piątek, 26 marca 2021

Rozdział 24.

 Tydzień później niż w pierwotnym planie, do tego nie wiem jeszcze, kiedy pojawi się kolejny. Na razie robię przerwę od stałych publikacji, więc może być tak, że kolejny rozdział pojawi się dopiero w maju. Ale wiecie, jak to ze mną jest. Zobaczymy, na razie muszę kilka innych rzeczy poprzestawiać w głowie.

 

Było już bardzo późno, a jednak w Seireitei prawie nikt nie szykował się do snu. Oddziały czekały na rozwój wydarzeń w Rukongai, a każdy piekielny motyl bądź posłaniec zwracały szczególną uwagę.

Corrie sprzątnęła pojemniki po jedzeniu na wynos i zalała herbatę, gdy woda była gotowa. Wolałaby spędzić wieczór w towarzystwie Kiry, jednak w obecnej sytuacji musiała jej wystarczyć kolacja w biurze z kapitanem pomiędzy jednym raportem a drugim. Wciąż trzymała ją euforia tej jednej chwili, gdy wszystko zostało wyjaśnione i cały świat dookoła przestał się liczyć. Może dlatego uśmiechała się pod nosem pomimo sytuacji.

Postawiła kubek na kapitańskim biurku. Hisagi niemalże niezauważalnie skinął głową skupiony na czytanym raporcie. Z drugim miała usiąść do własnej pracy, gdy oboje poczuli rozchodzące się w powietrzu reiatsu. Zimne i pełne rozpaczy.

– Kapitan Hitsugaya – szepnęła Corrie.

Shuuhei podniósł głowę czujny i zaniepokojony. Corrie podeszła do uchylonego okna, na nocnym niebie zobaczyli ciemne, burzowe chmury, które pojawiły się jakby znikąd. Echo reiatsu kapitana Dziesiątki wciąż muskało ich skórę, wzbudzając nieprzyjemne odczucia.

Na wyciągniętej dłoni Corrie usiadł piekielny motyl. Wysłuchała wieści w bezruchu, dopiero gdy stworzonko odleciało, spojrzała na Shuuheia. W jej oczach nie dostrzegł już ani odrobiny wcześniejszej radości, szkliły się od z trudem powstrzymywanych łez.

– Jakie wieści? – zapytał cicho, spodziewając się, co za chwilę usłyszy.

– Znaleźli ją, ale było już za późno.

Hisagi zacisnął gniewnie szczęki, czując, jak zalewa go rozpacz. Nie dziwił się Toshiro, który wybuchł, gdy otrzymał tę informację, bo pewnie sam na jego miejscu zachowałby się identycznie.

Przytulił Corrie, pozwalając obojgu na moment słabości. Przez chwilę nie byli dowódcami, a zwykłymi ludźmi, którzy właśnie stracili przyjaciółkę.

– Za godzinę mamy być w Jedynce na zebraniu dowódców – dodała Corrie, gdy trochę uspokoiła głos. – Tam poznamy wszystkie szczegóły.

Dawno już zebranie w Pierwszym Oddziale nie było tak ponure. Nikt nie żartował, pojedyncze rozmowy prowadzono szeptem i szybko się też urywały. Nawet zwykle pogodna Yachiru nie odzywała się ani słowem, kiwając jedynie głową w odpowiedzi na powitania. To jednak ona pierwsza zbliżyła się do Hitsugayi, po którym nadal było widać rozpacz i wściekłość po stracie ukochanej żony. Yachiru podeszła do niego i przytuliła bez jednego słowa, ale sam ten gest już wyjątkowo dużo mówił.

Gdy dołączył do nich Kapitan-Dowódca, wszyscy stali na swoich miejscach z ponurymi minami, ale w oczekiwaniu na wieści.

– Kapitan Kamikuza, czekamy na raport – polecił sucho Yamamoto.

Zielone oczy Kayi były nieco spuchnięte i zaczerwienione, mimo to kobieta stała dumnie wyprostowana pomiędzy Kurochim a Komamurą.

– Jak już wiecie, mojej vice-kapitan nie dało się ocalić. Była już martwa, gdy dotarł do niej Trzeci Oficer Yoshida. Nie wiemy wiele. Oddział wroga liczył około dwudziestu osób, wszystkie doskonale wyszkolone i biegłe w posługiwaniu się bronią. To nie była ich pierwsza walka, dobrze wiedzieli, co robią – mówiła cicho i spokojnie, ukrywając wszelkie zbędne emocje. – Nie udało nam się nikogo z nich przesłuchać, choć próbowaliśmy schwytać ich dowódcę. Popełnił jednak samobójstwo, gdy udało nam się go spętać. Zdobyliśmy o nim dwie informacje. Przedstawił się jako Shinobu Ohara, a na jego płaszczu widniało insygnium przypominające dwa skrzyżowane ostrza otoczone wieńcem z krwawnika i ostów.

Kilka osób na sali poruszyło się nieznacznie na tę informację, ale nikt nie przerwał Kamikuzie, która spojrzała po obecnych i skupiła spojrzenie na Yamamoto.

– Przeszukaliśmy miejsce, gdzie obozowali, ale bez większych skutków. To nadal tylko przypuszczenia, jednak im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem w stanie w to uwierzyć. Obozowali tam od jakiegoś miesiąca i czegoś szukali. Czegoś albo kogoś. Prawdopodobnie dlatego zwrócili na siebie uwagę shinigamich.

– Sugerujesz, Kamikuza, że...

– Zamilcz, Kurochi – przerwał mu Kuchiki. – Przemyśl raz jeszcze to, co chcesz powiedzieć. Na razie to tylko przypuszczenia rozżalonej kapitan.

Kaya skrzywiła się, ale nie odpowiedziała na zarzut. Kurochi również nie był skory do kontynuowania myśli, choć rzucał gromy z oczu w kierunku Byakuyi.

– To nie czas na przepychanki – stwierdził sucho Kapitan-Dowódca. – Czy mamy jakieś dowody, że takich grup w Rukongai ukrywa się więcej?

– Nie sądzę, ale nie znaleźliśmy żadnych śladów, które podpowiadałyby kontakt z kimś innym – odparła Kaya.

– Kapitanie Kurotsuchi?

– Monitorujemy cały obszar Rukongai od czasu ataku na Piąty Oddział – odparł Mayuri. – Jedyne, co udało nam się odkryć, to fakt, że wrogi oddział używał reiatsu Pustych do fałszowania naszych odczytów i robili to z premedytacją – prychnął niezadowolony.

– Albo chcieli ukryć swoją obecność, albo wręcz przeciwnie, chcieli nas sprowokować do reakcji – odezwał się Ukitake.

– Skoro atakowali zwykłe dusze, musieli być świadomi, że zareagujemy – zauważył poważnym tonem Kyoraku. – Jeśli szukaliby czegoś w Rukongai, nie byłoby powodu robić takiego zamieszania.

Stuknięcie laską uciszyło spekulacje. Wszyscy spojrzeli na Kapitana-Dowódcę, który przetrzymał ich jeszcze chwilę w tej ciszy.

– Wszystkie Oddziały mają wzmóc czujność na patrolach – odezwał się w końcu Yamamoto. – Macie przeczesać Rukongai i sprawdzić, jak głęboko wróg zapuścił korzenie. Oddział Dziewiąty wraz z Oddziałem Szóstym będą koordynować działania z Seireitei, macie sprawdzić każdą, chociażby najmniejszą pogłoskę czy poszlakę. Oddział Dwunasty ma na bieżąco sprawdzać zebrane próbki, jest to priorytetem. Oddział Dziesiąty zabezpieczy Seireitei przed ewentualnym konfliktem. Na ten moment to wszystko. Zamykam spotkanie.

Nikt nie oponował, choć na twarzy Hitsugayi pojawiła się wściekłość, kiedy został uziemiony w granicach Seireitei. Nie zbuntował się jednak, odepchnął jedynie dłoń Matsumoto ze swojego ramienia, dając do zrozumienia, że nie chce jej pocieszeń w tym momencie.

Dowódcy wrócili do swoich Oddziałów, by jak najszybciej skoordynować pracę nad zleconą misją. Nikt z nich nie kładł się do następnego wieczora. Szóstka i Dziewiątka podzieliły pomiędzy sobą obszar Rukongai na pół według bram miasta. Mieli informować się o najważniejszych poszlakach, co wykluczało udział Renjiego i Corrie w patrolach. Zresztą póki co nikt z dowódców nie ruszał osobiście w teren, choć każdy siedział jak na szpilkach.

Shuuhei przetarł zmęczone brakiem snu oczy. Utworzenie struktur całego przedsięwzięcia zajęło zbyt wiele czasu i energii, choć z drugiej strony nie było okazji dać się przytłoczyć smutkowi i rozpaczy. Do tego zauważył ten rozdźwięk w dowództwie, gdy Kamikuza ujawniła im informacje o przywódcy wroga. Nie samo nazwisko, ale mon, bo tym musiał być symbol, który ich wszystkich poruszył. Co to wszystko miało oznaczać? I czemu nadal nikt nie ujawnił tych informacji pozostałym? Powinni przecież wiedzieć, z czym walczą.

– Dzisiaj chyba więcej nie zrobimy – odezwał się cicho. – Jesteśmy na nogach drugą dobę, więc chyba na razie wystarczy.

– Kiedy mówisz takie rzeczy, zastanawiam się, czy już jest tak źle, czy cię podmienili – mruknęła Corrie.

Uśmiechnął się krzywo, ale gest zaraz zniknął.

– Dobrze, że chociaż tobie jeszcze dopisuje humor – odgryzł się. – Nawet jeśli czarny.

Corrie opadła na oparcie swojego fotela i spojrzała w sufit. Przez chwilę rozważała, czy zdradzić Hisagiemu, że również wie, czyj mon był na mundurze przeciwnika, obawiała się jednak kolejnej niepotrzebnej awantury. Do tego wciąż nie miała pewności, czy ta wiedza była dla niego bezpieczna, skoro ci kapitanowie, którzy wiedzieli, nic na ten temat nie wspominali. Nie wiedziała dlaczego.

– Idź do Rangiku-san – powiedziała tylko. – Przyda jej się twoje wsparcie, a nikt z nas nie powinien być teraz sam.

Nie mógł się z tym nie zgodzić, choć przez ostatnią dobę usilnie wyrzucał z myśli powód tej mobilizacji. Byli shinigami, szli ze śmiercią ręka w rękę, a jednak, gdy ginęli ich najbliżsi, przyjaciele czy podwładni, stawali się bardziej ludzcy, niż chcieli się do tego przyznać.

Corrie podniosła się z miejsca, wyrywając go z zamyślenia.

– Skoro kończymy na dziś, idę do Izuru – oznajmiła.

– Nie zdążyliście poświętować – zauważył Hisagi z odrobiną smutku.

– To niewiele pomiędzy nami zmienia – odparła. – I tak nie wyobrażam sobie już życia bez niego. – Uśmiechnęła się mimowolnie, choć to był krótki gest. – A jednak teraz, spoglądając na rozpacz kapitana Hitsugayi, chyba wszyscy zastanawiają się, jakby to było, gdybyśmy to byli my. To paraliżująca myśl.

– Obyśmy nie musieli nikogo więcej stracić – mruknął.

Bał się. Słowa Corrie zwiastowały nadejście wojny, o czym nie chciał myśleć. Nikt z nich nie pragnął kolejnej wojny, tym razem mogą nie wyjść z tego cali, a nie wyobrażał sobie utraty kolejnych cennych dla siebie ludzi. Czy był jakikolwiek sposób, żeby ich obronić?

Z tą myślą pukał do drzwi mieszkania Rangiku. Nikt mu nie otwierał i wyglądało na to, że nie zastał kobiety, co go zaniepokoiło.

– Shuuhei?

Matsumoto zatrzymała się kilka kroków dalej ze stertą teczek w ramionach.

– Byłaś jeszcze w pracy? – zapytał z ulgą.

Rangiku uśmiechnęła się krzywo.

– Może i Dziesiątka została uziemiona w Seireitei, ale też mamy mnóstwo roboty – odparła, gdy odebrał od niej teczki i otworzyła drzwi mieszkania. – A wszystko na moich barkach.

– Jak kapitan Hitsugaya to znosi? – zapytał ostrożnie.

– Już wczoraj wysłałam go do domu, żeby zajął się Toru, ale nie jest dobrze. Nie wiem, jak mam mu pomóc – przyznała. – On sobie sam nie poradzi, a Toru nie rozumie jeszcze, że Momo nie wróci i cały czas ją woła.

Shuuhei przytulił ją mocno, chowając twarz w jej włosach. Pozwolił, aby w końcu dała upust rozpaczy. Przyjaźniła się z Momo wiele lat, do tego chodziło o jej dowódcę, z którym pracowała przez dekady.

– Byłaś bardzo dzielna, Rangiku.

– Dlaczego to musiało się stać? Momo wystarczająco w życiu wycierpiała, więc dlaczego padło akurat na nią? Kto do tego doprowadził?

Nie znał odpowiedzi na te pytania. A może nie chciał znać, bo ta jedna straszna myśl, która urodziła się w trakcie zebrania, nadal nie dawała mu spokoju. Nie chciał wypowiadać jej na głos, nie chciał komplikować spraw jeszcze bardziej, ale ta dawna rana, którą jesienią sam rozdrapał, jątrzyła się na nowo.

Teraz skupił się na Rangiku. Może i był wykończony po dwóch dobach intensywnej pracy i emocjach, ale znalazł w sobie jeszcze siłę, by opiekować się własną narzeczoną. Wiedział, że wspólna kąpiel i kolacja nie rozwiążą problemów ich świata, ale chociaż na chwilę poprawią nastrój obojgu. Może tego właśnie potrzebowali, by oswoić się ze stratą.

– Nie było w sumie okazji, bo i okoliczności raczej nie sprzyjają, ale już wiem, o co poszło Corrie i Kirze – odezwał się, nawijając na palec pukiel rudych włosów.

Rangiku spojrzała na niego zaciekawiona. Przez to wszystko zupełnie zapomniała, że przyjaciele znowu się o coś skonfliktowali i unikali się od kilku dni.

– Oświadczył się jej, a ta kretynka nie potrafiła mu odpowiedzieć i uciekła, gdy tylko dał jej na to okazję. Jak w końcu z niej to wyciągnąłem, nie wiedziałem, czy mam zacząć się śmiać czy jej przyłożyć. Chociaż Kirze też się należy porządne lanie – marudził.

Rangiku zaśmiała się cicho.

– I co? Odpowiedziała mu? – Pokiwał głową, uśmiechając się lekko. – W sumie to podejrzewałam, że może o to chodzić. Znasz ich. Nawet po tylu latach są niepewni własnej wartości i łatwo ich zawstydzić, kiedy idzie o uczucia.

– Tylko wszystko utrudniają, a człowiek musi się zastanawiać, o co im znowu poszło – prychnął.

– Nie bądź dla nich taki surowy, Shuu. Kiedyś w końcu zrozumieją, że wątpliwości są im niepotrzebne. Ale dobrze, że to się w końcu stało. Teraz jak nigdy potrzebujemy tak dobrych wiadomości.

– Boję się tylko, że Corrie coś odwali – przyznał.

– Czemu miałaby?

– Sam nie wiem, ale czuję w kościach, że coś ukrywa. Ale może jestem przewrażliwiony po ostatnim.

– Zaufaj im obojgu. Kira nie da jej sobie tak po prostu wydrzeć. Nie jest już tamtym chłopcem, który niczego nie umiał zrobić sam.

Uśmiechnęła się na wspomnienie, jak ta dwójka dorosła. Przyjemnie było patrzeć, jak stają się coraz pewniejsi swoich uczuć i decyzji. Modliła się też, aby nadchodzące kłopoty ominęły tę piękną, młodzieńczą miłość. Wystarczyło już tych smutnych chwil, powstrzymujących ich przed sięgnięciem po szczęście.

– Jednak – odezwała się znowu, spoglądając na Shuuheia – w tej chwili zamiast zajmować się innymi, mnie powinieneś poświęcić całą swoją uwagę.

Zaśmiał się nieco nerwowo.

– Jesteś próżną i zachłanną kobietą, Rangiku.

– To we mnie kochasz.

– Kocham w tobie też wiele innych cech.

Pochylił się nad nią i pocałował z pasją, na co odpowiedziała równie namiętnie, przyciągając go jeszcze bliżej. Nie musiała długo zachęcać, by zajął się nią odpowiednio. I na tę chwilę wszystko przestało się liczyć.

3 komentarze:

  1. Możliwe, że już nie pamiętam, co się działo ostatnio, ale, ale, ja się tak łatwo nie poddaję (nawet mimo tego drażniącego fontu, którym właśnie klepię ten komentarz). Wiadomo, śmierć Momo wywarła niemałe wrażenie na naszych bohaterach (chociaż muszę przyznać, że sama niekoniecznie ja lubiłam), ale dobrze, że przed tym wariactwem, co ich czeka, dostają chwilę wytchnienia (szczególnie Shuuhei, mój best boi).
    No i czuję w kościach cyrk ze strony Byakuyi. Jeżeli ktokolwiek ma wiedzieć, o co w tym chodzi (poza Corrie), to właśnie ten wariat.
    Nadal go nie lubię.
    A, wierszyk o Byakuyi miał być.
    Kiedyś go napiszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uf, tym razem udało mi się tu dotrzeć bez większych opóźnień, jak dobrze ^^
    Chociaż komentarz muszę pisać od nowa bo przeglądarka przed chwilą pokazała mi faka.
    Mimo wszystko trochę się łudziłam, że jakimś cudem uda się uratować Momo. Szkoda dziewczyny, nie zasłużyła sobie na taki los. Nie sądzę jednak, że bohaterowie będą mogli w spokoju przeżywać swoją żałobę. Wróg robi się coraz bardziej bezczelny i wydaje mi się, że na kolejną konfrontację nie trzeba będzie długo czekać.
    Nie sądzę, żeby Corrie dobrze robiła nie mówiąc Shuuheiowi kim jest wróg. Kurochi wydaje się być bardzo chętny do zrobienia z Shiroyamy głównej podejrzanej i kto wie czy nie przydałby się dziewczynie choć jeden sojusznik znający całą prawdę o wrogu.
    Odpoczywaj ile tylko potrzebujesz i wróć jak poczujesz się gotowa. Będę cierpliwie czekać ;)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś zgubiłam te nowe rozdziały. Praca, kot. I chyba nie dotarło do mnie, że tam Corrie czeka. W poprzednim nie było mojego komentarza, ale jestem pewna, że czytałam. Może marudziłam Ci na fejsie, że po raz kolejny doprowadzasz mnie do łez z powodu bohaterki, której nie znoszę z pasją od ponad dekady.
    I dziś Ci się to też udało, bo ten smutek jej przyjaciół i Toshiro ruszyły nawet mnie.
    W dodatku Hisag widzi, że coś jest na rzeczy z tymi atakami i jest na dobrym tropie niestety. Czemu Corrie nie może mu po prostu powiedzieć. A tak Hisag myśli, że może ona jednak jest wrogiem. Eh...

    OdpowiedzUsuń

Laurie January