Corrie jeszcze spała, gdy Kira
się obudził. Przez chwilę obserwował ukochaną, jakby nadal nie wierząc w jej
powrót, że ten koszmar nareszcie się skończył. Nadal jednak wyglądała blado,
choć kapitan Unohana pozwoliła na powrót na własną kwaterę. Sam nie był do tego
przekonany, nie mógł pozbyć się wrażenia, że Corrie coś ukrywa. Wydawała się
jakaś zamyślona, nieobecna wręcz, do tego zdystansowana. Oczywiście, gdy o to
zapytał, uśmiechnęła się tylko i odparła, że wszystko w porządku.
Martwił się, choć może był
przewrażliwiony. Wątpił, żeby cała historia tak szybko się skończyła, ale może
szukał dziury w całym, zamiast cieszyć się, że odzyskał Corrie. Sam już nie
wiedział.
Było wcześnie, mógł jeszcze poleżeć
albo nawet ponownie zasnąć, ale postanowił się ruszyć i zrobić śniadanie do
łóżka. Może to sprawi, że Corrie zacznie być bardziej tutaj niż myślami gdzieś,
gdzie nie mógł jej dosięgnąć.
Nim jednak spełnił swój zamiar,
usłyszał łomotanie w drzwi. O tej porze było to dość niespotykane, więc zaniepokojony
otworzył zziajanemu shinigami.
– Przepraszam, że o tej porze, panie
vice-kapitanie, ale dostaliśmy właśnie informację o ataku na jeden z naszych
patroli w Rukongai. Wywiązała się walka i kapitan polecił posłać po pana.
Kira nie był zadowolony, ale nie
było wyjścia. Westchnął ciężko. I tak z miłego poranka nici.
– Poczekaj chwilę – polecił. –
Zaraz do was dołączę.
Zostawił Corrie krótką notkę,
żeby się nie martwiła, doprowadził się do porządku i ruszył do obowiązków
zaniepokojony całą tą sytuacją. Czyżby znowu nastał czas walki?
Corrie obudził zwyczajny gwar za
oknem. Druga połowa łóżka była już zimna, co oznaczało, że Izuru wstał dość
dawno. Zresztą wystarczyło spojrzenie na zegarek – o tej porze zwykle byli już
w pracy, ale niedawno wypuścili ją ze szpitala, Hisagi nie życzył jej sobie w
biurze, miała odpoczywać w domu, kiedy sam się z pewnością zapracowywał, nie
znając umiaru. Będzie musiała wziąć później Kyoyę na stronę i wypytać o
szczegóły, choć podejrzewała, co usłyszy. Nic nowego w przypadku przyjaciela
wiecznie chcącego robić wszystko samodzielnie.
Na stoliku nocnym znalazła
pospiesznie napisaną wiadomość od Kiry, że dostał pilne wezwanie do swojego
Oddziału, ale postara się obiad albo kolację zjeść wraz z nią. Uśmiechnęła się
lekko. Odkąd wypuścili ją z Czwórki, Izuru starał się z nią spędzać każdą wolną
chwilę. Gdyby tylko mogła się w pełni zrelaksować po tym wszystkim...
Niedługo później weszła do biura
Dziewiątki, po drodze odpowiadając na powitania spotkanych shinigamich. Może
jej się zdawało, ale wszyscy byli wobec niej jakoś bardziej przyjaźni niż
pamiętała sprzed czterech miesięcy, jakby zapomnieli, że nie była wśród nich
mile widziana.
– Praca wre, a mnie nikt nie
obudził – odezwała się, opierając się o futrynę.
Shuuhei dopiero teraz oderwał
wzrok od stosu raportów, który leżał przed nim. Zmierzył ją uważnym
spojrzeniem, po czym wziął do ręki pędzelek.
– Najwyraźniej potrzebowałaś
nadal odpoczynku – odparł spokojnie.
– Więc mam wracać do domu i
siedzieć na tyłku? – zapytała.
– Zważaj na słowa, Corrie –
upomniał ją.
Otworzyła usta, ale tylko westchnęła.
Podeszła bliżej.
– Przepraszam. Chyba nadal jestem
nieco rozdrażniona, a chciałabym wrócić do normalnej rzeczywistości – przyznała
ze skruchą.
– Twoje rany nie zaleczyły się
jeszcze w pełni. Nie szarżuj tak.
– Nie chcę siedzieć i nic nie
robić – mruknęła. – Pozwól mi chociaż pójść z dokumentami albo coś.
Miał ochotę jej zabronić, ale z
drugiej strony wolał to niż żeby próbowała już trenować. Nie chciał sobie wyobrażać,
co się stanie, kiedy Kira albo kapitan Unohana o tym usłyszą.
Sięgnął po jedną z teczek.
– W sumie możesz to zanieść do
Szóstki. Jakoś nie mam serca wysyłać tam znów Kyoyi. Ostatnio rozbił trzy kubki
pod rząd – powiedział z nietęgą miną.
– No tak, kapitan Kuchiki potrafi
być dość nieprzyjemny. Zwłaszcza teraz. A to drugie?
– Z tym nie pójdziesz. To do Dziesiątki.
Wyszczerzyła zęby.
– No tak, do narzeczonej to osobiście
pan kapitan się wybierze.
– Nie drwij, Corrie – mruknął nieco
zażenowany. – Nadal się złościsz, że ci nie powiedziałem? W tamtym momencie mój
największy problem leżał w łóżku w Lecznicy.
– Ktoś tu jest zgryźliwy –
odparła. – Ale już ze mną w porządku. No nic, idę do tej Szóstki, zanim się
rozmyślisz.
Shuuhei obserwował ją, gdy
wychodziła. Miał wrażenie, że dobry humor Corrie ma zamydlić oczy wszystkim
dookoła, ale z nią to nigdy nie wiadomo. Nie wyglądała na w pełni zdrową,
zarówno jej blada cera, na której mocno odznaczały się cienie pod oczami, jak i
biel bandaży tu i ówdzie pojawiające się pod skrajem ubrania. A jednak robiła
wszystko, by się o nią nie martwili. Shuuhei nie miał dobrych przeczuć, bo coś mu
mówiło, że najgorsze jeszcze przed nimi.
Do Szóstki dotarła bez przygód i
jak zwykle towarzyszyła jej pewna nostalgia. To już zawsze będzie ważne
miejsce, szczególnie dla kierunku, w którym się rozwijała. Pamiętała to gorzkie
uczucie, gdy droga do kariery w Trójce została przed nią zamknięta. Nie
wiedziała, co ze sobą zrobić, może nie doszłaby tak daleko, gdyby nie Szósty
Oddział.
Nadal była tu mile widziana, a większość
shinigamich witała ją radośnie, choć obecnie już bez nadziei, że do nich wróci.
Przez jakiś czas wszyscy mieli niemal pewność, że gdy tylko sprawa z Kurochim
przycichnie na tyle, by większość o niej zapomniało, kapitan Kuchiki przywróci
Corrie do rangi Trzeciego Oficera. Sama nie wiązała z tym zbyt wiele, starała
się też pogodzić z niesprawiedliwym wyrokiem. Teraz wspominała ten okres z
uśmiechem, będąc vice-kapitanem Dziewiątego Oddziału i nie spodziewając się
póki co zmian.
– Corrie-san.
Ruki dostrzegł ją pierwszy na
korytarzu prowadzącym do kapitańskiego biura. Uśmiechnął się nieśmiało, na co
odpowiedziała pewniejszym gestem.
– Yo, Ruki. Gratuluję awansu.
Chłopak zaczerwienił się lekko,
poprawił zsuwające się z nosa okulary.
– To dzięki tobie – mruknął.
– Więcej wiary w siebie –
powiedziała. – Kapitan Kuchiki docenia ciężką pracę, którą wykonałeś przez te
wszystkie lata, choć pewnie teraz nie jest łatwo.
Kiwnął niepewnie głową. Przed nią
nie musiał się tłumaczyć, sama znosiła humorki Abaraia i perfekcjonizm kapitana
przez ten czas, kiedy piastowała jego obecne stanowisko. Dawała radę.
– Każda burza kiedyś przechodzi –
powiedziała pocieszająco. – Swoją drogą, kapitan u siebie?
– Tak, ale... – zawahał się. – Ma
gościa. Kuchiki-san przyszła.
Corrie trochę się zdziwiła. Rukia
bardzo rzadko odwiedzała brata w biurze, do tego jako vice-kapitan częściej
miała do czynienia z Renjim czy właśnie Trzecim Oficerem. Coś jej jednak nie
pasowało w zachowaniu Yoshidy.
– Rukia o tej porze u kapitana
Kuchiki? – zapytała.
– Nie, nie vice-kapitan Kuchiki,
tylko żona kapitana, Setsuko-san. Prosiła, żeby im nie przeszkadzać, skoro
Renji-san wyszedł na trening.
Dopiero teraz do Corrie dotarło,
skąd to zmieszanie. Zaśmiała się, bo wręcz nie potrafiła sobie wyobrazić takiej
sceny w świętym biurze Szóstki. Wiedziała, że jej obecny dowódca z Rangiku nie
mieli takich oporów, zresztą sama miała kilka miłych wspomnień z Trójki.
– Rozumiem. Właściwie dokumenty
mogę przekazać tobie – uznała. – Nie są jakoś szczególnie ważne. Przynajmniej kapitan
nic o tym nie wspominał.
Odebrał od niej teczkę,
rozluźniając się trochę. Zazdrościł jej tego naturalnego uroku, dzięki któremu
każdy czuł się w jej towarzystwie lepiej. Nawet jeśli sama wyglądała na
osłabioną.
– To w porządku, że wróciłaś już
do pracy? – zapytał. – Podobno sytuacja nie była zbyt przyjemna.
Corrie westchnęła. Wiedziała, że
nie uniknie pytań o samopoczucie jeszcze przez jakiś czas, bo jej powrót z
misji po tak długim czasie był dość gorącym tematem wśród shinigamich, choć
niewielu znało szczegóły.
– Trudno powiedzieć, że wróciłam
do obowiązków, bo noszenie dokumentów to jedyne, na co pozwala mi kapitan –
odparła. – I pewnie jeszcze przez jakiś czas tak będzie.
– Kapitan Hisagi troszczy się o
ciebie. Jesteście wieloletnimi przyjaciółmi.
Corrie uśmiechnęła się tylko.
Nadal zdarzały się momenty, kiedy zastanawiała się, czy na pewno da się
pogodzić obie te kwestie. Z drugiej strony myśl o innym awansie przypominała,
że w połowie Oddziałów będzie prześladowało ją to samo odczucie, bo znała kapitanów
i ich zastępców nieco lepiej niż każdy inny zwykły shinigami.
Nim któreś z nich się odezwało,
drzwi kapitańskiego biura otworzyły się gwałtownie i równie gwałtownie zamknęły
się za Setsuko z niewyraźną miną. Ruki nieco spąsowiał, bo włosy kobiety były w
nieładzie, a poła yukaty nieco zsunęła się z jej ramienia. Sama Setsuko
skrzywiła się w stronę drzwi, za którymi urzędował Kuchiki, po czym uśmiechnęła
się do Corrie i Rukiego, gdy ich dostrzegła.
– Wyrzucił mnie – oznajmiła z
wyrzutem. – Uwierzycie w to?
Shiroyama nie powstrzymała
rozbawionego chichotu. Jakoś nie wyobrażała sobie swojego byłego dowódcy w
takich okolicznościach, nie żeby w ogóle chciała to sobie wyobrażać. Byłby to
dość traumatyczny widok.
– Najwyraźniej kapitan Kuchiki ma
niecierpiące zwłoki obowiązki – odparła dyplomatycznie.
– Stos dokumentów ważniejszy niż
własna żona – prychnęła Setsuko.
– To kapitan Kuchiki. Modelowy
shinigami i arystokrata.
– Buc. A ciebie co sprowadza do
mego męża-buca, Corrie? – Setsuko zmieniła temat.
– Dokumenty. Ruki już się nimi zaopiekował.
Trzeci Oficer skinął głową, jakby
obecność Kuchiki go deprymowała.
– Wrócę już do obowiązków –
powiedział cicho. – Dobrze było cię zobaczyć, Corrie-san.
– Ciebie również, Ruki.
Yoshida ulotnił się z teczką w
dłoni, zaś kobiety popatrzyły po sobie z uśmiechem.
– Chyba za mną nie przepada –
stwierdziła Setsuko. – Zawsze się denerwuje na mój widok.
– To nie to, jest po prostu
trochę niepewny w stosunku do ludzi. A że jesteś żoną kapitana Kuchiki też nie
pomaga – wyjaśniła Corrie. – Wielu kapitan Kuchiki onieśmiela.
– No tak – roześmiała się
Setsuko. – A ty jak się czujesz?
– W porządku. Co prawda mam przed
sobą jeszcze trochę wolnych dni, dopóki mój kapitan nie uzna, że mogę wrócić do
obowiązków. Za to mam czas nadrobić zaległości z mojej nieobecności.
– Parę rzeczy się zmieniło, to
prawda.
– Rangiku już mi trochę
opowiedziała.
– Straszna z niej plotkara.
Zaśmiały się. Zaraz jednak Corrie
oparła się o najbliższą ścianę, czując chwilowy odpływ sił. Odetchnęła głębiej
i zaraz uśmiechnęła się do Setsuko, która już otwierała usta, żeby coś
powiedzieć albo zawołać o pomoc.
– W porządku. Mówiłam, minie
jeszcze kilka dni, nim wrócę do pełni sił. To nic wielkiego.
– Masz ochotę na herbatę? I tak
nie mam nic do roboty.
Setsuko postanowiła nie drążyć
tematu, choć nie uwierzyła do końca Corrie. W dziewczynie było coś dziwnego,
czego nie potrafiła nazwać. A jednak wolała na razie nie naciskać.
Spędziły miło czas przy herbacie,
zresztą niedługo później dołączyła do nich Rangiku, która wyrwała się na chwilę
z biura. Plotkowały, jakby nigdy nic w spokoju nudnego dnia, który nie
zapowiadał żadnych zmian.
Kira dotarł do mieszkania Corrie
dopiero wieczorem. Nieszczególnie miał ochotę na towarzystwo, ale jakoś nie chciał
wracać do siebie, do pustych czterech ścian, które przypominały o samotności
czterech miesięcy. Może odczuwał to na wyrost, ale póki co nie potrafił tego
zmienić, skoro i tak to on odwiedzał obecnie Corrie.
Od progu powitał go apetyczny
zapach gotowanych warzyw i mięsa. Uśmiechnął się mimowolnie.
– Kolacja? – zapytał.
– Pomyślałam, że dziś to ja mogę
coś zrobić – odparła. – Zmęczony?
– Trochę. Nad ranem nasze patrole
zostały zaatakowane przez nieznanego sprawcę. Nikt nie zginął, na szczęście,
ale i tak nic nie ustaliliśmy – wyjaśnił, idąc za nią do kuchni.
Nie widział więc przerażenia w
jej spojrzeniu. Mimo to nic nie powiedziała, więcej uwagi poświęcając garnkom,
w których gotowała się kolacja. Dzięki temu udało się opanować emocje,
niekoniecznie chciała o tym rozmawiać.
– A ty jak spędziłaś dzień? –
zapytał, wyciągając naczynia z szafki.
– W sumie nic szczególnego nie
robiłam – odparła. – Hisagi szybko wyrzucił mnie z biura, za to spotkałam się z
Setsuko-san. Akurat odwiedzała kapitana Kuchiki, gdy przyszłam z dokumentami –
zachichotała.
– Co w tym takiego zabawnego?
– Biuro Szóstki nadal jest
nienaruszone, o ile wiem – wyjaśniła enigmatycznie.
Kira z początku nie zrozumiał,
ale zaraz parsknął śmiechem, czując zdradliwą czerwień na policzkach. Wróciły
do niego wspomnienia z tych kilku upojnych chwil, gdy kapitana Kurochiego nie
było w Seireitei. Lepiej, żeby nigdy nie dowiedział się, do czego służyło jego
biurko.
– Jesteście niemożliwe – uznał.
– No co? Chyba mi nie powiesz, że
to wbrew zasadom? – Uniosła brew, a Kira poczuł, że dystans pomiędzy nimi stał
się nieco mniejszy.
– Chcesz mnie złapać na
hipokryzji?
– Nie, absolutnie – zachichotała.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
Zaraz też syknęła, cofając dłoń
przed gorącem. Kira powstrzymał się przed gwałtowniejszą reakcją, ale podszedł
do niej i sprawdził, czy się nie poparzyła.
– Usiądź – powiedział. – Ja dokończę.
– To nic, byłam nieuważna – zaoponowała.
– Corrie, proszę. Zostało już
tylko przełożyć na talerze. Usiądź, ja się tym zajmę.
Nie chciał mówić, że nadal
wyglądała bardzo blado, bez tego nachmurzyła się dość widocznie. Z jakiegoś
powodu próbowała wszystkim wmówić, że czuje się lepiej niż w rzeczywistości. Do
tego te wahania w jej reiatsu, które coraz częściej dostrzegał, i nieobecność
myślami. Chyba tylko dlatego nie powiedział jej, co naprawdę ustalili. Nie
rozumiał tylko, dlaczego kłamała. Kogo chciała chronić?
Usiadła przy stole z niezbyt
zadowoloną miną, ale nic nie powiedziała. Chwilę później znów zrobiło jej się
słabo, szybko jednak odzyskała nad sobą panowanie, by Kira niczego nie
zauważył. Nie chciała go dodatkowo martwić.
Niebo Wewnętrznego Świata było
zachmurzone, a jezioro szumiało niespokojnie pod wpływem zimnego wiatru. Corrie
wiedziała, że Yukikaze stała za nią, ale nie odwróciła się, nie chcąc zobaczyć
złości na twarzy Zanpakutou.
– Jak długo zamierzasz się tak
zachowywać? – zapytała Yukikaze. – Nie są głupi, a ty...
– Nie chcę wojny. – Weszła jej
w słowo. – Poza tym wciąż nie wiem, co tak naprawdę się za tym kryje.
– I tak nic nie zrobisz. Nie
masz siły nawet, żeby mnie wezwać. Doskonale o tym wiesz.
– Ściągnęłaś mnie tu, żeby mi
to powiedzieć? – Corrie odwróciła się do partnerki z gniewem na twarzy. –
Powiedz mi coś, czego nie wiem.
Skrzywiła się, widząc niewyraźną
postać Yukikaze. Wiedziała, czego to oznaka i była tym przerażona, bo nic nie
mogła zrobić. Przeklinała własną słabość.
– Nie mogę im tego powiedzieć.
Zrobiłam wszystko, co mogłam. Doskonale o tym wiesz, Yuki.
– Nieprawda. Oszukujesz samą
siebie, moja pani. I z jakiego powodu? Kogo w ten sposób próbujesz ochronić? Na
kogo chcesz zrzucić konsekwencje?
– Zamilknij, Yukikaze.
– Bo mam rację, a ty nie
chcesz tego słuchać? Obie wiemy, jak to się skończy, lecz ty wciąż łudzisz się,
że uda ci się przetrwać. Prawda jest taka, że umierasz. Może czas się z tym
zmierzyć, moja pani?
Corrie otworzyła oczy i wysunęła
się spod ramienia Kiry na tyle spokojnie, na ile pozwalało jej wzburzenie. Nie
chciała go obudzić i zbywać półsłówkami, a na prawdę nie była gotowa. Może gdyby
postępowała ostrożniej, nie doszłoby do tego. Póki co nawet Unohana nie
zauważyła tej zmiany zbyt skupiona na fizycznych obrażeniach Corrie. Czy
znalazłaby ratunek? Wątpliwe, a pod nóż Kurotsuchiego iść nie zamierzała. Jak
wyjść z tej sytuacji? Czy to jeszcze możliwe?
A ja już miałam pisać, że to całkiem miły zbieg okoliczności, bo rozdział pojawił się w moje urodziny i miałam pisać jak to dobrze czytać o tym jak Corrie powraca do zdrowia, jaki ten Kira kochany, jak to Hisagi się troszczy, chociaż może trochę powinien wyluzować, bo to o nadopiekuńczość się ociera. Miałam pisać jakie to bardzo w stylu Byakuyi, że nie dał Setsuko zbezcześcić swojego biura, świętoszek jeden, a potem Ty spuściłaś taką bombę na koniec rozdziału, że zaczęłam zbierać szczękę z podłogi. Jak to umiera?! Co oni jej zrobili tam w tej niewoli?! Mam nadzieję, ze to nie jest sytuacja bez wyjścia i kapitan Unohana znajdzie sposób na ocalenie życia Corrie, bo dziewczyna zdecydowanie nie zasługuje na taki los.
OdpowiedzUsuńPozostawiłaś mnie w takim stanie, że nie wiem jak zniosę oczekiwanie na kolejny rozdział... chyba stracę paznokcie z tego napięcia...
Invi, nie obgryzaj, to niezdrowo
UsuńNo wiem, ale co ja na to poradzę?
UsuńPrzybywam spóźniona (ponieważ nie wiem ostatnio, jak się nazywam, dlatego przepraszam za opóźnienie, chociaż jak zwykle mi przypomniałaś w terminie ;-;).
OdpowiedzUsuńNo, oczywiście, musiało się coś spierdolić. Za sielankowo, za dobrze im było, nie (dobra, obie mamy tendencję do do psucia bohaterom krwi i zaskakiwania czytelników w najmniej spodziewanym momencie, ale myślałam, że przynajmniej jedna z nas trochę z tego wyrosła)? No, oczywiście! Az dziwne, że Kira się (jeszcze) tym nie zainteresował, bo ja pewnie na jego miejscu byłabym przewrażliwiona. I czyżby to była zasługa legendarnego Dworu Wiatru, że Corrie nie może się zebrać do kupy po czteromiesięcznej eskapadzie?
A tak na poważnie, to mam nadzieję, że wszystko się jakoś rozwiąże.
Życzę ogromu weny!
Hey, nadrabiam zaległości, oj będzie się działo.
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Pozdrawiam Shikyo
Umie... ra? Umiera... Ale żeś namieszała. A już miałam pisać o tym biurku w trójce i jak się uśmiałam, a ty coś takiego dajesz na koniec...
OdpowiedzUsuńNie akceptuje tego i czekam aż z tego Corrie wybrnie. Koniec i kropka. Tak musi być. Kira, dopilnuj że tego.
Czekam z utęsknieniem na następny rozdział
Sei
Eh no i już wiadomo, że nie będzie się działo dobrze, jak tak podrzucasz nam info, że coś z Corrie nie tak.
OdpowiedzUsuń"– Tak, ale... – zawahał się. – Ma gościa. Kuchiki-san przyszła.
Corrie trochę się zdziwiła. Rukia bardzo rzadko odwiedzała brata w biurze, do tego jako vice-kapitan częściej miała do czynienia z Renjim czy właśnie Trzecim Oficerem. Coś jej jednak nie pasowało w zachowaniu Yoshidy.
– Rukia o tej porze u kapitana Kuchiki? – zapytała.
– Nie, nie vice-kapitan Kuchiki, tylko żona kapitana, Setsuko-san. Prosiła, żeby im nie przeszkadzać, skoro Renji-san wyszedł na trening."
Ja też myślałam, że Rukia XD No tak, nowa pani Kuchiki. I że niby mają im nie przeszkadzać, hm? ^^
Oh, wyrzucił ją. Stare dobre czasy XD
No i jednak. Eh, coś Ty znowu zrobiła Corrie. I co oni jej tam zrobili? Kurde.