piątek, 8 stycznia 2021

Rozdział 19.

Gniewów ciąg dalszy i sama nie mam pewności, dokąd nas to zaprowadzi. Na razie jednak biję się z myślą, jak tu wyegzekwować ostatni rozdział Kwiatka. Tak, Invi, na Ciebie patrzę^^ A mam kilka fajnych argumentów.

 

Nadrabianie zaległości z niemal pół roku nie było tak proste, jak mogło się wydawać. Na szczęście Hisagi i Kyoya pilnowali dokumentacji przez ten czas, ale i tak Corrie czuła się dość niepewnie w tym wszystkim. Przecież była vice-kapitanem bardzo krótko, do tego niemal półroczna przerwa sprawiała, że była prawie obca w tym miejscu. Nie czuła się z tym dobrze, naprawdę chciała być częścią tego Oddziału, prawą ręką kapitana, na której może polegać on i ich podwładni. A tak wszystko było na opak.

Nie musiała podnosić wzroku, by czuć się sztyletowana spojrzeniami Hisagiego. Nic nie mówił, nie odezwał się do niej ani razu, odkąd weszła do biura. O wszystkim opowiadał jej Kyoya, którego ta atmosfera także przygniatała, ale nie zamierzał się do tego mieszać. Rozumiał, że problem istnieje jedynie pomiędzy nimi.

Gdy Trzeci Oficer wyszedł na trening ze świeżakami, Corrie podniosła się, by zaparzyć herbatę. Nie zamierzała przepraszać Hisagiego za przemilczanie prawdy, bo nadal czuła, że postąpiła właściwie. Jednak Ukitake miał rację, nie mogli uparcie tkwić w niezgodzie, bo to niszczyło nie tylko ich, ale i morale Oddziału, a na to nie powinni pozwolić.

– Długo zamierzasz traktować mnie jak powietrze? – zapytała, stawiając kubek na kapitańskim biurku.

Choć tego nie planowała, w jej głosie zabrzmiała gorzka nuta. To chyba ona sprawiła, że Hisagi uniósł na nią spojrzenie znad czytanego raportu.

– Chwilowo jestem zajęty. Jakbyś nie zauważyła, pracuję.

– Więc z tego powodu masz zamiar mnie ignorować?

– A co chcesz ode mnie usłyszeć? – warknął. – Bo jeśli zamierzasz udawać, że wszystko jest w porządku, na mnie nie licz.

– Nie jest w porządku – odparła. – Nic nie jest w porządku od tygodni, a nie mam ochoty ciągnąć tego dłużej. Wiem, że cię zraniłam, nic nie mówiąc, ale zrobiłam to, żeby cię chronić. Ciebie i Oddział.

– I dlatego zachowujesz się jak idiotka? – wybuchł. – Jak mam ci teraz zaufać? Najpierw pomijasz fakt, że byłaś torturowana przez wroga, a potem odwalasz taki cyrk i jeszcze wciągasz w to Kirę. Zachowujesz się nieodpowiedzialnie, a ja nie mogę polegać na kimś takim.

– Proszę bardzo, zwolnij mnie ze służby, skoro tak bardzo przypominam ci Tousena – syknęła. – Bo to o to chodzi, prawda?

Shuuhei skrzywił się na dźwięk nazwiska dawnego przełożonego. Powstrzymał się jednak przed podniesieniem się zza biurka, blat był strefą bezpieczeństwa, której potrzebował, bo nie ufał sobie, że nią za chwilę nie potrząśnie.

– Bardziej przypominasz Ichimaru – stwierdził gniewnie. – Nie wiem, co ci chodzi po głowie, a twoje działania są ostatnio tak niejednoznaczne, że trudno powiedzieć, po której stronie stoisz.

– Podejrzewasz mnie o zdradę? – zapytała z niedowierzaniem.

– Nie wiem, co mam myśleć po twoich ostatnich wybrykach. Kira może nie ma wątpliwości, ja tak. Okłamałaś mnie, Corrie. Oboje to zrobiliście, z premedytacją wykorzystaliście mnie, żeby znaleźć tę bandę, nic mi nie mówiąc. Tak zachowują się przyjaciele?

– Tłumaczyłam ci, że nie chciałam narażać ciebie i Dziewiątki.

– Jestem twoim kapitanem, do cholery – warknął. – Tak samo, a nawet bardziej zależy mi na bezpieczeństwie Oddziału, którego jesteś częścią. Czemu nie dasz sobie pomóc?

Corrie westchnęła. Miała ochotę wyrzucić z siebie wszystko, nawet to, czego nie powiedziała Kirze, ale czy to by cokolwiek zmieniło? Problemy i tajemnice pozostałyby takie same, zwiększyłaby się tylko liczba osób w to zamieszanych, choć to ich w ogóle nie dotyczyło.

– W tej chwili jesteś najgorszym kapitanem, jakiego miałam – powiedziała spokojnie, choć miała ochotę wykrzyczeć mu to w twarz tak, aby całe Seireitei usłyszało. – Jesteśmy przyjaciółmi, ale to nie oznacza, że masz mnie trzymać za rączkę, bo coś mi się stanie albo ktoś powie mi coś niemiłego. Sądziłam, że wybierając mnie na swojego vice-kapitana, doceniłeś moje umiejętności i predyspozycje. Najwyraźniej się myliłam, bo ty szukałeś kogoś tylko po to, żeby się wszyscy od ciebie odczepili. Pieprzę taką współpracę, pieprzę takie stanowisko i użeranie się z tobą, skoro zachowujesz się jak buc. Może zacznij rozglądać się za nowym vice-kapitanem, takim, którego będziesz musiał we wszystkim wyręczać. Przepraszam, że jestem takim beznadziejnym zastępcą.

Była zła przede wszystkim na siebie, że dała się w ten sposób sprowokować, ale chyba rzeczywiście potrzebowała mu to wszystko rzucić w twarz. Nie to, że nie rozumiała powodów jego gniewu, ale najbardziej bolało właśnie to, jak ją widział jako swojego vice-kapitana. Czy nawet jemu musiała udowadniać, że da sobie radę? Skoro on nie widział jej jako kompetentnego oficera, jak mogła się spodziewać, że reszta Oddziału ją zaakceptuje?

Wymaszerowała z biura wściekła i niemal wpadła na korytarzu na Renjiego, który złapał ją w ostatniej chwili, nim doszło do zderzenia.

– Przepraszam – mruknęła. – Hisagi jest u siebie.

– Przyszedłem do ciebie, ale chyba nie w porę, co? – odparł Abarai, przyglądając się uważnie przyjaciółce.

– Nie, i tak miałam wyjść. W biurze zrobiło się zbyt duszno, a równie dobrze możemy pogadać przy jedzeniu. Chyba że to coś związanego z pracą.

– Nie, mam sprawę do ciebie. Nic służbowego.

– No to możemy się wybrać na obiad. Przerwa dobrze mi zrobi.

Renji nie zapytał, o co poszło, skoro Corrie wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, a jednocześnie w jej energii duchowej było mnóstwo wściekłości. Domyślał się, że zamiast się pogodzić z Hisagim, pokłócili się bardziej. Cóż, oboje byli uparci i jeśli któreś nie ustąpi, atmosfera pomiędzy nimi nigdy się nie oczyści.

Usiedli w ulubionej knajpie. Było trochę późno jak na obiad, więc widzieli pojedynczych shinigamich przy stolikach, zwykle bezrangowych. Oficerowie powoli zaczęli być pochłonięci rozliczeniami rocznymi, więc wszystko pozostałe schodziło na boczny tor.

– Chcesz pogadać? – zapytał Renji, gdy otrzymali swoje zamówienie.

– O czym?

– O Hisagim.

Corrie westchnęła ciężko, przełamując pałeczki.

– W zasadzie to chyba nie ma, o czym rozmawiać. Pewnie po Nowym Roku Dziewiątka będzie miała nowego vice-kapitana – przyznała.

– Co? Wyrzucił cię? – oburzył się Renji.

– Nie, sama mu to zasugerowałam. Może nie powinnam tego mówić w gniewie, ale myślę, że tak będzie lepiej. Odkąd ze sobą pracujemy, jest tylko gorzej. Zaczynam wątpić, czy to był dobry pomysł przyjmować nominację – przyznała.

– Żartujesz, Corrie. Zasłużyłaś sobie na ten awans. Co prawda, nadal miło byłoby, gdybyś wróciła do nas, ale masz prawo się rozwijać.

– To nie chodzi o samo stanowisko. Ani ja, ani Hisagi nie potrafimy oddzielić pracy od emocji. Taka jest niestety prawda, a przez to doszło do całej tej sytuacji, że ze sobą bezsensownie walczymy. Lepiej się dogadywaliśmy, jak nie był moim przełożonym.

Renji trochę rozumiał, bo sam też dość instynktownie chciał od niej odsuwać niebezpieczeństwo, gdy była jego podwładną. Może to fakt, że znali się wcześniej, nim Corrie została shinigami. Z jednej strony nie mieli problemu dostrzec, jak się rozwija dzięki ciężkiej pracy, z drugiej ich duma bardzo łatwo to podważała. A przecież Corrie była jedną ze zdolniejszych i silniejszych shinigami, które znał. Nadgoniła te lata stażu, które ich dzieliły, choć przy okazji wymagała od siebie więcej niż inni.

– Co zrobisz, jeśli Hisagi faktycznie zgodzi się na twoją degradację? – zapytał.

– Nie wiem, jeszcze o tym nie myślałam. Na pewno nie zostanę w Dziewiątym, więc będę musiała znaleźć Oddział, do którego mnie przyjmą. Zawsze też mogę wrócić do Czwórki. Zobaczę.

Renji tylko skinął głową, choć absolutnie mu się to nie podobało. Hisagi musiałby być prawdziwym idiotą, gdyby pozwolił jej na odejście ze stanowiska. Tylko czy nie był zbyt uparty, żeby dali sobie jednak szansę?

Przez chwilę żadne się nie odezwało pochłonięci posiłkiem. To pozwoliło Corrie ostatecznie uspokoić wzburzenie, choć nadal było jej przykro. Od dawna wszystko układało się nie po jej myśli, a na wiele pytań nie potrafiła sobie odpowiedzieć.

– Właściwie to z czym przyszedłeś? – zapytała. – Podobno miałeś jakąś sprawę.

– A tak – przypomniał sobie. – Oświadczyłem się Rukii.

– To świetnie. – Uśmiechnęła się promiennie. – Gratuluję, Renji. To wspaniała wiadomość.

– Wiem, tylko... – zawahał się.

Uśmiech Corrie od razu zgasł, a na jej twarzy pojawiło się zaniepokojenie.

– Nie przyjęła oświadczyn?

– Nie no, przyjęła. Chodzi raczej o kapitana – wyjaśnił, drapiąc się po karku. – Nadal kręci nosem na nasz związek. Wiem, że jest wściekły, że Rukia urodzi przed ślubem, ale no...

– Nie chce się zgodzić?

– Nie chciał, ale Setsuko-san go przekonała. Postawił mi jednak warunek, że mam popracować nad manierami, skoro chcę poślubić arystokratkę. Pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc. Ty zawsze wiedziałaś, jak się zachować przy kapitanie. No i pamiętam, że coś mówiłaś, że pochodzisz ze szlacheckiej rodziny.

Corrie się zasępiła. Niekoniecznie chciała przypominać sobie o życiu, które porzuciła dawno temu. Zwłaszcza teraz, po tej całej głupiej akcji.

– Mam warunek – odparła. – Nauczysz mnie bankai.

– Chcesz się nauczyć bankai? To trudne, a nie wszystkim się udaje. No i jesteś już w pełni zdrowa?

– Wiem, że to nie będzie proste, ale chcę spróbować. Ta ostatnia misja uświadomiła mi, ile mi jeszcze brakuje. Dałam się głupio załatwić, a konsekwencje już znamy, więc jeśli mam szansę stać się choć trochę silniejsza, nie chcę tego zaprzepaścić.

– To może potrwać miesiące, a nawet lata.

– Postaram się być cierpliwa. – Uśmiechnęła się. – To co, mamy umowę?

– Ale nie prędzej niż po Nowym Roku – zaznaczył.

– Zgoda.

Niedługo później rozeszli się w swoje strony. Corrie nie bardzo uśmiechało się wracać do biura, ale nie mogła unikać obowiązków tylko z powodu niechęci do spędzania czasu z kapitanem. Od jutra ogarnie sobie jakieś inne miejsce do pracy, może jak od siebie odpoczną, nabiorą dystansu.

Gdy jednak weszła do biura, zastała tam jedynie Kyoyę, który porządkował jakieś raporty.

– Gdzie kapitan? – zapytała.

– W redakcji. Wspominał, że najpewniej zajmie mu to do wieczora – odparł Trzeci Oficer. – Wszystko w porządku, Corrie-san?

– Bywało lepiej, ale dziękuję za troskę – odparła szczerze.

– Może to nie moja sprawa, ale kapitan naprawdę się o ciebie obawiał, gdy zniknęłaś. I za bardzo się tym wszystkim przejmuje.

– Wiem, Kyoya. Jakoś to ogarniemy. – Uśmiechnęła się pomimo ponurego nastroju. – Na razie weźmy się za robotę, nim inne Oddziały zaczną zawalać nas papierami. Inaczej nigdy się z tego nie wygrzebiemy.

– W takim razie przygotuję herbatę – odparł Kyoya.

Bez Hisagiego nad karkiem pracowali dużo efektywniej. Corrie wyrzuciła całą tę sytuację z głowy, skupiając się na obowiązkach. Jakby nie było, musiała wszystko rozplanować tak, aby zdążyć z raportami przed Nowym Rokiem. Wtedy z czystym sumieniem będzie mogła pożegnać się z tym miejscem.

Na tę myśl czuła smutek. Nie była tu długo, nawet nie rok. Nie zdążyła zbyt dobrze poznać reszty Oddziału, zawiązać z nimi jakiejkolwiek więzi. Długa nieobecność, a potem przedłużające się dochodzenie do zdrowia przysporzyły jej tylko więcej zmartwień. Chcąc nie chcąc, skupiała się głównie na sobie. Nie mogła mieć o to pretensji do Hisagiego, bo rozkaz misji nadszedł z góry. Nie mogła też powiedzieć, że nie chciała mu pomóc, a jednak najbardziej pomocna była z daleka. To bolało, ale i takie gorzkie lekcje od życia wiele jej mówiły. Zresztą może i lepiej, że Hisagi nie znajdzie się w ogniu walki, gdy spełni się najgorszy scenariusz.

– Czas kończyć pracę – odezwał się Kyoya, gdy za oknem było dawno ciemno, a on naciągnął się tak, że zaczęły mu strzelać kości.

– To ostatni raport.

– Corrie-san, nie powinnaś się przeciążać. Dopiero wróciłaś do pracy – pouczył ją. – To ma znamiona pracoholizmu.

Uśmiechnęła się kwaśno, bo to przypomniało jej o Hisagim. Jego też ciężko było oderwać od pracy, a niekiedy jeszcze długo chodził z tego powodu naburmuszony. To też z tego powodu zdecydowała się przyjąć nominację – była jedną z niewielu osób, które powstrzymywały go przed zrobieniem sobie w ten sposób krzywdy.

Kyoya miał oczywiście rację, sama też nie umiała odpuszczać, a wolała nie dopuścić do sytuacji, kiedy Kira będzie jej szukać tutaj. Nie chciała go martwić bardziej, wystarczająco stresu miał przez nią ostatnimi czasy.

Niespodziewanie w drzwiach biura stanął Hisagi z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Chyba był przekonany, że już ich tu nie zastanie o tej porze, Corrie zresztą miała wrażenie, że zamierzał pod ich nieobecność zająć się pracą. I to nawet niekoniecznie swoją.

Odłożyła raport na miejsce, z którego go wzięła kilka chwil wcześniej. Zacznie od niego rano, nic się przecież nie stanie.

– Corrie, zostań na chwilę – poprosił Shuuhei.

– To ja już pójdę.

Kyoya ukłonił się obojgu i wyszedł pospiesznie. Shiroyama skrzywiła się, ale rozumiała, że Trzeci Oficer nie ma obowiązku stawać pomiędzy nimi w kłótni. Nie mieszał się w to, sprawiając, że Oddział nie odczuwał tak bardzo problemów dowódców.

Oparła się o biurko, spoglądając na przyjaciela z chłodem. Obawiała się, że czeka ich kolejna sprzeczka, przed którą nie mogła uciec. Czekała jednak na jego ruch, nie okazując smutku tym, jak bardzo się pomiędzy nimi popsuło.

– Przepraszam, że jestem takim złym kapitanem – odezwał się w końcu. – Nim mi przerwiesz, wysłuchaj mnie do końca, potem będziesz mogła rzucić we mnie jakimś paskudnym kido, jeśli na to zasłużyłem. – Uśmiechnął się przelotnie, raczej niewesoło. – Oboje daliśmy ostatnio ciała, ale masz rację, to wszystko przypomina mi o zdradzie kapitana Tousena. Sądziłem, że sobie z tym poradziłem, ale najwyraźniej to nie jest takie proste. Nie potrafię bezkrytycznie przyjąć twoich decyzji, co do tej sprawy, skoro nawet nie próbujesz ich ze mną przedyskutować, a to budzi niepokój. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, zwłaszcza że nikt nie chce mi powiedzieć, o co naprawdę chodzi. To frustrujące, a chcę ci ufać i mieć pewność, że stając po twojej stronie, stoję po tej właściwej.

Corrie spojrzenie utkwiła we własnych stopach, nie wiedząc, co powinna mu odpowiedzieć, ale chyba trochę jej ulżyło, gdy w końcu to od niego usłyszała. Bez krzyków i pretensji.

– Nie uważam, że jesteś słaba – kontynuował, gdy nie usłyszał odpowiedzi. – Zdaję sobie sprawę, jak silna się stałaś przez te lata zawieszenia w Czwartym Oddziale. Zawsze jednak będę chciał cię chronić, bo jesteś dla mnie cenną przyjaciółką, której nie chcę stracić. Wystarczająco już bliskich mi osób straciłem, do tego wiem, że nie tylko ja będę z tego powodu cierpiał. Wybacz, że nie potrafię docenić twoich umiejętności tak, jak powinienem. Nie chcę, żebyś rezygnowała ze stanowiska. Zostań, proszę.

– Myślisz, że przeprosiny wszystko załatwią? – zapytała gorzko. – I tak mi nie ufasz, a niezdrowa atmosfera to ostatnie, czego teraz potrzebujemy. Ale dobrze, że w końcu mi to wszystko powiedziałeś, przynajmniej wiem, na czym stoję.

Shuuhei westchnął. Tak jak się spodziewał, pomiędzy nimi pojawiła się przepaść i nie bardzo wiedział, jak się jej pozbyć. Zwłaszcza jeśli Corrie rzeczywiście odejdzie.

– Chcę, żebyśmy spróbowali jeszcze raz, nie popełniając znów tych samych błędów – powiedział. – Pozwól mi zaufać ci na nowo.

Spojrzała na niego i jeszcze raz w myślach powtórzyła wszelkie argumenty w tej sprawie. Nie miała pewności, czy dobrze robi, ale ta sytuacja pokomplikowała wszystko jeszcze bardziej.

– Nie odejdę przed Nowym Rokiem – oznajmiła. – Może nie byłam tu długo, ale nie zostawię Oddziału w środku rozliczeń jak jakaś niewdzięczna suka. Myślę, że to dobry czas, żeby dać sobie szansę na taką pracę, jaką byśmy mogli wykonywać w lepszym czasie. To jednak nie oznacza, że zmieniłam zdanie. Ostateczną decyzję podejmę po Nowym Roku.

Nie dała mu nic więcej powiedzieć, wychodząc z biura. Nie gonił za nią, pozwolił jej odejść, z czego się ucieszyła, bo miała mętlik w głowie. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

Tuż przed mieszkaniem spotkała Kirę. Spojrzał na nią zaniepokojony.

– Byłaś jeszcze w biurze? – zapytał z nutą troski w głosie.

– Hisagi mnie zatrzymał. Chciał pogadać – odparła zmęczonym tonem.

– Wszystko w porządku?

– Nie, nic nie jest w porządku, Izuru. Od wielu dni nic nie jest w porządku.

Przygarnął ją do siebie, wtulając nos w jej włosy. Czuł, jak bardzo była spięta, jakby powstrzymywała natłok emocji, choć nie miał pewności, czy byłby to wybuch płaczu czy wściekłości.

– Chyba wiem, jak mogę poprawić ci humor – powiedział cicho.

Nie miał pomysłu, jak rozwiązać wszelkie obecne problemy, ale to mógł odłożyć w czasie. Najważniejsze było zadbać o Corrie, która trochę przygasła po ostatnich wydarzeniach.

– Oddaję się w twoje ręce – odparła, choć bez entuzjazmu.

Ten przyszedł dopiero, gdy zamknęły się za nimi drzwi vice-kapitańskiego mieszkania, a Kira zaczął realizować przyniesione przez tęsknotę pomysły i te zasugerowane przez ukochaną.

3 komentarze:

  1. Już liczyłam na ero... nieważne. Nie było tematu. Nie mogę przecież wyjść na napaloną nastolatkę, bo nie jestem ani napalona, ani nie jestem nastolatką.
    Dramatów ciąg dalszy, ale to taki poprawny dramat, więc nie jestem jakoś szczególnie zła. Cieszę się, że w takich momentach Twoja główna para się nie żre (jak czyjaś), bo mogłoby się to skończyć co najmniej nieciekawie. Nie wiem, czy mam nadzieję, że Hisagi i Corrie się szybko pogodzą — Corrie odwróciła dawno kota ogonem, a tak obiektywnie to Shuuhei miał pełne prawo się gniewać. Ale z drugiej strony, niekoniecznie miał prawo do tak ostrych słów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio miałam alergię na kwiaty, zwłaszcza te piekielne i nie mogłam patrzeć na cokolwiek co wyszło z pod mojego pióra, ale mam nadzieję, że wkrótce się to odmie0ni. Chciałabym się po prostu godnie pożegnać ;)
    Auć, auć, auć, wiedziałam, że kłótnia Corrie i Shuu może być ostra, ale i tak padły tam takie słowa, że nie dziwię się chęci opuszczenia oddziału przez Corrie, nawet pomimo przeprosin aczkolwiek ona również nie miała litości. Znając perspektywę Shuuheia i wiedząc przez co przechodził, żeby ją bronić (między innymi na zepraniach kapitanów) stwierdzenie, że jest jej najgorszym kapitanem wydaje się dość niesprawiedliwe. Jenak Corrie wciąż wiele ukrywa i może jej działanie samopas rzeczywiście pozwoliło uniknąć zaognienia się konfliktu... Wciąż mam nadzieję, że koniec końców podadzą sobie rączki na zgodę i załagodzą cały konflikt.
    O i żeby nie było, bo w całej tej dramie prawie umknęła dość istotna informacja, że Corrie będzie trenować bankai. Dziewczyna jest zdolna, więc nie wątpię, że prędzej czy później jej się uda, ciekawe tylko jak pójdzie Renjiemu jako nauczycielowi. ; )
    I jakie szczęście, że jest Kira, bo nie ma to jak przeczytać, że po ciężkim dniu Corrie ma się do kogo przytulić i nie tylko. Ostatnie zdanie to takie złoto <3
    No nic tam, biorę się do roboty.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra. Kłótnia z Hisagiem była ostra, ale i tak było lepiej, niż myślałam. Kira ostatnimi czasy jest coraz bardziej odpowiedzialny i jakiś taki. Użyteczny.
    Na wspominkę o Setsu od razu się uśmiechnęłam. No i wreszcie wiem, jak to się stało z tym bankai. W zamian za naukę manier. Haha. Pawianowi się przyda.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January