Dwa tygodnie minęły szybciej, niż się spodziewałam, a mnie się powoli kończą rozdziały do przodu, skoro usiadłam też do innych projektów. Jednak cała zabawa jeszcze przed nami.
Jesień na dobre rozgościła się w
Seireitei, choć była ciepła i słoneczna. Shinigami wciąż cenili sobie wspólne
wyjścia w plener, choć wieczory szybko przypominały o zbliżającej się zimie.
Rukia pozwoliła sobie na pozostawienie otwartych na ogród drzwi, ale na domową
yukatę zarzuciła błękitne haori. Wiedziała, że w innym wypadku usłyszałaby reprymendę
od brata i jeszcze kilku osób, które by dostrzegłby jej lekkomyślne, w ich
mniemaniu, zachowanie. Rozumiała troskę, lecz póki co chciała pracować
normalnie dotąd, aż będzie to trudne w jej stanie. Zresztą i tak pozostawała
jej jedynie papierkowa robota, której dostarczeniem podjęli się Kiyone i
Sentaro.
Pukanie w framugę oderwało ją od
kolejnego czytanego raportu. Była trochę zaskoczona tą wizytą, choć może nie
powinna.
– Setsuko.
– Cześć, Rukia. – Blondynka uśmiechnęła
się szeroko. – Pracujesz?
– Papierologia to jedyne, co mi
zostało, nim Byakuya i kapitan Ukitake całkiem mnie uziemią.
Z czułością pogładziła lekko
zaokrąglony brzuch. Nie mogła powiedzieć, że się nie bała, bo dotąd nie miała
do czynienia z tak małymi dziećmi, ale już kochała tę małą kruszynkę pod swoim
sercem. Nawet jeśli za jakiś czas będzie zmuszona zrezygnować z obowiązków
shinigami.
– Troszczą się o ciebie i tego
bąbla, którego urodzisz – odparła Setsuko. – Zresztą z tego, co słyszałam,
Renji nadal szaleje z tego powodu.
– Idiota, tylko naraża się mojemu
bratu – prychnęła młodsza Kuchiki. – On się nigdy nie nauczy.
Doskonale pamiętała całą sytuację
sprzed czterech miesięcy, kiedy oznajmiła ukochanemu i bratu tę dobrą nowinę.
Renji szalał ze szczęścia, Byakuya się wściekł i niemal pozbawił swojego
vice-kapitana wszystkiego, włącznie z życiem. Na szczęście była Setsuko, która
jak nikt inny potrafiła powstrzymać Byakuyę przed pochopnymi decyzjami. Ona
jedna miała na niego tak ogromny wpływ i Rukia dziękowała Królowi Dusz za jej
obecność.
– Cieszy się, że zostanie ojcem.
– Przy tym kompletnie zapomina,
że jako członkini rodu Kuchiki obowiązują mnie pewne zasady. Wiem, że nie
jestem bez winy, ale nie mam pojęcia, co zrobić, aby Byakuya spojrzał na niego
przychylniej. Zwłaszcza teraz.
– Daj mu czas – poradziła Setsuko.
– Wszystko się ułoży.
– Taką mam nadzieję. Do tego coś
złego wisi w powietrzu i wszyscy są niespokojni.
– Słyszałam od Byakuyi. Część
kapitanów próbuje wpłynąć na Hisagiego, żeby wybrał następcę Corrie, a on nie
chce nawet o tym słyszeć.
– To tak jakby uznał, że Corrie
nie wróci – westchnęła Rukia.
Martwiła się o przyjaciółkę.
Wszyscy się martwili, ale nikt nie potrafił powiedzieć, co się mogło wydarzyć.
Nie było też planów poszukiwań Shiroyamy, co tym bardziej frustrowało Rukię, bo
nawet gdyby, to przez swój stan nie mogła pomóc. Byakuya by jej nie puścił w
nieznane, zresztą Renji też z pewnością zacząłby się awanturować, że ma to sobie
z głowy wybić.
– Wróci – oznajmiła pewnie
Setsuko. – To silna dziewczyna, więc sobie poradzi i wróci. Ma w końcu dla
kogo.
Rukia uśmiechnęła się lekko. Świeżo
poślubiona żona jej brata miała w sobie mnóstwo pokładów optymizmu na takie
chwile zwątpienia jak ta. Że też od wielu lat nie pracuje jako shinigami, z
pewnością byłaby świetnym oficerem, który dba o innych. Teraz też sprawiła, że
Rukia mimo wszystko martwiła się mniej, znała w końcu Corrie, a ta tanio skóry
nie sprzeda.
W Szóstym Oddziale od tygodni
czuć było nerwową atmosferę i Ruki nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Trzeci
Oficer powinien wspierać swój Oddział – słyszał to zawsze z ust Corrie, choć to
były dawne czasy. Pamiętał jednak dobrze, jak mu zaufała i pozwoliła rozwinąć
skrzydła, gdy był jeszcze kompletnym świeżakiem. Pewnie gdyby nie to, nigdy nie
doszedłby tak daleko, a jednak od czterech miesięcy był Trzecim Oficerem Szóstego
Oddziału i czuł się z tym źle. Oczywiście cieszył się, że kapitan docenił jego
starania i powierzył mu stanowisko po Corrie, która chwilę wcześniej została
vice-kapitanem Dziewiątki, więc nie było już szans, żeby do nich wróciła.
Jednak niedługo później doszło do awantury pomiędzy kapitanem a Renjim i
wszystko się zmieniło. Abarai starał się schodzić z widoku Kuchikiemu, które
przez pierwsze tygodnie wrzał gniewem na najmniejsze uchybienie. Nie tylko
Rukiemu źle się pracowało w tej atmosferze, ale jako najwyższy stopniem, nie
licząc skłóconych dowódców, coś powinien z tym faktem zrobić. Tylko nie miał
pojęcia, co, a i nie było nikogo, do kogo mógłby zwrócić się o pomoc. W końcu
Corrie wyruszyła na misję poza Rukongai i słuch po niej zaginął. Na pewno
wiedziałaby, co zrobić w tej sytuacji, była doskonale zgrana z dowództwem, choć
nie służyła w Oddziale długo. Ruki czuł się tu zupełnie nie na miejscu.
Renji przeciągnął się na swoim
miejscu i przełożył ostatni raport na stos ukończonych. Zerknął na kręcącego
się po biurze Yoshidę, który układał jakieś dokumenty z nieszczęśliwą miną.
– Zaniesiesz raporty kapitanowi
do podpisu – odezwał się.
Ruki spojrzał na niego zza
okularów.
– Renji-san, uważam, że to
najwyższa pora, abyś przestał wymigiwać się od takich obowiązków – odparł cicho,
ostatnie słowa niemal wyszeptał.
Abarai zmarszczył groźnie brwi.
– To rozkaz wyższego rangą – warknął.
– Nie mów mi, co mam robić, a czego nie.
Ruki wiedział, że Corrie miałaby
na to odpowiedź, ale też była bliżej z vice-kapitanem prywatnie. Sam nie miał
tyle śmiałości, dlatego odłożył trzymaną w dłoni teczkę, zabrał papiery z
biurka i chwilę później pukał do drzwi kapitańskiego biura.
– Wejść.
– Przepraszam, że przeszkadzam,
panie kapitanie. Vice-kapitan Abarai przysłał mnie z raportami.
Kuchiki nawet na niego nie spojrzał
zajęty innymi dokumentami. Tylko nieznaczny grymas na dźwięk nazwiska podkomendnego
sprawił, że Ruki wiedział, że słyszał. Położył raporty na biurku obok pustego
kubka po herbacie. Zaraz też złapał za czajniczek, ale ten okazał się zimny.
– Zaparzę świeżej herbaty –
oznajmił, zabierając naczynia.
Nie czuł się komfortowo w
towarzystwie dowódcy, przez co dłonie mu drżały, a naprawdę nie chciał
hałasować. Nie miał pojęcia, jak Corrie mogła tak swobodnie tu pracować. Miała
anielską cierpliwość.
Kilka minut później ustawił kubek
wypełniony gorącą herbatę na jego stałym miejscu. Tym razem bez niepotrzebnych
dźwięków.
– Dziękuję – odezwał się Byakuya,
odkładając pędzelek. – Trzeci Oficerze Yoshida, przekaż Renjiemu, że oczekuję
go tutaj po skończonym treningu.
– Tak jest, kapitanie. Czy mogę
coś jeszcze dla pana zrobić?
– Dziękuję. Wyśmienita herbata.
Ten komplement zupełnie zbił z
tropu Rukiego. Nie tego się spodziewał po swoim przełożonym.
– Corrie-san mnie nauczyła, gdy
była tu Trzecim Oficerem – wymamrotał.
– Corrien parzyła doskonałą
herbatę – odparł Kuchiki. – Trzeci Oficerze, nie podążaj za cieniem Corrien. To
ty teraz piastujesz to stanowisko, nie Corrien.
– Ta jest, kapitanie.
– Idź już.
Ruki ukłonił się i wyszedł
pośpiesznie, nie do końca rozumiejąc, co miały oznaczać słowa kapitana. Fakt, że
mówił o rzeczach oczywistych... Zaraz też Ruki zganił się w duchu, przecież
kapitan doskonale wiedział, jak wielki wpływ na niego miała Corrie. Pewnie
domyślił się, że w tej chwili bardzo brakowało mu jej wsparcia i podświadomie
szukał w głowie odpowiedzi, co ona by zrobiła w tej sytuacji. To nie była dobra
droga, powinien znaleźć własną. Tylko czy w tej sytuacji da radę?
Kira odłożył czytany raport i
podszedł do okna. Nie był to pierwszy raz tego dnia, ale nie potrafił skupić
się na obowiązkach. Wiedział, że powinien. Jaki przykład daje swoim podkomendnym,
stojąc przy oknie i spoglądając tęsknym spojrzeniem na niebo?
Pukanie wyrwało go z zamyślenia.
W drzwiach przystanęła Momo z teczką w dłoni. Uśmiechnęła się ciepło.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam,
Kira-kun.
– Nie, oczywiście, że nie.
– Przyniosłam raport ze wspólnej
misji naszych Oddziałów.
– Dziękuję.
Odebrał od niej teczkę i wrócił
do biurka. Stanowczo musiał się zabrać za pracę, inaczej będzie musiał zostać
po godzinach. Chociaż może to nie taki głupi pomysł. I tak nie miał powodu, by
wracać wieczorem do domu, skoro nikt na niego nie czekał. Siedzenie w pustych
czterech ścianach nie sprawiało mu przyjemności, a jakoś nie potrafił zmusić
się do pisania.
– To już cztery miesiące, prawda?
– odezwała się ponownie Momo, przyglądając się przyjacielowi z niepokojem.
Kiwnął głową. Tylko na tyle było
go stać, choć najchętniej by o tym w ogóle zapomniał. Nie sądził, że znowu
będzie czuł się tak bardzo osamotniony, wręcz porzucony, choć to drugie całkiem
mijało się z prawdą.
– Wszyscy zaczynają się poważnie
martwić – kontynuowała. – To nie miało trwać tak długo. Myślisz, że coś się wydarzyło?
– Na pewno jest tego jakiś powód –
odparł, siląc się na spokój. – Przepraszam cię, Momo, ale mam dużo pracy.
– Corrie na pewno wróci.
Chwilę później został sam z
papierami i tęsknotą za ukochaną. Minęły cztery przeklęte miesiące, odkąd
świeżo mianowana vice-kapitan Dziewiątki ruszyła na misję zwiadowczą poza Rukongai.
Ani razu nie dała znaku życia. Ani ona ani wysłani z nią członkowie Dwunastki,
którzy mieli zebrać ewentualne próbki. Nie mieli pojęcia, co się z nimi, z nią
stało. Czy w ogóle jeszcze żyje.
Nie pożegnali się właściwie
tamtego dnia. Musiał się zająć paroma sprawami, a ona nie mogła czekać. A
przecież powinien na chwilę zapomnieć o pracy, spędzić z nią tych kilka chwil,
by mogła z czystym sumieniem zająć się misją. Może dzięki temu byłby
spokojniejszy o jej los.
Od wielu dni nie potrafił znaleźć
sobie miejsca. Wymawiał się ze wspólnego picia i snuł jak ten duch po ulicach
Seireitei, żeby tylko nie wracać do pustego mieszkania. Bez świadomości
obecności Corrie w pobliżu było tak zimne i nieprzyjemne, że doprowadzało go do
szału. „Dlaczego jeszcze nie wróciła?” – pytał sam siebie i miał coraz gorsze
przeczucia. A przecież Corrie była silna. Ciężko pracowała, gdy została
przeniesiona do Czwartego Oddziału, nie oszczędzała się i czasami musiał ją
powstrzymywać w obawie, że zrobi sobie krzywdę.
Był zły, że to właśnie ją
Kapitan-Dowódca posłał, choć wiedział, że to irracjonalna złość. Tęsknił za nią
i bał się, że więcej jej nie zobaczy. „Dlaczego nie wysłała żadnej wiadomości?”
– pytano. Nawet Dwunasty Oddział nie potrafił określić statusu członków grupy
wysłanej w teren. Nikt nic nie wiedział. Krążyły różne teorie, a każda coraz
mniej prawdopodobna. Dodatkowo od tego czasu nic nie burzyło spokoju, więc nie
chciano myśleć o potencjalnym zagrożeniu. Corrie spisano na straty, a Hisagi
coraz częściej słyszał, że ma sobie znaleźć nowego vice-kapitana. Może już
tylko Kira czekał na jej powrót.
Wyjście na obiad na miasto nie
było najlepszym pomysłem, ale podejrzewał, że Renji znowu wyciągnie go siłą. Chyba
próbował w ten sposób odciągnąć go od myśli o Corrie, a przy okazji zniknąć
kapitanowi Kuchikiemu z radaru, ale to nie było takie proste. Wszędzie ją widział,
w każdym najdrobniejszym szczególe. Mieli tak dużo wspólnych wspomnień, wszędzie
było jej pełno, przez co miał wrażenie, że za chwilę się pojawi z wesołym
uśmiechem na ustach i jakąś nowiną. Pocałuje publicznie, choć go to speszy
pomimo tego, że byli ze sobą tak długo. Jej śmiech wypełni uszy, a wieczór znów
spędzą razem.
Starał się nie zwracać uwagi na
szepty dookoła. Shinigami uwielbiali plotkować, a zaginięcie młodej vice-kapitan
było najświeższą historią, jaka krążyła po Seireitei obok ciąży Rukii Kuchiki,
co Kiry zupełnie nie ruszało.
Przy stole, który często
zajmowali, siedziało już kilka osób. O czymś zawzięcie dyskutowali, więc
dosiadł się w milczeniu.
– A ty jak zwykle nos na kwintę –
mruknął Abarai, dostrzegając przyjaciela. – Bez Corrie to ci się świat wali.
– Nie bądź dla niego taki surowy,
Renji – odparła Matsumoto. – Bez Corrie jest tu naprawdę pusto, a ty też nie
masz najszczęśliwszej miny. Kiedy widziałeś się ostatnio z Rukią, co?
Abarai zaczerwienił się i
zesztywniał.
– Przedwczoraj – prychnął. – I to
nie jest twoja sprawa, Rangiku.
– Więc nie wyżywaj się na Kirze
za problemy ze swoim kapitanem. Zamiast zachowywać się jak mężczyzna i z nim
porozmawiać, uciekasz, a Rukia potrzebuje twojego wsparcia.
– Jakbym nie wiedział.
– Tylko jesteś tchórzem – uznał Madarame
i wraz z Yumichiką dosiedli się do nich.
– Nie jestem tchórzem, Ikkaku-san
– warknął Renji. – To po prostu delikatna sprawa.
– Taka ucieczka od odpowiedzialności
to niepiękna sprawa – dodał Ayasegawa.
– Yumichika-san.
Kira przysłuchiwał się tej
wymianie zdań, ale jakoś nie potrafił się uśmiechnąć czy współczuć
przyjacielowi, który musiał uporać się jakoś z kapitanem Kuchikim wciąż
wściekłym za sprawę z Rukią. Dla niego liczyło się, że Corrie nadal nie ma, a
on nie wie, gdzie jej szukać, czy w ogóle warto, choć nie chciał wierzyć w ten
najgorszy scenariusz.
Corrie była dla niego centrum
świata, choć często nie panował nad jej ognistym temperamentem i bezskutecznie
próbował ją temperować. Wolna od tych wszystkich wpajanych mu niegdyś zasad sprawiała,
że chciał się uśmiechać, śmiać się w głos i szaleć wraz z nią. Planował spędzić
z Corrie resztę życia, pierścionek w szufladzie nocnej szafki wciąż mu o tym
przypominał i gryzł jak wyrzut sumienia, że nie zapytał jej wcześniej. Przecież
miał tyle okazji, a nie zdobył się na odwagę. I dlaczego? Przecież wiedział, że
się zgodzi. To tylko formalność, bo Corrie go kochała. Był tego pewien.
Matsumoto westchnęła ciężko,
obserwując, jak Izuru wychodzi z knajpy. Od czterech miesięcy gasł powoli,
bladł, jakby brakowało w nim życia. Częściej spędzał czas samotnie, błądził
myślami nie wiadomo gdzie, przestał pisać. I mimo że starał się nikogo tym nie
martwić, to jego tęsknota była widoczna jak na dłoni.
Matsumoto wierzyła, że ta dwójka
była sobie pisana przez los na długo przed tym, jak się poznali. Kochali się
tak mocno, że żyć bez siebie nie mogli, a nadal było w tej miłości wiele
niewinności pierwszych zauroczeń. Przyjemnie było na nich patrzeć, ich
szczęście poprawiało humory wszystkim dookoła. Byli nadzieją, że po każdej
burzy wyjdzie w końcu słońce.
Nie potrafiła mu pomóc, bo uparte
powtarzanie, że Corrie wróci, powoli stawało się tylko pustą frazą. Tak samo
nie umiała pomóc własnemu narzeczonemu. Shuuhei obwiniał się o całą sytuację,
niepokoił się o podwładną i przyjaciółkę. A przecież nie było w tym jego winy,
dostali rozkaz i nic nie mógł na to poradzić. A jednak ciężko było patrzeć na
młodego kapitana, który musiał to jakoś udźwignąć.
Uciekał w pracę, skoro znów
musiał ogarniać również robotę swej zastępczyni. Początkowo mu to nie
przeszkadzało, zresztą Kyoya przez cały czas aktywnie pomagał poinstruowany
przez Corrie, kiedy i jak ograniczać pracoholizm ich przełożonego. Trzeci
Oficer pracował u boku Hisagiego od wielu lat, więc nie miał problemu z obowiązkami,
raczej chodziło o ich nadmiar, choć starał się z tym dzielnie walczyć.
Już nie słyszał marudzenia na
swoją decyzję. Przede wszystkim dlatego, że Corrie nie było, ale też do czasu
misji zjednała sobie większość Oddziału. Może to ta sprawa Moriego sprawiła, że
poczuli do niej sympatię, choć nie miał pojęcia, kiedy wieść o całym tym
zdarzeniu zdążyła się rozejść. Choć nie mógł powiedzieć, że jest zaskoczony,
shinigami bowiem uwielbiali plotki.
Spotkanie kapitanów przebiegło
bez problemów, choć nie trudno było zauważyć, że Hisagi przyszedł sam, a Dziewiątkę
na zebraniu zastępców nikt nie reprezentował. Nikt nie komentował tego na
spotkaniu, bez tego było wiadome, że od czterech miesięcy tajemnicza sprawa
ewentualnych najeźdźców stała w miejscu i nie wyglądało, aby Soul Society miało
stanąć w obliczu wojny. I chyba nikt nie przejmował się zaginięciem trzech shinigamich.
Shuuheia nie zdziwiło, że Kurotsuchi
miał w poważaniu swoich podwładnych. Zawsze taki był, wszystkich dookoła uważał
za nic niewartych półgłówków, bez problemu też poświęcał innych do swoich badań.
Jednak zaginięcie vice-kapitana
to co innego, a póki co słyszał tylko, by wybrał nowego zastępcę. Dlaczego Gotei
13 nie chciało szukać Corrie ani dowiedzieć się, co się z nią stało? Nie miał
pojęcia, ale coś było bardzo nie tak.
– Patrzeć na ciebie nie mogę,
Hisagi. – Usłyszał chwilę po wyjściu z sali narad. – Wyglądasz, jakbyś od tygodnia
nie spał.
Shuuhei powstrzymał się przed
warknięciem czegoś na odczepnego, nie potrzebował utarczki z Kurochim, który
obnosił się ze swoim zadowoleniem od tygodni. Hisagi naprawdę nie rozumiał, o
co temu mężczyźnie chodziło, że tak bardzo nienawidził Corrie. Nic mu przecież
nie zrobiła, a traktował ją wrogo na każdym kroku. Przecież to było chore.
– Czegoś ode mnie potrzebujesz,
kapitanie Kurochi? – zapytał tylko.
– Jako starszy kolega chciałem
tylko dać ci dobrą radę. Mianuj nowego vice-kapitana.
Shuuhei mógł się tego spodziewać,
a i tak poczuł gniew tym większy, że dostrzegł wychodzących z własnego zebrania
vice-kapitanów, którzy z pewnością słyszeli tę wymianę zdań. Zerknął na
osowiałego Kirę, ale zaraz odwrócił wzrok. Nie rozmawiali od tygodni, Shuuheia
gryzły wyrzuty sumienia, bo mógł coś zrobić, żeby do tej sytuacji nie doszło.
Kurochi na to nie zważał, chyba wręcz sprawiało mu przyjemność pomstowanie na
Shiroyamę w obecności swojego zastępcy.
– Corrie jest moim vice-kapitanem.
Nie potrzebuję innego – odparł, siląc się na spokój.
– Shiroyama zniknęła. Może w
końcu wróciła tam, gdzie jej miejsce. Przynajmniej nikt tutaj nie musi za nią świecić
oczami.
– O co ci chodzi? – warknął Shuuhei.
– Co ty do niej masz, co? Za to ty jej tak bardzo nienawidzisz?
Kurochi wzruszył ramionami z
usatysfakcjonowaną miną.
– Jesteś naiwny, Hisagi. Módl
się, żeby Shiroyama nie wróciła. Inaczej prędzej czy później wbije ci nóż w
plecy i dobrze cię radzę, znajdź nowego vice-kapitana. Takiego godnego
stanowiska.
Shuuhei miał dość, ale zanim odpowiedział,
przystanął przy nich Kira.
– Kapitanie, powinniśmy wracać –
odezwał się spokojnie, jakby nie słyszał krzywdzących słów swego dowódcy. – Ta rozmowa
i tak na razie nie ma sensu, dopóki vice-kapitan Dziewiątego Oddziału nie
zostanie uznana za zmarłą.
Kurochi prychnął, ale Kira się
tym zupełnie nie przejął, czekając, aż mężczyzna łaskawie się ruszy. Shuuhei
chciał powiedzieć cokolwiek, ale nic nie przychodziło mu do głowy i stał jak
ten debil, obserwując jak dowódcy Trójki odchodzą.
– Z Kurochiego to jednak kawał
drania – stwierdził Renji, przystając wraz z Matsumoto przy Hisagim. – Że też
Kira ma do niego tyle cierpliwości.
– Czemu on jej tak nienawidzi,
chyba nigdy nie powiedział – dodał Rangiku. – Ale nieważne, my tu z interesem.
Wieczorem idziemy się napić, nie przyjmuję odmowy.
– O ile wyrobię się z papierami –
odparł Hisagi.
– Nie masz wyjścia. Nawet Kira obiecał,
że tym razem wpadnie. Nie rób takiej miny, Shuu. Kira wie, że to nie jest twoja
wina. To jak, widzimy się wieczorem?
– Zrobię, co w mojej mocy.
Wiedział, że i tak się nie
wywinie i zrobi tak, jak Rangiku tego chciała. Zawsze stawiała na swoim, a on w
takim razie musiał się wziąć ostro do roboty. Nie zostawi przecież wszystkiego
na barkach Kyoyi, który i tak robił o wiele za dużo, nie dając sobie odebrać
części obowiązków Corrie. Cóż, ta dziewczyna naprawdę zjednywała sobie ludzi i
wyciągała z nich cechy, o których nie pomyśleliby, że je mają. Chyba nawet nie
zdawała sobie z tego sprawy.
Trzeciego Oficera nie było, o tej
porze pozwalał sobie na godzinny trening z Reijim, który ostatnio przykładał się
do obowiązków jak nigdy. Shuuhei i w tym dostrzegał wpływ Corrie, choć pojęcia
nie miał, co powiedziała chłopakowi.
Zrobił sobie herbaty i usiadł do
papierów, które nigdy się nie kończyły. Przyzwyczaił się do tego, ale wolał,
żeby vice-kapitańskie biurko nie zbierało jedynie kurzu. Może powinien bardziej
stanowczo naciskać na to, by poszukać Corrie?
Od raportu oderwało go nerwowe,
krótkie pukanie. W drzwiach stanął zziajany Shohei, który wyglądał, jakby
goniło go stado Pustych.
– Vice-kapitan wróciła –
wydyszał.
Oto i ona, wchodzi cała na biało (a może i czerwono, przepraszam za humor, ale definitywnie ja byłam dzisiaj cała za czerwono, może to dlatego czuję się tak podle). Właściwie to tak sobie myślę, że za ucięcie akcji w tym momencie powinnam Ci zrobić kuku, ale jak zrobię kuku, to będzie nieekonomiczne, bo się nie dowiem, co jest dalej, więc zostańmy przy tym, że bardzo się NIECIERPLIWIĘ. No chodź już tutaj, ty cholerny Dworze Wiatru, ty, jak tutaj wystawimy szwadron delta, to położy cię na łopatki szybciej, niż zdążyć rozkazać "odwrót".
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, inna galaktyka za bardzo mi weszła, więcej nie będę.
"Hisagi przyszedł sam, a Dziewiątkę na zebraniu zastępców nikt nie reprezentował"
To taka uwaga techniczna, przy takim zaprzeczeniu następuje zmiana w związku rządu, a czasownik łączy się wtedy nie z biernikiem, a z dopełniaczem (nie reprezentował kogo? czego?).
Odnoszę wrażenie, że Kurochi jest jakoś powiązany z Dworem Wiatru, dlatego się tak bardzo z Corrie nie lubią. Przynajmniej to taka moja refleksja, ot, zwykłe przeczucie.
I to by było ode mnie na tyle chyba.
Bai, bai~~
Ale mi się śmiać zachciało, kiedy wyszło dlaczego Renji został zawieszony, ohohoho. Jak sobie o tym pomyślę, to w sumie trochę mi żal Abaraia, bo gniew Byakuyi musiał być ogromny! Rukii też mi właściwie trochę żal, bo jest w ciąży a traktują ją jakby była ciężko chora. Nie ładnie tak usadzać ciężarną, ona też potrzebuje ruchu!
OdpowiedzUsuńDobra, żarty na bok, pora na konkrety.
Ten czteromiesięczny przeskok czasowy jest dość zaskakujący, a jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że Gotei 13 przez te cztery miesiące nie zrobiło absolutnie nic w związku z zaginięciem vice kapitan! Serio to jest skandaliczne. Cztery, kurde, miesiące! Nic dziwnego, że Kira i Hisagi się martwią całą sytuacją. Kurochi z tymi swoimi sugestiami pogarsza tylko sytuację i reakcja Shuuheia jest jak najbardziej zrozumiała. Szkoda tylko, że tamtemu draniowi zabrakło odwagi, żeby odpowiedzieć Shuuheiowi. Chociaż trzeba przyznać, że jego słowa są w pewnym sensie intrygujące.
A na koniec prawdziwa bomba! Corrie powraca niespodziewanie po tak długiej nieobecności, tylko w jakim stanie? Co tam się wydarzyło? Dlaczego była nieobecna aż tak długo?
Tak wiele pytań, akcja się naprawdę rozkręca i jestem szczerze ciekawa co szykujesz w przyszłości.
No nic tam, uzbrajam się w cierpliwość,.
Buziaki!
W końcu tu dotarłam. Przepraszam, że tak późno! Ale projekt z grubsza zrobiony i czeka już tylko na wskazówki do poprawy, więc teraz czuję, że zasłużyłam.
OdpowiedzUsuńNareszcie wzmianka o ciąży Rukii, choć niebezpośrednio. A chwilę później już bardziej wymownie. O i Setsu nawet! <3
"Na szczęście była Setsuko, która jak nikt inny potrafiła powstrzymać Byakuyę przed pochopnymi decyzjami. Ona jedna miała na niego tak ogromny wpływ i Rukia dziękowała Królowi Dusz za jej obecność."
Lejesz miód na moje serce. Pomimo tego, że ja rozstałam się z Setsu, wciąż mogę ją zobaczyć tutaj <3
Oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo<3
"Świeżo poślubiona żona jej brata miała w sobie mnóstwo pokładów optymizmu na takie chwile zwątpienia jak ta. "
<333333333333
"– Corrien parzyła doskonałą herbatę – odparł Kuchiki. – Trzeci Oficerze, nie podążaj za cieniem Corrien. To ty teraz piastujesz to stanowisko, nie Corrien."
To jest mój mąż. Takiego go kochom.
Wiem, że Momo chciała pomóc, ale... Niech ona już lepiej nic nie robi.
Tu też by się Setsu przydała :D
Kurochi to akurat mam wrażenie, że nie lubi nikogo.
W sumie fajnie. W ciągu jednego rozdziału zniknęła i wróciła. Ale w sensie dobrze. I tak pokazałaś, jak wyglądało Seireitei bez niej, więc nie miało sensu tego przedłużać, skoro nic się zbytnio nie działo. Tak jest dobrze.
Mam tyle refleksji, co do tego rozdziału...
OdpowiedzUsuńAle muszę przeczytać kolejny, bo za bardzo korci.
Sei