piątek, 22 stycznia 2021

Rozdział 20.

Jeden z krótszych rozdziałów, ale takie też są potrzebne. Byłby krótszy, bo ostatniej sceny nie planowałam, że pomyślałam, że to dobre miejsce dla niej^^

 

Rangiku uparła się, by imprezę w Sylwestra zrobić u Shuuheia zamiast jak co roku na terenie Dziesiątki. W końcu kapitańska kwatera miała swoje plusy, a nikt nie narzekał na zmianę lokalizacji. To zresztą pierwszy raz od miesięcy, kiedy mogli zebrać się całą grupą i spędzić trochę czasu razem.

W praktyce okazało się, że to nie było takie oczywiste. Setsuko pojawiła się tylko na chwilę bez męża, do którego zaraz wracała, by dopilnować swoich obowiązków wobec rodu i czuwać przy córce, która pochłaniała wiele jej uwagi. Toshiro i Momo również nie zostali na długo, nie chcąc, by Toru był całą noc sam w domu.  Niedługo później urwali się też Rukia z Renjim, którzy resztę tej nocy postanowili spędzić we własnym towarzystwie.

Im później było, tym więcej osób znikało, wracając do własnego życia i Hisagi miał wrażenie, że jest tego jakiś szczególny powód. Nie chciał wietrzyć żadnego spisku, był wystarczająco zmęczony sytuacją we własnym Oddziale, by jeszcze wymyślać teorie na temat przyjaciół. Zdawał sobie sprawę, że wielu z nich po prostu ułożyło sobie życie i wspólne picie na umór nie było już tak atrakcyjne jak dawniej. Pewnie w innych okolicznościach sam urwałby się z Rangiku z imprezy, by zająć się sobą. O ile kobieta by na to pozwoliła.

Na razie plotkowała w towarzystwie Corrie, Nanao i Isane w kuchni. Słyszał tylko ich wesoły śmiech. Przy stole został jedynie w towarzystwie milczącego niemal cały wieczór Kiry i Ayasegawy – Ikkaku z Ibą pili na werandzie, co chwilę rzucając do siebie wyzwaniami. Yumichika nie wyglądał na zbytnio przejętego, że partner zostawił go ze skłóconymi przyjaciółmi, jeszcze chwilę temu dywagował, na ile ród Kuchiki zgodzi się w sprawie wesela Renjiego i Rukii, ale umilkł, gdy żaden z nich nie podjął wątku. Chwilę później nalał sobie kieliszek sake i ruszył do kuchni, do plotkujących kobiet.

Zrobiło się niezręcznie i Shuuhei miał ochotę zwiać. Dalej był wkurzony na przyjaciela za jego zachowanie, ale wiedział, że nie może trwać w tym uporze w nieskończoność. Nie do końca mógł obwiniać o wszystko Kirę, bo przecież rozumiał jego motywy. No i pozostawała kwestia Corrie, z którą na nowo próbował się zrozumieć.

Upił sake, dając sobie jeszcze chwilę na zebranie odwagi. Czy tego chciał, czy nie, musieli o tym porozmawiać.

– Nadal nie zgadzam się z tym, co zrobiliście, ale nie miałem prawa wypominać ci kapitana Ichimaru. Przepraszam, Kira – odezwał się w końcu, a Izuru spojrzał na niego po raz pierwszy tego wieczoru. – Działania Corrie za moimi plecami otworzyły zbyt wiele starych ran i dałem się ponieść emocjom.

– Nie umiałem jej powstrzymać – przyznał Kira po chwili ciszy, która zdawała się Shuuheiowi oczekiwaniem na wyrok. – Kombinowałem nad tym na wszystkie sposoby, ale koniec końców zawsze wychodziło, że to najlepsza dla wszystkich opcja. W jednym Corrie miała rację, musieliśmy ograniczyć zaufanie do wszystkich do minimum. Nie mam więc żalu o ten gniew.

– Ten uparciuch nie powiedział ci wszystkiego, prawda?

– Takie odnoszę wrażenie, ale jestem pewny, że nas nie zdradziła. Chcę w to wierzyć.

Dla Shuuheia to nadal było grubymi nićmi szyte, ale w lot pojął, że Kira i tak mu niczego nie zdradzi. To mogło go wkurzać, lecz następna awantura do niczego ich nie zaprowadzi. Na razie postanowił odpuścić i poobserwować sytuację. Może w końcu pójdą po rozum do głowy i poproszą go o pomoc.

Przez kolejne dni nic się nie działo. Shuuhei czekał, aż Corrie rzuci mu podaniem o przeniesienie w twarz, próbując wymyśleć coś, co sprawi, że dziewczyna zmieni zdanie. Nic mu jednak nie przychodziło do głowy, co skutecznie przekonałoby tego uparciucha. Jednak czas mijał, a Corrie o niczym nie wspomniała. Wręcz przeciwnie, bez konsultacji z nim wprowadzała drobne zmiany w organizacji Oddziału. Widział w tym wpływ Szóstki, może nawet sama tego nie zauważyła. Nie mógł narzekać, bo nie było to nic gwałtownego, za to działało całkiem nieźle i usprawniało im pracę. Prawdopodobnie chodziło też o to, by miała więcej wolnego czasu. Shuuhei zauważył, że ostatnio znikała na długie godziny z Renjim, co było zastanawiające. Nie podejrzewał ich o romans, to byłoby raczej nie do pomyślenia, skoro Abarai dopiero co zdobył aprobatę kapitana Kuchiki. Corrie zaś świata nie widziała poza Kirą. Mimo to trochę dziwne, że tak często ostatnio znikają.

Nie pytał. Nie rozmawiali prawie w ogóle, chyba że chodziło o pracę. Corrie zachowywała czysty profesjonalizm, ale też dystans, który nieco utrudniał sprawy pomiędzy nimi. Mógł mieć nadzieję, że w ferworze obowiązków zapomniała o swojej groźbie, ale chyba nie był aż tak naiwny, żeby w to uwierzyć. Czyżby czekała na odpowiedni moment? Nie wiedział i chyba na razie nie chciał jej o tym przypominać. Nie widział bowiem nikogo innego na tym stanowisku. Przecież tak trudno było mu za pierwszym razem kogoś wybrać, a Corrie spełniała wszelkie wymogi. Marnowała się w Czwartym Oddziale, który nie mógł wyciągnąć z niej maksimum potencjału. Męczyła się tam. Zamierzała wrócić do składu Unohany? Ubiegać się o stanowisko w innym Oddziale? Nie wiedział, a trochę bał się zapytać.

Gdy wrócił z redakcji, Corrie stawiała właśnie kubek z herbatą na jego biurku. Musiała go wcześniej wyczuć. Docenił ten gest nawet, jeśli obecnie nie byli w zbyt dobrych stosunkach.

– Dla siebie nie zrobiłaś? – zapytał, dostrzegając tylko jeden kubek.

– Wychodzę niedługo.

– Znowu z Abaraiem?

Kiwnęła głową, spoglądając na niego uważnie. Westchnął, przeczuwając, co sobie pomyślała.

– O nic was nie podejrzewam – zapewnił. – Po prostu jestem ciekaw, co tak was ostatnio pochłania.

– Renji poprosił o lekcje manier – wyjaśniła. – Z jego temperamentem to zajmuje sporo czasu.

O rozpostarciu nie wspomniała, wiedząc, jak to się skończy. Było jeszcze za wcześnie, by kogokolwiek więcej, a zwłaszcza jego, wprowadzać w te plany, choć podejrzewała, że znowu się wkurzy, choć tym razem nie było to przecież nic złego czy niebezpiecznego.

– Zdaje się, że to misja niemożliwa – uznał. – Na pewno masz na to czas?

– Co masz na myśli? Nie zaniedbuję przez to obowiązków, jeśli o to chodzi – fuknęła.

Shuuhei uniósł dłonie w obronnym geście. Cóż, nie mógł powiedzieć, że sobie nie zasłużył na takie zachowanie z jej strony, choć sam też miał prawo wymagać od niej choć odrobiny skruchy. Czasami już sam nie wiedział, jak powinien wobec niej postępować.

– O niczym takim nie pomyślałem – odparł, biorąc się w garść. – Po prostu zastanawiałem się, czy już zdecydowałaś się co do Oddziału, do którego chcesz się przenieść. Nie żebym pałał entuzjazmem do tej decyzji.

– Jakoś do tej pory nie oponowałeś zbyt gorliwie – zauważyła.

Zabolało. Może i miała rację, ale sposób, w jaki to powiedziała... Do tego poczuł, że jego cierpliwość zbliża się do kresu, a nie chciał znów wywołać awantury.

– Równie dobrze mogę odrzucić podanie o przeniesienie – odparł, jeszcze przez chwilę się powstrzymując. – Mam do tego prawo jako twój kapitan.

Corrie zmrużyła oczy w gniewie.

– Chcesz mnie tu trzymać na siłę? – zapytała. – To twój jedyny argument?

– A jakiś inny zadziała? – wybuchł. – Nie zgadzam się z twoim odejściem. Próbuję być kapitanem, z którym chciałabyś współpracować, ale zdaje się, że masz to gdzieś. Może powinnaś dać też coś od siebie, co?

Corrie otworzyła usta, żeby jedynie je zamknąć, tak była oburzona jego słowami.

– Oczywiście, całymi dniami nic nie robię – prychnęła w końcu. – Czy ciebie już całkiem porąbało, Hisagi? O co mnie znowu podejrzewasz? Czego ty w końcu chcesz?

Shuuhei westchnął. Znowu doprowadził do awantury swoim zachowaniem, a chciał załagodzić sprawę. Przecież tak dalej być nie może.

– Przepraszam – powiedział poważnie. – Oboje się staramy, ale nadal nie jest łatwo o tym wszystkim zapomnieć. Mimo to nie chciałem zrobić ci przykrości.

– Ja też przepraszam – odparła, nieco pokorniejąc. – Poniosła mnie złość. Myślałam o tym, co ci wtedy powiedziałam o szukaniu kogoś na moje miejsce i wiem, że byłam niesprawiedliwa. Wkurzało mnie, że nie potrafisz oddzielić bolesnych wspomnień od obecnej sytuacji, ale miałeś prawo się wkurzyć. Wiem, że zawsze biorę na siebie sprawy bez pytania innych o zdanie, że wydaje wam się, że nie chcę, że gardzę waszą pomocą. Wiem to wszystko, a jednak wciąż robię to samo. A to zagranie z podpuszczeniem cię, żebyś ich dla mnie znalazł nieświadomy moich planów, było paskudne. Nie wiedziałam, jak to inaczej zrobić bez wciągania cię w to. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale nie wiedziałam, komu zależy na tym, by mnie uciszyć i nie chciałam, żebyś dostał rykoszetem. Przepraszam, że nie poszanowałam twoich uczuć. Chciałeś pomóc, a ja nie pozwoliłam na to. Do tego rozdrapałam ranę, której nikt nie powinien ruszać. Beznadziejna ze mnie przyjaciółka. A potem poszłam jeszcze dalej i rzuciłam nieprzemyślane słowa o odejściu z Oddziału. Byłam rozżalona i zła. Przepraszam.

Shuuhei westchnął ciężko. Był tym już zmęczony, ale chyba wreszcie poczuł ulgę, gdy usłyszał skruchę w głosie przyjaciółki. Chwilę później przeszło mu przez myśl, że to były głupie podejrzenia o zdradę. Corrie by tego nie zrobiła, prędzej w coś się wplątała i chce za wszelką cenę trzymać wszystkich z daleka w obawie, że komuś stanie się krzywda. Właśnie to go w niej tak bardzo denerwowało. Nigdy nie myślała o sobie.

Zmierzwił jej włosy i uśmiechnął się nieco kwaśno.

– Oboje trochę popłynęliśmy – przyznał. – Ale jest jeszcze szansa, żeby to wszystko naprawić. O ile nam na to pozwolisz. Sam nie dam rady.

Skrzywiła się na gest, ale zaraz wypuściła z płuc powietrze. Złość z niej uleciała, zostało tylko zmęczenie kiepską atmosferą pomiędzy nimi.

– Myślałam nad tym wiele razy – odezwała się. – I nawet nie wiem, co miałabym ze sobą zrobić po odejściu z Dziewiątki, a prawdę mówiąc, nie chcę wracać do Czwartego.

– Więc zostań.

– Chyba nie mam wyjścia.

– Cieszę się. Zresztą Kira nie dałby mi spokoju, gdybym po tym wszystkim stracił vice-kapitana – zażartował.

– Izuru w to nie mieszaj – naburmuszyła się. – Wiesz, jak było mu przykro po tym, co powiedziałeś?

– Przeprosiłem.

– Wiem o tym. Słyszałyśmy z Rangiku i resztą.

Uśmiechnęła się przy tym rozbawiona i ten gest sprawił, że atmosfera w końcu się oczyściła. Shuuhei nie mógł się nie uśmiechnąć z ulgą, choć nadal korciło go, żeby zapytać o kilka rzeczy. Powstrzymał się jednak, nie chcąc tego psuć.

– Widzę, humory dopisują. – Usłyszeli.

W drzwiach stanął Renji i wyszczerzył do nich zęby.

– Mówiłem. – Shuuhei się zaśmiał. – Jeszcze długo będziecie ćwiczyć etykietę, zanim to do niego dotrze. Wzięłaś misję nie do zrobienia, Corrie.

– I tak zajmie mi to krócej, niż gdybyś ty miał to zrobić, kapitanie – odgryzła się. – Wychodzę. Raporty masz posegregowane.

– Bawcie się dobrze.

 

***

 

Byakuya zamknął trzymaną na kolanach księgę i westchnął ciężko. Było już ciemno i czytanie jedynie w świetle gwiazd starych zapisków robiło się pracochłonne. Z drugiej strony znał ten tekst na pamięć. Pamiętał, jak przeczytał go po raz pierwszy, wtedy wydawało mu się to piękną opowieścią, baśnią. Teraz chciał, żeby tak było w istocie. To by uchroniło ich przed wieloma problemami, które z pewnością przybędą. Tego był pewny po ostatnich wydarzeniach.

Usłyszał kroki bosych stóp i spojrzał w ich stronę. Przez moment spodziewał się Setsuko, lecz znajoma energia duchowa powiedziała mu, kto nie śpi.

– Powinnaś wypoczywać – odezwał się obojętnym tonem.

– Potrzebowałam się przejść – odparła Rukia, zatrzymując się przy kapitanie. – Wszystko w porządku, bracie? Wyglądasz, jakby cię coś dręczyło.

Byakuya dostrzegł w jej spojrzeniu troskę. Od dawna przestali kryć się za arystokratycznymi maskami, gdy byli jedynie w swoim towarzystwie, a teraz Kuchiki dostrzegł, jak bardzo zmiękł, gdy na nowo miał rodzinę. Setsuko zdecydowanie go psuła, ale nie czuł się z tym źle.

– To nic takiego – odpowiedział. – Nic, czym byś musiała się teraz przejmować.

Rukia usiadła obok brata i spojrzała na nocne niebo. W powietrzu czuć było ostatnie powiewy zimy, choć ogród szykował się już do wiosny. Pragnęła, by te wiosenne dni przyniosły im spokój i odpoczynek po ostatnich miesiącach, kiedy wiele rzeczy poszło źle.

– Wiem, że teraz powinnam skupić się na sobie i maleństwu – zaczęła. – Jeszcze przez długi czas nie wrócę do służby, choć sercem nadal jestem w pełni shinigami.

Nie do końca wiedziała, jak powinna to ująć, bo też trudno było jej zinterpretować niepokój na widok Byakuyi w tak niecodziennej scenerii.

– Obawiasz się, że znów nadejdzie wojna? – zapytał.

– A nadejdzie?

Byakuya nie odpowiedział. Nie chciał wciągać jej w tę historię, w brzemię rodziny, do której ją wpuścił przez obietnicę daną Hisanie. Zawsze pamiętał, że nie łączy ich krew, więc postanowił nie nakładać na nią ciężaru krwawej historii, bez tego miała wiele obowiązków wobec rodu, którego stała się częścią.

A teraz czekały ją nowe wyzwania. Macierzyństwo, zaślubiny z Renjim, samodzielne, rodzinne życie. Na tym powinna się skupić i Byakuya chciał odsunąć od niej wszelkie pozostałe troski. Jednak czuł, że to nie będzie takie proste, że Rukia nie pozwoli zostawić się z tyłu, skoro chodzi o kogoś bliskiego. Mógł tylko obiecać sobie, że zrobi wszystko, by nie cierpiała z tego powodu. I podjąć w końcu decyzję, której podejmować tak bardzo nie chciał, bo obawiał się zmieniać los kolejnej osobie, która nie powinna nieść brzemienia przodków. A jednak życie nie było takie proste.

5 komentarzy:

  1. Na początku chciałabym powiedzieć: WRESZCIE.
    Wreszcie tych dwóch kretynów do siebie dotarło i się pogodziło. Wiadomo, że nie do końca, ale jednak spróbowali i z mojej perspektywy tylko to się liczy. I obeszło się bez rzucania papierami, całe szczęście.
    Byakuya nadal tradycyjnie jest na mojej czarnej liście i nie będę mu życzyła szczęścia. No nie i koniec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie rodzica nawet dla Shinigami niesie ze sobą ograniczenia, więc ci szczęściarze, którzy ich nie mają niech się dwa razy lepiej zastanowią zanim podejmą decyzję o rodzicielstwie, szczególnie Rangiku xD
    To prawda, krótsze rozdziały również są potrzebne, a zwłaszcza takie, w których Corrie i Shuuhei się ze sobą wreszcie godzą i oby wreszcie ich relacje wróciły na właściwe tory.
    Ech, Byakuya mógłby uchylić rąbka tajemnicy, którą ukrywa. Coś czuję, że na pytanie zadane przez Rukię mógłby odpowiedzieć twierdząco, co jest raczej niepokojące, bo miło się czyta takie sceny, w których dobrze się wszystkim układa i nie miałabym nic przeciwko, żeby taki stan rzeczy potrwał dłużej.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że Shu i Corrie próbują się pogodzić. Tak, jak obiecywałaś, nie jest już tak źle.
    Scena z Kuchikim stopiła moje serce. To, że zmiekł. To jest mój Byakuya. I troszczy się o Rukię, nawet jeśli odrobinę za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej, skomentuję oba rozdziały za jednym zamachem. Cieszę się, że Corrie i Hisagi pożarli się i potem pogodzili w dokładnie taki sposób. Bardzo dobrze opisany wątek :D

    Chciałabym zobaczyć jedną z lekcji Corrie i Renji'ego :D Muszą wyglądać genialnie, kiedy np. Corrie uczy poprawnego zachowania podczas herbaty albo poprawnego sposobu jedzenia :D No i nauka bankai... raczej nie pójdą drogą Kurosaki'ego, więc jestem ciekawa, jak przebiega nieco bardziej "naturalny" proces.

    A co do Byaka, to wszystko wskazuje na to, że miałam sporo racji i jednak rodzina Kuchiki jest zamieszana w to, co się obecnie dzieje. I to bardzo zamieszana. Współczuję i Byakuyi i Corrie, czekają ich ciężkie chwile nie z ich winy...

    Okej, żeby nie rozpisywać się, do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem (i oby pod kolejnym moim... sesjo, skończ się wreszcie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena z treningu bankai będzie otwierać następny rozdział, a lekcji manier w sumie nie planowałam, ale może gdzieś to jeszcze wcisnę w akcję, która teraz się nieco zagęści^^

      Usuń

Laurie January