czwartek, 25 czerwca 2020

Rozdział 9.


Dwa tygodnie minęły szybciej, niż się spodziewałam, a mnie się powoli kończą rozdziały do przodu, skoro usiadłam też do innych projektów. Jednak cała zabawa jeszcze przed nami.

Jesień na dobre rozgościła się w Seireitei, choć była ciepła i słoneczna. Shinigami wciąż cenili sobie wspólne wyjścia w plener, choć wieczory szybko przypominały o zbliżającej się zimie. Rukia pozwoliła sobie na pozostawienie otwartych na ogród drzwi, ale na domową yukatę zarzuciła błękitne haori. Wiedziała, że w innym wypadku usłyszałaby reprymendę od brata i jeszcze kilku osób, które by dostrzegłby jej lekkomyślne, w ich mniemaniu, zachowanie. Rozumiała troskę, lecz póki co chciała pracować normalnie dotąd, aż będzie to trudne w jej stanie. Zresztą i tak pozostawała jej jedynie papierkowa robota, której dostarczeniem podjęli się Kiyone i Sentaro.
Pukanie w framugę oderwało ją od kolejnego czytanego raportu. Była trochę zaskoczona tą wizytą, choć może nie powinna.
– Setsuko.
– Cześć, Rukia. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko. – Pracujesz?
– Papierologia to jedyne, co mi zostało, nim Byakuya i kapitan Ukitake całkiem mnie uziemią.
Z czułością pogładziła lekko zaokrąglony brzuch. Nie mogła powiedzieć, że się nie bała, bo dotąd nie miała do czynienia z tak małymi dziećmi, ale już kochała tę małą kruszynkę pod swoim sercem. Nawet jeśli za jakiś czas będzie zmuszona zrezygnować z obowiązków shinigami.
– Troszczą się o ciebie i tego bąbla, którego urodzisz – odparła Setsuko. – Zresztą z tego, co słyszałam, Renji nadal szaleje z tego powodu.
– Idiota, tylko naraża się mojemu bratu – prychnęła młodsza Kuchiki. – On się nigdy nie nauczy.
Doskonale pamiętała całą sytuację sprzed czterech miesięcy, kiedy oznajmiła ukochanemu i bratu tę dobrą nowinę. Renji szalał ze szczęścia, Byakuya się wściekł i niemal pozbawił swojego vice-kapitana wszystkiego, włącznie z życiem. Na szczęście była Setsuko, która jak nikt inny potrafiła powstrzymać Byakuyę przed pochopnymi decyzjami. Ona jedna miała na niego tak ogromny wpływ i Rukia dziękowała Królowi Dusz za jej obecność.
– Cieszy się, że zostanie ojcem.
– Przy tym kompletnie zapomina, że jako członkini rodu Kuchiki obowiązują mnie pewne zasady. Wiem, że nie jestem bez winy, ale nie mam pojęcia, co zrobić, aby Byakuya spojrzał na niego przychylniej. Zwłaszcza teraz.
– Daj mu czas – poradziła Setsuko. – Wszystko się ułoży.
– Taką mam nadzieję. Do tego coś złego wisi w powietrzu i wszyscy są niespokojni.
– Słyszałam od Byakuyi. Część kapitanów próbuje wpłynąć na Hisagiego, żeby wybrał następcę Corrie, a on nie chce nawet o tym słyszeć.
– To tak jakby uznał, że Corrie nie wróci – westchnęła Rukia.
Martwiła się o przyjaciółkę. Wszyscy się martwili, ale nikt nie potrafił powiedzieć, co się mogło wydarzyć. Nie było też planów poszukiwań Shiroyamy, co tym bardziej frustrowało Rukię, bo nawet gdyby, to przez swój stan nie mogła pomóc. Byakuya by jej nie puścił w nieznane, zresztą Renji też z pewnością zacząłby się awanturować, że ma to sobie z głowy wybić.
– Wróci – oznajmiła pewnie Setsuko. – To silna dziewczyna, więc sobie poradzi i wróci. Ma w końcu dla kogo.
Rukia uśmiechnęła się lekko. Świeżo poślubiona żona jej brata miała w sobie mnóstwo pokładów optymizmu na takie chwile zwątpienia jak ta. Że też od wielu lat nie pracuje jako shinigami, z pewnością byłaby świetnym oficerem, który dba o innych. Teraz też sprawiła, że Rukia mimo wszystko martwiła się mniej, znała w końcu Corrie, a ta tanio skóry nie sprzeda.
W Szóstym Oddziale od tygodni czuć było nerwową atmosferę i Ruki nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Trzeci Oficer powinien wspierać swój Oddział – słyszał to zawsze z ust Corrie, choć to były dawne czasy. Pamiętał jednak dobrze, jak mu zaufała i pozwoliła rozwinąć skrzydła, gdy był jeszcze kompletnym świeżakiem. Pewnie gdyby nie to, nigdy nie doszedłby tak daleko, a jednak od czterech miesięcy był Trzecim Oficerem Szóstego Oddziału i czuł się z tym źle. Oczywiście cieszył się, że kapitan docenił jego starania i powierzył mu stanowisko po Corrie, która chwilę wcześniej została vice-kapitanem Dziewiątki, więc nie było już szans, żeby do nich wróciła. Jednak niedługo później doszło do awantury pomiędzy kapitanem a Renjim i wszystko się zmieniło. Abarai starał się schodzić z widoku Kuchikiemu, które przez pierwsze tygodnie wrzał gniewem na najmniejsze uchybienie. Nie tylko Rukiemu źle się pracowało w tej atmosferze, ale jako najwyższy stopniem, nie licząc skłóconych dowódców, coś powinien z tym faktem zrobić. Tylko nie miał pojęcia, co, a i nie było nikogo, do kogo mógłby zwrócić się o pomoc. W końcu Corrie wyruszyła na misję poza Rukongai i słuch po niej zaginął. Na pewno wiedziałaby, co zrobić w tej sytuacji, była doskonale zgrana z dowództwem, choć nie służyła w Oddziale długo. Ruki czuł się tu zupełnie nie na miejscu.
Renji przeciągnął się na swoim miejscu i przełożył ostatni raport na stos ukończonych. Zerknął na kręcącego się po biurze Yoshidę, który układał jakieś dokumenty z nieszczęśliwą miną.
– Zaniesiesz raporty kapitanowi do podpisu – odezwał się.
Ruki spojrzał na niego zza okularów.
– Renji-san, uważam, że to najwyższa pora, abyś przestał wymigiwać się od takich obowiązków – odparł cicho, ostatnie słowa niemal wyszeptał.
Abarai zmarszczył groźnie brwi.
– To rozkaz wyższego rangą – warknął. – Nie mów mi, co mam robić, a czego nie.
Ruki wiedział, że Corrie miałaby na to odpowiedź, ale też była bliżej z vice-kapitanem prywatnie. Sam nie miał tyle śmiałości, dlatego odłożył trzymaną w dłoni teczkę, zabrał papiery z biurka i chwilę później pukał do drzwi kapitańskiego biura.
– Wejść.
– Przepraszam, że przeszkadzam, panie kapitanie. Vice-kapitan Abarai przysłał mnie z raportami.
Kuchiki nawet na niego nie spojrzał zajęty innymi dokumentami. Tylko nieznaczny grymas na dźwięk nazwiska podkomendnego sprawił, że Ruki wiedział, że słyszał. Położył raporty na biurku obok pustego kubka po herbacie. Zaraz też złapał za czajniczek, ale ten okazał się zimny.
– Zaparzę świeżej herbaty – oznajmił, zabierając naczynia.
Nie czuł się komfortowo w towarzystwie dowódcy, przez co dłonie mu drżały, a naprawdę nie chciał hałasować. Nie miał pojęcia, jak Corrie mogła tak swobodnie tu pracować. Miała anielską cierpliwość.
Kilka minut później ustawił kubek wypełniony gorącą herbatę na jego stałym miejscu. Tym razem bez niepotrzebnych dźwięków.
– Dziękuję – odezwał się Byakuya, odkładając pędzelek. – Trzeci Oficerze Yoshida, przekaż Renjiemu, że oczekuję go tutaj po skończonym treningu.
– Tak jest, kapitanie. Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
– Dziękuję. Wyśmienita herbata.
Ten komplement zupełnie zbił z tropu Rukiego. Nie tego się spodziewał po swoim przełożonym.
– Corrie-san mnie nauczyła, gdy była tu Trzecim Oficerem – wymamrotał.
– Corrien parzyła doskonałą herbatę – odparł Kuchiki. – Trzeci Oficerze, nie podążaj za cieniem Corrien. To ty teraz piastujesz to stanowisko, nie Corrien.
– Ta jest, kapitanie.
– Idź już.
Ruki ukłonił się i wyszedł pośpiesznie, nie do końca rozumiejąc, co miały oznaczać słowa kapitana. Fakt, że mówił o rzeczach oczywistych... Zaraz też Ruki zganił się w duchu, przecież kapitan doskonale wiedział, jak wielki wpływ na niego miała Corrie. Pewnie domyślił się, że w tej chwili bardzo brakowało mu jej wsparcia i podświadomie szukał w głowie odpowiedzi, co ona by zrobiła w tej sytuacji. To nie była dobra droga, powinien znaleźć własną. Tylko czy w tej sytuacji da radę?
Kira odłożył czytany raport i podszedł do okna. Nie był to pierwszy raz tego dnia, ale nie potrafił skupić się na obowiązkach. Wiedział, że powinien. Jaki przykład daje swoim podkomendnym, stojąc przy oknie i spoglądając tęsknym spojrzeniem na niebo?
Pukanie wyrwało go z zamyślenia. W drzwiach przystanęła Momo z teczką w dłoni. Uśmiechnęła się ciepło.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, Kira-kun.
– Nie, oczywiście, że nie.
– Przyniosłam raport ze wspólnej misji naszych Oddziałów.
– Dziękuję.
Odebrał od niej teczkę i wrócił do biurka. Stanowczo musiał się zabrać za pracę, inaczej będzie musiał zostać po godzinach. Chociaż może to nie taki głupi pomysł. I tak nie miał powodu, by wracać wieczorem do domu, skoro nikt na niego nie czekał. Siedzenie w pustych czterech ścianach nie sprawiało mu przyjemności, a jakoś nie potrafił zmusić się do pisania.
– To już cztery miesiące, prawda? – odezwała się ponownie Momo, przyglądając się przyjacielowi z niepokojem.
Kiwnął głową. Tylko na tyle było go stać, choć najchętniej by o tym w ogóle zapomniał. Nie sądził, że znowu będzie czuł się tak bardzo osamotniony, wręcz porzucony, choć to drugie całkiem mijało się z prawdą.
– Wszyscy zaczynają się poważnie martwić – kontynuowała. – To nie miało trwać tak długo. Myślisz, że coś się wydarzyło?
– Na pewno jest tego jakiś powód – odparł, siląc się na spokój. – Przepraszam cię, Momo, ale mam dużo pracy.
– Corrie na pewno wróci.
Chwilę później został sam z papierami i tęsknotą za ukochaną. Minęły cztery przeklęte miesiące, odkąd świeżo mianowana vice-kapitan Dziewiątki ruszyła na misję zwiadowczą poza Rukongai. Ani razu nie dała znaku życia. Ani ona ani wysłani z nią członkowie Dwunastki, którzy mieli zebrać ewentualne próbki. Nie mieli pojęcia, co się z nimi, z nią stało. Czy w ogóle jeszcze żyje.
Nie pożegnali się właściwie tamtego dnia. Musiał się zająć paroma sprawami, a ona nie mogła czekać. A przecież powinien na chwilę zapomnieć o pracy, spędzić z nią tych kilka chwil, by mogła z czystym sumieniem zająć się misją. Może dzięki temu byłby spokojniejszy o jej los.
Od wielu dni nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Wymawiał się ze wspólnego picia i snuł jak ten duch po ulicach Seireitei, żeby tylko nie wracać do pustego mieszkania. Bez świadomości obecności Corrie w pobliżu było tak zimne i nieprzyjemne, że doprowadzało go do szału. „Dlaczego jeszcze nie wróciła?” – pytał sam siebie i miał coraz gorsze przeczucia. A przecież Corrie była silna. Ciężko pracowała, gdy została przeniesiona do Czwartego Oddziału, nie oszczędzała się i czasami musiał ją powstrzymywać w obawie, że zrobi sobie krzywdę.
Był zły, że to właśnie ją Kapitan-Dowódca posłał, choć wiedział, że to irracjonalna złość. Tęsknił za nią i bał się, że więcej jej nie zobaczy. „Dlaczego nie wysłała żadnej wiadomości?” – pytano. Nawet Dwunasty Oddział nie potrafił określić statusu członków grupy wysłanej w teren. Nikt nic nie wiedział. Krążyły różne teorie, a każda coraz mniej prawdopodobna. Dodatkowo od tego czasu nic nie burzyło spokoju, więc nie chciano myśleć o potencjalnym zagrożeniu. Corrie spisano na straty, a Hisagi coraz częściej słyszał, że ma sobie znaleźć nowego vice-kapitana. Może już tylko Kira czekał na jej powrót.
Wyjście na obiad na miasto nie było najlepszym pomysłem, ale podejrzewał, że Renji znowu wyciągnie go siłą. Chyba próbował w ten sposób odciągnąć go od myśli o Corrie, a przy okazji zniknąć kapitanowi Kuchikiemu z radaru, ale to nie było takie proste. Wszędzie ją widział, w każdym najdrobniejszym szczególe. Mieli tak dużo wspólnych wspomnień, wszędzie było jej pełno, przez co miał wrażenie, że za chwilę się pojawi z wesołym uśmiechem na ustach i jakąś nowiną. Pocałuje publicznie, choć go to speszy pomimo tego, że byli ze sobą tak długo. Jej śmiech wypełni uszy, a wieczór znów spędzą razem.
Starał się nie zwracać uwagi na szepty dookoła. Shinigami uwielbiali plotkować, a zaginięcie młodej vice-kapitan było najświeższą historią, jaka krążyła po Seireitei obok ciąży Rukii Kuchiki, co Kiry zupełnie nie ruszało.
Przy stole, który często zajmowali, siedziało już kilka osób. O czymś zawzięcie dyskutowali, więc dosiadł się w milczeniu.
– A ty jak zwykle nos na kwintę – mruknął Abarai, dostrzegając przyjaciela. – Bez Corrie to ci się świat wali.
– Nie bądź dla niego taki surowy, Renji – odparła Matsumoto. – Bez Corrie jest tu naprawdę pusto, a ty też nie masz najszczęśliwszej miny. Kiedy widziałeś się ostatnio z Rukią, co?
Abarai zaczerwienił się i zesztywniał.
– Przedwczoraj – prychnął. – I to nie jest twoja sprawa, Rangiku.
– Więc nie wyżywaj się na Kirze za problemy ze swoim kapitanem. Zamiast zachowywać się jak mężczyzna i z nim porozmawiać, uciekasz, a Rukia potrzebuje twojego wsparcia.
– Jakbym nie wiedział.
– Tylko jesteś tchórzem – uznał Madarame i wraz z Yumichiką dosiedli się do nich.
– Nie jestem tchórzem, Ikkaku-san – warknął Renji. – To po prostu delikatna sprawa.
– Taka ucieczka od odpowiedzialności to niepiękna sprawa – dodał Ayasegawa.
– Yumichika-san.
Kira przysłuchiwał się tej wymianie zdań, ale jakoś nie potrafił się uśmiechnąć czy współczuć przyjacielowi, który musiał uporać się jakoś z kapitanem Kuchikim wciąż wściekłym za sprawę z Rukią. Dla niego liczyło się, że Corrie nadal nie ma, a on nie wie, gdzie jej szukać, czy w ogóle warto, choć nie chciał wierzyć w ten najgorszy scenariusz.
Corrie była dla niego centrum świata, choć często nie panował nad jej ognistym temperamentem i bezskutecznie próbował ją temperować. Wolna od tych wszystkich wpajanych mu niegdyś zasad sprawiała, że chciał się uśmiechać, śmiać się w głos i szaleć wraz z nią. Planował spędzić z Corrie resztę życia, pierścionek w szufladzie nocnej szafki wciąż mu o tym przypominał i gryzł jak wyrzut sumienia, że nie zapytał jej wcześniej. Przecież miał tyle okazji, a nie zdobył się na odwagę. I dlaczego? Przecież wiedział, że się zgodzi. To tylko formalność, bo Corrie go kochała. Był tego pewien.
Matsumoto westchnęła ciężko, obserwując, jak Izuru wychodzi z knajpy. Od czterech miesięcy gasł powoli, bladł, jakby brakowało w nim życia. Częściej spędzał czas samotnie, błądził myślami nie wiadomo gdzie, przestał pisać. I mimo że starał się nikogo tym nie martwić, to jego tęsknota była widoczna jak na dłoni.
Matsumoto wierzyła, że ta dwójka była sobie pisana przez los na długo przed tym, jak się poznali. Kochali się tak mocno, że żyć bez siebie nie mogli, a nadal było w tej miłości wiele niewinności pierwszych zauroczeń. Przyjemnie było na nich patrzeć, ich szczęście poprawiało humory wszystkim dookoła. Byli nadzieją, że po każdej burzy wyjdzie w końcu słońce.
Nie potrafiła mu pomóc, bo uparte powtarzanie, że Corrie wróci, powoli stawało się tylko pustą frazą. Tak samo nie umiała pomóc własnemu narzeczonemu. Shuuhei obwiniał się o całą sytuację, niepokoił się o podwładną i przyjaciółkę. A przecież nie było w tym jego winy, dostali rozkaz i nic nie mógł na to poradzić. A jednak ciężko było patrzeć na młodego kapitana, który musiał to jakoś udźwignąć.
Uciekał w pracę, skoro znów musiał ogarniać również robotę swej zastępczyni. Początkowo mu to nie przeszkadzało, zresztą Kyoya przez cały czas aktywnie pomagał poinstruowany przez Corrie, kiedy i jak ograniczać pracoholizm ich przełożonego. Trzeci Oficer pracował u boku Hisagiego od wielu lat, więc nie miał problemu z obowiązkami, raczej chodziło o ich nadmiar, choć starał się z tym dzielnie walczyć.
Już nie słyszał marudzenia na swoją decyzję. Przede wszystkim dlatego, że Corrie nie było, ale też do czasu misji zjednała sobie większość Oddziału. Może to ta sprawa Moriego sprawiła, że poczuli do niej sympatię, choć nie miał pojęcia, kiedy wieść o całym tym zdarzeniu zdążyła się rozejść. Choć nie mógł powiedzieć, że jest zaskoczony, shinigami bowiem uwielbiali plotki.
Spotkanie kapitanów przebiegło bez problemów, choć nie trudno było zauważyć, że Hisagi przyszedł sam, a Dziewiątkę na zebraniu zastępców nikt nie reprezentował. Nikt nie komentował tego na spotkaniu, bez tego było wiadome, że od czterech miesięcy tajemnicza sprawa ewentualnych najeźdźców stała w miejscu i nie wyglądało, aby Soul Society miało stanąć w obliczu wojny. I chyba nikt nie przejmował się zaginięciem trzech shinigamich.
Shuuheia nie zdziwiło, że Kurotsuchi miał w poważaniu swoich podwładnych. Zawsze taki był, wszystkich dookoła uważał za nic niewartych półgłówków, bez problemu też poświęcał innych do swoich badań.
Jednak zaginięcie vice-kapitana to co innego, a póki co słyszał tylko, by wybrał nowego zastępcę. Dlaczego Gotei 13 nie chciało szukać Corrie ani dowiedzieć się, co się z nią stało? Nie miał pojęcia, ale coś było bardzo nie tak.
– Patrzeć na ciebie nie mogę, Hisagi. – Usłyszał chwilę po wyjściu z sali narad. – Wyglądasz, jakbyś od tygodnia nie spał.
Shuuhei powstrzymał się przed warknięciem czegoś na odczepnego, nie potrzebował utarczki z Kurochim, który obnosił się ze swoim zadowoleniem od tygodni. Hisagi naprawdę nie rozumiał, o co temu mężczyźnie chodziło, że tak bardzo nienawidził Corrie. Nic mu przecież nie zrobiła, a traktował ją wrogo na każdym kroku. Przecież to było chore.
– Czegoś ode mnie potrzebujesz, kapitanie Kurochi? – zapytał tylko.
– Jako starszy kolega chciałem tylko dać ci dobrą radę. Mianuj nowego vice-kapitana.
Shuuhei mógł się tego spodziewać, a i tak poczuł gniew tym większy, że dostrzegł wychodzących z własnego zebrania vice-kapitanów, którzy z pewnością słyszeli tę wymianę zdań. Zerknął na osowiałego Kirę, ale zaraz odwrócił wzrok. Nie rozmawiali od tygodni, Shuuheia gryzły wyrzuty sumienia, bo mógł coś zrobić, żeby do tej sytuacji nie doszło. Kurochi na to nie zważał, chyba wręcz sprawiało mu przyjemność pomstowanie na Shiroyamę w obecności swojego zastępcy.
– Corrie jest moim vice-kapitanem. Nie potrzebuję innego – odparł, siląc się na spokój.
– Shiroyama zniknęła. Może w końcu wróciła tam, gdzie jej miejsce. Przynajmniej nikt tutaj nie musi za nią świecić oczami.
– O co ci chodzi? – warknął Shuuhei. – Co ty do niej masz, co? Za to ty jej tak bardzo nienawidzisz?
Kurochi wzruszył ramionami z usatysfakcjonowaną miną.
– Jesteś naiwny, Hisagi. Módl się, żeby Shiroyama nie wróciła. Inaczej prędzej czy później wbije ci nóż w plecy i dobrze cię radzę, znajdź nowego vice-kapitana. Takiego godnego stanowiska.
Shuuhei miał dość, ale zanim odpowiedział, przystanął przy nich Kira.
– Kapitanie, powinniśmy wracać – odezwał się spokojnie, jakby nie słyszał krzywdzących słów swego dowódcy. – Ta rozmowa i tak na razie nie ma sensu, dopóki vice-kapitan Dziewiątego Oddziału nie zostanie uznana za zmarłą.
Kurochi prychnął, ale Kira się tym zupełnie nie przejął, czekając, aż mężczyzna łaskawie się ruszy. Shuuhei chciał powiedzieć cokolwiek, ale nic nie przychodziło mu do głowy i stał jak ten debil, obserwując jak dowódcy Trójki odchodzą.
– Z Kurochiego to jednak kawał drania – stwierdził Renji, przystając wraz z Matsumoto przy Hisagim. – Że też Kira ma do niego tyle cierpliwości.
– Czemu on jej tak nienawidzi, chyba nigdy nie powiedział – dodał Rangiku. – Ale nieważne, my tu z interesem. Wieczorem idziemy się napić, nie przyjmuję odmowy.
– O ile wyrobię się z papierami – odparł Hisagi.
– Nie masz wyjścia. Nawet Kira obiecał, że tym razem wpadnie. Nie rób takiej miny, Shuu. Kira wie, że to nie jest twoja wina. To jak, widzimy się wieczorem?
– Zrobię, co w mojej mocy.
Wiedział, że i tak się nie wywinie i zrobi tak, jak Rangiku tego chciała. Zawsze stawiała na swoim, a on w takim razie musiał się wziąć ostro do roboty. Nie zostawi przecież wszystkiego na barkach Kyoyi, który i tak robił o wiele za dużo, nie dając sobie odebrać części obowiązków Corrie. Cóż, ta dziewczyna naprawdę zjednywała sobie ludzi i wyciągała z nich cechy, o których nie pomyśleliby, że je mają. Chyba nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
Trzeciego Oficera nie było, o tej porze pozwalał sobie na godzinny trening z Reijim, który ostatnio przykładał się do obowiązków jak nigdy. Shuuhei i w tym dostrzegał wpływ Corrie, choć pojęcia nie miał, co powiedziała chłopakowi.
Zrobił sobie herbaty i usiadł do papierów, które nigdy się nie kończyły. Przyzwyczaił się do tego, ale wolał, żeby vice-kapitańskie biurko nie zbierało jedynie kurzu. Może powinien bardziej stanowczo naciskać na to, by poszukać Corrie?
Od raportu oderwało go nerwowe, krótkie pukanie. W drzwiach stanął zziajany Shohei, który wyglądał, jakby goniło go stado Pustych.
– Vice-kapitan wróciła – wydyszał.

4 komentarze:

  1. Oto i ona, wchodzi cała na biało (a może i czerwono, przepraszam za humor, ale definitywnie ja byłam dzisiaj cała za czerwono, może to dlatego czuję się tak podle). Właściwie to tak sobie myślę, że za ucięcie akcji w tym momencie powinnam Ci zrobić kuku, ale jak zrobię kuku, to będzie nieekonomiczne, bo się nie dowiem, co jest dalej, więc zostańmy przy tym, że bardzo się NIECIERPLIWIĘ. No chodź już tutaj, ty cholerny Dworze Wiatru, ty, jak tutaj wystawimy szwadron delta, to położy cię na łopatki szybciej, niż zdążyć rozkazać "odwrót".
    Przepraszam, inna galaktyka za bardzo mi weszła, więcej nie będę.
    "Hisagi przyszedł sam, a Dziewiątkę na zebraniu zastępców nikt nie reprezentował"
    To taka uwaga techniczna, przy takim zaprzeczeniu następuje zmiana w związku rządu, a czasownik łączy się wtedy nie z biernikiem, a z dopełniaczem (nie reprezentował kogo? czego?).
    Odnoszę wrażenie, że Kurochi jest jakoś powiązany z Dworem Wiatru, dlatego się tak bardzo z Corrie nie lubią. Przynajmniej to taka moja refleksja, ot, zwykłe przeczucie.
    I to by było ode mnie na tyle chyba.
    Bai, bai~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi się śmiać zachciało, kiedy wyszło dlaczego Renji został zawieszony, ohohoho. Jak sobie o tym pomyślę, to w sumie trochę mi żal Abaraia, bo gniew Byakuyi musiał być ogromny! Rukii też mi właściwie trochę żal, bo jest w ciąży a traktują ją jakby była ciężko chora. Nie ładnie tak usadzać ciężarną, ona też potrzebuje ruchu!
    Dobra, żarty na bok, pora na konkrety.
    Ten czteromiesięczny przeskok czasowy jest dość zaskakujący, a jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że Gotei 13 przez te cztery miesiące nie zrobiło absolutnie nic w związku z zaginięciem vice kapitan! Serio to jest skandaliczne. Cztery, kurde, miesiące! Nic dziwnego, że Kira i Hisagi się martwią całą sytuacją. Kurochi z tymi swoimi sugestiami pogarsza tylko sytuację i reakcja Shuuheia jest jak najbardziej zrozumiała. Szkoda tylko, że tamtemu draniowi zabrakło odwagi, żeby odpowiedzieć Shuuheiowi. Chociaż trzeba przyznać, że jego słowa są w pewnym sensie intrygujące.
    A na koniec prawdziwa bomba! Corrie powraca niespodziewanie po tak długiej nieobecności, tylko w jakim stanie? Co tam się wydarzyło? Dlaczego była nieobecna aż tak długo?
    Tak wiele pytań, akcja się naprawdę rozkręca i jestem szczerze ciekawa co szykujesz w przyszłości.
    No nic tam, uzbrajam się w cierpliwość,.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu tu dotarłam. Przepraszam, że tak późno! Ale projekt z grubsza zrobiony i czeka już tylko na wskazówki do poprawy, więc teraz czuję, że zasłużyłam.
    Nareszcie wzmianka o ciąży Rukii, choć niebezpośrednio. A chwilę później już bardziej wymownie. O i Setsu nawet! <3
    "Na szczęście była Setsuko, która jak nikt inny potrafiła powstrzymać Byakuyę przed pochopnymi decyzjami. Ona jedna miała na niego tak ogromny wpływ i Rukia dziękowała Królowi Dusz za jej obecność."
    Lejesz miód na moje serce. Pomimo tego, że ja rozstałam się z Setsu, wciąż mogę ją zobaczyć tutaj <3
    Oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo<3
    "Świeżo poślubiona żona jej brata miała w sobie mnóstwo pokładów optymizmu na takie chwile zwątpienia jak ta. "
    <333333333333
    "– Corrien parzyła doskonałą herbatę – odparł Kuchiki. – Trzeci Oficerze, nie podążaj za cieniem Corrien. To ty teraz piastujesz to stanowisko, nie Corrien."
    To jest mój mąż. Takiego go kochom.
    Wiem, że Momo chciała pomóc, ale... Niech ona już lepiej nic nie robi.
    Tu też by się Setsu przydała :D
    Kurochi to akurat mam wrażenie, że nie lubi nikogo.
    W sumie fajnie. W ciągu jednego rozdziału zniknęła i wróciła. Ale w sensie dobrze. I tak pokazałaś, jak wyglądało Seireitei bez niej, więc nie miało sensu tego przedłużać, skoro nic się zbytnio nie działo. Tak jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam tyle refleksji, co do tego rozdziału...
    Ale muszę przeczytać kolejny, bo za bardzo korci.
    Sei

    OdpowiedzUsuń

Laurie January