Z lekkim poślizgiem, skoro nie udało mi się go wrzucić przed wyjazdem. To jeden z ostatnich rozdziałów, nim ruszymy z konkretną akcją, więc cieszcie się jeszcze, jaki ten Hisagi fajny^^
Wezwanie do Pierwszego Oddziału
nie zaskoczyło Corrie, choć nie miała pojęcia, co usłyszy. Sprawa była poważna,
nie miała pretensji do Shuuheia, że postanowił podzielić się nią z kimś, kto
miał od nich dużo więcej władzy i autorytetu, by w razie kłopotów mogli się na
kimś wesprzeć.
Mimo to poczuła niepokój, gdy
Sasakibe wpuścił ją do biura Kapitana-Dowódcy. Chyba nigdy tu nie była, nie
przypominała sobie takiego wydarzenia. Nie miała potrzeby ani pozycji, by
przebywać w tym miejscu, a teraz, pod czujnym okiem Yamamoto, czuła się jeszcze
bardziej nic nieznacząca.
Ukłoniła się z szacunkiem i
przystanęła obok Shuuheia, którego mina niewiele mówiła na temat podjętych
decyzji.
– Kapitan Hisagi przedstawił mi
już obraz sytuacji – odezwał się Kapitan-Dowódca. – Słusznie założyliście, że
może to być kłopotliwa moc, której należy używać ostrożnie i z rozwagą. Vice-kapitan
Shiroyama, jesteś gotowa ponieść odpowiedzialność związaną z taką potęgą?
Corrie najchętniej pokręciłaby
głową, bo była przerażona myślą, do czego Yukikaze może być zdolna. Jednak to
od niej samej zależało, na ile jej pozwoli – to był prosty układ pomiędzy
shinigami a Zanpakutou.
– Nie wiem – odparła szczerze. – Jedyne,
czego jestem pewna, to tego, że nie wiem jeszcze wszystkiego, co się z tym wiąże.
Yukikaze z pewnością trzyma jeszcze jakiegoś asa w rękawie, który ujawni mi
według własnej zachcianki. Takim jest mieczem, Kapitanie-Dowódco.
Starzec pokiwał w zamyśleniu
głową. Rozważał, czy nie powinien zabronić tej dziewczynie dalszych treningów.
Możliwe, że to rozwiązanie byłoby najlepsze dla wszystkich zainteresowanych, a
jednak nie chciał pozbawiać jej mocy do ochrony samej siebie, najbliższych oraz
Seireitei. Skazywanie wojowniczki, nawet tak kłopotliwej jak Corrien, na łaskę innych
byłoby ciosem w samo jestestwo dziewczyny i Yamamoto nie miał serca jej łamać.
– Kontynuujesz trening pod
ścisłym nadzorem – oznajmił. – Chcę mieć wzgląd na wszystkie postępy, zajmie
się tym kapitan Kurotsuchi.
– Wolałabym nie angażować w to
kapitana Kurotsuchiego – odparła Corrie. – Rozumiem, że ingerencja Oddziału
Dwunastego może być konieczna, jednak nie pozwolę temu człowiekowi zajmować się
Yukikaze.
– Corrie – syknął Shuuhei. – To nie
czas na takie bzdury.
Shiroyama go zignorowała
wpatrzona w Kapitana-Dowódcę. Włoski zjeżyły jej się na karku na myśl, że
Kurotsuchi miałby dostęp do Yukikaze. Nie znosiła tego człowieka, nie ufała mu
za grosz, a jego traktowanie wszystkich jak idiotów i obiektów
eksperymentalnych budziło w niej opór.
Yamamoto nie odpowiedział od razu.
Sam miał obawy, czy Kurotsuchi nie przekroczy swoich kompetencji w tej sprawie –
co jakiś czas przypominał sobie, że Corrien od początku była dość niezwykłym
przypadkiem, a lepiej by nie wpadła w jego białe łapy.
– Pozostaje skontaktować się z
Kisuke Uraharą – uznał. – Jeśli się jednak nie zgodzi, nie zezwolę na
kontynuację tego treningu.
– Jestem tego świadoma.
– O samych zdolnościach tego rozpostarcia
nie zezwalam nikomu więcej wspominać. To pozostaje w tym gabinecie.
– Vice-kapitan Abarai pomagał Corrien
w treningach – przypomniał Hisagi.
– Poinformujcie go zatem, że ma
to pozostać ścisłą tajemnicą, dopóki nie uznam inaczej – polecił Yamamoto. –
Vice-kapitan Shiroyama, nawet jeśli kontynuacja treningu przyniesie owoce, nie
wolno ci używać tego rozpostarcia bez mojego zezwolenia. Jeśli zajdzie taka
potrzeba, do decyzji upoważniam kapitana Hisagiego.
– Tak jest.
– Dopóki Kisuke Urahara nie
podejmie decyzji o pomocy w treningu, zawieszam go. Nie rób nic na własną rękę,
vice-kapitan Shiroyama.
– Oczywiście, Kapitanie-Dowódco. –
Corrie skłoniła lekko głowę. – Mam jeszcze jedną egoistyczną prośbę. Chcę o
wszystkim powiedzieć vice-kapitanowi Kirze. Uważam, że trzymanie tajemnicy
przed mężczyzną, któremu obiecałam rękę, byłoby nie w porządku i mogłoby
przynieść niepotrzebne nieporozumienie, gdyby cokolwiek zauważył.
– Udzielam zgody. Vice-kapitan
Kira będzie ostatnią osobą dopuszczoną do sprawy.
– Dziękuję, Kapitanie-Dowódco.
Po ich wyjściu Sasakibe długo
obserwował swojego przełożonego w milczeniu. Yamamoto westchnął ciężko, jakby
przytłoczony kolejnym problemem.
– Dawniej nie pozwoliłbyś jej
zostać vice-kapitanem – odezwał się w końcu Sasakibe.
– Dawniej kazałbym ją zlikwidować
lata temu – odparł Genryuusai. – To dziecko przynosi ze sobą nieubłagalne
zmiany, czy tego chce czy nie. Wezwij Kisuke Uraharę i kapitana Kuchikiego.
***
Shuuhei widział, jak Corrie nie
może się doczekać decyzji, choć minęło zaledwie kilka godzin od rozmowy z
Kapitanem-Dowódcą. Trochę go to niepokoiło, ale pewnie sam nie zniósłby takiego
zawieszenia, jakkolwiek nie obawiałby się konsekwencji tego treningu.
– Nie najlepszy ze mnie
vice-kapitan. – Usłyszał głos Corrie, która postawiła przed nim kubek z
herbatą. – Co chwilę zostawiam wszystko na twojej głowie.
– Sam cię wybrałem, więc raczej
nie mam prawa narzekać – odparł. – Tym razem przynajmniej będę wiedział, gdzie
jesteś i że nic ci nie grozi. Urahara cię nie uwięzi.
Corrie spojrzała przez okno.
– Jestem tym trochę przytłoczona –
przyznała. – Powinnam być u twego boku, dawno obiecałam chłopakom, że odwiedzę
Kurenaiów, do szkółki też nie mam kiedy zajrzeć. Jest wiele spraw, których nie
mogę właściwie doprowadzić do końca, odkąd zostałam twoim vice-kapitanem.
– Żałujesz, że się zgodziłaś? –
zapytał ostrożnie.
– Nie, nie żałuję tej decyzji, choć
nadal uważam, że jest wiele osób, które byłyby lepszym ode mnie wsparciem dla
Dziewiątego Oddziału. Nie ma sensu ukrywać też, że trochę psuję ci wizerunek i
autorytet wśród shinigamich. Nie dość, że jesteśmy przyjaciółmi, to jeszcze
wciąż przyciągam kłopoty. Nie winiłabym cię, gdybyś dla dobra Oddziału mnie
zdegradował.
– Nie zrobiłbym tego – odparł poważnie.
– Może i nie jest łatwo, ale straciłbym więcej, gdybym wycofał się z raz
podjętej decyzji. Za bardzo przejmujesz się innymi, Corrie. Może czas, żebyś
myślała więcej o sobie i o tym, czego chcesz?
– Przesadzasz, kapitanie. –
Uśmiechnęła się rozbawiona. – Jestem większą egoistką, niż ci się wydaje.
Inaczej dawno przykułbyś mnie do biurka ze stertą własnej roboty, a sam szlajałbyś
się gdzieś z Rangiku.
– Nie zrobiłbym tego – zaprzeczył
gwałtownie.
Corrie roześmiała się.
– No tak, taki pracoholik jak ty
nie oddałby swojej roboty bez walki – zakpiła.
– Corrie, zważaj na słowa.
Spoważniała, spoglądając na
Hisagiego.
– Nie wiem, jak długo tym razem
mnie nie będzie.
– Poradzimy sobie. Kyoya pomagał
ci przez cały ten czas w pracach z Szóstką, da radę.
– Nie o to się martwię –
przyznała. – Są rzeczy, na które zupełnie nie mamy wpływu. Ukryte przed naszym
wzrokiem i w każdej chwili... – Urwała, gdy usłyszeli pukanie.
W otwartych drzwiach biura stał
Shohei.
– Przepraszam, że przeszkadzam,
ale kazano mi niezwłocznie przekazać, że Corrie-san ma się jutro z samego rana
w Pierwszym Oddziale – poinformował ich.
– Dziękuję, Shohei-kun.
– Vice-kapitan Sasakibe wyglądał
na poważnego. Czy coś się stało?
– Kronikę piszesz? – fuknęła
Corrie, spoglądając ostro na Kimurę.
– Nie, Corrie-san. Byłem po
prostu ciekaw – odparł potulnie.
– Jeśli nie masz nic do roboty,
zaraz ci coś znajdę – zagroziła.
– Przepraszam, pójdę już.
Shohei zostawił ich samych.
Hisagi za to przyjrzał się swej zastępczyni.
– Mam wrażenie, że go nie lubisz –
zauważył. – Albo zachowujesz się tak w stosunku do Shoheia tylko w mojej obecności.
Jest tego jakiś szczególny powód?
Corrie nieco się speszyła.
Uśmiechnęła się nerwowo.
– Uwierzysz, jeśli powiem, że
drażni mnie jego atencyjność? – zapytała.
Przez chwilę Shuuhei nie rozumiał
pytania. Spojrzał na drzwi, a potem znów na Corrie.
– Podrywał cię?
– Nie aż tak, ale jak coś się
dzieje, wszędzie go pełno – odparła. – I zawsze chce wszystko wiedzieć.
Shuuhei nie mógł zaprzeczyć, coś
w tym było, że Shohei bardzo często pojawiał się tam, gdzie Corrie przyciągała
kłopoty. To jednak nie tłumaczyło oschłego zachowania dziewczyny – zbyt dobrze
ją znał, by nie wiedzieć, że chodzi o coś jeszcze.
– Ciekawość to jeszcze nie grzech
– powiedział tylko. – Gdyby jednak zaczął zbyt mocno przekraczać swoje
kompetencje, powiedz mi o tym.
– Uważasz, że sobie nie poradzę?
– Wolałbym, żeby w moim Oddziale
nie dochodziło do takich sytuacji – powiedział poważnie. – Nie pozwolę na
bezkarność takich zachowań.
– Dobrze, poinformuję cię, jeśli
Shohei zacznie mi się naprzykrzać – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Na razie
znajdę Kyoyę, żeby przekazać mu obowiązki, a potem czeka mnie rozmowa z Izuru.
Wyszła, zanim Shuuhei przypomniał
sobie o jej nieco dziwnych, przerwanych przez Shoheia słowach, o które chciał
zapytać. Czy to było jakieś ostrzeżenie? Co miała na myśli?
Rozmyślania przerwał mu Kira.
Rozejrzał się po biurze i nieco zmarkotniał, gdy zastał tylko Hisagiego.
– Wyszła kilka minut temu – poinformował
go Shuuhei. – Musi znowu nastawić Kyoyę przeciwko mnie – zażartował.
– Czemu miałaby? – zdziwił się
Kira. – Coś się stało?
W tym momencie do Hisagiego
dotarło, jak niefortunny był to żart, a okłamywanie przyjaciela nie było w jego
intencjach.
– Jak ci powiem, będzie na mnie
zła – stwierdził. – Miała cię wtajemniczyć potem, ale to nic strasznego.
– Skoro tak, możesz mi przecież
powiedzieć. Corrie była ostatnio przygnębiona, a nie chciała mi nic zdradzić.
Shuuhei wiedział, że właśnie się
wkopał. Już sobie wyobrażał pretensje Corrie, że sam wszystko wypaplał, skoro
postanowiła osobiście wyjaśnić sytuację, a Kirze też nie chciał odmawiać
wyjaśnień, skoro sprawa wyraźnie go martwiła.
– Czasami żałuję, że dałem ci się
przekonać do wzięcia tu Corrie – jęknął.
– Hisagi-san, powiedz mi, co się
dzieje.
– Corrie ci to wyjaśni. Będzie musiała
wyjechać na jakiś czas.
– Znowu ją gdzieś wysyłasz? –
Kira zmarszczył brwi niezadowolony.
– Tym razem doskonale wiem, gdzie
będzie – odparł Shuuhei obronnym tonem. – Nic jej tam nie grozi. Możesz na nią
poczekać, powinna niedługo wrócić.
Hisagi najchętniej zmyłby się z
własnego biura, żeby tylko zejść przyjacielowi z oczu, ale nie chciał zostawiać
go tu samego ani wypraszać, skoro zaproponował zaczekanie na Corrie. A jednak
Kira wydawał się urażony brakiem wyjaśnień. Shuuhei poniekąd to rozumiał.
Corrie nie była zbyt wylewna, kiedy coś jej dolegało i zwykle zbywała temat,
byle tylko trzymać wszystkich z daleka od własnych problemów. Kira zaś się martwił,
nie wiedząc, jak jej ulżyć, a w sytuacji, kiedy nic nie było pewne, z pewnością
czuł się z tą wiedzą jeszcze gorzej.
Corrie wróciła do biura w
towarzystwie Kyoyi godzinę później. Rozmawiali o planie treningowym świeżaków i
dopiero po chwili dostrzegli siedzącego na sofie Kirę. Kyoya od razu schylił
głowę w powitaniu. Corrie za to uśmiechnęła się promiennie i pocałowała
narzeczonego w policzek.
– Miałam niedługo do ciebie zajść
– oznajmiła.
– Chciałem cię odebrać – odparł Kira.
– Wybacz, na ostatnią chwilę
musiałam ogarnąć parę spraw. – Odwróciła się do Trzeciego Oficera. –
Potrzebujesz jeszcze czegoś ode mnie, Kyoya?
– Nie, myślę, że sobie poradzę.
Wracaj do nas szybko, Corrie-san.
– Niczego nie obiecuję –
zażartowała. – No nic, zostawiam Oddział i tego pracoholika w twoich rękach.
Wychodzę, kapitanie.
– Corrie, uważaj na siebie.
– Się wie.
Kira odczekał, aż wyjdą z budynku.
Dopiero wtedy zapytał:
– To dokąd się znowu wybierasz?
Corrie spojrzała na niego z
zaskoczeniem, po czym skrzywiła się.
– Już ci powiedział, drań jeden.
– Niczego nie wyjaśnił,
twierdząc, że ty mi wszystko opowiesz.
Corrie westchnęła ciężko.
– Możemy poczekać z tą rozmową do
czasu, aż będziemy w domu? – poprosiła. – Wszystko wyjaśnię, proszę, żebyś
jeszcze przez chwilę był cierpliwy.
Kira kiwnął głową, ale nie był
zadowolony. Mimowolnie wrócił myślami do tej brzemiennej w skutki misji, kiedy
zaginęła. Niby tym razem Hisagi zarzekał się, że wie, dokąd Corrie się udaje,
jednak Izuru nie mógł pozbyć się niepokoju. Nie w sytuacji, kiedy stali na
krawędzi wojny z nieznanym wrogiem.
Chyba tylko dlatego oczekiwał
wyjaśnień, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi mieszkania Shiroyamy:
– Więc? Co się dzieje, Corrie?
– Osiągnęłam rozpostarcie, ale
nie z takimi efektami, na jakie liczyłam – zaczęła.
Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami,
mając nadzieję, że zrozumie jej rozterki. Wiedziała, że nie jest to najlepszy
moment na wyjazdy, lecz jaki miała wybór, jeśli chciała się nauczyć kontrolować
tę moc?
– Twoje zniknięcie nie przejdzie
niezauważenie – stwierdził już trochę spokojniejszym, choć nadal zmartwionym
tonem.
– Kapitan-Dowódca oficjalnie
będzie utrzymywał wymówkę o misji. Pewnie część dowódców się zorientuje, że to
nie do końca tak, ale nie będą drążyć – odparła. – Nie jest to optymalne
rozwiązanie, ale co innego możemy zrobić w tej sytuacji?
– To może być nasz atut –
zauważył. – Jestem pewny, że zebrali na temat naszych dowódców sporo
informacji, odkąd zaczęli działać. Może Kapitan-Dowódca widzi w twoim
rozpostarciu naszego asa w rękawie, choć to nadal zaskakujące, że pozwolił ci
trenować u tego Urahary.
– Jak nie on, to Kurotsuchi. – Skrzywiła
się. – Nie żebym w ogóle chciała, żeby ktoś mi gmerał w duszy.
– To może potrwać bardzo długo.
Znowu mnie zostawiasz, Corrie.
Uśmiechnęła się nerwowo, po czym
wtuliła się w Izuru. Wiedziała, jak niesprawiedliwa w tym wszystkim była,
jednak potrzebowała tej mocy, by móc chronić jego i pozostałych.
– Gdy to się skończy, już nigdy cię
nie zostawię – obiecała. – Zdobędę pełną kontrolę nad Yukikaze, rozwiążemy problem
Dworu i wtedy w końcu będziemy mogli cieszyć się spokojem.
Oboje uczepili się tej nadziei
jak ostatniej deski ratunku. Pocałunek Kiry był pełny niepokoju i rozpaczy, nie
mógł iść z nią do Karakury, nie chciał jej tam puszczać i znów się z nią rozstawać.
– Ciągle wymykasz mi się z rąk –
szepnął. – Już myślę, że cię mam, że nic mi cię nie odbierze, a ty mnie
zręcznie omijasz i uciekasz gdzieś, gdzie nie mogę cię sięgnąć. To okrutne,
Corrie.
– Zawsze do ciebie wracam – przypomniała.
– Stworzyłeś mi miejsce, do którego mogę wrócić po tych wszystkich szalonych
eskapadach.
– Żałuję, że nie mogę cię zamknąć
w słoiku, przywiązać do siebie na stałe, by mieć cię wciąż na oku.
Zaśmiała się.
– Brzmi jak obsesja.
– Ty mi to zrobiłaś – oznajmił. –
Bez ciebie nic już nie jest ważne. Potrzebuję cię, Corrie, by żyć. Nie znikaj.
– Nie zniknę. Wrócę, nim
zaczniesz tęsknić.
– Ja już tęsknię.
Zaśmiała się znowu i uniosła na
łokciu. Jej włosy opadły na jego nagie ramiona i tors, łaskotały lekko skórę,
na co się uśmiechnął. Pogłaskał lekko policzek ukochanej, spoglądając na nią z
czułością.
– Jestem tu – powiedziała miękko.
– Zawsze będę. Nie musisz się bać.
Wierzył jej w ciemności nocy i
rankiem, gdy wychodziła do Pierwszego Oddziału, by odebrać ostatnie dyspozycje
od Kapitana-Dowódcy. Ta wiara miała mu pomóc przetrwać najbliższe samotne
tygodnie podczas jej pobytu w Świecie Żywych. Mógł tylko czekać, po raz kolejny
czekać aż wróci i znów skradnie mu czas wśród obowiązków. Pocieszał się tylko
tym, że teraz nie zniknie bez wieści na kolejne długie miesiące.
Hisagi jest najfajniejszy, to przecież wiadomo xD Cieszę się, że znów jest po stronie Corrie, bo naprawdę dobrze się o nich czyta, kiedy ich relacje układają się tak jak powinny i nie ma między nimi żadnych sporów.
OdpowiedzUsuńYamamoto wyjątkowo łagodny i z zaskakującą łatwością uwzględnił protesty Corrie, której nie trudno się dziwić, bo kto by chciał mieć do czynienia z Mayurim, ugh D: I trzeba być wdzięcznym dziadkowi Yama, za tą uległość, bo wreszcie pojawi się Urahara! A jak pojawia się Urahara, to zawsze jest ciekawie.
Jak zwykle szkoda tutaj biednego Kiry i choć każda scena z nim jest przesłodka, to zaczynam czuć pewien niedosyt, bo trochę brakuje mi jakiejś większej roli dla niego poza byciem "love interest" Corrie. Wierzę jednak, że jeszcze tyle wydarzeń przed nami, że Izuru będzie mieć co do roboty ;)
Buziaki!
Dziadek Yama ma powody, żeby pozwolić Corrie wybrzydzać. Jeszcze jednak nie czas o nich mówić. Izuru też dostanie swoją wielką rolę, w sumie już niedługo, gdy tylko zacznie się dziać. Normalnie jestem z niego dumna^^
UsuńW takim razie tym bardziej jestem ciekawa co tam szykujesz i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Kirę w akcji ^^
UsuńNie wiem, komentarzy ode mnie nie ma, ale jestem pewna ze rozdzial 26 i 27 czytalam. Moze pisalam Ci na messengerze.
OdpowiedzUsuń