Jeden z krótszych rozdziałów, ale takie też są potrzebne. Byłby krótszy, bo ostatniej sceny nie planowałam, że pomyślałam, że to dobre miejsce dla niej^^
Rangiku uparła się, by imprezę w
Sylwestra zrobić u Shuuheia zamiast jak co roku na terenie Dziesiątki. W końcu
kapitańska kwatera miała swoje plusy, a nikt nie narzekał na zmianę
lokalizacji. To zresztą pierwszy raz od miesięcy, kiedy mogli zebrać się całą
grupą i spędzić trochę czasu razem.
W praktyce okazało się, że to nie
było takie oczywiste. Setsuko pojawiła się tylko na chwilę bez męża, do którego
zaraz wracała, by dopilnować swoich obowiązków wobec rodu i czuwać przy córce,
która pochłaniała wiele jej uwagi. Toshiro i Momo również nie zostali na długo,
nie chcąc, by Toru był całą noc sam w domu.
Niedługo później urwali się też Rukia z Renjim, którzy resztę tej nocy
postanowili spędzić we własnym towarzystwie.
Im później było, tym więcej osób
znikało, wracając do własnego życia i Hisagi miał wrażenie, że jest tego jakiś
szczególny powód. Nie chciał wietrzyć żadnego spisku, był wystarczająco
zmęczony sytuacją we własnym Oddziale, by jeszcze wymyślać teorie na temat
przyjaciół. Zdawał sobie sprawę, że wielu z nich po prostu ułożyło sobie życie
i wspólne picie na umór nie było już tak atrakcyjne jak dawniej. Pewnie w
innych okolicznościach sam urwałby się z Rangiku z imprezy, by zająć się sobą.
O ile kobieta by na to pozwoliła.
Na razie plotkowała w
towarzystwie Corrie, Nanao i Isane w kuchni. Słyszał tylko ich wesoły śmiech.
Przy stole został jedynie w towarzystwie milczącego niemal cały wieczór Kiry i
Ayasegawy – Ikkaku z Ibą pili na werandzie, co chwilę rzucając do siebie
wyzwaniami. Yumichika nie wyglądał na zbytnio przejętego, że partner zostawił
go ze skłóconymi przyjaciółmi, jeszcze chwilę temu dywagował, na ile ród Kuchiki
zgodzi się w sprawie wesela Renjiego i Rukii, ale umilkł, gdy żaden z nich nie
podjął wątku. Chwilę później nalał sobie kieliszek sake i ruszył do kuchni, do
plotkujących kobiet.
Zrobiło się niezręcznie i Shuuhei
miał ochotę zwiać. Dalej był wkurzony na przyjaciela za jego zachowanie, ale
wiedział, że nie może trwać w tym uporze w nieskończoność. Nie do końca mógł
obwiniać o wszystko Kirę, bo przecież rozumiał jego motywy. No i pozostawała
kwestia Corrie, z którą na nowo próbował się zrozumieć.
Upił sake, dając sobie jeszcze
chwilę na zebranie odwagi. Czy tego chciał, czy nie, musieli o tym porozmawiać.
– Nadal nie zgadzam się z tym, co
zrobiliście, ale nie miałem prawa wypominać ci kapitana Ichimaru. Przepraszam,
Kira – odezwał się w końcu, a Izuru spojrzał na niego po raz pierwszy tego
wieczoru. – Działania Corrie za moimi plecami otworzyły zbyt wiele starych ran
i dałem się ponieść emocjom.
– Nie umiałem jej powstrzymać –
przyznał Kira po chwili ciszy, która zdawała się Shuuheiowi oczekiwaniem na
wyrok. – Kombinowałem nad tym na wszystkie sposoby, ale koniec końców zawsze
wychodziło, że to najlepsza dla wszystkich opcja. W jednym Corrie miała rację,
musieliśmy ograniczyć zaufanie do wszystkich do minimum. Nie mam więc żalu o
ten gniew.
– Ten uparciuch nie powiedział ci
wszystkiego, prawda?
– Takie odnoszę wrażenie, ale
jestem pewny, że nas nie zdradziła. Chcę w to wierzyć.
Dla Shuuheia to nadal było
grubymi nićmi szyte, ale w lot pojął, że Kira i tak mu niczego nie zdradzi. To
mogło go wkurzać, lecz następna awantura do niczego ich nie zaprowadzi. Na
razie postanowił odpuścić i poobserwować sytuację. Może w końcu pójdą po rozum
do głowy i poproszą go o pomoc.
Przez kolejne dni nic się nie
działo. Shuuhei czekał, aż Corrie rzuci mu podaniem o przeniesienie w twarz,
próbując wymyśleć coś, co sprawi, że dziewczyna zmieni zdanie. Nic mu jednak
nie przychodziło do głowy, co skutecznie przekonałoby tego uparciucha. Jednak
czas mijał, a Corrie o niczym nie wspomniała. Wręcz przeciwnie, bez konsultacji
z nim wprowadzała drobne zmiany w organizacji Oddziału. Widział w tym wpływ
Szóstki, może nawet sama tego nie zauważyła. Nie mógł narzekać, bo nie było to
nic gwałtownego, za to działało całkiem nieźle i usprawniało im pracę. Prawdopodobnie
chodziło też o to, by miała więcej wolnego czasu. Shuuhei zauważył, że ostatnio
znikała na długie godziny z Renjim, co było zastanawiające. Nie podejrzewał ich
o romans, to byłoby raczej nie do pomyślenia, skoro Abarai dopiero co zdobył
aprobatę kapitana Kuchiki. Corrie zaś świata nie widziała poza Kirą. Mimo to
trochę dziwne, że tak często ostatnio znikają.
Nie pytał. Nie rozmawiali prawie
w ogóle, chyba że chodziło o pracę. Corrie zachowywała czysty profesjonalizm,
ale też dystans, który nieco utrudniał sprawy pomiędzy nimi. Mógł mieć
nadzieję, że w ferworze obowiązków zapomniała o swojej groźbie, ale chyba nie
był aż tak naiwny, żeby w to uwierzyć. Czyżby czekała na odpowiedni moment? Nie
wiedział i chyba na razie nie chciał jej o tym przypominać. Nie widział bowiem
nikogo innego na tym stanowisku. Przecież tak trudno było mu za pierwszym razem
kogoś wybrać, a Corrie spełniała wszelkie wymogi. Marnowała się w Czwartym
Oddziale, który nie mógł wyciągnąć z niej maksimum potencjału. Męczyła się tam.
Zamierzała wrócić do składu Unohany? Ubiegać się o stanowisko w innym Oddziale?
Nie wiedział, a trochę bał się zapytać.
Gdy wrócił z redakcji, Corrie stawiała
właśnie kubek z herbatą na jego biurku. Musiała go wcześniej wyczuć. Docenił
ten gest nawet, jeśli obecnie nie byli w zbyt dobrych stosunkach.
– Dla siebie nie zrobiłaś? –
zapytał, dostrzegając tylko jeden kubek.
– Wychodzę niedługo.
– Znowu z Abaraiem?
Kiwnęła głową, spoglądając na
niego uważnie. Westchnął, przeczuwając, co sobie pomyślała.
– O nic was nie podejrzewam –
zapewnił. – Po prostu jestem ciekaw, co tak was ostatnio pochłania.
– Renji poprosił o lekcje manier –
wyjaśniła. – Z jego temperamentem to zajmuje sporo czasu.
O rozpostarciu nie wspomniała, wiedząc,
jak to się skończy. Było jeszcze za wcześnie, by kogokolwiek więcej, a
zwłaszcza jego, wprowadzać w te plany, choć podejrzewała, że znowu się wkurzy,
choć tym razem nie było to przecież nic złego czy niebezpiecznego.
– Zdaje się, że to misja
niemożliwa – uznał. – Na pewno masz na to czas?
– Co masz na myśli? Nie zaniedbuję
przez to obowiązków, jeśli o to chodzi – fuknęła.
Shuuhei uniósł dłonie w obronnym
geście. Cóż, nie mógł powiedzieć, że sobie nie zasłużył na takie zachowanie z
jej strony, choć sam też miał prawo wymagać od niej choć odrobiny skruchy.
Czasami już sam nie wiedział, jak powinien wobec niej postępować.
– O niczym takim nie pomyślałem –
odparł, biorąc się w garść. – Po prostu zastanawiałem się, czy już zdecydowałaś
się co do Oddziału, do którego chcesz się przenieść. Nie żebym pałał entuzjazmem
do tej decyzji.
– Jakoś do tej pory nie oponowałeś
zbyt gorliwie – zauważyła.
Zabolało. Może i miała rację, ale
sposób, w jaki to powiedziała... Do tego poczuł, że jego cierpliwość zbliża się
do kresu, a nie chciał znów wywołać awantury.
– Równie dobrze mogę odrzucić
podanie o przeniesienie – odparł, jeszcze przez chwilę się powstrzymując. – Mam
do tego prawo jako twój kapitan.
Corrie zmrużyła oczy w gniewie.
– Chcesz mnie tu trzymać na siłę?
– zapytała. – To twój jedyny argument?
– A jakiś inny zadziała? –
wybuchł. – Nie zgadzam się z twoim odejściem. Próbuję być kapitanem, z którym
chciałabyś współpracować, ale zdaje się, że masz to gdzieś. Może powinnaś dać też
coś od siebie, co?
Corrie otworzyła usta, żeby
jedynie je zamknąć, tak była oburzona jego słowami.
– Oczywiście, całymi dniami nic
nie robię – prychnęła w końcu. – Czy ciebie już całkiem porąbało, Hisagi? O co
mnie znowu podejrzewasz? Czego ty w końcu chcesz?
Shuuhei westchnął. Znowu
doprowadził do awantury swoim zachowaniem, a chciał załagodzić sprawę. Przecież
tak dalej być nie może.
– Przepraszam – powiedział poważnie.
– Oboje się staramy, ale nadal nie jest łatwo o tym wszystkim zapomnieć. Mimo
to nie chciałem zrobić ci przykrości.
– Ja też przepraszam – odparła,
nieco pokorniejąc. – Poniosła mnie złość. Myślałam o tym, co ci wtedy powiedziałam
o szukaniu kogoś na moje miejsce i wiem, że byłam niesprawiedliwa. Wkurzało mnie,
że nie potrafisz oddzielić bolesnych wspomnień od obecnej sytuacji, ale miałeś
prawo się wkurzyć. Wiem, że zawsze biorę na siebie sprawy bez pytania innych o
zdanie, że wydaje wam się, że nie chcę, że gardzę waszą pomocą. Wiem to
wszystko, a jednak wciąż robię to samo. A to zagranie z podpuszczeniem cię,
żebyś ich dla mnie znalazł nieświadomy moich planów, było paskudne. Nie
wiedziałam, jak to inaczej zrobić bez wciągania cię w to. Wiem, że to
niesprawiedliwe, ale nie wiedziałam, komu zależy na tym, by mnie uciszyć i nie
chciałam, żebyś dostał rykoszetem. Przepraszam, że nie poszanowałam twoich uczuć.
Chciałeś pomóc, a ja nie pozwoliłam na to. Do tego rozdrapałam ranę, której nikt
nie powinien ruszać. Beznadziejna ze mnie przyjaciółka. A potem poszłam jeszcze
dalej i rzuciłam nieprzemyślane słowa o odejściu z Oddziału. Byłam rozżalona i
zła. Przepraszam.
Shuuhei westchnął ciężko. Był tym
już zmęczony, ale chyba wreszcie poczuł ulgę, gdy usłyszał skruchę w głosie
przyjaciółki. Chwilę później przeszło mu przez myśl, że to były głupie podejrzenia
o zdradę. Corrie by tego nie zrobiła, prędzej w coś się wplątała i chce za wszelką
cenę trzymać wszystkich z daleka w obawie, że komuś stanie się krzywda. Właśnie
to go w niej tak bardzo denerwowało. Nigdy nie myślała o sobie.
Zmierzwił jej włosy i uśmiechnął
się nieco kwaśno.
– Oboje trochę popłynęliśmy –
przyznał. – Ale jest jeszcze szansa, żeby to wszystko naprawić. O ile nam na to
pozwolisz. Sam nie dam rady.
Skrzywiła się na gest, ale zaraz
wypuściła z płuc powietrze. Złość z niej uleciała, zostało tylko zmęczenie kiepską
atmosferą pomiędzy nimi.
– Myślałam nad tym wiele razy –
odezwała się. – I nawet nie wiem, co miałabym ze sobą zrobić po odejściu z
Dziewiątki, a prawdę mówiąc, nie chcę wracać do Czwartego.
– Więc zostań.
– Chyba nie mam wyjścia.
– Cieszę się. Zresztą Kira nie
dałby mi spokoju, gdybym po tym wszystkim stracił vice-kapitana – zażartował.
– Izuru w to nie mieszaj –
naburmuszyła się. – Wiesz, jak było mu przykro po tym, co powiedziałeś?
– Przeprosiłem.
– Wiem o tym. Słyszałyśmy z
Rangiku i resztą.
Uśmiechnęła się przy tym rozbawiona
i ten gest sprawił, że atmosfera w końcu się oczyściła. Shuuhei nie mógł się
nie uśmiechnąć z ulgą, choć nadal korciło go, żeby zapytać o kilka rzeczy.
Powstrzymał się jednak, nie chcąc tego psuć.
– Widzę, humory dopisują. –
Usłyszeli.
W drzwiach stanął Renji i
wyszczerzył do nich zęby.
– Mówiłem. – Shuuhei się zaśmiał.
– Jeszcze długo będziecie ćwiczyć etykietę, zanim to do niego dotrze. Wzięłaś
misję nie do zrobienia, Corrie.
– I tak zajmie mi to krócej, niż
gdybyś ty miał to zrobić, kapitanie – odgryzła się. – Wychodzę. Raporty masz
posegregowane.
– Bawcie się dobrze.
***
Byakuya zamknął trzymaną na kolanach
księgę i westchnął ciężko. Było już ciemno i czytanie jedynie w świetle gwiazd
starych zapisków robiło się pracochłonne. Z drugiej strony znał ten tekst na
pamięć. Pamiętał, jak przeczytał go po raz pierwszy, wtedy wydawało mu się to
piękną opowieścią, baśnią. Teraz chciał, żeby tak było w istocie. To by
uchroniło ich przed wieloma problemami, które z pewnością przybędą. Tego był
pewny po ostatnich wydarzeniach.
Usłyszał kroki bosych stóp i
spojrzał w ich stronę. Przez moment spodziewał się Setsuko, lecz znajoma
energia duchowa powiedziała mu, kto nie śpi.
– Powinnaś wypoczywać – odezwał się
obojętnym tonem.
– Potrzebowałam się przejść –
odparła Rukia, zatrzymując się przy kapitanie. – Wszystko w porządku, bracie?
Wyglądasz, jakby cię coś dręczyło.
Byakuya dostrzegł w jej
spojrzeniu troskę. Od dawna przestali kryć się za arystokratycznymi maskami,
gdy byli jedynie w swoim towarzystwie, a teraz Kuchiki dostrzegł, jak bardzo
zmiękł, gdy na nowo miał rodzinę. Setsuko zdecydowanie go psuła, ale nie czuł
się z tym źle.
– To nic takiego – odpowiedział. –
Nic, czym byś musiała się teraz przejmować.
Rukia usiadła obok brata i
spojrzała na nocne niebo. W powietrzu czuć było ostatnie powiewy zimy, choć
ogród szykował się już do wiosny. Pragnęła, by te wiosenne dni przyniosły im
spokój i odpoczynek po ostatnich miesiącach, kiedy wiele rzeczy poszło źle.
– Wiem, że teraz powinnam skupić
się na sobie i maleństwu – zaczęła. – Jeszcze przez długi czas nie wrócę do
służby, choć sercem nadal jestem w pełni shinigami.
Nie do końca wiedziała, jak
powinna to ująć, bo też trudno było jej zinterpretować niepokój na widok
Byakuyi w tak niecodziennej scenerii.
– Obawiasz się, że znów nadejdzie
wojna? – zapytał.
– A nadejdzie?
Byakuya nie odpowiedział. Nie
chciał wciągać jej w tę historię, w brzemię rodziny, do której ją wpuścił przez
obietnicę daną Hisanie. Zawsze pamiętał, że nie łączy ich krew, więc postanowił
nie nakładać na nią ciężaru krwawej historii, bez tego miała wiele obowiązków
wobec rodu, którego stała się częścią.
A teraz czekały ją nowe wyzwania.
Macierzyństwo, zaślubiny z Renjim, samodzielne, rodzinne życie. Na tym powinna
się skupić i Byakuya chciał odsunąć od niej wszelkie pozostałe troski. Jednak czuł,
że to nie będzie takie proste, że Rukia nie pozwoli zostawić się z tyłu, skoro
chodzi o kogoś bliskiego. Mógł tylko obiecać sobie, że zrobi wszystko, by nie
cierpiała z tego powodu. I podjąć w końcu decyzję, której podejmować tak bardzo
nie chciał, bo obawiał się zmieniać los kolejnej osobie, która nie powinna
nieść brzemienia przodków. A jednak życie nie było takie proste.
Na początku chciałabym powiedzieć: WRESZCIE.
OdpowiedzUsuńWreszcie tych dwóch kretynów do siebie dotarło i się pogodziło. Wiadomo, że nie do końca, ale jednak spróbowali i z mojej perspektywy tylko to się liczy. I obeszło się bez rzucania papierami, całe szczęście.
Byakuya nadal tradycyjnie jest na mojej czarnej liście i nie będę mu życzyła szczęścia. No nie i koniec.
Życie rodzica nawet dla Shinigami niesie ze sobą ograniczenia, więc ci szczęściarze, którzy ich nie mają niech się dwa razy lepiej zastanowią zanim podejmą decyzję o rodzicielstwie, szczególnie Rangiku xD
OdpowiedzUsuńTo prawda, krótsze rozdziały również są potrzebne, a zwłaszcza takie, w których Corrie i Shuuhei się ze sobą wreszcie godzą i oby wreszcie ich relacje wróciły na właściwe tory.
Ech, Byakuya mógłby uchylić rąbka tajemnicy, którą ukrywa. Coś czuję, że na pytanie zadane przez Rukię mógłby odpowiedzieć twierdząco, co jest raczej niepokojące, bo miło się czyta takie sceny, w których dobrze się wszystkim układa i nie miałabym nic przeciwko, żeby taki stan rzeczy potrwał dłużej.
Buziaki!
Dobrze, że Shu i Corrie próbują się pogodzić. Tak, jak obiecywałaś, nie jest już tak źle.
OdpowiedzUsuńScena z Kuchikim stopiła moje serce. To, że zmiekł. To jest mój Byakuya. I troszczy się o Rukię, nawet jeśli odrobinę za bardzo.
Okej, skomentuję oba rozdziały za jednym zamachem. Cieszę się, że Corrie i Hisagi pożarli się i potem pogodzili w dokładnie taki sposób. Bardzo dobrze opisany wątek :D
OdpowiedzUsuńChciałabym zobaczyć jedną z lekcji Corrie i Renji'ego :D Muszą wyglądać genialnie, kiedy np. Corrie uczy poprawnego zachowania podczas herbaty albo poprawnego sposobu jedzenia :D No i nauka bankai... raczej nie pójdą drogą Kurosaki'ego, więc jestem ciekawa, jak przebiega nieco bardziej "naturalny" proces.
A co do Byaka, to wszystko wskazuje na to, że miałam sporo racji i jednak rodzina Kuchiki jest zamieszana w to, co się obecnie dzieje. I to bardzo zamieszana. Współczuję i Byakuyi i Corrie, czekają ich ciężkie chwile nie z ich winy...
Okej, żeby nie rozpisywać się, do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem (i oby pod kolejnym moim... sesjo, skończ się wreszcie).
Scena z treningu bankai będzie otwierać następny rozdział, a lekcji manier w sumie nie planowałam, ale może gdzieś to jeszcze wcisnę w akcję, która teraz się nieco zagęści^^
Usuń