poniedziałek, 8 lutego 2021

Rozdział 21.

 Znowu z niewielkim poślizgiem, ale poprzedni tydzień był zły. Tym samym spełniam życzenie Amy, jak i kończę z przerywnikami, bo od następnego rozdziału wracamy do akcji.

 

Huk uderzenia poniósł się po polanie, w powietrze wzbił się pył, na moment przysłaniając widoczność obojgu. Czekali, aż wizja się poprawi, by zaatakować ponownie. Niespodziewanie z chmury wyprysnął olbrzymi kościany wąż o czerwonej grzywie. W jego paszczy tworzyła się już kula energii zapowiadająca kolejny atak. Corrie odskoczyła instynktownie, lecz wtedy stanęła oko w oko z przeciwnikiem, który nie wahał się ani sekundy dłużej, kopniakiem posyłając ją na najbliższe drzewo. Nie mogła złapać oddechu, choć szybko dotarło do niej, że mimo wszystko jej żebra są całe. Mimo to nie zdążyła wstać, nim Renji stanął przed nią i przyłożył ostrze zapieczętowanej na powrót katany do jej gardła.

– Przegrałaś – oznajmił spokojnie.

Z rodzącą się irytacją spoglądała na przyjaciela, który nie wyglądał na zmęczonego czy przejętego. W przeciwieństwie do niego Corrie była mokra od potu, obolała od uderzeń i wykończona po wielogodzinnej walce.

– Jeszcze raz – powiedziała, gdy w końcu zdołała wstać.

– Na dziś wystarczy.

– Renji.

– Nie, ledwo stoisz na nogach. Poza tym robi się późno, a mam jeszcze raporty do przejrzenia przed końcem służby – odparł.

Naburmuszyła się, ale wiedziała, że już niczego nie ugra. Renji rozumiał jej nerwowość, ale wciąż jak mantrę powtarzał, że musi być cierpliwa. Nie uzyska rozpostarcia tak od razu, po kilku treningach, choć na pewno była na dobrej drodze ku temu. Nawet jeśli były dni, gdy dostawała ostro po tyłku.

– Musisz być...

– Cierpliwa – dokończyła. – Tak, wiem, ale minęły tygodnie, a Yukikaze nie jest ani trochę bardziej zainteresowana zdradzeniem mi czegokolwiek pożytecznego. Mam wręcz wrażenie, że moje starania jedynie ją bawią.

– Może zróbmy kilka dni przerwy? – zaproponował. – Trenujemy od tygodni, więc zasłużyłaś na odpoczynek.

– Mówisz to tylko dlatego, że chcesz mieć więcej czasu na zachwycanie się Ichiką – prychnęła.

– W jednym i drugim nie ma nic złego – odparł, czerwieniąc się lekko. – Poza tym moja córka jest cudowna, nic tego nie zmieni.

Corrie uśmiechnęła się z nutą politowania. Abarai był stracony dla świata i nie miała pojęcia, jak Rukia daje sobie z tym radę. Chyba tylko pomoc ze strony Sode no Shirayuki sprawiała, że vice-kapitan Szóstki nie zwariował do końca.

– No co? – żachnął się. – O co ci chodzi?

– O nic.

– Masz mnie za idiotę?

– Skąd. – Roześmiała się, gdy ruszyli w drogę powrotną. – Może nawet odrobinę ci zazdroszczę. Kończycie przygotowania do zaślubin, urządzanie domu, jesteście szczęśliwi.

Renji spojrzał na przyjaciółkę kątem oka. Nie wyglądała na smutną, zresztą mówiła o tym tak lekko, jakby rozmawiali o pogodzie.

– Coś nie tak z Kirą? – zapytał.

– Nie, wszystko w porządku.

– Ale nadal się nie oświadczył, tchórz jeden.

Corrie wzruszyła ramionami, czując nie do końca zrozumiały mikst emocji. Nawet przed samą sobą nie chciała przyznać, że trochę ją to boli. Sytuacja się uspokoiła, a oni wrócili do tego, co było, nim została wysłana na tę głupią misję. Nie to, żeby byli nieszczęśliwi, ale chwilami miała wrażenie, że Kirze to wystarczało. A może to ona odczuwała presję otoczenia, w którym związki przechodziły na kolejny etap.

– Mam mu nakopać? – zapytał Renji.

– Tylko udowodnisz, że tygodnie tłuczenia ci do głowy zasad dobrego wychowania nic nie dały – prychnęła.

– Nie wkurza cię to?

– Bardziej wkurzałoby mnie, gdyby oświadczył się z przymusu – odparła. – To nie tak, że nie chcę, żeby mnie poślubił, ale wierzę, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, oboje będziemy tego pewni. Nie ma powodu, by cokolwiek przyśpieszać.

Renji już nic nie powiedział. Był świadomy, że gdyby nie Ichika, on sam pewnie nie oświadczyłby się tak szybko. W końcu kapitan Kuchiki nie był zbyt przychylny ich związkowi, wciąż też pojawiały się pomiędzy nimi konflikty.

A jednak Kira nie miał takich przeszkód, więc na co czekał? Renji nie rozumiał, skoro na pierwszy rzut oka było widać, że świata poza sobą nie widzą. Corrie z pewnością nie powie mu „nie”.

Wrócili do Seireitei, dyskutując już o głupotach. Wiosna na dobre rozgościła się w Soul Society, hanami spędzili w spokojnej i przyjemnej atmosferze. Nic się nie działo, a nawet nie przybyło plotek, które mogliby przedyskutować.

– Corrie-chan, Abarai-kun, wracacie z treningu?

Momo uśmiechnęła się do nich lekko znad teczki z raportem w ramionach.

– Pracować też trzeba, a doskonale wiesz, że mojego kapitana trzeba pilnować, żeby się nie zapracował – odparła Corrie.

– Chyba tylko ty potrafisz go utemperować – przyznała Momo. – Kapitan Kamikuza powiedziała ostatnio, że naprawdę miło spojrzeć teraz na Dziewiąty Oddział.

Corrie zaśmiała się nieco nerwowo. Doskonale pamiętała te tygodnie po walce z ludźmi wroga, gdy kłócili się nieustannie. Cieszyła się też, że mieli to za sobą, a wszelkie spory były niewinnymi wymianami odmiennych opinii, które z łatwością rozwiązywali.

– Oboje się staramy – przyznała. – W końcu oboje jesteśmy odpowiedzialni za ochronę naszych ludzi. Wszystko w porządku, Momo? Wyglądasz na zmartwioną.

Vice-kapitan Piątki uśmiechnęła się niemrawo. Przed Corrie czasami ciężko było cokolwiek ukryć, była bardzo spostrzegawcza, choć swoich sekretów nie ujawniała tak łatwo.

– W Rukongai znowu doszło do ataku Pustych – odparła. – Za każdym razem znikają, nim zdążymy dotrzeć na miejsce. Prawdopodobnie dowodzi nimi Adjuchas.

– Brzmi poważnie – uznał Renji. – Trzeba coś zrobić, zanim zdążą się rozpanoszyć.

– Dlatego jutro z samego rana ruszam z grupą podwładnych rozpocząć śledztwo.

– Zostawiasz Toru z kapitanem Hitsugayą? – zapytał Renji.

– Tak, będę musiała, skoro wygląda na to, że to potrwa kilka dni. Właśnie wracam od niego.

– Pewnie nie był zachwycony, że musisz iść na tak niebezpieczną misję – zauważyła Corrie.

– Bardziej martwię się, czy na pewno sobie poradzi – odparła Momo. – Toru to energiczny chłopak, a teraz jak chodzi, wszędzie go pełno.

Roześmiali się. Nie było niczym nowym, że kapitan Hitsugaya uwielbia swojego syna i spędza z nim każdą wolną chwilę. Tylko czy poradzi sobie, kiedy na kilka dni zostaną sami? Z drugiej strony może to być zabawne doświadczenie dla wszystkich dookoła.

– No nic, muszę wracać do Oddziału – uznała Momo, gdy śmiech ucichł.

– Na nas też czeka praca. – Corrie uśmiechnęła się lekko. – Gdy już wrócisz, wyciągniemy dziewczyny na drinka. Dawno razem nie wychodziłyśmy.

– Brzmi świetnie. Może nawet uda się to połączyć ze spotkaniem Stowarzyszenia – ucieszyła się Momo. – Nie mogę się doczekać.

Chwilę później pożegnali się z nią, a niedługo później rozdzielili się i każde wróciło do swojego Oddziału. O misji Piątki szybko zapomnieli, może i brzmiało poważnie, ale Momo z pewnością zabierze ze sobą zaprawionych w boju z Pustymi ludzi, więc wrócą szybciej, niż wszyscy się spodziewają.

Corrie z zaskoczeniem przyjęła, że jej biurko świeciło pustkami. Była przekonana, że chociaż kilka raportów musiało się na nim znaleźć pod jej nieobecność. Automatycznie spojrzała na czytającego jakiś dokument Hisagiego.

– Zabrałeś moje raporty – oskarżyła go.

– I tak nie miałem nic do roboty. Wyglądasz na zmęczoną – zauważył. – Te lekcje manier aż tak cię wykańczają?

W Corrie się zagotowało. Nieuleczalny pracoholizm jej dowódcy był już niemal legendarny i gdyby mógł, robiłby robotę nie tylko za nią, ale i resztę Oficerów, a to irytowało ją w nim dużo bardziej niż nadopiekuńczość czy głupie docinki, którymi nieraz ją raczył.

– Nie zmieniaj tematu, kapitanie. To należy do moich obowiązków i nie ma potrzeby, żebyś mnie wyręczał – fuknęła.

Hisagi westchnął, bo znowu go rugała o trzy raporty, które zajęły raptem parę minut. Czasami w ogóle nie rozumiał swojej zastępczyni.

– Czy ty naprawdę nie możesz zostawić tych papierów w cholerę i jak normalny człowiek zabrać Rangiku-san na obiad? – kontynuowała utyskiwanie. – Byłeś w ogóle na jakiejś przerwie?

– Jadłem onigiri, które przyniosła Namida-san.  Twoja porcja leży tam.

– Świetnie – prychnęła. – Kiedyś tu zdechniesz z przepracowania, a to mnie się oberwie, że cię nie upilnowałam. Idź już stąd.

W sumie już dawno nie mieli okazji do takiej sceny, przez co Shuuhei zastanowił się, czy przypadkiem nie kryje się za tym coś więcej.

– Zabierz Rangiku-san na kolację, spędźcie trochę czasu razem, bo podejrzewam, że przez najbliższych kilka dni Rangiku-san będzie bardziej zajęta Oddziałem.

– Coś się stało?

– Momo rusza jutro w teren, więc kapitan Hitsugaya zostaje sam z Toru. Idź, nie zmarnuj okazji.

– Mam jeszcze robotę w redakcji – zaoponował.

– Ja się tym zajmę. Zostawię ci na rano wstępną rozkładówkę, będziesz musiał ją tylko zatwierdzić – odparła lekko, otwierając pudełko z onigiri.

– I będziesz tu siedzieć do nocy?

– Wyrobię się szybko, bo nie zamierzam tu siedzieć, Król Dusz wie, jak długo. Jestem umówiona z Izuru – oznajmiła wyniośle.

Shuuhei już nic nie powiedział na tak koronny argument. Nie bardzo lubił zostawiać ją samą w biurze, ale z drugiej strony sam byłby wkurzony, gdyby ktoś przez cały czas patrzył mu na ręce. Przecież sobie ufali, a wątpił, żeby Corrie szykowała im jakiś wielki przewrót w redakcji.

– No dobra, zostawiam to tobie, Corrie – powiedział w końcu. – Ale naprawdę wyglądasz na zmęczoną. Wszystko w porządku?

– Tak, nic mi nie jest. Zrobiliśmy dodatkowy trening, a wiesz, że Renji nie zna umiaru. – Uśmiechnęła się lekko.

Nie chciała go okłamywać, więc półprawda wydawała się odpowiednią opcją na ten moment. Było jeszcze za wcześnie, żeby wspominać Hisagiemu o rozpostarciu.

– Może chcesz ze dwa dni wolnego, co?

– Żebyś mógł folgować swojemu pracoholizmowi? – Spojrzała na niego sceptycznie. – Zapomnij, kapitanie.

– Przejrzałaś mnie – zażartował. – To idę. Ty też nie siedź tu za długo.

– Jasne, bawcie się dobrze.

Do mieszkania Kiry Corrie zawitała nieco szybciej, niż planowała. Ukochanego znalazła w kuchni nad ledwo zaczętą kolacją.

– Nie spodziewałem się ciebie tak szybko.

– Nie ma roboty, to się szybciej urwałam. Zresztą wcześniej wyrzuciłam Hisagiego na randkę z Rangiku-san – odparła, wtulając się w niego. – Myśli, że jak się oświadczył, to już się nie musi starać.

– Wydaje mi się, że Matsumoto-san raczej nie rozważa ucieczki od twojego kapitana – odpowiedział dyplomatycznie. – Chyba że coś na ten temat słyszałaś i jesteś lepiej poinformowana ode mnie.

– Nie. – Zaśmiała się. – Po prostu mam wrażenie, że ostatnio jedynie Renji się stara wśród tych naszych wszystkich par. Chociaż wróć, na miejscu Rukii dostałabym już białej gorączki od tych zachwytów nad Ichiką.

Teraz to Kira się zaśmiał, wracając do krojenia marchewki.

– No wiesz, cieszy się, że został ojcem. Wszystko się ułożyło i ta radość nie jest niczym niezwykłym. A że Abarai jest dość ekspresywny, to swoją drogą.

– Nie mam pojęcia, jakim cudem kapitan Kuchiki nadal się powstrzymuje przed poszatkowaniem go na drobne kawałeczki.

– Podejrzewam w tym rękę Setsuko-san i Rukii-san. Kobiety zmiękczają nawet najtwardszych mężczyzn.

– Mówisz? Ja tam sobie nie wyobrażam, jaka kobieta mogłaby zmiękczyć takiego kapitana Zarakiego. Albo twojego dowódcę.

Zaśmiali się rozbawieni wizją wiecznych kawalerów elity z potencjalnymi partnerkami. Może niektórzy po prostu nie nadawali się do życia w związku?

– Skoro kolacja jest jeszcze w powijakach, wykorzystaj czas i idź pod prysznic – zmienił temat nadal rozbawiony. – Dobrze ci zrobi.

– Pomogę ci – zaprotestowała.

– Nie trzeba. Daj się porozpieszczać, skoro nikt poza Abaraiem się nie stara.

Corrie naburmuszyła się lekko.

– Nie ciebie miałam na myśli – prychnęła.

– Wiem o tym, Corrie, ale obiecałem zrobić dzisiaj kolację. Pozwól się rozpieścić.

– Będziesz potem żałował, jak ci zacznę wchodzić na głowę – zagroziła z psotnym uśmiechem.

– Jestem na to gotowy – oznajmił pogodnie.

Że Corrie już od dawna robi z nim, co jej się żywnie podoba, nie wspomniał ani słowem. Może i musiał znosić docinki przyjaciół, że Shiroyama trzyma go pod pantoflem, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało, skoro oboje byli szczęśliwi.

Z łazienki wywabił Corrie apetyczny zapach ulubionych potraw. Uniosła brew, gdy dostrzegła przystrojony uroczyście stół.

– A co to za okazja? – zapytała, spoglądając na Kirę.

– Musi być zaraz jakaś okazja, żebym cię rozpieszczał?

– W sumie to nie.

– Więc nie szukaj wszędzie podstępu. – Uśmiechnął się lekko.

Usiadła na poduszce, zaplatając warkocza z wilgotnych jeszcze włosów. Miło było nie przejmować się niczym przez kilka godzin, odprężyć się w towarzystwie ukochanego. Po tym wszystkim, co ich do tej pory w życiu spotkało, mieli do tego pełne prawo.

Rozmawiali o głupotach nad kolacją, która wprawiła Corrie w doskonały nastrój doprawiony sake ze Świata Żywych, którą Kira dostał ostatnio od podwładnych w prezencie. Nie miała też pewności, które z nich pierwsze zainicjowało pocałunek, ale nie miało to znaczenia.

Kira roztrzepał nieporządnego warkocza ukochanej, kilka nieposłusznych kosmyków opadło na jej twarz. Jeden zdmuchnęła z nosa, budząc uśmiech na ustach Izuru, resztę sam odgarnął za uszy, łapiąc delikatnie za policzki dziewczyny. W jej oczach dostrzegł rozbawione iskierki, uśmiechała się lekko, po raz kolejny sprawiając, że Kira nie miał pojęcia, jakim cudem jego serce jeszcze nie pękło od ogromu miłości, którą ją darzył. Nie wyobrażał już sobie życia bez niej.

– Corrie, ja... – zaczął.

– Potem – szepnęła, całując go znowu.

Tym razem bez pośpiechu, lecz równie namiętnie, wsuwając dłonie w jego włosy. Nie musiała go bardziej zachęcać. Drobnymi, pospiesznymi pocałunkami obdarowywał jej twarz i szyję tak chętnie podstawioną. Dłonią odnalazł wiązanie yukaty, zsunął ją z ramion Corrie, podążając ustami za materiałem.

Nie była mu dłużna, pozbywając się jego shitagi i przewracając go na podłogę. Widział, jak w świetle świec nachyla się nad nim z psotnym uśmiechem na twarzy. Rozchylone poły yukaty odsłaniały wystarczająco dużo, by przygotowane wcześniej słowa odrzucił gdzieś na tył głowy. Na później, na inny czas. Teraz nie chciał jej przerywać, gdy delikatne opuszki kreśliły wzory na jego klatce piersiowej. Za opuszkami szły usta składające czułe pocałunki coraz niżej i niżej.

Spojrzała na niego z psotnym błyskiem w oczach na sekundę przed tym, jak pozbyła się też hakamy. Delikatny dotyk na rozgrzanej skórze elektryzował, mógł tylko dłonią odnaleźć jej włosy, zanurzyć palce, ciesząc się ich miękkością.

– Corrie.

Roześmiała się na ten syk ni to błagalny, ni to zirytowany, ale nie zamierzała się powstrzymywać. Ruch bioder i zaciskające się nieco mocniej palce we włosach jednoznacznie powiedziały jej, że pieszczota była bardziej niż oczekiwana. Czuła, jak jego podniecenie miesza się z jej własnym i chyba to nakręcało ją jeszcze bardziej.

Nie powstrzymał kolejnego jęku całkowicie jej poddany. Nie sądził, że może pragnąć tej diablicy jeszcze bardziej, gdy niespodziewanie się odsunęła. Spojrzał na nią zdezorientowany, gdy odrzucała yukatę za siebie. Przełknął nerwowo ślinę na ten widok. Corrie uśmiechnęła się psotnie i skradła mu głęboki pocałunek tuż przed tym, jak na niego opadła. Jęknęła mu w usta, poruszając sugestywnie biodrami, a jego własne wyszły jej na spotkanie. W tym momencie już nic innego się nie liczyło prócz jej ciepłego ciała poruszającego się jednym rytmem z jego.

Orgazm przyszedł niespodziewanie i zbyt szybko, pozbawiając go na chwilę wszystkich zmysłów. Imię ukochanej było jedynym, co zdołał wykrztusić. Opadła na niego zmęczona, ale usatysfakcjonowana, przytuliła policzek do jego torsu, uspokajając oddech i rozkołatane serce. Objął ją nieco zaborczym gestem, nie chcąc, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła.

– Kocham cię – szepnęła.

– Wyjdź za mnie, Corrie. Niczego innego nie pragnę. Wyjdź za mnie, proszę.

2 komentarze:

  1. No i mamy zapowiadany trening ban kai. W sumie dobrze, że Renjiemu tak się spieszy zabawiać Ichikę (ech ci świeżo upieczeniu tatusiowie i ich córunie), bo przy tym uporze Corrie jeszcze zrobiłaby sobie krzywdę i nici z ban kai.
    Oczywiście mam nadzieję, że Corrie zdąży jeszcze odpowiedzieć "Tak" na zadane przez Izuru pytanie zanim zacznie się akcja.
    Z jednej strony się cieszę na zapowiadaną akcję, bo wiadomo, że fajnie kiedy się coś dzieje. Obawiam się jednak że będzie się to wiązać z unieszczęśliwieniem naszych bohaterów, co jest w sumie trochę przykre, biorąc pod uwagę jak dobrze im się ostatnio wiedzie.
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. no dobra, bo ostatnio przeczytałam tylko pierwszą scenę. No tak. Corrie się niecierpliwi. Czemu mnie to nie dziwi, że ta uparta dziewuszka się denerwuje. Ale z drugiej strony ją rozumiem.
    Lubię Abaraia w Twojej wersji. Jest taki faktyczny. Taki pawian, ale bez przesady. U mnie chyba bardziej zidiociały wyszedł.
    No i te nieszczęsne zaręczyny. Że w sumie wszyscy się niby martwią, ale jakby oni się nie martwili i nie pytali i nie naciskali w jakiś nieświadomy sposób, to Corrie pewnie też by się mniej martwiła. A tak dobijają ją tylko. Jpdl.
    Durna brzoskwinka przylazła. Jak dobrze, że ja wiem, to co wiem, bo chyba bym nie wytrzymała... Jak ja jej nie znosze. I jak ja sie cieszę, że u mnie już jej nie ma.
    A yo. Toru. Pamiętam jak radziłaś się o imię, a jak jak debil o mało nie zapytałam, kto to Toru...
    Do dziś nie mogę przeżyć Momo z Tośkiem. Kuźwaa. Tosiek był kiedyś moim crushem, jak byłam młoda. Bardzo młoda. Więc boli.
    A od Zarakiego niech się odwalą. Rozważałam kiedyś szota z nim XD ale jakoś nie było wtedy czasu i się wszystko rozmyło.
    Czy Izuru się właśnie chciał oświadczyć, a ona mu powiedziała 'potem'?
    Hohoho. Corrie to się tam nieźle zabawia widzę.
    Nie rozumiem tego wzywania imienia partnera/partnerki podczas ograzmu, ale to nie ma nic wspólnego z historią, więc odpuszczę w komentarzu swoje dywagacje na ten temat :D
    Uuuuuuuuuuuuuu! Oświadczył się. A se wybrał moment swoją drogą, ale no dobra XD Ja bym chyba powiedziała nie.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January