piątek, 4 września 2020

Rozdział 14.

Korekta musi poczekać, bo wrzucam ten rozdział w biegu. Piętnasty się pisze, trochę przewartościowałam plan w stosunku do pierwotnego, więc parę rzeczy się zmieni. Mam nadzieję, że na lepsze. Bawcie się dobrze.

 

Rukongai płonęło. Obdarci mieszkańcy ostatnich okręgów rzucali się z mieczami na shinigami, nie dbając zupełnie o własne bezpieczeństwo. W oczach mieli nienawiść do Gotei 13, pragnienie uśmiercenia tych, których uznali za wrogów. Nic innego nie było tak ważne, tak istotne jak zabicie przeciwnika.

Shinigami nie mieli problemu z opanowaniem sytuacji. Trzy Oddziały ramię w ramię pacyfikowały buntowników, pozbawiając ich broni i niekiedy przytomności, choć starali się nikogo nie zabić. Coś musiało przecież podburzyć te dusze przeciwko nim. Czyżby powtórka sprzed kilku lat, kiedy to ktoś nauczył dusze technik shinigami i rzucił je przeciwko Seireitei w nieznanym dotąd celu?

Tym razem było łatwiej i popołudniu nawet pożary gasły, a w powietrzu gościła cisza po bitwie. Kapitan Kuchiki osobiście dopilnowywał pętania buntowników, minę miał srogą, a jednocześnie dość zamyśloną. Najwyraźniej także jemu udzielił się niepokój Shuuheia, który ten niespodziewany bunt mimowolnie łączył z coraz gorszym samopoczuciem Corrie. Może dlatego osobiście wyruszył sprawdzić, czy w pobliżu nie czają się jeszcze jacyś buntownicy, zabierając ze sobą zaledwie kilku ludzi. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało.

Oddalili się od pola bitwy, choć do tej pory nie zauważyli niczego podejrzanego. Zmęczeni shinigami pozwolili sobie na wolniejszy krok, czego Shuuhei początkowo nie zauważył, próbując to wszystko do siebie dopasować.

– Kapitanie!

Odskoczył przed kulą ognia, która uderzyła w miejsce, gdzie miał postawić krok. Chwilę później wyszarpniętym w ostatnim momencie ostrzem zasłonił się przed wrogą klingą. Dookoła rozgorzała walka, lecz Shuuhei nie miał czasu, by upewnić się, że jego podwładni sobie radzą. Przeciwnik uderzał szybko i precyzyjnie, choć już po chwili Shuuhei dostrzegł, ile energii marnuje na niepotrzebne ruchy i popisy.

– Bakudo No. 62. Hyapporankan.

Przeciwnik odskoczył przed zaklęciem chichocząc dziko. Zatrzymał się na gałęzi i w tym momencie Shuuhei mógł mu się lepiej przyjrzeć. Młody o czerwonych włosach i zielonych, niepokojąco świecących oczach, pod czarną opończą ubrany w coś, co wyglądało na mundur.

– Przywodzi wspomnienia – odezwał się rozbawionym tonem. – Też tego próbowała, biedna shinigami. Ciekawe, jak długo wytrzyma.

Shuuhei zmarszczył brwi, ale zaraz musiał odskoczyć przed kolejnym płonącym pociskiem.

– O czym ty mówisz? – warknął.

Przeciwnik zaśmiał się i ruszył frontem na Hisagiego, który z łatwością skontrował uderzenie mieczem skierowane w brzuch. Zaraz też sam zasypał chłopaka gradem szybkich ciosów, które ten odparował, jakby bawił się z kapitanem.

– Nawet gdybyś mnie dosięgnął, nie mógłbyś mnie zabić – zaśmiał się przeciwnik. – Zabijesz tamtą shinigami. Taką dzielną, choć pewnie i tak ledwie żywą. Biedna, mroźna księżniczka – zadrwił ze śmiechem.

Do Hisagiego dotarło, że chłopak mówił o Corrien. To oni doprowadzili ją do tego stanu, bawiło ich to, że jego zastępczyni powoli umiera.

– Zetnij go, Kazeshini – warknął wściekle.

Kusarigana pomknęła na przeciwnika, który zeskoczył z kolejnej gałęzi, gdzie przysiadł, zablokował też ostrze drugiej, już czekającej na dole.

– Chcesz ją zabić? – zapytał, skacząc pomiędzy kosami. – Taki będzie tego efekt. Chociaż nie – dodał po chwili. – Znudziło mi się to. Chłopaki, spadamy!

W ciągu sekundy wszyscy przeciwnicy wyparowali ku zdumieniu shinigamich. Wściekły Shuuhei patrzył na miejsce, w którym po raz ostatni widział oprawcę Corrie. Co jej zrobili? Jak to odwrócić? Powód nie był ważny.

– Gonimy ich, kapitanie? – zapytał Kayukoshi.

– Nie, wracamy. Mogą chcieć nas wciągnąć w pułapkę, a nie mamy tylu sił, by dalej walczyć.

Gdyby był sam, pewnie uciszyłby rozsądek i spróbował dorwać wroga, ale nie mógł ryzykować życiem swoich podwładnych. Poza tym musiał się upewnić, że z Corrie wszystko w porządku, bo słowa czerwonowłosego mocno go niepokoiły. Co to wszystko miało znaczyć?

Był późny wieczór, gdy Yamamoto zebrał dowódców na niespodziewaną naradę. Kuchiki zdał raport z działań w Rukongai, choć wstrzymał się z własnymi spostrzeżeniami.

– Kapitanie Hisagi, masz coś do dodania? – zapytał Yamamoto.

– Tuż przed powrotem do Seireitei ze zwiadem starliśmy się z obcym oddziałem. Moi ludzie potwierdzili ich jednolite umundurowanie i dość obcy styl walki. Mam wielce prawdopodobne podejrzenia, że to oni stoją za obecny stan zdrowia Corrien, wnioskując po słowach ich dowódcy. Uciekli jednak, nim zdołałem się czegoś więcej dowiedzieć.

Część kapitanów wymieniło spojrzenia z Kapitanem-Dowódcą i pomiędzy sobą, a w sali zapadła dość nerwowa cisza. Shuuhei nie do końca wiedział, jak to interpretować.

– Co znowu jest nie tak z Shiroyamą? – zapytał Kurotsuchi zirytowany powracającym tematem vice-kapitan Dziewiątki.

– Obecnie Corrien znajduje się pod opieką mojego Oddziału – odparła spokojnie Unohana. – Z jakiegoś powodu nieustannie wycieka z niej reiatsu, choć ewidentnie sama do tego nie doprowadziła.

– Ciekawe – uznał dowódca Dwunastki. – Nie spotkałem jeszcze takiego przypadku. Swoją drogą, że z tą dziewczyną od początku było coś nie tak.

Shuuhei cały się zjeżył, gdy usłyszał w jego głosie dość niepokojącą nutę.

– Nawet nie próbuj się do niej zbliżać – ostrzegł.

– Bo co, Hisagi? Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że Shiroyama nas okłamała, że nic nie wie. Jej raport był dziwnie ogólnikowy.

Shuuhei zazgrzytał zębami. Cokolwiek myślał sam o zachowaniu Corrie, nie zamierzał pozwalać innym, by rzucali na nią oskarżenia. Był jej kapitanem i dopóki sama nie da mu do zrozumienia, że jest ich wrogiem, będzie jej bronić.

– Corrien złożyła już wyjaśnienia? – zapytał Kuchiki.

– Nie, wczoraj była zbyt słaba, by rozmawiać, a dziś nie było jeszcze czasu, by do niej iść.

– Rozumiem. Mimo to należałoby ją jak najszybciej przesłuchać w tej sprawie – odparł Kuchiki.

– Chyba o nic jej nie podejrzewasz, Byakuya – odezwał się Ukitake. – Była twoją Trzecią Oficer. Nie sądzisz chyba, że pominęła ważne szczegóły z premedytacją. Mogła przecież nie pamiętać wszystkiego po operacji.

– Mimo to nie sprostowała niczego nawet, jeśli sobie przypomniała.

Shuuhei się nie odezwał, bo nie wiedział, jak nie pogorszyć sytuacji. Spełniał się najgorszy scenariusz Kiry, a on nawet nie miał możliwości wcześniejszego porozmawiania z przyjaciółką. Musiała być na to jakaś odpowiedź satysfakcjonująca wszystkich. Przecież Corrie nie mogła tak po prostu zdradzić, prawda?

– Kapitanie Hisagi, przesłuchasz vice-kapitan Shiroyamę jeszcze dzisiaj w obecności kapitan Unohany i kapitana Kuchikiego – polecił Yamamoto. – W razie jakichkolwiek wątpliwości vice-kapitan Shiroyama zostanie przeniesiona do aresztu Czwartego Oddziału. Kapitan Sui-Feng, Oddział Drugi pomoże Oddziałowi Szóstemu zlokalizować wrogi oddział i go wyeliminować.

Shuuhei chciał zaoponować, ale pierwszy odezwał się Kyoraku:

– Nie żeby to była moja sprawa, ale o ile zrozumiałem Hisagiego-kuna, wróg ma coś wspólnego ze stanem Corrie-chan. Możliwe jest, że to oni kradną jej reiatsu, kapitan Unohana?

– Jest to jakaś opcja – odparła Retsu – ale wciąż wiem zbyt mało na temat tego przypadku, by stwierdzić pewnie, co może być przyczyną.

– Więc możemy podejrzewać, że wróg wykorzystuje Corrie-chan w chwili obecnej i jest z nią jakoś połączony. Skoro Oddział Dziewiąty go nie gonił, podejrzewam wręcz, że zabicie przeciwnika może oznaczać także jej śmierć. Możemy tak ryzykować, Yama-ji?

– Vice-kapitan Shiroyama zna swoją odpowiedzialność i ryzyko związane z zajmowanym stanowiskiem – odpowiedział Kapitan-Dowódca. – Zadaniem Gotei 13 jest ochrona Soul Society.

Kyoraku uśmiechem zamaskował rozczarowanie, a Shuuhei ledwo powstrzymał się przed wybuchem gniewu. Tak jej nie pomoże, a jeśli przeciwnik nie kłamał, Corrie rzeczywiście może zginąć i to z ręki któregoś z shinigami. Było źle.

Corrie przebudziła się, gdy weszli do jej sali. Minęła chwila, nim dotarło do niej, co się dzieje. Większość dnia przespała i była nieco zdezorientowana. Nie na tyle jednak, by nie zmarszczyć brwi na widok trzech kapitanów w tym samym momencie odwiedzin.

– Stało się coś? – zapytała niepewnie.

Przez myśl przeszło jej, że mają dla niej jakąś złą wiadomość, ale wtedy Hisagi raczej przyszedłby sam. Zresztą pomimo blokadą reiatsu wyczuwała obecność Kiry w Seireitei. To nie o niego więc chodziło.

– W Rukongai doszło do zamieszek – odparł Hisagi, obserwując ją uważnie. – Ale nie po to tu przyszliśmy.

– Mam kłopoty?

– To zależy od tego, co powiesz, Corrie. I na Króla Dusz, tym razem nie kłam.

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć na ten gniewny ton przyjaciela, ale rozejrzała się raz jeszcze po pozostałej dwójce i tylko westchnęła.

– Zaklęcie pękło i kapitan Unohana powiedziała ci o bliznach – domyśliła się.

– Torturowali cię. Czemu mnie okłamałaś?

– Było mi wstyd. Nie zrobiłam tego, żeby komukolwiek zaszkodzić czy zrobić na złość. Po prostu było mi wstyd, że zawaliłam robotę, choć przecież była prosta. Mogłam ich po prostu pogonić, a nie pozwalać, żeby szukali na tym pustkowiu nie wiadomo czego, a tak daliśmy się zaskoczyć.

Nie miała pewności, czy tym razem jej uwierzą, ale mówiła szczerze. Nie ważyłaby się jednak kłamać pod czujnym okiem Kuchikiego, który nie spuszczał z niej spojrzenia.

– Tak jak mówiłam wtedy, w walce zginął jeden z naukowców. To mnie zdekoncentrowało na ułamek sekundy, który kosztował schwytanie. Gdy się ocknęłam, byłam już w ich kryjówce. To jakieś jaskinie, ale wątpię, żebym była w stanie odtworzyć drogę. Wydostałam się stamtąd w nocy, a i nie do końca kontaktowałam – kontynuowała. – Oboje nas torturowali. Nie wiem, ile i co powiedział im chłopak z Dwunastki.

– O co pytali? – odezwał się Byakuya.

– O nic konkretnego – odparła. – Sądziłam, że to jakiś dziwny manewr na początku, żeby mnie zmiękczyć i uśpić czujność, ale zdaje się, że torturowali mnie bardziej dla rozrywki niż żeby uzyskać jakieś informacje.

Kuchiki wyglądał, jakby nie wierzył w tę wersję wydarzeń. Corrie nie wiedziała, jak go do tego przekonać, skoro sama nie rozumiała zachowania wrogiego oddziału. Nie pytali o liczebność, cele czy słabe punkty Gotei 13, co byłoby oczywiste. Może uzyskali te informacje od chłopaka z Dwunastki, nie była pewna, a wtedy miała mało czasu, żeby go wypytać.

– Czego się o nich dowiedziałaś? – zapytał Byakuya. – To zwiadowcy jakiegoś większego oddziału? Pod czyimi rozkazami są? Czego tu szukają?

– Nie wiem za wiele – odparła cicho. – Tak jak wspominałam w raporcie, grupa jest co najwyżej dziesięcioosobowa. Są dobrze wyszkoleni i silni. Nie wiem nic więcej.

– Nic nie słyszałaś, niczego nie zaobserwowałaś – uznał Kuchiki chłodnym tonem. – Osoba na twoim stanowisku powinna być bardziej użyteczna dla Soul Society.

Corrie opuściła głowę, przyjmując reprymendę od dawnego przełożonego. Shuuhei chciał jej bronić, ale zaraz uświadomił sobie, że jeśli jest jeszcze coś, co przemilczała, muszą to z niej wyciągnąć. Byakuya się do tego nadawał, Shuuhei nie.

– Przepraszam, nie jestem w stanie pomóc – powiedziała cicho Corrie. – Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.

– Mamy podejrzenie, że to oni sprawili, że ucieka z ciebie reiatsu – odezwał się Shuuhei. – Wiesz coś o tym?

Nie odpowiedziała od razu, ale spojrzała na niego uważnie, jakby coś rozważając. Powoli pokręciła głową.

– Nie potrafię pomóc. Przepraszam, kapitanie.

Shuuhei miał wrażenie, że Corrie nie jest w tej kwestii zbyt szczera, ale nie chciał już tego drążyć. Zaczynała boleć go od tego wszystkiego głowa, a nie wiedział, na ile może sobie pozwolić, mając za plecami Unohanę i Kuchikiego.

– Trudno – stwierdził w końcu. – Choć każdy strzępek informacji byłby przydatny. Na razie zostaniesz pod opieką Czwartego Oddziału, nim uda się odwrócić ten cały proces. Wykorzystaj czas, żeby odpocząć.

– Dobrze, kapitanie.

Została sama z gorzkim posmakiem na języku, ale powoli docierała do niej jedna rzecz – zaklęcie, którego wróg użył, by powoli ją wykończyć. To musiało być właśnie to, choć nieco zmienione. Może nawet niedoskonałe jakąś szansę na przetrwanie. Tylko czy powinna mówić o tym Hisagiemu? I tak był już na nią wściekły o zatajenie prawdy o torturach. Tym razem mogłoby być dużo gorzej. Do tego mógłby oberwać on i Oddział, a tego tym bardziej nie chciała. Bycie vice-kapitanem było takie trudne, a przecież próbowała ich tylko chronić.

Spojrzała w zachmurzone niebo Wewnętrznego Świata. Wciąż nie mogła wezwać Yukikaze do walki, ale odkąd jej reiatsu zostało zablokowane, udawało jej się chociaż tu wejść. To niosło jakąś pociechę.

– Co powinnam zrobić? – zapytała.

– Trzeba było mu powiedzieć od razu – odparła Yukikaze. Jej nadgarstki zostały spętane łańcuchem. – Byłoby po wszystkim.

– Doszłoby do wojny, a wciąż nie wiem, czy działają z rozkazu czy samowolnie. Nie mogę do tego dopuścić.

– Wojna wybuchnie tak czy tak, bo ty i tak nic nie możesz, moja pani. Nie przejdziesz samodzielnie metra, nie mówiąc już o walce.

– Jeśli zniszczę połączenie...

– Nie wiesz jak. Co właściwie wiesz o tej magii? – zapytała dobitnie Yukikaze. – Jedyne, czego cię nauczyli, to magii leczniczej. Nie masz o niczym pojęcia. Czemu im nie zaufasz, co?

– Zabrnęłam za daleko.

– Tchórz.

Yukikaze podniosła się z trawy z gniewem na twarzy, choć powietrze dookoła się nie poruszyło. Obie były spętane, nie mogły nic zrobić, a Wewnętrzny Świat utracił wiatr, który mącił taflę jeziora i szarpał zielonymi źdźbłami i kwiatami.

Yukikaze już się nie odezwała naburmuszona. Krążyła nad brzegiem jeziora jak spętana bestia w klatce, choć złościła się z innych powodów niż jej partnerka. Jednak póki co żadna nie znała rozwiązania tych problemów. Mogły jedynie czekać na rozwój wydarzeń.

4 komentarze:

  1. Całe szczęście, że te zamieszki w Rukongai dało się w miarę szybko stłumić, bo już zaczynałam mieć pewne obawy.
    No to wygląda na to, że mamy potwierdzenie, że za ostatnimi wydarzeniami stoi Dwór Wiatru. Corrie mogłaby jednak mieć trochę więcej wiary w swoich bliskich, bo jestem pewna, że choćby nie wiadomo co się działo oni i tak staną za nią murem, a już na pewno Kira i Hisagi. Bo wierzę, że mimo wszystko jednemu i drugiemu zależy na niej na tyle, że nie odwróciliby się od niej choćby się waliło i paliło. Czego niestety nie można powiedzieć o reszcie dowództwa Gotei 13.
    Oj zapowiadają się ciężkie czasy przed nimi.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. OTO JA. Ledwo żywa, wykończona, wycieńczona, ale przybywam z piątką w zębach z Estetyki nowych mediów.
    A ja się zastanawiam, kto dał tym typom w Rukongai broń. No bo tak jakby jeszcze z grabiami na nich szli, to ja rozumiem, ale żeby tak od razu z mieczami? (Tak na poważnie, podobał mi się opis z początku.) I jeżeli chodzi o Dwór Wiatru, wiedziałam (nawet jeżeli tego nie wyartykułowałam)!
    Tak, Byakuya, bucu nad buce (w pierwszej chwili napisałam "kucu nad buce, fun fact"), wreszcie się przydałeś (wiemy, że ja nie znoszę Byakuyi i napisałam najgorsze z możliwych zakończeń dla niego i to się raczej nie zmieni). Znaczy się, nie przydałeś się, ale cicho wierze, że się przydasz.
    No.
    To byłoby na tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, Bakuś tu dopiero dostanie rolę życia. I myślę, że mimo wszystko będziesz mogła sobie na nim poużywać, bo chciał dobrze, a wyjdzie jak zwykle.

      Usuń
  3. Widzę, że rozdział zaczynamy z grubej rury.
    A Kuchiki to by musiał dostać w czerep od małżonki.
    Eh ta Corrien. Uparta jak osioł, zamiast dać sobie pomóc, wszystko utrudnia.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January