Słodko-gorzki ten rozdział i możliwe, że da Wam wiele odpowiedzi co do kolejnych możliwości.
Alarm obudził wszystkich,
zmuszając kapitanów do pojawienia się w Pierwszym Oddziale. Pozostawieni w
kwaterach vice-kapitanowie ogarniali podwładnych, którzy z niepokojem pytali o
powód alarmu. Brzmiał dość złowrogo, a nikt z nich nie pragnął wojny.
Corrie próbowała skupić się na
papierach, gdy już rozdzieliła obowiązki pomiędzy poszczególne grupy.
Przedłużająca się nieobecność Hisagiego budziła skrywane obawy, starała się
jednak nie panikować. Również ze względu na podwładnych, za których była odpowiedzialna.
Już nigdy nie popełni błędu pozostawienia Oddziału bez opieki.
Odłożyła pędzelek, słysząc
pukanie we framugę otwartych drzwi. Na progu stał Shohei z dość niewyraźną
miną.
– Już coś wiadomo? – zapytał.
– Nie i nie będziemy wiedzieć,
dopóki kapitan nie wróci – odparła sucho. – Aż tak cię to niepokoi?
– Ostatnio dzieje się wiele
dziwnych rzeczy – mruknął Kimura. – Śmierć kapitana Shiibashiego, potem twoje
porwanie, teraz to. Nikt oficjalnie o tym nie mówi, ale musi za tym stać ktoś
potężny.
Corrie podniosła się powoli, podeszła
do regału i wyciągnęła z niego teczkę.
– Myślę, że ponosi cię wyobraźnia,
Shohei – odpowiedziała spokojnie, choć nerwy już trzymała na postronkach. –
Naprawdę wietrzysz jakiś spisek? To niedorzeczne.
– Możliwe – zgodził się. – Jednak
to wszystko jest bardzo podejrzane. Nie mów, że tego nie zauważyłaś.
– Co jest takie podejrzane? –
zapytał Hisagi, przystając za podwładnym.
Shohei drgnął nerwowo, bo nie
wyczuł wcześniej obecności dowódcy.
– Kapitanie, proszę się tak nie
zakradać. Chce pan, żebym zawału dostał? – zapytał z gniewem Kimura.
– Najwyraźniej nie byłeś dość
czujny – odparł Shuuhei, wchodząc do biura. – To co jest takie podejrzane?
– Nic takiego – odparła Corrie. –
Shohei próbował ze mnie wyciągnąć, skąd ten alarm zamiast skupić się na swoich
obowiązkach.
Rzuciła Kimurze ostrzegające
spojrzenie. Ten chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował, czując
jej reiatsu.
– Pójdę już – powiedział tylko. –
Przepraszam za najście.
Hisagi chyba niczego nie
zauważył, opadł ciężko na fotel i przetarł twarz dłońmi. Corrie zasunęła drzwi
za Shoheiem, podeszła bliżej.
– Jest bardzo źle? – zapytała.
– Nie mamy pewności – odparł. –
Wiemy jedynie, że grupa Momo została zaatakowana przez zbrojny oddział.
– Zbrojny oddział? – powtórzyła lekko
przerażona. – Przecież mieli zająć się Pustymi.
– Nie ma wielu szczegółów. Jedyny
członek grupy, któremu udało się dotrzeć do Seireitei, powtarzał tylko, że to
nie Puści, ale równie dobrze mógł majaczyć. Jego stan jest ciężki i nie
wiadomo, czy przeżyje.
– A Momo?
– Dwunastka straciła jej ślad. Dlatego
uruchomili alarm. Szóstka ma pomóc Piątce przy śledztwie, ale nie miałbym zbyt
wielkich nadziei. Jeśli to naprawdę nie byli Puści, może się zrobić
nieciekawie, bo nic nie wiemy o wrogu.
Corrie zbladła. Złe przeczucia
jej nie zwiodły, a teraz jeszcze martwiła się o przyjaciółkę. Przecież jeszcze
wczoraj umawiały się na drinka, gdy Momo wróci.
– Jakie rozkazy dla Dziewiątki? –
zapytała poważnie.
– Na razie mamy być w pogotowiu,
ale jeśli sytuacja się pogorszy, razem z Jedenastką mamy wspomóc działania w
Rukongai – odparł. Przyjrzał się przyjaciółce z niepokojem. – Wszystko w
porządku, Corrie?
– Ze mną tak. Pójdę przekazać
rozkazy i sprawdzić, czy nikt się nie obija.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo
zniknęła za drzwiami. Nienawidził tej myśli, ale obawiał się, że Corrie coś wiedziała
o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Dlaczego nie chciała nic powiedzieć?
Czego tak bardzo się bała? I czemu tak ostro potraktowała Shoheia, byle się
tylko go pozbyć z biura, gdy Shuuhei wrócił?
***
Shinobu wyszarpnął ostrze miecza
z ciała żołnierza przed nim. Ciało opadło bezwładnie na ziemię, kałuża krwi
zrobiła się większa i dosięgła leżącą nieopodal spętaną, nieprzytomną
shinigami. Dwóch pozostałych podwładnych skuliło się, gdy padło na nich
spojrzenie rozwścieczonego dowódcy. Ten jednak schował miecz.
– Uprzątnijcie to ścierwo –
warknął.
Obszedł jeńca powolnym krokiem,
przyglądając się rozsypanym dookoła czarnym włosom i drobnemu ciału.
– Możesz się podnieść, shinigami –
odezwał się, gdy zostali sami w pomieszczeniu. – Wygodniej będzie nam
rozmawiać, gdy usiądziesz.
Drgnięcie ramienia schwytanej
potwierdziło jego podejrzenia. Kobieta z trudem podniosła się do siadu,
odwróciła do niego głowę, spoglądając na przeciwnika dużymi brązowymi oczami.
Shinobu westchnął ciężko. Nie
musiał się jej zbyt długo przyglądać, by wiedzieć, że ci idioci przyprowadzili
mu nie tę shinigami, co trzeba.
– Imię? – zapytał.
Nie odezwała się, ani drgnęła,
jedynie na niego spoglądając. Shinobu nie zamierzał tracić czasu. Skrócił maksymalnie
dystans pomiędzy sobą a kobietą, złapał ją za przód szaty.
– Nie zamierzam się z tobą bawić,
shinigami – syknął. – Możesz odpowiedzieć na moje pytania bezboleśnie, ale mogę
też sprawić ci mnóstwo bólu. Twój wybór. Imię?
– Momo Hitsugaya.
Shinobu prychnął ze złością,
odsuwając się od niej. Kobieta tylko potwierdziła, że schwytali nie tę osobę,
co powinni. Ci idioci spartolili sprawę, przez co teraz wszystko będzie
utrudnione.
Momo czujnie obserwowała mężczyznę,
który w sumie niczym się nie wyróżniał. Nadal była nieco oszołomiona, ale
docierało do niej coraz więcej bodźców. Jedną rękę miała na pewno złamaną i
spuchniętą, a więzy tylko potęgowały ból. Nie miała pewności, jak długo była
nieprzytomna i gdzie się znajduje. Do tego wróg pozbawił ją zarówno miecza, jak
i dostępu do własnego reiatsu. Była bezbronna.
Nie spodziewała się ciosu, który
posłał ją na ziemię. Wrzasnęła z bólu, uderzając o podłoże złamaną ręką. Shinobu
złapał ją za włosy, ciągnąc do pionu.
– Pytałem o coś, shinigami – warknął
jej prosto w twarz.
Momo dopiero teraz zorientowała
się, że słyszała jego głos, ale sens wypowiedzi w ogóle do niej nie dotarł.
Shinobu rzucił nią o najbliższą ścianę.
– Gdzie ona jest? – warknął.
Gdy Momo usłyszała nazwisko
przyjaciółki, poczuła przerażenie. Wiedziała, że musi szybko wybrać, komu chce
być wierna, ale zaraz dotarło do niej, że czegokolwiek by nie powiedziała, i
tak zginie. Nie zobaczy już najbliższych. Pozostało jej wytrwać w postanowieniu
ochrony Seireitei i przyjaciółki, która z pewnością jeszcze nie wiedziała o
zbliżającym się zagrożeniu.
***
W powietrzu czuć było napięcie
sytuacją. Rozeszła się już wieść, że w Rukongai ponownie pojawiła się zbrojna
grupa stanowiąca zagrożenie. Wszyscy też wiedzieli o zaginięciu vice-kapitan
Piątki. Nikt nie miał pewnych informacji, więc plotki mówiły naprawdę
niestworzone rzeczy.
Corrie wpadła do biura, jakby ją
coś goniło. Chyba tylko to sprawiło, że Hisagi podniósł głowę znad dokumentów.
– Wszystko w porządku? – zapytał,
spoglądając na nią uważnie.
– Tak, po prostu zostawiłam
dokumenty, które miałam zanieść do Dwójki – wyjaśniła, przeszukując stos teczek
na biurku. – Gdzieś tu była.
Hisagi uniósł brew. Rozkojarzona
Corrie to dość niecodzienny widok. W pracy zawsze wykazywała się sumiennością i
opanowaniem.
– Jeśli chodzi o dokumenty w sprawie
przeniesienia Michiyuki, zostawiłaś teczkę na moim biurku. Z pół godziny temu
wysłałem z nią Kyoyę do Dwójki, zabrał też raport, który wczoraj miałaś podrzucić
do Trójki.
Corrie na moment zamarła na
wspomnienie Oddziału ukochanego. To potwierdziło obawy Hisagiego co do źródła
problemu.
– Corrie, co się dzieje? –
zapytał.
– Nic, po prostu martwię się o
Momo.
– Ty i Kira zachowujecie się dziwnie
– powiedział z naciskiem na każde słowo.
– Wydaje ci się, kapitanie. Skoro
sprawa Michiyuki jest załatwiona, idę do redakcji.
– Stój.
Ton głosu Shuuheia zmusił Corrie
do usłuchania. Odwróciła się nieco spłoszona, nie mając ochoty o tym w ogóle
rozmawiać.
– Nie okłamuj mnie, Corrie.
Wiesz, że tego nie lubię. O co wam tym razem poszło?
– O nic – szepnęła. – Nie pokłóciliśmy
się.
– Nie?
Świdrował ją uważnym spojrzeniem,
przez co poczuła się nieswojo. Jej policzki zaróżowiły się lekko.
– Co się stało? – zapytał ponownie.
Nie bawiło go nakładanie na nią presji,
ale wiedział, że jeśli teraz odpuści, Corrie ucieknie i przyjaciele będą trwać
w tym dziwnym zawieszeniu nie wiadomo jak długo. Ta upartość kiedyś ich zgubi.
– No bo... – zacięła się,
rumieniąc się jeszcze mocniej. – Izuru zapytał... Znaczy... – zaczęła się plątać,
ale tym razem Hisagi jej nie pospieszał. – Oświadczył się – wyszeptała cała
czerwona.
Chciał się uśmiechnąć, ale skoro
zachowywali się w ten sposób, nie było czego gratulować.
– Nie zgodziłaś się? – zapytał poważnie.
– Nie, to nie to – zaprzeczyła szybko,
gestykulując gwałtownie. – Po prostu powiedział to tak niespodziewanie, że mnie
zatkało... I jakoś tak nie potrafiłam... A on nie zareagował i... Poszliśmy
spać, a rano, jak się obudziłam, już go nie było i...
Hisagi patrzył na nią tak czerwoną
jak nigdy i nie miał pewności, jak powinien zareagować. Teraz rozumiał, jak do
tego wszystkiego doszło. Tej dwójce z łatwością przychodziło dopowiedzenie
sobie myśli tego drugiego pełne potępienia.
Uderzył czołem o blat biurka,
tłumiąc zarówno wybuch śmiechu, jak i gniew na nierozsądne zachowanie
przyjaciółki, która najnormalniej w świecie wykorzystała daną jej przez Kirę
drogę ucieczki.
– Nie wytrzymam z wami –
westchnął, spoglądając na Corrie z poziomu biurka. – Czemu wy zawsze utrudniacie
sobie życie?
Shiroyama nie odpowiedziała
kompletnie zmieszana wyznaniem, które na niej wymusił. Wiedziała, że miał
rację, ale tak bardzo bała się, że Kira zmienił zdanie przez jej zawahanie i
głupio jej było do niego iść.
– Na co ty jeszcze czekasz,
dziewczyno? – zapytał Hisagi, spoglądając na nią z irytacją. – Przecież to
oczywiste.
Corrie otworzyła usta, żeby zaraz
je zamknąć, po czym pomknęła w sobie znanym kierunku. Hisagi jeszcze raz, choć
ze zdecydowanie mniejszą siłą, przyłożył czoło do blatu.
– Na Króla Dusz, kiedy oni się
wreszcie nauczą?
Corrie z pomocą shunpo pokonała
dystans pomiędzy Dziewiątką a Trójką w ciągu kilku chwil. Teraz nie wiedziała,
skąd brał się tamten strach tak bardzo paraliżujący ją w najważniejszym
momencie. Przecież nie miała żadnych wątpliwości co do tego, z kim chce spędzić
resztę życia. Powinna mu to powiedzieć od razu zamiast unikać, jakby zrobił coś
złego.
Do biura Trzeciego Oddziału
wpadła bez pukania, ignorując zupełnie Kurochiego, który obrzucił ją wściekłym
spojrzeniem.
– Co to za zachowanie, Shiroyama?
– warknął oburzony.
Corrie jednak całą uwagę skupił
na Kirze, którego także oderwała od papierów. Oparła się dłońmi o jego biurko i
z błyszczącymi oczyma powiedziała:
– Tak, odpowiedź brzmi: tak.
W pierwszej chwili zupełnie nie
rozumiał, o co jej chodzi, ale zaraz się zaczerwienił i uśmiechnął. Chciał ją
wziąć w ramiona, w porę jednak dostrzegł, że lada moment to wtargnięcie Corrie wywoła
niepotrzebną awanturę.
– Zaraz wracam, kapitanie – oznajmił,
z trudem panując nad emocjami.
Chwycił Corrie za rękę i shunpnął
z nią do mieszkania. Dopiero tam przytulił ją mocno, chowając twarz w ramieniu
ukochanej. Sam nie wiedział, kiedy po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy.
Gdy Corrie to poczuła, uniosła mu delikatnie głowę, by spojrzeć w twarz.
– Płaczesz? – zapytała z lekkim
uśmiechem.
– Ja... – Nie wiedział, co ma jej
odpowiedzieć.
– Nie płacz, głuptasie.
Przepraszam, że cię niepotrzebnie przetrzymałam. Zaskoczyłeś mnie i... A
przecież to oczywiste. Kocham cię, Izuru. Chcę spędzić z tobą resztę życia.
Pocałował ją i w tym geście
przekazał wszystko to, czego nie potrafił ubrać w słowa. Nic się już nie liczyło,
świat dookoła mógłby spłonąć, a jego by to w ogóle nie obchodziło tak długo,
jak trzymał ją w ramionach.
***
Ruki pochylił się nad mapą
zmęczony całodziennym śledztwem. Cała ta sprawa jak dla niego była dziwna, choć
nie potrafił właściwie tego uargumentować kapitanowi Kuchikiemu, który
właściwie zakończyłby śledztwo, pozostawiając vice-kapitan Hitsugayę własnemu
losowi.
Nie wiedzieli, czy w poszukiwaniach
w ogóle był sens. Brak ciała mógł oznaczać wiele rzeczy, lecz kapitan Kamikuza
po prostu nie chciała się poddać. Straciła dzisiaj wielu podwładnych, nie
potrafiła odpuścić nadziei, że może uda się ocalić chociaż jej zastępczynię.
Chyba tylko dlatego nie wyśmiała jego teorii, że vice-kapitan była wrogowi do
czegoś potrzebna żywa, bo po co innego mieliby ją zabierać?
– Wpadłeś na coś? – zapytał ponuro
Renji, przysiadając obok Trzeciego Oficera.
Nie był w najlepszym humorze, gdy
tylko usłyszał, co mają zrobić. Ruki nie dziwił się. Abarai znał się z
Hitsugayą od czasów Akademii Shino, razem zaczynali służbę i przyjaźnili się od
lat. Z pewnością chciał odnaleźć kobietę całą i zdrową albo chociaż dorwać jej oprawców
na najgorszym wypadku.
– Wszystko, co przychodzi mi do
głowy, to tylko domysły – przyznał. – Nie mam dowodów na żadną z tych teorii.
– To i tak będzie lepsze niż
kręcenie się w kółko – prychnął Renji. – Co ci podpowiada ta twoja intuicja?
Ruki mógł tylko kiwnąć głową,
choć jeszcze przez chwilę zbierał myśli, by dobrze wszystko przekazać. Odsunął też
od siebie świadomość, że od jego decyzji mogło zależeć życie vice-kapitan
Hitsugayi.
– Zakładając, że mamy do
czynienia z żołnierzami niezidentyfikowanego wroga, mam nadzieję, że nadal nie
znają aż tak dobrze terenu, o czym świadczy też zasięg ich ostatnich działań. –
Wskazał na mapie zaznaczone punkty. – Atakowali osiedla wzdłuż linii, ale
wątpię, żeby przenosili się z miejsca na miejsce, skoro udało im się tak długo
ukrywać.
– To wiemy – prychnął zniecierpliwiony
Renji. – Do rzeczy. Gdzie mogą siedzieć?
Ruki zastanowił się jeszcze
chwilę nad odpowiedzią, po czym postukał w punkt na mapie.
– Tutaj. Kiedyś była tu wioska,
ale pobliska rzeka zbyt mocno zalewała okolicę i mieszkańcy z czasem zaczęli
uciekać na inne tereny. Parę domów powinno jeszcze stać, a że nikt się tam nie
zapuszcza z powodu rzeki, to idealne miejsce na kryjówkę. Przynajmniej tu bym
celował jako pierwszy wybór – dodał już bez tej pewności co na początku.
Kapitan Kamikuza pochyliła się nad
mapą z zainteresowaniem.
– Chyba i tak nie mamy innego
tropu – uznała w końcu. – Przeszukiwanie każdego zakamarka potrwa wieki, a Momo
może nie mieć tyle czasu.
Nikt nie skomentował tych słów.
Wydano rozkazy i shinigami ruszyli do opuszczonej wioski. Gdy byli już blisko,
zatrzymali się i dalej podszedł jedynie zwiad z nadzieją, że dowiedzą się czegoś
więcej.
Chwilę później usłyszeli odgłosy
walki, więc nie było sensu się dłużej skradać. Shinigami rzucili się do bitwy z
obcym oddziałem. Przeciwnicy byli dobrze przygotowani, choć musieli się cofnąć
przed destrukcyjną siłą rozpostarcia Abaraia i zasięgiem kosy kapitan Kamikuzy.
Dzięki temu Ruki z kilkoma podwładnymi był w stanie przedrzeć się pomiędzy
zabudowania.
– Nie pędź tak – warknął Renji,
osłaniając Trzeciego Oficera przed atakiem. – Spodziewali się nas.
Ruki tylko skinął głową,
porzucając plan wślizgnięcia się do środka i odnalezienia zaginionej
vice-kapitan. Najpierw musieli pokonać wrogów przed sobą. Rzucił zaklęcie na
przeciwnika, odpieczętowując jednocześnie swoje Zanpakutou. Na obcych żołnierzy
spadła ściana wody, dezorientując ich na moment. Tyle wystarczyło, by kapitan
Kamikuza zaaplikowała większości truciznę ze swojego rozpostarcia.
– Yuu-kun, zajmijcie się niedobitkami.
Abarai-kun, Yoshida-kun, idziemy – rozkazała.
Renji jedynie gwizdnął z uznaniem
dla kapitan Piątki i jej bezwzględności. Zaraz jednak pogonił za Rukim, który
przejął dowodzenie i wprowadził ich w głąb wioski. Chyba udało im się zaskoczyć
wroga, który raczej nie sądził, że przedrą się przez pierwszą linię obrony. Tu
shinigami nie dali już sobie na wstrzymanie, aż dotarli do jednego z domów,
który stanowił główną bazę operacyjną wrogiego oddziału.
Zabimaru w swej zapieczętowanej formie
zazgrzytał nieprzyjemnie o absurdalnej wielkości miecz z ząbkowanym ostrzem.
Abarai wyszczerzył bezczelnie zęby do czarnowłosego mężczyzny z insygnium dwóch
skrzyżowanych ostrzy otoczonych wieńcem z krwawnika i ostów na płaszczu.
Najwyraźniej natknął się na dowódcę.
– Przyszliście po shinigami – odezwał
się kpiąco przeciwnik. – Godna podziwu lojalność.
– Gdzie ona jest? – warknął Renji.
– Kto wie? Też bym chciał znać
odpowiedź na swoje pytanie. Może ty będziesz wiedział? – roześmiał się.
– Renji Abarai – przedstawił się
vice-kapitan Szóstki, atakując.
– Shinobu Ohara – odparł ten
drugi nadal w doskonałym humorze.
Renji się nie powstrzymywał
wściekły i zaniepokojony o przyjaciółkę. W tak niewielkiej przestrzeni trudno
mu było uwolnić pełnię mocy Zabimaru, jednak shikai wystarczyło aż nadto na
Oharę, który próbował maksymalnie skrócić dystans i wykorzystać słabości Abaraia.
Renji na to nie pozwolił. Markując atak na głowę przeciwnika, wypuścił Zabimaru
nieco dalej, a sam potężnym kopniakiem posłał Shinobu na najbliższą ścianę, pozbawiając
go tchu.
– Bakudo no 63. Sajo Sabaku. – Zaklęcie
kapitan Kamikuzy skutecznie unieruchomiło przeciwnika. – Zabierzemy go do
Seireitei i przesłuchamy – zdecydowała.
Shinobu roześmiał się paskudnie,
patrząc na oboje shinigamich. Szepnął pod nosem parę słów, po których nastąpił
wybuch. Renji zdążył jedynie pchnąć kapitan Piątki na podłogę.
– Jest pani cała? – zapytał, gdy
kurz zaczął opadać.
– Tak, dziękuję, Abarai-kun –
odparła, spoglądając w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał przeciwnik. – Co
sprawiło, że był gotowy aż na śmierć?
– Nie wiem, ale lepiej znajdźmy Momo
– odparł Renji.
Ruki wykorzystał zamieszanie, by
przedostać się w głąb domu. Na drodze natknął się tylko na jednego strażnika, z
którym nawiązała się krótka walka zakończona zwycięstwem Trzeciego Oficera.
Niespodziewany wybuch gdzieś za nim sprawił, że się zachwiał, ale zaraz wszedł
do źle oświetlonego pokoju. W pierwszej chwili uznał, że jest pusty, dopiero
drugie spojrzenie wychwyciło leżące pod ścianą ciało.
– Pani kapitan! Renji-san! –
zawołał dowódców.
Sam dopadł do postaci z sercem w
gardle. Naprawdę chciał, żeby to wszystko skończyło się dobrze, jedynie na
strachu i ranach. Ostrożnie przewrócił nieprzytomną kobietę na plecy i skrzywił
się, dostrzegając opuchniętą od uderzeń twarz i zaschnięte ślady krwi.
– Znalazłeś ją? – Usłyszał Renjiego.
Ruki jeszcze przez chwilę nie
odpowiadał skupiony na vice-kapitan Piątki. Jednak z każdą kolejną sekundą po
prostu nie chciał spoglądać na przełożonego, ale w końcu to zrobił.
– Trzeba powiadomić kapitana
Hitsugayę – powiedział cicho, spuszczając głowę.
Dobra, nadrobiłam ten nieszczęsny rozdział. Jeżeli chodzi o obiecany wierszyk — póki co musiał odejść w zapomnienie, ale co ja chciałam, a, rozdział. Najbardziej chyba cieszy mnie fakt, że Corrie dogadała się ze swoim facetem (dziękuję, Shuuhei, zawsze byłeś moim ulubionym bohaterem). W kwestii pana szukającego Corrie (inaczej być nie może, bo jakże by inaczej) to niekoniecznie chcę się wypowiadać, bo niekoniecznie Momo lubię (ale Byakuya jest w moich top of the top znienawidzonych bohaterów, więc jego nie przebije), ale szkoda, że dziewczynkę poturbowano.
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca, więc nie mam większych przemyśleń. Na ten moment to wszystko, o.
Wiesz co, jestem rozdarta, bo bardzo chciałbym się cieszyć, że Corrie zaakceptowała oświadczyny Kiry i to w tak uroczy sposób, ale pozostałe wydarzenia skutecznie przyćmiły tę szczęśliwą chwilę. No, ale jak już przy temacie oświadczyn jesteśmy to w sumie się cieszę, że to było zwyczajne niedopowiedzenie, a żadna kłótnia. Szkoda tylko, że ta radosna wiadomość nie mogła wybrzmieć w pełni.
OdpowiedzUsuńScena z Momo zdaje się potwierdzać, że obawy Shuuheia są w pełni uzasadnione. Szkoda dziewczyny, nie zasłużyła sobie na taki los i wolałabym jednak, żeby Toshirou nie musiał otrzymywać wieści o śmierci żony.
Pozdrawiam gorąco!
O proszę, ktoś tu do mnie wrócił. Za to nie będziesz długo czekać, bo w piątek kolejny rozdział.
Usuń