czwartek, 26 listopada 2020

Rozdział 16.

 Dawno nie było rozdziału, ponad dwa miesiące, więc pewnie macie ochotę mnie rozszarpać na kawałki. Przyznaję, że ten rozdział miałam napisany już dawno, zabrakło mi chęci, żeby przepisać go do końca i ruszyć dalej, ale mam nadzieję, że ten gorszy etap za mną i powoli wrócę do regularności.

 

Minęły dwa tygodnie, a ślad przeciwnika zniknął. Nic nie dawały patrole ani wypady, a sytuacja w Rukongai uspokoiła się. Tak jakby całej sprawy nie było, choć widocznie zmieniło się parę rzeczy. Corrie nadal przebywała pod opieką Czwartego Oddziału, Kira odwiedzał ją codziennie i spędzał z nią sporo czasu. Nie było w tym nic dziwnego, że chce być blisko ukochanej, więc nikt tego nie kwestionował nawet, jeśli wciąż niektórzy byli wobec Corrie podejrzliwi.

Kurotsuchi już nie próbował zabierać jej do swojego laboratorium, zwłaszcza kiedy usłyszała o tym Unohana i zwróciła na tę kwestię uwagę na kolejnym spotkaniu dowódców. Zresztą nie tylko ona wywarła odpowiedni nacisk na Mayurim, choć przez jakiś czas musieli znosić jego fochy z tego tytułu.

Hisagi nie odwiedził swej zastępczyni ani razu. Nie czuł się gotowy na tę rozmowę, która ich czekała. Wolał wyjść ze swoimi ludźmi w teren, by pod pretekstem patrolu szukać przeciwnika. To go zajmowało i pozwalało nie zwariować, bo naprawdę chciał dorwać tego drania pierwszy, zmusić go, aby unieważnił zaklęcie, a potem po prostu zabić za wszystkie kłopoty, jakie przyniósł im wszystkim. Potem wyjaśni sobie sprawy z Corrie i wrócą do codzienności.

Piekielny Motyl zastał Hisagiego w kuchni, gdy przygotowywał śniadanie dla siebie i śpiącej jeszcze Rangiku. Wiadomość sprawiła, że omlet gotowy już do przełożenia na talerze zaczął się przypalać. Nie zwrócił na to uwagi gotowy wypaść z domu tak jak stał, choć wątpliwe, żeby jego ludzie chcieli widzieć go w negliżu i rozczochranego.

– Shuu, coś się przypala. – Usłyszał zaniepokojoną Rangiku, którą z łóżka wywabił swąd spalenizny.

To go otrzeźwiło, choć omletu nie udało się już uratować. Przeklął na własną nieuwagę.

– Co się stało? – zapytała Matsumoto. – Wyglądasz, jakby ktoś zginął.

– Pilne wezwanie. Muszę iść.

– Shuuhei... – Nie dał jej dokończyć, tylko wyszedł do sypialni po resztę rzeczy i za chwilę już go nie było.

Wiedziała, że coś kręcił, ale nie miała pojęcia, czego mogła dotyczyć wiadomość, skoro wyszedł w takim pośpiechu. Dawno nie widziała go tak wzburzonego, choć ostatnimi czasy sporo rzeczy było nie na swoim miejscu. Rangiku widziała, jak bardzo gryzł się sprawą Corrie. Dziewczyna wmieszała się w coś większego, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy. A może wręcz przeciwnie i to właśnie tak martwiło Shuuheia, skoro szczegółów nikt w rzeczywistości nie znał. Po Seireitei krążyły różne plotki, wszystkie niepotwierdzone, a każda bardziej absurdalna od poprzedniej. Shinigami patrzyli na siebie podejrzliwie, zwłaszcza tych z Dziewiątki, odkąd podejrzewano ich vice-kapitan o zdradę. Sam Oddział Hisagiego dość ostro dyskutował, jak naprawdę było z ich przełożoną. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że nie zdążyli zbytnio poznać Corrie i bazowali głównie na pogłoskach.

Rangiku wróciła do siebie wciąż zaniepokojona dziwnym zachowaniem narzeczonego. Z daleka dostrzegła Kirę. Ten też nie miał zbyt łatwo ostatnio. Matsumoto była zdziwiona, że tak po prostu stanął po stronie Corrie i nie świrował. Miał do tego pełne prawo po tym, co zrobił Gin. Sama mnóstwo o tym wszystkim myślała w kontekście ostatnich wydarzeń. Czy Corrie naprawdę byłaby w stanie ich zdradzić? Rangiku pamiętała tamtą aferę, gdy wyszło pochodzenie Shiroyamy. Czy mógł to być teatrzyk? A może jest coś, o czym dotąd nie wiedzieli? Nie chciała sobie tego wyobrażać, bo tylko rozdrapałoby to dawne rany.

– Dzień dobry, Matsumoto-san.

– Cześć, Kira. Jak tam Corrie? – zapytała z lekkim uśmiechem.

Mimo wszystko życzyła przyjaciółce jak najlepiej. Najpierw, żeby wyzdrowiała, bo bez niej zdawało się być jakoś tak pusto i smutno.

– Lepiej. Nie jest jeszcze w stanie wrócić do pracy, ale powolutku wraca do jako takiego funkcjonowania.

– Dobrze to słyszeć. Zwłaszcza że Dziewiątce przyda się powrót vice-kapitana.

– Coś się stało? – zapytał z niepokojem Kira.

– Sama chciałabym wiedzieć. Shuuhei dostał jakąś wiadomość i wyszedł w pośpiechu. Zdaje się, że w Dziewiątce szykowali się do wyjścia w teren.

Kira na moment zmarszczył brwi, na co Matsumoto nie zwróciła zbytnio uwagi. Zresztą czemu miałby się tym aż tak przejmować? To mogła być rutynowa akcja, jakich wiele.

– Nie będę zabierać ci więcej czasu, Matsumoto-san. Kapitan Hitsugaya byłby niepocieszony.

– Racja, lecę do pracy. Dbaj o siebie, Kira.

Izuru skręcił do Czwartego Oddziału, gdy tylko miał pewność, że vice-kapitan Dziesiątki tego nie zauważy. Im mniej odpowiedzi musiał udzielać, tym w tej sytuacji lepiej.

Corrie czytała książkę, gdy do niej przyszedł. Uśmiechnęła się na powitanie, ale zaraz spoważniała, dostrzegając jego minę.

– Co się stało? – zapytała.

– Udało im się – odparł. – Właśnie wyszli z Seireitei.

– Nie podoba ci się to – zauważyła.

– Wykorzystaliśmy twój Oddział. Wiem, że Hisagi-san prędzej czy później by się wyrwał, ale mimo wszystko trochę to wszystko idzie w złym kierunku. Do tego nie mam ochoty nigdzie cię puszczać.

– Wiesz, że więź muszę osobiście zerwać. Nie przeskoczymy tego, a wątpliwe, żeby zrezygnował z zaklęcia, kiedy Hisagi go o to poprosi.

– Stawiasz mnie w naprawdę kiepskiej sytuacji.

– Wybacz. Bez ciebie nie dam rady ich dogonić.

Kira tylko westchnął. Pozostało jeszcze zrealizować plan wymknięcia się z Seireitei, nim ktoś zauważy, a w środku dnia będzie to jeszcze trudniejsze.

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał po raz kolejny.

– Tak, już ustaliliśmy, że to ma większe szanse powodzenia niż przyprowadzenie ich tutaj.

– Dobrze więc. Biorę odpowiedzialność na siebie.

Corrie nic nie odpowiedziała, ale wstała, sięgając po miecz. Z tyłu głowy usłyszała złowrogi chichot Yukikaze, która tylko czekała, aż zaczną działać. 

**

Las w tym miejscu był gęsty i ciemny pomimo pory. Nadal czuć było chłodem nocy, a przy ściółce gdzieniegdzie unosiły się kłęby mgły. Shinigami mimowolnie utrzymywali ciszę, towarzyszyło im napięcie, a każdy podejrzany dźwięk sprawiał, że łapali za rękojeści mieczy.

Shuuhei dawno nie czuł takiego napięcia, do tego z trudem utrzymywał gniew na wodzy. Zbyt długo to wszystko trwało i nawet jego cierpliwość zaczęła się już wyczerpywać. Do tego wciąż obawiał się, czy wrogów nie dorwie wcześniej któryś z pozostałych Oddziałów, bo to oznaczałoby śmierć Corrie. Czas ich gonił, do tej pory nie było ani śladu po przeciwniku. Ukrywali się zbyt dobrze, by nie podejrzewać ich o niezłą znajomość terenu. Albo ktoś im pomagał, czego nie można było wykluczyć. Od samego początku cała ta historia była dość podejrzana.

Dotarli już całkiem daleko, a nadal nie byli blisko miejsca, gdzie patrol zauważył przeciwników. Mało który shinigami zapuszczał się w te okolice, nie było tu niczego interesującego, a z tego, co wiedzieli, nie mieszkały tu żadne dusze. Idealne kryjówka dla kogoś, kto nie chce zwracać na siebie uwagi.

– To już niedaleko, kapitanie – odezwał się cicho Haruhi, jeden z podoficerów. – Jaki jest plan?

– Schwytać dowódcę, resztę w miarę możliwości też. Nie wiemy, jak dokładnie działa to zaklęcie, którym pętają Corrie. Bądźcie ostrożni.

– Tak jest.

Do bitwy doszło niespodziewanie. Wrogi oddział zeskoczył na nich z drzew, dopiero wtedy przestali się kryć ze swoją obecnością.

– To pułapka!

– Brać ich!

Shuuhei odskoczył od jakiegoś chłystka, który próbował go dopaść z mieczem w dłoni. Od razu dostrzegł też czerwoną czuprynę dowódcy oddziału i shunpnął w jego stronę.

– Bakudo no. 61. Rikujokoro.

Promieniste więzienie o włos uniknęło wroga, który wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu.

– Yo, shinigami. Co tam u mroźnej księżniczki? Jakoś ostatnio nie chce dzielić się swoim reiatsu, sknera.

– Draniu...

Shuuhei zaatakował przeciwnika od frontu, lecz ten z łatwością się uchylił. Krążyli wokół siebie, od czasu do czasu krzyżując miecze. Wróg był szybki, przewidywał też większość ataków Hisagiego, do tego miał spory zapas sił. Mimo to żaden z nich nie zdobył przewagi.

Przeciwnik odskoczył na jedną z gałęzi z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Nie jesteś silniejszy niż ostatnio, więc jak miałbyś mnie dopaść?

– Nie musi tego robić.

Hisagi odwrócił się z niedowierzaniem na twarzy, gdy usłyszał ten głos. Sądził, że się pomylił, ale im dłużej ją tu widział, tym bardziej był pewny, że to nie jest przywidzenie.

– Corrie... Jak? – Zaraz też obok dostrzegł Izuru. – Kira, ty draniu. Co wy wyprawiacie? Corrie nie powinna w ogóle tutaj być.

– Więź mogę zerwać tylko ja – odparła Shiroyama.

– Ledwo stoisz!

– Dam radę. Przez ostatnie dwa tygodnie blokada pozwoliła mi zaoszczędzić dość sił. Potem na nas pokrzyczysz. Teraz mam coś do załatwienia z tym typem.

Przeciwnik nawet się nie przejął tym nagłym pojawieniem się kolejnych shinigamich czy toczącymi się dookoła walkami. Obserwował wszystko z szerokim uśmiechem na ustach.

– Yo, mroźna księżniczko. Czyżbyś się za mną stęskniła? A może chcesz mi oddać resztę swojego reiatsu? – zakpił.

Corrie spojrzała na niego zimno, sięgając po miecz.

– Wiem już, jak zerwać to zaklęcie – odparła poważnie.

– O proszę. Tylko czy potrafisz mnie zmusić, bym ci na to pozwolił? Nie jesteś w najlepszej formie, jak widzę.

– Kto wie – odparła, po czym dodała już w myślach: – Liczę na ciebie, Yuki.

Oczywiście. – Zanpakutou zachichotała diabelsko. – Poczuje nasz gniew, ale to ty się będziesz potem tłumaczyć.

Zdrajczyni.

Bierzmy się za niego.

Corrie wymieniła spojrzenie z Kirą, który ściągnął pieczęć z jej mocy. Aż zachłystnęła się powietrzem, czując przepływ reiatsu, a chwilę później zaczęło znów uciekać. Nie miała zbyt wiele czasu, by dokonać tego, co planowali z Kirą.

Skoczyła w stronę wroga, który wyszedł jej naprzeciw. Nie spodziewał się jednak, że zostanie otoczony przez kłęby zimnego dymu.

– Zawiej, Yukikaze. Srebrny pocałunek. – Usłyszał tuż za plecami, choć Corrie widział nadal przed sobą.

Powietrze dookoła zaczęło przypominać lód, drobne kryształki osiadały na wszystkim dookoła, uniemożliwiając normalne oddychanie.

– Co się dzieje? – wychrypiał.

Corrie przystanęła tuż przed nim, jej usta pokryte były szronem i widocznie drżała na całym ciele od zimna, ale nie wypuściła z dłoni miecza. Spoglądała na mężczyznę, który tygodniami ją torturował z radosnym uśmiechem na twarzy, a potem pozbawił możliwości normalnego funkcjonowania poprzez okrutne zaklęcie.

– Oboje teraz jesteśmy bliscy śmierci – odezwała się cicho. – Więź dusz pozostaje obciążona z obu stron, wszelkie ograniczenia zostają zniesione, bo gdy jedno z nas umrze, drugie zostanie pociągnięte za nim.

– Ty szmato...

– Nie mów za wiele – zachichotała, po czym zaczęła kaszleć. – Im więcej mówisz, tym więcej powietrza potrzebujesz i tym szybciej zamrażają się twoje płuca.

Pomiędzy nimi pojawiła się połyskująca na zielono nić. W wielu miejscach przybierała ciemniejszy odcień rozlewający się coraz bardziej z każdym szeptem Corrie. Nie zwracała uwagi na otoczenie, więc nie widziała, jak Kira odciąga Hisagiego poza granice mocy Yukikaze. Nie dostrzegła również nadchodzącego oddziału, który wsparł Dziewiątkę.

– Zginiesz – zasyczał przeciwnik.

Nie wywarł jednak żadnego wrażenia na dziewczynie, choć było widać, ile ją to kosztuje. Sam zaczął opadać z sił. Wiedział, że to przede wszystkim efekt więzi, który odwrócił przeciwko niemu. Nie sądził, że mogłaby to zrobić dobrze, ale najwyraźniej jej nie docenił.

Jednym płynnym ruchem rozciął wiszącą pomiędzy nimi nić. Corrie opadła na kolana, porzucając miecz, a moc Srebrnego Pocałunku gwałtownie zmalała.

– Twój pech, mroźna księżniczko. Nie masz już sił, by się obronić – zakpił przeciwnik.

– Hado No 4. Byakurai.

Błyskawica uderzyła go prosto w pierś, wypalając dziurę na wylot. Chwilę później tuż za nim przystanął kapitan Kuchiki, chowając miecz.

– Co...

Ciało wrogiego dowódcy opadło na trawę przecięte po skosie na pół, pozostali przeciwnicy też byli już martwi. Byakuya spojrzał kątem oka na Corrie, którą przed upadkiem uchronił Kira.

– To bardzo głupie posunięcie – oznajmił Kuchiki.

– Mogliśmy ich przesłuchać – zasugerował Shuuhei.

Sam był zaskoczony, bo zaaferowany działaniami Corrie nawet nie zauważył nadejścia Szóstki. To, że Kuchiki tu w ogóle przyszedł, było podejrzane.

– Rozkazy były jasne, Hisagi. Seireitei nie potrzebuje ich zeznań. Zajmij się raczej swoją niesubordynowaną vice-kapitan.

Shuuhei zazgrzytał zębami jeszcze bardziej wściekły, bo czuł, że najbliższe zebranie będzie kosztowało go kolejną porcję nerwów. Jakby nie wystarczało, że Corrie zachowała się znowu kompletnie lekkomyślnie, a Kira nie dość, że jej na to pozwolił, to jeszcze w tym pomógł. Oboje zachowali się idiotycznie.

– Czy wyście powariowali? – zapytał, podchodząc bliżej do przyjaciół. – Co to miało znaczyć?

Corrie uniosła spojrzenie i uśmiechnęła się przepraszająco. Na jej wargach nadal dostrzegał drobinki lodu, twarz miała białą jak śnieg.

– Wybacz, ale to był jedyny sposób, żeby go dorwać i przeżyć – powiedziała cicho.

– Odłóżmy tę rozmowę do powrotu – odezwał się Kira, biorąc ukochaną na ręce. – To nie jest miejsce ani czas na takie rozmowy.

Nie chciał wywlekać wszystkiego przy Byakuyi, który obecnie chyba nie był zbyt przychylnie nastawiony do Corrie z jakiegoś powodu. Poza tym podwładni nie powinni tego słyszeć.

– Zachowałeś się idiotycznie, Kira – warknął Hisagi, po czym dał sygnał do powrotu. – Lepiej, żebyś miał dobre usprawiedliwienie, gdy wrócimy.

Izuru nie odpowiedział. Ruszył za resztą, obserwując pobladłą Corrie. Zasnęła bardzo szybko wycieńczona walką, ale wolna od przerażającej mocy wroga. Teraz potrzebowała tylko czasu, by wrócić do zdrowia. Oby nikt nie próbował wykorzystać tego przeciwko niej.

5 komentarzy:

  1. Long time no see, bby.
    Znaczy się, Hisagi.
    Dawno się nie widzieliśmy, Hisagi i w sumie stęskniłam się za tym, jak wspaniale trzeźwym człowiekiem tutaj bywasz (aż musiałam sobie przypomnieć moje refleksje z poprzedniej części). No i OCZYWIŚCIE cześć, Kira, dawno na ciebie się nie wkurzałam. Typie, słuchaj. Ale jesteś skrajnie nieodpowiedzialny. Znaczy się, ja wiem, że słuchanie Corrie jest fajne, ale narażanie jej życia już niekoniecznie i ja mam cichą nadzieję, że będzie scena kazania wygłoszonego przez wkurwionego Hisagiego. Och, czekam na to.
    W sumie miło jest powrócić do uniwersum Bleacha po... pół roku przerwa. Chyba wtedy skończyłam swoją epopeję. Chyba epopeję. Nie wiem, przez ten cały cyrk, który mam na głowie, tracę poczucie rzeczywistości.
    Chciałabym też powiedzieć, że mój nieulubieniec kapitan (w dupę, mam nadzieję, ruchany) Kuchiki Byakuya podjął próbę poprawienia swojego wizerunku w moich oczach, ale i tak długa droga przed nim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba można się było spodziewać, że Corrie weźmie sprawy w swoje ręce, to takie dla niej typowe... koniec końców, Yuki musi być jakimś odbiciem swojej właścicielki, czyż nie? Nie zdziwię się, jeśli Hisagi wkrótce osiwieje. Z kolei zaskoczył mnie odrobinę Kira, zachował się jak nie on. Coś czuję, że dla relacji Hisagi-Kira nastąpią ciężkie czasy i to prawdopodobnie na dłużej.
    Pojawienie się Kuchikiego nie zaskoczyło mnie jakoś specjalnie. W końcu użerał się z Corrie całkiem spory kawałek czasu, więc wie, co ona może zmalować. Zastanawia mnie natomiast co on takiego wie, że patrzy teraz na Corrie spod byka. Czyżby dokopał się w swojej rezydencji do jakichś informacji związanych z Dworem Wiatru? Czy też może Kurochi puścił przy nim farbę? Hmmm, pewno jeszcze poczekamy na tą informację.
    No nic, czekam na kontynuację i do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, w tym naszym kochanym trójkąciku rzeczywiście nastały czasy ciężkie i kto wie, kiedy się uspokoją. Tak to jest, jak pomiędzy dwóch przyjaciół wejdzie kobieta^^
      Nie zdradzę szczegółów, ale Byakuya po prostu wie, a jest bardziej w to wszystko zamieszany, niż Corrie mogłaby się kiedykolwiek spodziewać. Jednak to wszystko jeszcze przed nami.

      Usuń
  3. Przez ostatnie dwa miesiące zdążyłam się zmienić w Twoją osobistą stalkerkę, bo przysięgam, że był taki okres, że zaglądałam tu dwa razy dziennie, a biorąc pod uwagę czasy, w których żyjemy to trochę się niepokoiłam. W każdym razie bardzo się cieszę, że mogę powrócić do czytania o losach Corrie.
    Shiroyama postąpiła bardzo w swoim stylu i nie chciałabym być w jej skórze podczas nieuniknionej konfrontacji z Hisagim, który jest zdecydowanie na granicy tolerancji i tylko czekam na wybuch z jego strony. Obawiam się, że to może nie się dobrze nie skończyć.
    Osobiście nie sądzę, żeby Corrie działała na niekorzyść Gotei 13, znając jej lojalność wobec przyjaciół, ale takie działanie samopas i nie wtajemniczając nikogo w to co wie, działa zdecydowanie na swoją niekorzyść. Tym bardziej ciekawe w tej całej sytuacji było pojawienie się Byakuyi, zwłaszcza, że on nie pojawia się nigdzie bez powodu.
    Niewątpliwym plusem całego zajścia jest uwolnienie się Corrie spod klątwy rzuconej na nią przez tamtego typka, tylko żeby to jeszcze rozwiązało inne problemy, zamiast je mnożyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu dotarłam.
    Wyjątkowo nie śmiem się dopominać, ani Cię rozszarpywać. Nie śmiem. Przynajmniej na razie :)
    Byłaby to ładna scena, gdyby nie pilne wezwanie. Szkoda omletu. Natomiast bardzo zgrabnie napisane. Płynne i sensowne.
    Z jednej strony wkurza mnie, że Matsu wgl przeszło przez myśl, że Corrie mogłaby ich zdradzić. Ale z drugiej strony wiemy jak historia z Aizenem i resztą bardzo ich wyniszczyła.
    Kira mnie coraz bardziej zaskakuje. Jaki rebel.
    "Promieniste więzienie o włos uniknęło wroga, który wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu."
    Hm, no więzienie raczej nie uniknęło wroga tylko wróg więzienia. Więzienie mogło minąc się, ominąć, ale nie uniknąć.
    Ok. Corrie ma jakiś plan.
    Szybko poszło. Ale nie czuję niedosytu, że coś nie zostało powiedziane. Plan był dobrze przemyślany, choć bardzo ryzykowny. Najważniejsze, że się udało.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January