Korekta musi poczekać, bo wrzucam ten rozdział w biegu. Piętnasty się pisze, trochę przewartościowałam plan w stosunku do pierwotnego, więc parę rzeczy się zmieni. Mam nadzieję, że na lepsze. Bawcie się dobrze.
Rukongai płonęło. Obdarci
mieszkańcy ostatnich okręgów rzucali się z mieczami na shinigami, nie dbając
zupełnie o własne bezpieczeństwo. W oczach mieli nienawiść do Gotei 13,
pragnienie uśmiercenia tych, których uznali za wrogów. Nic innego nie było tak
ważne, tak istotne jak zabicie przeciwnika.
Shinigami nie mieli problemu z
opanowaniem sytuacji. Trzy Oddziały ramię w ramię pacyfikowały buntowników,
pozbawiając ich broni i niekiedy przytomności, choć starali się nikogo nie
zabić. Coś musiało przecież podburzyć te dusze przeciwko nim. Czyżby powtórka
sprzed kilku lat, kiedy to ktoś nauczył dusze technik shinigami i rzucił je
przeciwko Seireitei w nieznanym dotąd celu?
Tym razem było łatwiej i popołudniu
nawet pożary gasły, a w powietrzu gościła cisza po bitwie. Kapitan Kuchiki osobiście
dopilnowywał pętania buntowników, minę miał srogą, a jednocześnie dość
zamyśloną. Najwyraźniej także jemu udzielił się niepokój Shuuheia, który ten
niespodziewany bunt mimowolnie łączył z coraz gorszym samopoczuciem Corrie.
Może dlatego osobiście wyruszył sprawdzić, czy w pobliżu nie czają się jeszcze
jacyś buntownicy, zabierając ze sobą zaledwie kilku ludzi. Coś mu w tym
wszystkim nie pasowało.
Oddalili się od pola bitwy, choć
do tej pory nie zauważyli niczego podejrzanego. Zmęczeni shinigami pozwolili
sobie na wolniejszy krok, czego Shuuhei początkowo nie zauważył, próbując to
wszystko do siebie dopasować.
– Kapitanie!
Odskoczył przed kulą ognia, która
uderzyła w miejsce, gdzie miał postawić krok. Chwilę później wyszarpniętym w ostatnim
momencie ostrzem zasłonił się przed wrogą klingą. Dookoła rozgorzała walka,
lecz Shuuhei nie miał czasu, by upewnić się, że jego podwładni sobie radzą.
Przeciwnik uderzał szybko i precyzyjnie, choć już po chwili Shuuhei dostrzegł,
ile energii marnuje na niepotrzebne ruchy i popisy.
– Bakudo No. 62. Hyapporankan.
Przeciwnik odskoczył przed
zaklęciem chichocząc dziko. Zatrzymał się na gałęzi i w tym momencie Shuuhei
mógł mu się lepiej przyjrzeć. Młody o czerwonych włosach i zielonych,
niepokojąco świecących oczach, pod czarną opończą ubrany w coś, co wyglądało na
mundur.
– Przywodzi wspomnienia – odezwał
się rozbawionym tonem. – Też tego próbowała, biedna shinigami. Ciekawe, jak
długo wytrzyma.
Shuuhei zmarszczył brwi, ale zaraz
musiał odskoczyć przed kolejnym płonącym pociskiem.
– O czym ty mówisz? – warknął.
Przeciwnik zaśmiał się i ruszył
frontem na Hisagiego, który z łatwością skontrował uderzenie mieczem skierowane
w brzuch. Zaraz też sam zasypał chłopaka gradem szybkich ciosów, które ten
odparował, jakby bawił się z kapitanem.
– Nawet gdybyś mnie dosięgnął,
nie mógłbyś mnie zabić – zaśmiał się przeciwnik. – Zabijesz tamtą shinigami.
Taką dzielną, choć pewnie i tak ledwie żywą. Biedna, mroźna księżniczka –
zadrwił ze śmiechem.
Do Hisagiego dotarło, że chłopak
mówił o Corrien. To oni doprowadzili ją do tego stanu, bawiło ich to, że jego
zastępczyni powoli umiera.
– Zetnij go, Kazeshini – warknął wściekle.
Kusarigana pomknęła na
przeciwnika, który zeskoczył z kolejnej gałęzi, gdzie przysiadł, zablokował też
ostrze drugiej, już czekającej na dole.
– Chcesz ją zabić? – zapytał,
skacząc pomiędzy kosami. – Taki będzie tego efekt. Chociaż nie – dodał po chwili.
– Znudziło mi się to. Chłopaki, spadamy!
W ciągu sekundy wszyscy przeciwnicy
wyparowali ku zdumieniu shinigamich. Wściekły Shuuhei patrzył na miejsce, w
którym po raz ostatni widział oprawcę Corrie. Co jej zrobili? Jak to odwrócić?
Powód nie był ważny.
– Gonimy ich, kapitanie? –
zapytał Kayukoshi.
– Nie, wracamy. Mogą chcieć nas
wciągnąć w pułapkę, a nie mamy tylu sił, by dalej walczyć.
Gdyby był sam, pewnie uciszyłby
rozsądek i spróbował dorwać wroga, ale nie mógł ryzykować życiem swoich podwładnych.
Poza tym musiał się upewnić, że z Corrie wszystko w porządku, bo słowa czerwonowłosego
mocno go niepokoiły. Co to wszystko miało znaczyć?
Był późny wieczór, gdy Yamamoto
zebrał dowódców na niespodziewaną naradę. Kuchiki zdał raport z działań w
Rukongai, choć wstrzymał się z własnymi spostrzeżeniami.
– Kapitanie Hisagi, masz coś do dodania?
– zapytał Yamamoto.
– Tuż przed powrotem do Seireitei
ze zwiadem starliśmy się z obcym oddziałem. Moi ludzie potwierdzili ich
jednolite umundurowanie i dość obcy styl walki. Mam wielce prawdopodobne podejrzenia,
że to oni stoją za obecny stan zdrowia Corrien, wnioskując po słowach ich dowódcy.
Uciekli jednak, nim zdołałem się czegoś więcej dowiedzieć.
Część kapitanów wymieniło
spojrzenia z Kapitanem-Dowódcą i pomiędzy sobą, a w sali zapadła dość nerwowa
cisza. Shuuhei nie do końca wiedział, jak to interpretować.
– Co znowu jest nie tak z
Shiroyamą? – zapytał Kurotsuchi zirytowany powracającym tematem vice-kapitan
Dziewiątki.
– Obecnie Corrien znajduje się
pod opieką mojego Oddziału – odparła spokojnie Unohana. – Z jakiegoś powodu
nieustannie wycieka z niej reiatsu, choć ewidentnie sama do tego nie
doprowadziła.
– Ciekawe – uznał dowódca
Dwunastki. – Nie spotkałem jeszcze takiego przypadku. Swoją drogą, że z tą
dziewczyną od początku było coś nie tak.
Shuuhei cały się zjeżył, gdy
usłyszał w jego głosie dość niepokojącą nutę.
– Nawet nie próbuj się do niej
zbliżać – ostrzegł.
– Bo co, Hisagi? Nie zdziwiłbym
się, gdyby okazało się, że Shiroyama nas okłamała, że nic nie wie. Jej raport
był dziwnie ogólnikowy.
Shuuhei zazgrzytał zębami. Cokolwiek
myślał sam o zachowaniu Corrie, nie zamierzał pozwalać innym, by rzucali na nią
oskarżenia. Był jej kapitanem i dopóki sama nie da mu do zrozumienia, że jest
ich wrogiem, będzie jej bronić.
– Corrien złożyła już wyjaśnienia?
– zapytał Kuchiki.
– Nie, wczoraj była zbyt słaba,
by rozmawiać, a dziś nie było jeszcze czasu, by do niej iść.
– Rozumiem. Mimo to należałoby ją
jak najszybciej przesłuchać w tej sprawie – odparł Kuchiki.
– Chyba o nic jej nie
podejrzewasz, Byakuya – odezwał się Ukitake. – Była twoją Trzecią Oficer. Nie sądzisz
chyba, że pominęła ważne szczegóły z premedytacją. Mogła przecież nie pamiętać
wszystkiego po operacji.
– Mimo to nie sprostowała niczego
nawet, jeśli sobie przypomniała.
Shuuhei się nie odezwał, bo nie
wiedział, jak nie pogorszyć sytuacji. Spełniał się najgorszy scenariusz Kiry, a
on nawet nie miał możliwości wcześniejszego porozmawiania z przyjaciółką.
Musiała być na to jakaś odpowiedź satysfakcjonująca wszystkich. Przecież Corrie
nie mogła tak po prostu zdradzić, prawda?
– Kapitanie Hisagi, przesłuchasz
vice-kapitan Shiroyamę jeszcze dzisiaj w obecności kapitan Unohany i kapitana
Kuchikiego – polecił Yamamoto. – W razie jakichkolwiek wątpliwości vice-kapitan
Shiroyama zostanie przeniesiona do aresztu Czwartego Oddziału. Kapitan
Sui-Feng, Oddział Drugi pomoże Oddziałowi Szóstemu zlokalizować wrogi oddział i
go wyeliminować.
Shuuhei chciał zaoponować, ale pierwszy
odezwał się Kyoraku:
– Nie żeby to była moja sprawa,
ale o ile zrozumiałem Hisagiego-kuna, wróg ma coś wspólnego ze stanem Corrie-chan.
Możliwe jest, że to oni kradną jej reiatsu, kapitan Unohana?
– Jest to jakaś opcja – odparła Retsu
– ale wciąż wiem zbyt mało na temat tego przypadku, by stwierdzić pewnie, co
może być przyczyną.
– Więc możemy podejrzewać, że
wróg wykorzystuje Corrie-chan w chwili obecnej i jest z nią jakoś połączony. Skoro
Oddział Dziewiąty go nie gonił, podejrzewam wręcz, że zabicie przeciwnika może oznaczać
także jej śmierć. Możemy tak ryzykować, Yama-ji?
– Vice-kapitan Shiroyama zna
swoją odpowiedzialność i ryzyko związane z zajmowanym stanowiskiem –
odpowiedział Kapitan-Dowódca. – Zadaniem Gotei 13 jest ochrona Soul Society.
Kyoraku uśmiechem zamaskował
rozczarowanie, a Shuuhei ledwo powstrzymał się przed wybuchem gniewu. Tak jej
nie pomoże, a jeśli przeciwnik nie kłamał, Corrie rzeczywiście może zginąć i to
z ręki któregoś z shinigami. Było źle.
Corrie przebudziła się, gdy
weszli do jej sali. Minęła chwila, nim dotarło do niej, co się dzieje.
Większość dnia przespała i była nieco zdezorientowana. Nie na tyle jednak, by nie
zmarszczyć brwi na widok trzech kapitanów w tym samym momencie odwiedzin.
– Stało się coś? – zapytała niepewnie.
Przez myśl przeszło jej, że mają
dla niej jakąś złą wiadomość, ale wtedy Hisagi raczej przyszedłby sam. Zresztą
pomimo blokadą reiatsu wyczuwała obecność Kiry w Seireitei. To nie o niego więc
chodziło.
– W Rukongai doszło do zamieszek –
odparł Hisagi, obserwując ją uważnie. – Ale nie po to tu przyszliśmy.
– Mam kłopoty?
– To zależy od tego, co powiesz,
Corrie. I na Króla Dusz, tym razem nie kłam.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć
na ten gniewny ton przyjaciela, ale rozejrzała się raz jeszcze po pozostałej
dwójce i tylko westchnęła.
– Zaklęcie pękło i kapitan
Unohana powiedziała ci o bliznach – domyśliła się.
– Torturowali cię. Czemu mnie okłamałaś?
– Było mi wstyd. Nie zrobiłam
tego, żeby komukolwiek zaszkodzić czy zrobić na złość. Po prostu było mi wstyd,
że zawaliłam robotę, choć przecież była prosta. Mogłam ich po prostu pogonić, a
nie pozwalać, żeby szukali na tym pustkowiu nie wiadomo czego, a tak daliśmy
się zaskoczyć.
Nie miała pewności, czy tym razem
jej uwierzą, ale mówiła szczerze. Nie ważyłaby się jednak kłamać pod czujnym
okiem Kuchikiego, który nie spuszczał z niej spojrzenia.
– Tak jak mówiłam wtedy, w walce
zginął jeden z naukowców. To mnie zdekoncentrowało na ułamek sekundy, który kosztował
schwytanie. Gdy się ocknęłam, byłam już w ich kryjówce. To jakieś jaskinie, ale
wątpię, żebym była w stanie odtworzyć drogę. Wydostałam się stamtąd w nocy, a i
nie do końca kontaktowałam – kontynuowała. – Oboje nas torturowali. Nie wiem,
ile i co powiedział im chłopak z Dwunastki.
– O co pytali? – odezwał się
Byakuya.
– O nic konkretnego – odparła. –
Sądziłam, że to jakiś dziwny manewr na początku, żeby mnie zmiękczyć i uśpić
czujność, ale zdaje się, że torturowali mnie bardziej dla rozrywki niż żeby uzyskać
jakieś informacje.
Kuchiki wyglądał, jakby nie
wierzył w tę wersję wydarzeń. Corrie nie wiedziała, jak go do tego przekonać,
skoro sama nie rozumiała zachowania wrogiego oddziału. Nie pytali o liczebność,
cele czy słabe punkty Gotei 13, co byłoby oczywiste. Może uzyskali te
informacje od chłopaka z Dwunastki, nie była pewna, a wtedy miała mało czasu,
żeby go wypytać.
– Czego się o nich dowiedziałaś? –
zapytał Byakuya. – To zwiadowcy jakiegoś większego oddziału? Pod czyimi
rozkazami są? Czego tu szukają?
– Nie wiem za wiele – odparła cicho.
– Tak jak wspominałam w raporcie, grupa jest co najwyżej dziesięcioosobowa. Są
dobrze wyszkoleni i silni. Nie wiem nic więcej.
– Nic nie słyszałaś, niczego nie
zaobserwowałaś – uznał Kuchiki chłodnym tonem. – Osoba na twoim stanowisku
powinna być bardziej użyteczna dla Soul Society.
Corrie opuściła głowę, przyjmując
reprymendę od dawnego przełożonego. Shuuhei chciał jej bronić, ale zaraz
uświadomił sobie, że jeśli jest jeszcze coś, co przemilczała, muszą to z niej
wyciągnąć. Byakuya się do tego nadawał, Shuuhei nie.
– Przepraszam, nie jestem w
stanie pomóc – powiedziała cicho Corrie. – Nic więcej nie przychodzi mi do
głowy.
– Mamy podejrzenie, że to oni
sprawili, że ucieka z ciebie reiatsu – odezwał się Shuuhei. – Wiesz coś o tym?
Nie odpowiedziała od razu, ale
spojrzała na niego uważnie, jakby coś rozważając. Powoli pokręciła głową.
– Nie potrafię pomóc.
Przepraszam, kapitanie.
Shuuhei miał wrażenie, że Corrie
nie jest w tej kwestii zbyt szczera, ale nie chciał już tego drążyć. Zaczynała boleć
go od tego wszystkiego głowa, a nie wiedział, na ile może sobie pozwolić, mając
za plecami Unohanę i Kuchikiego.
– Trudno – stwierdził w końcu. –
Choć każdy strzępek informacji byłby przydatny. Na razie zostaniesz pod opieką
Czwartego Oddziału, nim uda się odwrócić ten cały proces. Wykorzystaj czas,
żeby odpocząć.
– Dobrze, kapitanie.
Została sama z gorzkim posmakiem
na języku, ale powoli docierała do niej jedna rzecz – zaklęcie, którego wróg
użył, by powoli ją wykończyć. To musiało być właśnie to, choć nieco zmienione. Może
nawet niedoskonałe jakąś szansę na przetrwanie. Tylko czy powinna mówić o tym
Hisagiemu? I tak był już na nią wściekły o zatajenie prawdy o torturach. Tym
razem mogłoby być dużo gorzej. Do tego mógłby oberwać on i Oddział, a tego tym
bardziej nie chciała. Bycie vice-kapitanem było takie trudne, a przecież
próbowała ich tylko chronić.
Spojrzała w zachmurzone niebo
Wewnętrznego Świata. Wciąż nie mogła wezwać Yukikaze do walki, ale odkąd jej
reiatsu zostało zablokowane, udawało jej się chociaż tu wejść. To niosło jakąś
pociechę.
– Co powinnam zrobić? –
zapytała.
– Trzeba było mu powiedzieć od
razu – odparła Yukikaze. Jej nadgarstki zostały spętane łańcuchem. – Byłoby po
wszystkim.
– Doszłoby do wojny, a wciąż
nie wiem, czy działają z rozkazu czy samowolnie. Nie mogę do tego dopuścić.
– Wojna wybuchnie tak czy tak,
bo ty i tak nic nie możesz, moja pani. Nie przejdziesz samodzielnie metra, nie
mówiąc już o walce.
– Jeśli zniszczę połączenie...
– Nie wiesz jak. Co właściwie
wiesz o tej magii? – zapytała dobitnie Yukikaze. – Jedyne, czego cię nauczyli, to
magii leczniczej. Nie masz o niczym pojęcia. Czemu im nie zaufasz, co?
– Zabrnęłam za daleko.
– Tchórz.
Yukikaze podniosła się z trawy
z gniewem na twarzy, choć powietrze dookoła się nie poruszyło. Obie były
spętane, nie mogły nic zrobić, a Wewnętrzny Świat utracił wiatr, który mącił
taflę jeziora i szarpał zielonymi źdźbłami i kwiatami.
Yukikaze już się nie odezwała
naburmuszona. Krążyła nad brzegiem jeziora jak spętana bestia w klatce, choć
złościła się z innych powodów niż jej partnerka. Jednak póki co żadna nie znała
rozwiązania tych problemów. Mogły jedynie czekać na rozwój wydarzeń.
Całe szczęście, że te zamieszki w Rukongai dało się w miarę szybko stłumić, bo już zaczynałam mieć pewne obawy.
OdpowiedzUsuńNo to wygląda na to, że mamy potwierdzenie, że za ostatnimi wydarzeniami stoi Dwór Wiatru. Corrie mogłaby jednak mieć trochę więcej wiary w swoich bliskich, bo jestem pewna, że choćby nie wiadomo co się działo oni i tak staną za nią murem, a już na pewno Kira i Hisagi. Bo wierzę, że mimo wszystko jednemu i drugiemu zależy na niej na tyle, że nie odwróciliby się od niej choćby się waliło i paliło. Czego niestety nie można powiedzieć o reszcie dowództwa Gotei 13.
Oj zapowiadają się ciężkie czasy przed nimi.
Buziaki!
OTO JA. Ledwo żywa, wykończona, wycieńczona, ale przybywam z piątką w zębach z Estetyki nowych mediów.
OdpowiedzUsuńA ja się zastanawiam, kto dał tym typom w Rukongai broń. No bo tak jakby jeszcze z grabiami na nich szli, to ja rozumiem, ale żeby tak od razu z mieczami? (Tak na poważnie, podobał mi się opis z początku.) I jeżeli chodzi o Dwór Wiatru, wiedziałam (nawet jeżeli tego nie wyartykułowałam)!
Tak, Byakuya, bucu nad buce (w pierwszej chwili napisałam "kucu nad buce, fun fact"), wreszcie się przydałeś (wiemy, że ja nie znoszę Byakuyi i napisałam najgorsze z możliwych zakończeń dla niego i to się raczej nie zmieni). Znaczy się, nie przydałeś się, ale cicho wierze, że się przydasz.
No.
To byłoby na tyle.
Ej no, Bakuś tu dopiero dostanie rolę życia. I myślę, że mimo wszystko będziesz mogła sobie na nim poużywać, bo chciał dobrze, a wyjdzie jak zwykle.
UsuńWidzę, że rozdział zaczynamy z grubej rury.
OdpowiedzUsuńA Kuchiki to by musiał dostać w czerep od małżonki.
Eh ta Corrien. Uparta jak osioł, zamiast dać sobie pomóc, wszystko utrudnia.