Ta sztuczka mogła się udać tylko raz. Na tym kończymy walkę.
– Czemu nie wykorzystałaś shikai? – zapytał, chowając miecz do saya.
Corrie uczyniła to samo. Odetchnęła z ulgą, bo jeszcze kilka minut biegania wokół przeciwnika i miotania zaklęciami, a byłoby po niej.
– Yukikaze to niebezpieczny miecz. Trudno ją kontrolować, a każdy najmniejszy błąd może wiele kosztować. Nie zamierzałam cię zranić, Kayukoshi-san, o zabiciu nie wspominając. Choć pewnie dla kogoś tu byłoby to idealnym pretekstem, żeby się mnie stąd pozbyć. – Spojrzała uważnie po shinigamich dookoła. – Cóż, rozumiem. Jestem obca, ale w dniu, kiedy przyjęłam nominację na vice-kapitana, zostałam vice-kapitanem Dziewiątego Oddziału. Nie zamierzam nikogo z was skrzywdzić ani pozwolić, by was skrzywdzono. Jeśli będzie trzeba, będę za was walczyć aż do śmierci. Chociaż lubię swoje życie i nie zamierzam go tak szybko trwonić. Miejcie to na uwadze.
Nikt się nie odezwał. Chyba onieśmieliła ich szczerość Corrie albo obecność kapitana, który stanął tuż przy walczących z dość niezadowolonym wyrazem twarzy. Choć niezadowolony to za mało powiedziane. Hisagi był wściekły. Owszem, rozumiał, że nadal wiele osób było przeciwnych jego decyzji, ale co chcieli tym osiągnąć? To on był kapitanem. A Corrie też oczywiście dała się sprowokować do bezsensowej walki.
– Zanim zaczniesz nas strofować – odezwała się Shiroyama – jak widzisz, oboje jesteśmy cali i zdrowi.
– Bo jak zwykle popisujesz się biegłością kido – wytknął jej.
– Jestem w tym dobra. – Wzruszyła ramionami. – Nie rób takiej strasznej miny. Doskonale wiesz, że to musiało się wydarzyć. Jak mają uznać moją siłę, skoro jej nie widzieli?
– Mogłaś pojedynkować się ze mną.
– A skąd by wiedzieli, że mi nie pobłażasz? Jesteś moim przyjacielem, kapitanie. Ale teraz mamy to z głowy, więc nie musimy się przejmować potencjalną bezsensowną walką w Oddziale. – Uśmiechnęła się szeroko.
– Corrie...
– No już, nie gniewaj się. Mamy pewnie jakieś dokumenty do zrobienia. Chodźmy, kapitanie.
Miał ochotę coś jej powiedzieć, ale dotarło do niego, że wściekanie się niczego nie zmieni. Corrie w tym momencie grała przed Oddziałem, że nie przywiązuje wagi do tego całego wydarzenia. Od początku wiedzieli, że potrzeba czasu, aby zaczęli jej ufać. Hisagi chciał uniknąć tych wszystkich nieprzyjemnych momentów, ale Corrie nie zamierzała się za nim chować. Taką vice-kapitan sobie wybrał i teraz nie mógł się na to żalić.
Ledwo weszła do mieszkania, a już usłyszała pukanie. Westchnęła, liczyła na spokojny wieczór, a tu znowu ktoś. Rozpogodziła się jednak, widząc Kirę.
– Nie spodziewałam się ciebie, Izuru.
– Pomyślałem, że skoro miałaś intensywny dzień, trochę cię rozpuszczę – odparł. – Chyba że to nie najlepszy moment.
– Nie, wejdź. Po prostu jestem nieco zaskoczona, ale cieszę się, że przyszedłeś. Chociaż sama dopiero przyszłam, więc na kolację będziemy musieli chwilę poczekać.
– To może ja coś ugotuję, a ty pójdziesz w tym czasie pod prysznic?
– Nie chcę cię tak wykorzystywać.
– Idź pod prysznic – polecił. – Nie chcę słuchać wymówek. To był dugi dzień.
 W lot pojęła, co ma na myśli. Zaparła się dłońmi o biodra w oburzeniu.
– Poskarżył ci się – stwierdziła. – On jest niemożliwy.
– Po prostu się martwi – odparł z lekkim rozbawieniem Kira. – Chce, żebyś dobrze się tu czuła.
– I dlatego się poskarżył?
– Nie złość się na niego. Hisagi-san chce być kapitanem was wszystkich. Martwi się, czy na pewno podjął dobrą decyzję, a ty też jak zawsze robisz po swojemu.
– To źle?
– Myślę, że potrzebujecie jeszcze trochę czasu, żeby się dotrzeć w pracy, a teraz leć pod prysznic. Należy ci się odpoczynek.
Przez chwilę przyglądała mu się uważnie, ale w końcu skapitulowała pod jego czułym spojrzeniem. Wiedziała, że mimo wszystko Kira też się martwił sytuacją w Dziewiątce. Nie chciał, żeby coś jej się stało, choć pamiętał też o tym, że umiała o siebie zadbać. Właśnie dlatego postanowiła się tym nie przejmować i korzystać z wieczoru.
Izuru miał rację, potrzebowała prysznica. Głównie po to, by się odprężyć. Chyba tylko on dostrzegł, że od niemal miesiąca przez cały czas chodziła spięta i gotowa na ewentualny atak. Mogła udawać, że jest w porządku, ale sama każdego dnia nie była pewna, czy nie wydarzy się jakiś rozłam z jej powodu. Wiedziała, że minie jeszcze trochę czasu, nim zostanie zaakceptowana przez wszystkich. Na to musiała sobie zapracować i zamierzała to zrobić pomimo wszystkich przeszkód i narzekań Hisagiego. Jemu to mogło się nie podobać, ale musiała to przepracować.
Z łazienki wyszła jedynie w lekkiej yukacie i z wilgotnymi włosami. Uśmiechnęła się, czując smakowity zapach z kuchni. Najwyraźniej Kira rzeczywiście zamierzał trochę ją porozpieszczać dzisiaj.
– Lepiej? – zapytał, gdy weszła do kuchni.
– Trochę. Może za mocno się tym wszystkim przejmuję.
– Zależy ci. To dobrze.
– Nadal mam wątpliwości, czy to był dobry wybór, ale nie chcę tak po prostu rezygnować, bo kilku członków Oddziału za mną nie przepada. W sumie byłoby dziwne, gdyby wszyscy mnie lubili. Ważne, żeby mi ufali i słuchali rozkazów. Nie zawsze będę mogła ich ochronić, jeśli na złość mi narażą się na niebezpieczeństwo.
– Racja.
– A ty jak spędziłeś dzień?
– Nudno. Nic się nie dzieje, trochę papierów i zupełnie zwyczajne obowiązki. No i oczywiście utyskiwania kapitana na twoją nominację.
– Tego się chyba nigdy nie pozbędziemy, ale możemy teraz odpocząć. – Uśmiechnęła się.
– Owszem.
Z kolacją rozłożyli się na werandzie, korzystając z ciepłego wieczoru. Codzienny gwar ucichł, od czasu do czasu słyszeli pojedyncze nawoływania, więc mogli skorzystać ze spokoju.
Oparła się o niego, obracając czarkę sake w dłoni. Czuła się rozluźniona i szczęśliwa. Nie potrzebowała niczego więcej, ten wieczór mógłby trwać wiecznie.
– Śpiąca? – zapytał Kira.
– Może trochę – odparła. – Po prostu mi dobrze.
– Co powiesz na masaż?
– Skąd ta propozycja? – Spojrzała na niego kątem oka.
– Nie mogę trochę o ciebie zadbać?
– Możesz. Po prostu jestem trochę zaskoczona.
– Nie ufasz mi?
– Ufam. Tobie pozwolę na wszystko.
Kira podniósł się i wziął na ręce. Pisnęła, ale zaraz się roześmiała. Nie przejęli się w ogóle pozostawionymi na werandzie naczyniami. Skierował kroki do sypialni, postawił Corrie tuż przy łóżku i rozwiązał jej obi.
– To nie będzie potrzebne – stwierdził.
Uśmiechnęła się tylko i pozwoliła yukacie zsunąć się z ramion. W niestałym świetle zza okna Kira dostrzegł, że to była jedyna przeszkoda. Pocałował ją w czoło.
– Połóż się.
Masaż zaczął od ramion, które rozluźniły się pod jego dotykiem. Aksamitna skóra była nieco chłodna, zapewne z powodu mocy Yukikaze, lecz się tym nie przejął, sunąc powoli w dół. Pocałował odsłonięty kark, na co mruknęła z zadowoleniem. Zaśmiał się, gdy drgnęła na kolejną pieszczotę, lecz to nie zmieniło jego planów.
Z pleców zsunął się na nogi. Powoli, delikatnie, pozwalając, aby się rozluźniła po kolejnym ciężkim dniu.
– Izuru!
Zabrała stopę, gdy ją połaskotał, ale zaraz złapał za kostkę i kontynuował masaż.
– Lepiej? – zapytał.
Odwróciła się do niego z błyszczącymi oczami. W jego dostrzegła głód pożądania, przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Przesunął dłonią po nagim ciele, nie była dłużna, wyplątując go z ubrań. Potem był już tylko cichy śmiech, urywane oddechy i dwa ciała próbujące scalić się w jedno.

6 komentarzy:

  1. Jak tak sobie dzisiaj myślę, sam obrazek do nagłówka nie jest zły, ale fontem się nie wykazałam. Generalnie jakby nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Mam nadzieję, że za jakiś czas będę umiała robić takie rzeczy ładniej. To taka luźna myśl, jak weszłam na bloga.
    Luźna myśl nr 2. Kira i Corrie to fajna para, ale przeżywają swoje problemy, popełniają błędy. Tak jak w życiu, miłość drugiej osoby niestety ani nas nie uzdrowi, ani nie naprawi. I taki związek jaki mają wymaga wiele wysiłku.
    Dobra dosyć moich dywagacji. Czytam.
    Wspominałaś, że będzie jakiś pojedynek i tarcia z ludźmi z 9tki. Rozumiem, że to jest to. Pojedynek.
    Fakt. Hisagi ją wspiera i to dobrze, ale to jej nie pomaga zaskarbić sympatii reszty. Gdyby był surowy miałaby ciężko, ale może podwładni inaczej by ją traktowali. No, ale to Hisag. On surowy nie będzie dla Corrie. Zresztą wszyscy wiedzą, że sama da sobie radę, nawet jeśli będzie jej ciężko. Taki los. Corrie jest silna. Pod tym względem bardzo przypomina mi Saki, główną bohaterkę Shinsekai no yori, do którego tak uparcie Cie namawiam. Nie tylko ciut wygląd, ale i charakter. Może się kiedyś przekonasz.
    Nie jestem zdziwiona, że Corrie nie zaatakowała pierwsza.
    Jem chrupki, upuściłam je, czytając początek walki. Tak. nadal czutam poczate bo marudziłam Ci na FB
    Ciężko się czyta, jak mi sie dwoi w oczach. Możliw, zęna dniach tu wrócę. nie jest lepiej ak zamkne jedno oko.
    Hado no 4 musialo byc wymyslone przez kuchikich.Baakurau? /No serio. Sory za blłedy ledo idze klwawiatureeeeeeeeeeee.., a tekst na powieksze ni i 120%...
    No tak, wiem, e Yukikaze lubie Hisaga to i wczuwa sie w jego astrojeeel. Boze nie umiem jus oisan po posku awet z jednym okiem zamkniettym... Wybacz ten pisarsi chaos.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. komentarze idą podwójnie..
    Uuuu jk już idą podwójnie jest źle.. a ja ciągle na walce z kawakim.
    Corrie musiala zamknąć oczy, ja jedno, żey czytać jakoś nie podwónie, ale i tak jest fajie.
    Hm, ciekawe zdolności ma ten ziomek. Dopracowałaś całość widzę. Przyznaje, że zdo;ny ten 5ty skubaniec. Ale c'mon wiemy ze Corrie umie wiecej. I CorrCorr ewidentnie wciąż boi sie mocy Yukikaze.
    To tak, Yukikaze lubi Shuuheia XD zapomniałam
    CorrCorr mogła go załatwić z Yukikaze raz dwa. Gin no kiri i pocałunkiem lody al chya nie chciala. O juz praiwe północ... nic dziwwnego ze ledwo widze/
    Widzę, że Corrie poza gin no kisu i gin no kiri opanowala jkies klonowanie. Fajnie. kagebunshin nojstun. sry ale wiem ze rozpczytasz moje pijackie koemnterze
    , reszta jutro bo cos mi nie idzie...e

    OdpowiedzUsuń

  4. Ciekawe zdolności ma ten Kawaki. A Corrie faktycznie dała niezły popis. Hisag jest zły. No cóż, to zrozumiałe, ale faktycznie nie da rady ochronić Corrie przed wszystkim.
    Hisag się poskarżył. Ahahahaha. No ale w sumie dobrze, bo przyszedł Izu i zajmie się ukochaną.
    No jaka ładna scena na koniec. Oj ten Kira.

    OdpowiedzUsuń
  5. No ak, konfrontacja z jednym z oficerów, to musiało się wreszcie wydarzyć. Gość był cwany, ale to za mało na Corrie. Ciekawe czy chociaż trochę zmieni się podejście pozostałych oficerów dziewiątki. Mam nadzieję, że tak i całym serduchem jej kibicuję. Hisagi niespecjalnie zachwycony całym zajściem, ale musi zrozumieć Corrie, w końcu dywizja musi dostrzec, że się nadaje na swoje stanowisko. Zabawne, bo tutaj Shuuhei zachowuję się względem Corrie trochę jak moja Makoto wobec swojej siostry ^^. Nawet poszedł na skargę do Kiedy, haha!
    Miło się czyta te sceny z Corrie i Izuru. Są tak szczęśliwi i zakochani i oby nic tego nie zmieniło.
    Kurde, dałaś do myślenia na samym początku tym, że czytelnicy będą chcieli Cię zabić, bo nie dość, że brzmi to niepokojąco, to teraz jeszcze bardziej nie mogę doczekać się rozdziału.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że doszło wreszcie do walki, bo sama już tylko czekałam, aż ktoś w oddziale nie wytrzyma.opis walki jak zwykle płynny i przyjemny przy czytaniu.
    A jaka końcówka przyjemna ♥️😂😎
    Choć znam cie chyba za długo, bo czuję że było za wesoło ostatnio i zaraz coś rypnąć musi...

    Pozdrawiam
    Sei

    OdpowiedzUsuń

Laurie January