piątek, 7 sierpnia 2020

Rozdział 12.

Corrie jeszcze spała, gdy Kira się obudził. Przez chwilę obserwował ukochaną, jakby nadal nie wierząc w jej powrót, że ten koszmar nareszcie się skończył. Nadal jednak wyglądała blado, choć kapitan Unohana pozwoliła na powrót na własną kwaterę. Sam nie był do tego przekonany, nie mógł pozbyć się wrażenia, że Corrie coś ukrywa. Wydawała się jakaś zamyślona, nieobecna wręcz, do tego zdystansowana. Oczywiście, gdy o to zapytał, uśmiechnęła się tylko i odparła, że wszystko w porządku.

Martwił się, choć może był przewrażliwiony. Wątpił, żeby cała historia tak szybko się skończyła, ale może szukał dziury w całym, zamiast cieszyć się, że odzyskał Corrie. Sam już nie wiedział.

Było wcześnie, mógł jeszcze poleżeć albo nawet ponownie zasnąć, ale postanowił się ruszyć i zrobić śniadanie do łóżka. Może to sprawi, że Corrie zacznie być bardziej tutaj niż myślami gdzieś, gdzie nie mógł jej dosięgnąć.

Nim jednak spełnił swój zamiar, usłyszał łomotanie w drzwi. O tej porze było to dość niespotykane, więc zaniepokojony otworzył zziajanemu shinigami.

– Przepraszam, że o tej porze, panie vice-kapitanie, ale dostaliśmy właśnie informację o ataku na jeden z naszych patroli w Rukongai. Wywiązała się walka i kapitan polecił posłać po pana.

Kira nie był zadowolony, ale nie było wyjścia. Westchnął ciężko. I tak z miłego poranka nici.

– Poczekaj chwilę – polecił. – Zaraz do was dołączę.

Zostawił Corrie krótką notkę, żeby się nie martwiła, doprowadził się do porządku i ruszył do obowiązków zaniepokojony całą tą sytuacją. Czyżby znowu nastał czas walki?

Corrie obudził zwyczajny gwar za oknem. Druga połowa łóżka była już zimna, co oznaczało, że Izuru wstał dość dawno. Zresztą wystarczyło spojrzenie na zegarek – o tej porze zwykle byli już w pracy, ale niedawno wypuścili ją ze szpitala, Hisagi nie życzył jej sobie w biurze, miała odpoczywać w domu, kiedy sam się z pewnością zapracowywał, nie znając umiaru. Będzie musiała wziąć później Kyoyę na stronę i wypytać o szczegóły, choć podejrzewała, co usłyszy. Nic nowego w przypadku przyjaciela wiecznie chcącego robić wszystko samodzielnie.

Na stoliku nocnym znalazła pospiesznie napisaną wiadomość od Kiry, że dostał pilne wezwanie do swojego Oddziału, ale postara się obiad albo kolację zjeść wraz z nią. Uśmiechnęła się lekko. Odkąd wypuścili ją z Czwórki, Izuru starał się z nią spędzać każdą wolną chwilę. Gdyby tylko mogła się w pełni zrelaksować po tym wszystkim...

Niedługo później weszła do biura Dziewiątki, po drodze odpowiadając na powitania spotkanych shinigamich. Może jej się zdawało, ale wszyscy byli wobec niej jakoś bardziej przyjaźni niż pamiętała sprzed czterech miesięcy, jakby zapomnieli, że nie była wśród nich mile widziana.

– Praca wre, a mnie nikt nie obudził – odezwała się, opierając się o futrynę.

Shuuhei dopiero teraz oderwał wzrok od stosu raportów, który leżał przed nim. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, po czym wziął do ręki pędzelek.

– Najwyraźniej potrzebowałaś nadal odpoczynku – odparł spokojnie.

– Więc mam wracać do domu i siedzieć na tyłku? – zapytała.

– Zważaj na słowa, Corrie – upomniał ją.

Otworzyła usta, ale tylko westchnęła. Podeszła bliżej.

– Przepraszam. Chyba nadal jestem nieco rozdrażniona, a chciałabym wrócić do normalnej rzeczywistości – przyznała ze skruchą.

– Twoje rany nie zaleczyły się jeszcze w pełni. Nie szarżuj tak.

– Nie chcę siedzieć i nic nie robić – mruknęła. – Pozwól mi chociaż pójść z dokumentami albo coś.

Miał ochotę jej zabronić, ale z drugiej strony wolał to niż żeby próbowała już trenować. Nie chciał sobie wyobrażać, co się stanie, kiedy Kira albo kapitan Unohana o tym usłyszą.

Sięgnął po jedną z teczek.

– W sumie możesz to zanieść do Szóstki. Jakoś nie mam serca wysyłać tam znów Kyoyi. Ostatnio rozbił trzy kubki pod rząd – powiedział z nietęgą miną.

– No tak, kapitan Kuchiki potrafi być dość nieprzyjemny. Zwłaszcza teraz. A to drugie?

– Z tym nie pójdziesz. To do Dziesiątki.

Wyszczerzyła zęby.

– No tak, do narzeczonej to osobiście pan kapitan się wybierze.

– Nie drwij, Corrie – mruknął nieco zażenowany. – Nadal się złościsz, że ci nie powiedziałem? W tamtym momencie mój największy problem leżał w łóżku w Lecznicy.

– Ktoś tu jest zgryźliwy – odparła. – Ale już ze mną w porządku. No nic, idę do tej Szóstki, zanim się rozmyślisz.

Shuuhei obserwował ją, gdy wychodziła. Miał wrażenie, że dobry humor Corrie ma zamydlić oczy wszystkim dookoła, ale z nią to nigdy nie wiadomo. Nie wyglądała na w pełni zdrową, zarówno jej blada cera, na której mocno odznaczały się cienie pod oczami, jak i biel bandaży tu i ówdzie pojawiające się pod skrajem ubrania. A jednak robiła wszystko, by się o nią nie martwili. Shuuhei nie miał dobrych przeczuć, bo coś mu mówiło, że najgorsze jeszcze przed nimi.

Do Szóstki dotarła bez przygód i jak zwykle towarzyszyła jej pewna nostalgia. To już zawsze będzie ważne miejsce, szczególnie dla kierunku, w którym się rozwijała. Pamiętała to gorzkie uczucie, gdy droga do kariery w Trójce została przed nią zamknięta. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, może nie doszłaby tak daleko, gdyby nie Szósty Oddział.

Nadal była tu mile widziana, a większość shinigamich witała ją radośnie, choć obecnie już bez nadziei, że do nich wróci. Przez jakiś czas wszyscy mieli niemal pewność, że gdy tylko sprawa z Kurochim przycichnie na tyle, by większość o niej zapomniało, kapitan Kuchiki przywróci Corrie do rangi Trzeciego Oficera. Sama nie wiązała z tym zbyt wiele, starała się też pogodzić z niesprawiedliwym wyrokiem. Teraz wspominała ten okres z uśmiechem, będąc vice-kapitanem Dziewiątego Oddziału i nie spodziewając się póki co zmian.

– Corrie-san.

Ruki dostrzegł ją pierwszy na korytarzu prowadzącym do kapitańskiego biura. Uśmiechnął się nieśmiało, na co odpowiedziała pewniejszym gestem.

– Yo, Ruki. Gratuluję awansu.

Chłopak zaczerwienił się lekko, poprawił zsuwające się z nosa okulary.

– To dzięki tobie – mruknął.

– Więcej wiary w siebie – powiedziała. – Kapitan Kuchiki docenia ciężką pracę, którą wykonałeś przez te wszystkie lata, choć pewnie teraz nie jest łatwo.

Kiwnął niepewnie głową. Przed nią nie musiał się tłumaczyć, sama znosiła humorki Abaraia i perfekcjonizm kapitana przez ten czas, kiedy piastowała jego obecne stanowisko. Dawała radę.

– Każda burza kiedyś przechodzi – powiedziała pocieszająco. – Swoją drogą, kapitan u siebie?

– Tak, ale... – zawahał się. – Ma gościa. Kuchiki-san przyszła.

Corrie trochę się zdziwiła. Rukia bardzo rzadko odwiedzała brata w biurze, do tego jako vice-kapitan częściej miała do czynienia z Renjim czy właśnie Trzecim Oficerem. Coś jej jednak nie pasowało w zachowaniu Yoshidy.

– Rukia o tej porze u kapitana Kuchiki? – zapytała.

– Nie, nie vice-kapitan Kuchiki, tylko żona kapitana, Setsuko-san. Prosiła, żeby im nie przeszkadzać, skoro Renji-san wyszedł na trening.

Dopiero teraz do Corrie dotarło, skąd to zmieszanie. Zaśmiała się, bo wręcz nie potrafiła sobie wyobrazić takiej sceny w świętym biurze Szóstki. Wiedziała, że jej obecny dowódca z Rangiku nie mieli takich oporów, zresztą sama miała kilka miłych wspomnień z Trójki.

– Rozumiem. Właściwie dokumenty mogę przekazać tobie – uznała. – Nie są jakoś szczególnie ważne. Przynajmniej kapitan nic o tym nie wspominał.

Odebrał od niej teczkę, rozluźniając się trochę. Zazdrościł jej tego naturalnego uroku, dzięki któremu każdy czuł się w jej towarzystwie lepiej. Nawet jeśli sama wyglądała na osłabioną.

– To w porządku, że wróciłaś już do pracy? – zapytał. – Podobno sytuacja nie była zbyt przyjemna.

Corrie westchnęła. Wiedziała, że nie uniknie pytań o samopoczucie jeszcze przez jakiś czas, bo jej powrót z misji po tak długim czasie był dość gorącym tematem wśród shinigamich, choć niewielu znało szczegóły.

– Trudno powiedzieć, że wróciłam do obowiązków, bo noszenie dokumentów to jedyne, na co pozwala mi kapitan – odparła. – I pewnie jeszcze przez jakiś czas tak będzie.

– Kapitan Hisagi troszczy się o ciebie. Jesteście wieloletnimi przyjaciółmi.

Corrie uśmiechnęła się tylko. Nadal zdarzały się momenty, kiedy zastanawiała się, czy na pewno da się pogodzić obie te kwestie. Z drugiej strony myśl o innym awansie przypominała, że w połowie Oddziałów będzie prześladowało ją to samo odczucie, bo znała kapitanów i ich zastępców nieco lepiej niż każdy inny zwykły shinigami.

Nim któreś z nich się odezwało, drzwi kapitańskiego biura otworzyły się gwałtownie i równie gwałtownie zamknęły się za Setsuko z niewyraźną miną. Ruki nieco spąsowiał, bo włosy kobiety były w nieładzie, a poła yukaty nieco zsunęła się z jej ramienia. Sama Setsuko skrzywiła się w stronę drzwi, za którymi urzędował Kuchiki, po czym uśmiechnęła się do Corrie i Rukiego, gdy ich dostrzegła.

– Wyrzucił mnie – oznajmiła z wyrzutem. – Uwierzycie w to?

Shiroyama nie powstrzymała rozbawionego chichotu. Jakoś nie wyobrażała sobie swojego byłego dowódcy w takich okolicznościach, nie żeby w ogóle chciała to sobie wyobrażać. Byłby to dość traumatyczny widok.

– Najwyraźniej kapitan Kuchiki ma niecierpiące zwłoki obowiązki – odparła dyplomatycznie.

– Stos dokumentów ważniejszy niż własna żona – prychnęła Setsuko.

– To kapitan Kuchiki. Modelowy shinigami i arystokrata.

– Buc. A ciebie co sprowadza do mego męża-buca, Corrie? – Setsuko zmieniła temat.

– Dokumenty. Ruki już się nimi zaopiekował.

Trzeci Oficer skinął głową, jakby obecność Kuchiki go deprymowała.

– Wrócę już do obowiązków – powiedział cicho. – Dobrze było cię zobaczyć, Corrie-san.

– Ciebie również, Ruki.

Yoshida ulotnił się z teczką w dłoni, zaś kobiety popatrzyły po sobie z uśmiechem.

– Chyba za mną nie przepada – stwierdziła Setsuko. – Zawsze się denerwuje na mój widok.

– To nie to, jest po prostu trochę niepewny w stosunku do ludzi. A że jesteś żoną kapitana Kuchiki też nie pomaga – wyjaśniła Corrie. – Wielu kapitan Kuchiki onieśmiela.

– No tak – roześmiała się Setsuko. – A ty jak się czujesz?

– W porządku. Co prawda mam przed sobą jeszcze trochę wolnych dni, dopóki mój kapitan nie uzna, że mogę wrócić do obowiązków. Za to mam czas nadrobić zaległości z mojej nieobecności.

– Parę rzeczy się zmieniło, to prawda.

– Rangiku już mi trochę opowiedziała.

– Straszna z niej plotkara.

Zaśmiały się. Zaraz jednak Corrie oparła się o najbliższą ścianę, czując chwilowy odpływ sił. Odetchnęła głębiej i zaraz uśmiechnęła się do Setsuko, która już otwierała usta, żeby coś powiedzieć albo zawołać o pomoc.

– W porządku. Mówiłam, minie jeszcze kilka dni, nim wrócę do pełni sił. To nic wielkiego.

– Masz ochotę na herbatę? I tak nie mam nic do roboty.

Setsuko postanowiła nie drążyć tematu, choć nie uwierzyła do końca Corrie. W dziewczynie było coś dziwnego, czego nie potrafiła nazwać. A jednak wolała na razie nie naciskać.

Spędziły miło czas przy herbacie, zresztą niedługo później dołączyła do nich Rangiku, która wyrwała się na chwilę z biura. Plotkowały, jakby nigdy nic w spokoju nudnego dnia, który nie zapowiadał żadnych zmian.

Kira dotarł do mieszkania Corrie dopiero wieczorem. Nieszczególnie miał ochotę na towarzystwo, ale jakoś nie chciał wracać do siebie, do pustych czterech ścian, które przypominały o samotności czterech miesięcy. Może odczuwał to na wyrost, ale póki co nie potrafił tego zmienić, skoro i tak to on odwiedzał obecnie Corrie.

Od progu powitał go apetyczny zapach gotowanych warzyw i mięsa. Uśmiechnął się mimowolnie.

– Kolacja? – zapytał.

– Pomyślałam, że dziś to ja mogę coś zrobić – odparła. – Zmęczony?

– Trochę. Nad ranem nasze patrole zostały zaatakowane przez nieznanego sprawcę. Nikt nie zginął, na szczęście, ale i tak nic nie ustaliliśmy – wyjaśnił, idąc za nią do kuchni.

Nie widział więc przerażenia w jej spojrzeniu. Mimo to nic nie powiedziała, więcej uwagi poświęcając garnkom, w których gotowała się kolacja. Dzięki temu udało się opanować emocje, niekoniecznie chciała o tym rozmawiać.

– A ty jak spędziłaś dzień? – zapytał, wyciągając naczynia z szafki.

– W sumie nic szczególnego nie robiłam – odparła. – Hisagi szybko wyrzucił mnie z biura, za to spotkałam się z Setsuko-san. Akurat odwiedzała kapitana Kuchiki, gdy przyszłam z dokumentami – zachichotała.

– Co w tym takiego zabawnego?

– Biuro Szóstki nadal jest nienaruszone, o ile wiem – wyjaśniła enigmatycznie.

Kira z początku nie zrozumiał, ale zaraz parsknął śmiechem, czując zdradliwą czerwień na policzkach. Wróciły do niego wspomnienia z tych kilku upojnych chwil, gdy kapitana Kurochiego nie było w Seireitei. Lepiej, żeby nigdy nie dowiedział się, do czego służyło jego biurko.

– Jesteście niemożliwe – uznał.

– No co? Chyba mi nie powiesz, że to wbrew zasadom? – Uniosła brew, a Kira poczuł, że dystans pomiędzy nimi stał się nieco mniejszy.

– Chcesz mnie złapać na hipokryzji?

– Nie, absolutnie – zachichotała. – Skąd ci to przyszło do głowy?

Zaraz też syknęła, cofając dłoń przed gorącem. Kira powstrzymał się przed gwałtowniejszą reakcją, ale podszedł do niej i sprawdził, czy się nie poparzyła.

– Usiądź – powiedział. – Ja dokończę.

– To nic, byłam nieuważna – zaoponowała.

– Corrie, proszę. Zostało już tylko przełożyć na talerze. Usiądź, ja się tym zajmę.

Nie chciał mówić, że nadal wyglądała bardzo blado, bez tego nachmurzyła się dość widocznie. Z jakiegoś powodu próbowała wszystkim wmówić, że czuje się lepiej niż w rzeczywistości. Do tego te wahania w jej reiatsu, które coraz częściej dostrzegał, i nieobecność myślami. Chyba tylko dlatego nie powiedział jej, co naprawdę ustalili. Nie rozumiał tylko, dlaczego kłamała. Kogo chciała chronić?

Usiadła przy stole z niezbyt zadowoloną miną, ale nic nie powiedziała. Chwilę później znów zrobiło jej się słabo, szybko jednak odzyskała nad sobą panowanie, by Kira niczego nie zauważył. Nie chciała go dodatkowo martwić.

Niebo Wewnętrznego Świata było zachmurzone, a jezioro szumiało niespokojnie pod wpływem zimnego wiatru. Corrie wiedziała, że Yukikaze stała za nią, ale nie odwróciła się, nie chcąc zobaczyć złości na twarzy Zanpakutou.

– Jak długo zamierzasz się tak zachowywać? – zapytała Yukikaze. – Nie są głupi, a ty...

– Nie chcę wojny. – Weszła jej w słowo. – Poza tym wciąż nie wiem, co tak naprawdę się za tym kryje.

– I tak nic nie zrobisz. Nie masz siły nawet, żeby mnie wezwać. Doskonale o tym wiesz.

– Ściągnęłaś mnie tu, żeby mi to powiedzieć? – Corrie odwróciła się do partnerki z gniewem na twarzy. – Powiedz mi coś, czego nie wiem.

Skrzywiła się, widząc niewyraźną postać Yukikaze. Wiedziała, czego to oznaka i była tym przerażona, bo nic nie mogła zrobić. Przeklinała własną słabość.

– Nie mogę im tego powiedzieć. Zrobiłam wszystko, co mogłam. Doskonale o tym wiesz, Yuki.

– Nieprawda. Oszukujesz samą siebie, moja pani. I z jakiego powodu? Kogo w ten sposób próbujesz ochronić? Na kogo chcesz zrzucić konsekwencje?

– Zamilknij, Yukikaze.

– Bo mam rację, a ty nie chcesz tego słuchać? Obie wiemy, jak to się skończy, lecz ty wciąż łudzisz się, że uda ci się przetrwać. Prawda jest taka, że umierasz. Może czas się z tym zmierzyć, moja pani?

Corrie otworzyła oczy i wysunęła się spod ramienia Kiry na tyle spokojnie, na ile pozwalało jej wzburzenie. Nie chciała go obudzić i zbywać półsłówkami, a na prawdę nie była gotowa. Może gdyby postępowała ostrożniej, nie doszłoby do tego. Póki co nawet Unohana nie zauważyła tej zmiany zbyt skupiona na fizycznych obrażeniach Corrie. Czy znalazłaby ratunek? Wątpliwe, a pod nóż Kurotsuchiego iść nie zamierzała. Jak wyjść z tej sytuacji? Czy to jeszcze możliwe?


7 komentarzy:

  1. A ja już miałam pisać, że to całkiem miły zbieg okoliczności, bo rozdział pojawił się w moje urodziny i miałam pisać jak to dobrze czytać o tym jak Corrie powraca do zdrowia, jaki ten Kira kochany, jak to Hisagi się troszczy, chociaż może trochę powinien wyluzować, bo to o nadopiekuńczość się ociera. Miałam pisać jakie to bardzo w stylu Byakuyi, że nie dał Setsuko zbezcześcić swojego biura, świętoszek jeden, a potem Ty spuściłaś taką bombę na koniec rozdziału, że zaczęłam zbierać szczękę z podłogi. Jak to umiera?! Co oni jej zrobili tam w tej niewoli?! Mam nadzieję, ze to nie jest sytuacja bez wyjścia i kapitan Unohana znajdzie sposób na ocalenie życia Corrie, bo dziewczyna zdecydowanie nie zasługuje na taki los.
    Pozostawiłaś mnie w takim stanie, że nie wiem jak zniosę oczekiwanie na kolejny rozdział... chyba stracę paznokcie z tego napięcia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybywam spóźniona (ponieważ nie wiem ostatnio, jak się nazywam, dlatego przepraszam za opóźnienie, chociaż jak zwykle mi przypomniałaś w terminie ;-;).
    No, oczywiście, musiało się coś spierdolić. Za sielankowo, za dobrze im było, nie (dobra, obie mamy tendencję do do psucia bohaterom krwi i zaskakiwania czytelników w najmniej spodziewanym momencie, ale myślałam, że przynajmniej jedna z nas trochę z tego wyrosła)? No, oczywiście! Az dziwne, że Kira się (jeszcze) tym nie zainteresował, bo ja pewnie na jego miejscu byłabym przewrażliwiona. I czyżby to była zasługa legendarnego Dworu Wiatru, że Corrie nie może się zebrać do kupy po czteromiesięcznej eskapadzie?
    A tak na poważnie, to mam nadzieję, że wszystko się jakoś rozwiąże.
    Życzę ogromu weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hey, nadrabiam zaległości, oj będzie się działo.
    Weny życzę
    Pozdrawiam Shikyo

    OdpowiedzUsuń
  4. Umie... ra? Umiera... Ale żeś namieszała. A już miałam pisać o tym biurku w trójce i jak się uśmiałam, a ty coś takiego dajesz na koniec...
    Nie akceptuje tego i czekam aż z tego Corrie wybrnie. Koniec i kropka. Tak musi być. Kira, dopilnuj że tego.

    Czekam z utęsknieniem na następny rozdział

    Sei

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh no i już wiadomo, że nie będzie się działo dobrze, jak tak podrzucasz nam info, że coś z Corrie nie tak.
    "– Tak, ale... – zawahał się. – Ma gościa. Kuchiki-san przyszła.

    Corrie trochę się zdziwiła. Rukia bardzo rzadko odwiedzała brata w biurze, do tego jako vice-kapitan częściej miała do czynienia z Renjim czy właśnie Trzecim Oficerem. Coś jej jednak nie pasowało w zachowaniu Yoshidy.

    – Rukia o tej porze u kapitana Kuchiki? – zapytała.

    – Nie, nie vice-kapitan Kuchiki, tylko żona kapitana, Setsuko-san. Prosiła, żeby im nie przeszkadzać, skoro Renji-san wyszedł na trening."
    Ja też myślałam, że Rukia XD No tak, nowa pani Kuchiki. I że niby mają im nie przeszkadzać, hm? ^^
    Oh, wyrzucił ją. Stare dobre czasy XD
    No i jednak. Eh, coś Ty znowu zrobiła Corrie. I co oni jej tam zrobili? Kurde.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January