piątek, 11 grudnia 2020

Rozdział 17.

Gniewów część pierwsza...

 

Wieść o dorwaniu wroga szybko obiegła Seireitei. Nie zapomniano o czynnym udziale Dziewiątego Oddziału i ich osłabionej vice-kapitan, która z powrotem znalazła się pod opieką kapitan Unohany. Dowódcy zdawali sobie sprawę, że kolejne spotkanie nie będzie ani łatwe, ani przyjemne, skoro wspomniano już o niesubordynacji Hisagiego i jego podwładnych. Przy tym postawiono wiele pytań bez odpowiedzi. Niewątpliwie coś się działo w samej strukturze Seireitei, o czym nikt głośno nie wspominał.

Wrzawa ucichła, gdy na salę obrad wszedł kapitan Yamamoto w towarzystwie Sasakibe. Kapitanowie i ich zastępcy ustawili się na swoich miejscach, przerywając rozmowy na temat obecnej sytuacji. Shuuhei w nich nie uczestniczył, nie zamierzał tłumaczyć się każdemu z osobna, do tego miał nadzieję wcześniej porozmawiać z Kirą. Nie było okazji, co tylko budziło w nim większą frustrację, skoro przyjaciel pomógł w tak nierozsądnym zachowaniu Corrie.

– Kapitanie Hisagi, co masz na swoje usprawiedliwienie? – zagrzmiał Kapitan-Dowódca bez zbędnych wstępów.

– Nie zostaliśmy zawieszeni w obowiązkach – odparł Shuuhei. – Wykonywaliśmy rutynowy patrol, gdy wpadliśmy na przeciwnika.

– Wymyśliłbyś coś lepszego – prychnęła Sui-Feng. – Od tygodni wysyłasz swoje patrole poza teren działania Dziewiątki. Nie wmówisz nam, że to przypadek. Szukałeś ich na własną rękę.

– Jak mówię, nie zostaliśmy uziemieni – odpowiedział Shuuhei.

– Wykorzystałeś Oddział do prywatnych celów – zarzucił Kurochi.

– Akurat ty nie powinieneś się wypowiadać – odezwał się Kenpachi. – Twój vice-kapitan był na miejscu, z tego, co słyszałem.

Wszystkie oczy skierowały się na stojącego za kapitanem Trójki Kirę. Kurochi skrzywił się wymownie, bo przyznanie się do tego, że nie panuje nad podwładnymi, godziło w jego dumę.

– Cała trójka jest siebie warta – stwierdziła Sui-Feng. – Chociaż równie dobrze Hisagi i Kira mogą po prostu chronić tyłek Shiroyamie.

– Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze – uznał Kyoraku. – Kapitan Kuchiki pozbył się problemu nachodźców. Corrie-chan też dojdzie do zdrowia. Jakby na to nie patrzeć, wygraliśmy.

Stuknięcie laską uciszyło wszystkich, a spojrzenia skierowano na Yamamoto.

– Kapitanie Hisagi, zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności za samowolne działanie, które mogło zagrozić Soul Society.

Shuuhei zacisnął pięści, żeby się trochę opanować, nim zabrał głos.

– Rozumiem, choć jak dla mnie ta sprawa wciąż ma wiele niewyjaśnionych kwestii. Możliwe, że nie widzę tego, bo nie chcę przekładać nad pojedyncze życie mojej podkomendnej dobra Soul Society, ale mam wrażenie, że poszliśmy po najmniejszej linii oporu. Mogliśmy ich schwytać i przesłuchać. Taką grupę musiał ktoś przeszkolić, możliwe, że zagraża nam coś większego.

– Zamilknij, Hisagi – warknął Kurochi. – Dość już nabruździłeś.

Shuuhei spojrzał na kapitana Trójki z niezrozumieniem, bo brzmiało to tak, jakby wszyscy dookoła wiedzieli więcej na temat tej sprawy. Dlaczego dowództwu aż tak zależało, by ukryć prawdę? Co z tym wspólnego miała Corrie? Czy była świadoma stawki, o jaką toczy się gra?

– Pieprzenie – mruknął Kenpachi. – Robicie z igły widły, a słabiaków i tak załatwił Kuchiki.

– Nie ma litości dla tych, którzy czyhają na porządek Soul Society – odparł spokojnie Byakuya.

– Jakby nie patrzeć, kapitan Hisagi również działał w interesie Soul Society, mistrzu Genryuusaiu – odezwał się Ukitake. – Nie widzę powodu, by go karać. Vice-kapitan Shiroyama i tak jeszcze długo nie wróci do służby w swoim obecnym stanie.

– Jest na to zbyt wyczerpana – odparła spokojnie Unohana. – Wykorzystała całe reiatsu, które udało jej się zmagazynować pod pieczęcią. Samo zaklęcie dokonało sporego spustoszenia w jej organizmie. Regeneracja zajmie tygodnie, o ile nie będzie nadal zachowywać się tak nierozsądnie.

Nikt więcej już nie miał okazji do udzielenia się. Kapitan-Dowódca zakończył zebranie, nie wspominając o żadnych karach dla Dziewiątki czy Kiry, który przecież całkiem sporo pomógł Corrie w jej szalonej eskapadzie. Najwyraźniej uznał, że to rodziłoby tylko kolejne pytania i wątpliwości, których Shuuhei nie potrafił się pozbyć. Nim jednak dopadł Kirę, dowództwa Trójki już nie było.

Cokolwiek się działo, nikt nie zamierzał go wtajemniczyć. To go wkurzało, skoro pozwolili mu wziąć Corrie na vice-kapitana, a to o nią z pewnością chodziło. Czemu? Komu się naraziła? Kto mógłby mu to wyjaśnić, skoro nawet na forum dowódców nie padają konkrety?

Kira nie miał najszczęśliwszej miny, gdy wraz z kapitanem wrócił do biura. Kurochi kipiał gniewem i Izuru dziwił się, że nie wybuchł jeszcze na zebraniu w Jedynce.

– Czy ciebie pojebało, Kira? – warknął Kurochi. – Jak głupim trzeba być, żeby utrudniać pracę innym Oddziałom? Posuwasz się za daleko z powodu tej dziewczyny. Przeszło ci przez tę głupią łepetynę, że mogła sprowadzić na nas niebezpieczeństwo?

– Corrie nie zrobiłaby tego celowo – odparł spokojnie Izuru, choć Król Dusz wie, ile go to kosztowało.

– Takiś pewny? Nic o niej nie wiesz! – huknął Kurochi.

– Więc proszę mnie uświadomić, kim według pana jest kobieta, którą kocham? – syknął Kira, mając dość powstrzymywania się. – Nikt z kapitanów, którzy są uświadomieni, nic nie mówi, a z jakiegoś powodu Soul Society skazało Corrie na śmierć po cichu, by nikt się nie zbuntował przy oficjalnym wyroku. Dlaczego? Żądam wyjaśnień.

Kurochi stracił widocznie resztki cierpliwości, bo nim Izuru zdążył skończyć ostatnie zdanie, wylądował na ścianie z ręką dowódcy na gardle.

– Nie pozwalaj sobie za dużo, Kira – warknął Kurochi, odsłaniając zęby w wściekłości. – Chyba nie jesteś na tyle głupi, by nie domyśleć się, że na Shiroyamie ciążą zarzuty zdrady. Nic dziwnego, bo tylko tyle można było się po niej spodziewać. Lepiej sobie odpuść i znajdź inną pannę do pieprzenia.

– Znowu mówi pan ogólnikami – zauważył Izuru, nic sobie nie robiąc z sytuacji, w której się znalazł. – Te zarzuty nie są najwyraźniej na tyle znaczące, by wszcząć oficjalne śledztwo. Ktoś wysoko postawiony musi ciągnąć za sznurki. Dlaczego? Corrie nie ma żadnej pozycji poza vice-kapitanem Dziewiątki.

– Przestań drążyć, Kira. Mało ci po Ichimaru?

Kurochi puścił swego zastępcę, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami. Blondyn zsunął się po ścianie, gdy napięcie z niego zeszło. Utwierdził się, że coś jest na rzeczy, że gra toczy się o dużo wyższą stawkę, niż mogło się wydawać. Mimo to nie rozumiał, co łączyło dowództwo Gotei 13 z wrogiem, który z pewnością widziałby Corrie martwą. To się nie kleiło, a nikt nie chciał wyjawić prawdy najbardziej zainteresowanym. Wyglądało na to, że jeszcze przez jakiś czas nie będzie mógł spuścić gardy ani na moment. Tylko czy mieli szansę na zwycięstwo?

Hisagi próbował wyglądać na jedynie zmartwionego, gdy wchodził na teren Lecznicy w obawie, że któryś z medyków go wyrzuci albo, co gorsza, trafi na kapitan Unohanę, która w takim stanie emocjonalnym nie pozwoli mu porozmawiać z Corrie. Im dłużej będzie to odwlekać, tym więcej problemów z tego wyniknie, a był wystarczająco na nią wściekły za cały ten bajzel z ostatnich tygodni. Wystarczy, że Kira mu się wyślizgnął bez jakichkolwiek wyjaśnień.

Żartem losu chyba było, że zastał ich oboje. Izuru zamilkł, gdy Shuuhei wszedł do sali. Na twarzy Corrie pojawiła się niepewność.

– Przeszkodziłem? – zapytał Hisagi, nim zdołał się powstrzymać.

– Nie. Czemu miałbyś?

Shuuhei opanował się na tyle, by nie rzucić jakąś krzywdzącą uwagą. Mimo wszystko byli przyjaciółmi, nawet jeśli go okłamali i kombinowali coś za jego plecami.

– Może na początek wyjaśnicie mi, co wam odwaliło? – zapytał za to. – Mogłaś zginąć, Corrie. Nie wierzę, że Kira na to pozwolił.

– Prawdę mówiąc, do samego końca miałem wątpliwości – odparł Izuru. – Ale byliśmy niemal pewni, że nawet gdyby udało się schwytać wroga, wątpliwe, że zdążylibyście ich doprowadzić do Seireitei i w ten sposób skonfrontować z Corrie. Komuś bardzo zależało, by wszystkie ślady tej sprawy zostały wymazane. Nie mieliśmy innego wyboru, jak dołączyć do walki w Rukongai.

– Komu? Dlaczego?

– Tego nie wiemy, a ci, którzy wiedzą, nawet nie próbują czegokolwiek nam wyjaśnić.

– I dlatego knujecie we dwójkę?

Corrie westchnęła, słysząc gorycz w głosie swojego dowódcy. Spodziewała się, że będzie zły, ale to i tak nie było proste.

– Ktoś w Seireitei bardzo mnie nie lubi i ma na tyle duże wpływy, by zamknąć usta Gotei – odparła. – Nie wiemy, co by się stało, gdybyśmy wcześniej odkryli karty. Tak było bezpieczniej dla wszystkich, a nie chciałam, by Dziewiątka ucierpiała. Dla nikogo nie było podejrzane, że Izuru tak często mnie odwiedza.

– Mogłaś zginąć.

– Przyznaję, ryzykowałam. Nie miałam innego wyboru. To zaklęcie zbudowano na magii więzi, co blokowało wszystkie inne możliwości. Ufałam jednak, że ich znajdziecie, nim będę zbyt słaba, by cokolwiek zdziałać.

Te wszystkie tłumaczenia były wiarygodne i gdyby nie to, że czuł się oszukany i wykorzystany, może przyjąłby to bez większego trudu. A tak wściekłość tylko rosła, bo nie było w nich grama skruchy wobec czynów, których się dopuścili.

– I nie mogliście mi tego powiedzieć, nim podjudziliście mnie, żebym im wam wystawił? – zapytał przez zaciśnięte zęby.

– Nie chciałam was narażać – odparła Shiroyama.

– To byli wrogowie całego Seireitei, nie tylko twoi, Corrien. Nie miałaś obowiązku brać tego na siebie, a tym bardziej narażać życia w tak głupi i bezsensowny sposób. Czy ty zawsze musisz robić wszystko po swojemu?

– Uznałam, że to najwłaściwszy sposób. Chroniłam swój Oddział.

– Narażając życie. Poza tym ta decyzja nie należała jedynie do ciebie. Jesteś tylko vice-kapitanem.

Corrie skrzywiła się, ale nic nie odpowiedziała na zarzut. Nie chciała mówić mu o tożsamości przeciwnika, oboje z Kirą uznali, że to w tej chwili zbyt ryzykowne, skoro nie wiedzą jeszcze wszystkiego. Nie chcieli narażać kolejnych osób, choć najwyraźniej nie będzie to takie proste.

– Ta rozmowa chyba nie idzie tak, jak powinna – odezwał się Kira.

Shuuhei spojrzał na niego ze złością. Że Corrie była uparta i robiła wszystko po swojemu, mógł się spodziewać, ale że przyjaciel jej w tym pomoże... Sam mu przecież sugerował szczerość z Shiroyamą, a w tym czasie już jej pomagał w tym szaleństwie.

– A jak niby, twoim zdaniem, ma wyglądać? – warknął na niego. – Powiedz mi, Kira, jakim kretynem trzeba być, żeby jej na to pozwolić?

– Obaj dobrze wiemy, że Corrie poszłaby do tego przeklętego Rukongai sama, choćby się miała czołgać.

– Więc zamiast ją powstrzymać, postanowiłeś ją tam zaprowadzić. Gratuluję pomysłu. Pewnie nawet tego nie przemyślałeś, bo tak było łatwiej, co? Zupełnie bezkrytycznie podążyłeś za jej słowami. Dobrze, że tym razem nikogo z nas nie próbowałeś zaatakować.

Kira w jednej chwili spurpurowiał, ale się nie odezwał. Shuuhei otworzył usta, żeby coś powiedzieć, skoro uświadomił sobie, że przesadził, ale było już za późno. W jakiejś części czuł satysfakcję z tak głupiego okrucieństwa.

– Przeproś w tej chwili – warknęła Corrie, a w sali zrobiło się o kilka stopni chłodniej. – Nie masz prawa...

– Ja nie mam prawa? – wszedł jej w słowo. – To nie ja zachowuję się jak debil i zdradzam przyjaciół. Nie zamierzam przez to znowu przechodzić.

Tego było dla Corrie za wiele. Shunpnęła do niego i wymierzyła mu policzek z twarzą wykrzywioną gniewem i wysiłkiem.

– Sądziłam, że masz do nas więcej zaufania, ale najwyraźniej dużo łatwiej przyszło ci uwierzyć, że jesteśmy zdrajcami – syknęła. – Może od razu trzeba było zarządzić nam areszt, co?

Drzwi do sali się otworzyły i stanęła w nich kapitan Unohana w towarzystwie swej zastępczyni.

– Co to za hałasy, kapitanie Hisagi? – zapytała kobieta, spoglądając na każde z nich z osobna. – Corrien, to chyba nie najlepszy pomysł podnosić poziom swojego reiatsu w twoim stanie i to przeciwko swojemu dowódcy, nieprawdaż?

Żadne się nie odezwało, choć Corrie posłusznie obniżyła reiatsu, czując, ile wysiłku ją to kosztowało. Milczeli jeszcze chwilę, po czym Kira poruszył się jako pierwszy.

– Pójdziemy już, Corrie powinna odpocząć – powiedział, wskazując Hisagiemu wyjście.

Shuuhei miał ochotę coś warknąć, ale obecność Unohany go powstrzymała. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciał jej rozgniewać.

– Skończymy innym razem – mruknął tylko, po czym wyszedł.

Nie pozwolił się dogonić Kirze, nie zamierzał teraz tego wysłuchiwać, choć wściekłość paliła go od środka. Przez to też nie mógł się na niczym skupić przez resztę dnia. Powoli dopadały go wyrzuty sumienia, ale tłumaczył sobie, że miał prawo się wkurzyć. Oboje go oszukiwali i wykorzystali. Kiedy przestali mu ufać?

– Pracoholizm jest niezdrowy. – Usłyszał od drzwi.

Podniósł spojrzenie na Rangiku opartą o futrynę i uważnie mu się przyglądającą.

– I tak jestem w tyle z robotą – stwierdził, odkładając pędzelek na miejsce.

– Co się stało? – zapytała, nie chcąc zbyt długo krążyć wokół tematu.

– Byłem u Corrie.

– Poszło źle – domyśliła się.

– Nawet gorzej. Corrie oczywiście uważa, że podjęła najlepszą możliwą decyzję, a ten idiota po prostu jej na to pozwolił.

– Corrie często bierze wszystko na siebie, nie chcąc nikomu dokładać własnych problemów, a Kira chce stać po jej stronie. Wierzy w nią.

– Nie broń ich, Rangiku.

– Nie bronię. Próbuję ich choć trochę zrozumieć, choć też złości mnie, że nikomu o niczym nie powiedzieli. To nie jest tak prosta sprawa, jak może się wydawać i to jest najbardziej frustrujące. Poza tym Corrie jest trochę jak Gin.

– To nie znaczy, że Kira ma się dalej jak debil zachowywać – mruknął. – Chyba raz mu wystarczy.

Rangiku podeszła bliżej.

– Mam wrażenie, że i tak jesteś bardziej zły na niego, że pozwolił Corrie na to wszystko. Nie sądzisz, że jesteś trochę zbyt nadopiekuńczy? A może nawet zazdrosny? – zasugerowała.

Hisagi się zmieszał. Pierwszy przytyk nie był niczym nowym. Owszem, postrzegał Corrie trochę jak młodszą siostrę, którą chciał ustrzec przed głupimi błędami, ale nigdy nie pomyślałby o niej w tym drugim kontekście.

– Nawet tak nie żartuj, Rangiku – odparł urażony. – Oświadczyłem się tobie, a Corrie jest przyjaciółką i podwładną. Przez myśl by mi to nie przeszło. Zresztą poza Kirą świata nie widzi.

Matsumoto uśmiechnęła się lekko, po czym pocałowała go w skroń.

– Im szybciej się pogodzicie, tym lepiej.

– Chcesz, żebym ich przeprosił?

– A należą im się przeprosiny? Chcesz się na nich gniewać przez resztę życia?

– Na razie mam ochotę wycisnąć z nich resztę, choć wątpię, żeby zamierzali cokolwiek zdradzić.

– Jestem pewna, że wszystko się ułoży. Potrzeba tylko czasu.

5 komentarzy:

  1. Robi się coraz ciekawiej. Ostatnio tego nie zauważyłam, ale przecież Byakuya musiał wiedzieć, że jeśli zabije wroga, to zabije również Corrie... Wszystko wskazuje na to, że Kuchiki siedzi w tym głębiej niż sądziłam po twojej odpowiedzi pod poprzednim rozdziałem. Byakuya zachowuje się w ten sposób tylko wtedy, kiedy gra toczy się o wysoką stawkę(można uciszyć Gotei, ale nie arystokratę). W sensie, że rezygnuje z rzeczy, które na danym etapie walki wydają mu się zbędne. Tak jak podczas walki z Zommarim (ogólnie wstyd mi, że nie zobaczyłam tego poprzednio, a przecież podejmuję się w miarę wiernego odwzorowania Byakuyi u siebie). Czyli w grę wchodzi duma i honor rodziny. W sumie ma to sens, przecież Kuchiki słyną ze swojej biblioteki i informacji w niej zawartych. Coś najprawdopodobniej ukryli i teraz odbija się to czkawką obecnej głowie rodziny.

    Poza tym, zaczyna się drama na którą czekałam :D Przemyślenia Hisagiego to złoto. Osobiście mi byłoby ciężko stanąć po którejkolwiek ze stron, bo obie mają mocne argumenty. No... nie zazdroszczę im.

    Swoją drogą, ta wrzuta na Kurochi'ego to było coś pięknego :D Kenpachi jest na fali. Przy okazji, coraz bardziej wydaje mi się, że Kurochi to wtyka w Gotei, którą umieścił tam Dwór Wiatru. Skądś musieli wiedzieć, gdzie jest Corrie oraz jak dostać się do Soul Society. To byłby też idealny powód, dlaczego od momentu, kiedy Corrie się przedstawiła jest tak na nią cięty. Plus ta jego paplanina, że Kira się na niej przejedzie jak na Ginie.

    No dobrze, chyba wystarczy już mojej pisaniny, jeszcze przypadkiem trafię i sobie coś zaspoileruję. DO zobaczenia w kolejnym rozdziale! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra. JESTEM. WRESZCIE.
    Ja nie mam takich dylematów jak koleżanka wyżej. Byakuyi nie lubię. Nie trawię. Żeby nie powiedzieć, że nienawidzę. Spalić gnoja, zabić, zdelegalizować (Kubo, DLACZEGO?).
    O, moja ulubiona drama wreszcie się rozkręciła na dobre. Wiadomo, że jestem bardzo #teamHisagi, ale sorry, Shuuhei, tym razem ten policzek ci się należał (najchętniej bym jeszcze po Corrie poprawiła, taką bazooką wymierzoną prosto w jego lśniący motocykl, a czemu by nie?).
    Musisz mi dzisiaj wypadać, ponieważ padam sobie na mordę, ale starałam sie dotrwać! I czekam na ciąg dalszy, kto wie, może wreszcie znajdę dzięki Tobie wenę na swoje rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hisagi ostatnio nie ma łatwego życia na zebraniach kapitanów, ale znosi je po mistrzowsku i całe szczęście, że póki co uniknął kary, bo jakby nie patrzeć pozbyli się problemu (i to dosłownie). Ciekawe w sumie dlaczego wszyscy zdają się zachowywać jakby chcieli zamieść wszystko pod dywan, co trzeba przyznać jest działaniem baaaardzo w stylu Gotei 13. I jeszcze ten tekst Baykuyi tak bardzo do niego pasuje, jakby został wygenerowany w "Generatorze Tekstów Kuchiki Byakuyi".
    W ogóle to trudny dzień dla Shuuheia. Jego gniew i frustracja są bardzo zrozumiałe, ale trzeba przyznać, że ten liść od Corrie był jak najbardziej zasłużony, bo zdecydowanie przegiął. Ciekawa jestem czy jego rozmowa z Rangiku jakoś złagodzi sytuację.
    Za to Kirze należą się owacje na stojąco za to, że nie daje się uciszyć i pozostaje lojalny wobec Corrie. Jego postawa jest z rozdziału na rozdział coraz bardziej imponująca i ktoś tu mógłby brać z niego przykład i mieć więcej wiary w swoją przyjaciółkę.
    Przepraszam, że pojawiłam się tutaj tak późno, przez tą przedświąteczną gorączkę ledwie ogarniam, a tu jeszcze tyle do zrobienia.
    No nic tam, jak zawsze uzbrajam się w cierpliwość i życzę weny.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, przyznam szczerze, że kiedy planowałam tę część, nie sądziłam, że aż tak na wydarzenia i bohaterów wpłynie wojna z Aizenem, ale za to widać, jakie piętno na nich odcisnęła. I mimo czasami bardzo nieładnego zachowania co poniektórych postaci, podoba mi się, jak się rozwijają.
      Przed Kirą jeszcze sporo ciężkich momentów, zresztą obaj z Shuuheiem kiedyś osiwieją przez Corrie^^ Ale o tym to już w nowym roku.

      Usuń
  4. Dajesz Zaraki! Dowal gadowi.
    Tęskniłam za konwersacjami starej (prawie) ekipy kapitańskiej. Poza Kurochim ofc.
    Yey. Mój mąsz <3
    Obecnie chyba bardziej niż na śmierć Hinamori, liczę na śmierć Kurochiego.
    Biedny Hisag. Nic nie wie.
    Kira. Łohooo. dajesz Kira! Team Kira!
    Ej, ej. Co ten Kurochi. Co za ścierw. No nie lubię gada, nienawidzę.
    Ale jestem zdumiona postawą Kiry zaś. Kurde. Szacun.
    Oj, oj. Rozumiem złość Hisagiego, ale żeby tak bezpardonowo dojebać Kirze, trochę przeginka. Ale scena jak najbardziej udana. Niezły kąsek.
    Rangiku głosem rozsądku. Brawo. Tym właśnie w związkach są kobiety niestety :)

    OdpowiedzUsuń

Laurie January