Miesiąc mnie tu nie było, bo jak zwykle życie. Zresztą wszystkie projekty leżą i czekają, aż będę miała siłę i czas do nich usiąść. Żałuję, bo tu przecież zaczynają się dziać rzeczy! Swoją drogą, że jesteśmy w połowie opowieści, jak sądzę, choć w tym tempie zajmie to jeszcze wieki. Ech, naprawdę chciałabym o wszystkim opowiedzieć już teraz.
Przez ostatnie
miesiące Ikkaku nie odpuszczał z patrolami. Yumichika zdawał sobie sprawę, że
nie chodzi o samo bezpieczeństwo. Madarame od dawna brakowało silnych
przeciwników i w nadchodzącej wojnie upatrywał okazję do porządnej walki.
Na razie nie
mieli szczęścia. Po śmierci Momo wróg się wycofał i nie widać było, by miał
przypuścić kolejny atak. Wydawało się to Yumichice bardzo podejrzane, skoro
nadal nie wiedzieli, kim byli obcy i czego szukali w Rukongai. W Seireitei
narosło wiele plotek na ten temat, nic jednak nie było pewne, a osoby, które
miały jakąś wiedzę dotyczącą tej sprawy, nie zamierzały o niczym wspominać.
Kapitan Zaraki tylko prychał gniewnie na myśl o intrygach, które na tym
niepewnym gruncie tworzyli arystokraci, bo że to właśnie oni za tym stoją, był
więcej niż pewny.
W Jedenastym
mało się mówiło o całej sprawie. Wszyscy zainteresowani byli bardziej nadchodzącymi
bitwami. Nic dziwnego, byli wojownikami, nie strategami czy malkontentami, którzy
szukali dziury w całym. Mieli jasne zadania – walczyć z wrogiem. Zwyciężyć. Kim
był przeciwnik i dlaczego atakował – nie obchodziło ich to zupełnie, ta kwestia
należała do innych Oddziałów i ich dowódców.
Byli pewni, że
to następne bezwartościowe wyjście w teren. Nic się nie działo, żadnych śladów
obcych, a miasteczko, przez które niedawno przeszli, spokojnie budziło się do
życia.
Ikkaku prychnął
niezadowolony i już miał wydać rozkaz powrotu, gdy wyczuł czyjąś obecność w
pobliskich krzewach. Dziwnie znana energia nie uszła również uwadze Yumichiki i
obaj ruszyli w stronę potencjalnego zagrożenia, sięgając po miecze.
Nad strumieniem
pochylała się drobna blondynka w ubrudzonym nieco płaszczu, spod którego
wystawała rękojeść miecza. Pewnie by odpuścili, gdyby nie wyraźne insygnium na
ubraniu kobiety – dwa skrzyżowane miecze otoczone wieńcem z krwawnika. Do tego
wydawała się znajoma, gdy spojrzała na nich jasnymi, szarymi oczami.
– Shinigami –
odezwała się i poderwała do góry. Nie sięgnęła jednak po miecz. – Nie chcę z
wami walczyć.
– To bez znaczenia
– warknął Ikkaku i ruszył na nieznajomą.
Odskoczyła
przed pierwszym atakiem, drugi zadany saya musnął jej ramię. Dopiero wtedy
sięgnęła po własny miecz.
– Niech będzie –
uznała. – Zrobimy to po waszemu.
Yumichika
przyglądał się walce z poczuciem, że skądś zna tę kobietę. Nie mógł sobie
przypomnieć aż do momentu, gdy przeciwniczka uwolniła swój miecz – czerwona,
wąska klinga i pudrowo różowa tsuba przywiodły wspomnienia sprzed kilku lat.
– Ikkaku,
przyszła tu po Corrie! – krzyknął ostrzegawczo.
Madarame tylko
się skrzywił. I on podejrzewał, że kobieta była im znana, a teraz miał pewność,
że nie mogą pozwolić jej uciec.
– Przyszłam ją
ostrzec – powiedziała blondynka. – Corrien-hime nie może iść na Dwór Wiatru.
Muszę ją powstrzymać.
– Daruj sobie –
warknął Ikkaku. – Nikt ci nie uwierzy.
Kobieta
skrzywiła się i kopniakiem odrzuciła od siebie Trzeciego Oficera na kilka
metrów. Z jej miecza posypały się czerwone gwiazdki, wiatr poniósł je w
kierunku obu shinigamich. Yumichice coś zaświtało, że miecz blondynki miał
właściwości trujące, zanim pomyślał, co robi, odepchnął Ikkaku kawałek dalej,
by nie dosięgnął go atak. Tym samym sam się wystawił – kilka gwiazdek osiadło
na jego dłoni i rozpuściły się z sykiem.
– Yumichika!
Ayasegawa
skrzywił się, ale spojrzał twardo na przeciwniczkę.
– Nie możemy
dopuścić jej do Seireitei i Corrie-chan – powiedział spokojnie.
– Nie mam na
was czasu, shinigami – odparła blondynka. – Ta trucizna powinna was tu
zatrzymać na jakiś czas.
Posłała kolejną
porcję gwiazdek w ich stronę i zniknęła w zaroślach. Oficerowie Jedenastki
odskoczyli, Yumichika skrzywił się, czując wpływ trucizny na swoje ciało.
– Idź za nią,
Ikkaku – powiedział mimo to. – Nie wiem, co planuje, ale musimy ją dopaść za
wszelką cenę.
– Co z tobą? –
zapytał Madarame.
– To nic.
Dogonię cię.
Ikkaku wahał
się jeszcze przez chwilę, ale w tym momencie dotarli do nich rozproszeni dotąd
członkowie patrolu.
– Zajmijcie się
Yumichiką – polecił, po czym ruszył w pogoń za intruzką.
***
– Kira-san,
mamy intruza – wydyszał Aida, gdy wreszcie złapał oddech.
Izuru zaklął w
myślach. Wszystko się sypało, a on zamiast szukać Corrie, musiał zajmować się
jakimś intruzem, jakby nie mogli zrobić tego sami. I gdzie w tej chwili był
kapitan?
– Prowadź – polecił
zrezygnowanym tonem.
Już po wyjściu
z biura słyszał odgłosy walki na dziedzińcu. Nie zastanawiał się jednak, jakim
cudem ktoś dotarł tak daleko w głąb Seireitei, to nie było takie ważne w tym
momencie.
Przy bramie
Oddziału shinigami próbowali schwytać drobną blondynkę, która dzielnie stawiała
im opór, rozsiewając dookoła czerwone gwiazdki, które rozpuszczały się w
kontakcie ze skórą.
– Bakudo no.
61. Rikujokoro! – rzucił Kira, a sześć jasnych promieni otoczyło intruzkę,
uniemożliwiając jej ruch.
Kobieta
spojrzała na niego jasnymi, szarymi oczami i puściła miecz, poddając się.
– Musisz mi
pomóc, shinigami – powiedziała.
Kira zmarszczył
brwi, rozpoznając blondynkę, choć nie do końca wiedział, gdzie widział ją
wcześniej.
– Jesteś
aresztowana – oznajmił beznamiętnie Izuru. – Potem ktoś cię przesłucha. Do aresztu
z nią – rozkazał.
– Muszę
rozmawiać z Corrien-hime – powiedziała nieznajoma. – Grozi jej niebezpieczeństwo,
a nie mogę jej wyczuć. Nie mam czasu się z wami zabawiać, shinigami. Zaprowadź
mnie do niej.
Dopiero wtedy
Kira dostrzegł mon na płaszczu blondynki. Jeszcze przez chwilę był w stanie
trzymać wściekłość na wodzy, jednak w tym momencie puściły mu nerwy. Spojrzał
na kobietę ze złością.
– Nie zamierzam
cię do nikogo prowadzić – warknął. – Kapitan Kurochi zdecyduje o twoim losie,
intruzko.
– Do jasnej
cholery z wami wszystkimi, shinigami! – krzyknęła kobieta. – Przyszłam ostrzec
Corrien, że książę szykuje na nią pułapkę. Nie wolno jej iść na Dwór Wiatru. Nie
mam czasu się z wami zabawiać.
Kira miał dość.
Sam nie był pewien, kiedy skrócił dystans pomiędzy sobą a blondynką, złapał ją
za przód płaszcza i wysyczał:
– Poprzednio przyszłaś
ją zabrać, teraz uratować. Zdecyduj się, generale z Dworu Wiatru. Nie mam
zamiaru tego dalej słuchać.
– Jestem Shila
Tomoe, shinigami – warknęła i wypuściła wystarczająco dużo energii, by uwolnić
się z zaklęcia Kiry. – Nie wyobrażasz sobie okrucieństwa księcia Shizumo, jeśli
ten dopadnie córkę Shiroyamów. Nic z niej nie zostanie, jeśli czegoś nie
zrobimy. Głupia byłam, mając nadzieję, że chociaż ty poczuwasz się do
obowiązku.
Wyrwała się i
zniknęła, nim Kira zdołał spętać ją ponownie. Ślad jej reiatsu – dość specyficzny
– również się ulotnił, jakby kobieta była w stanie tak szybko zatrzeć za sobą
ślady.
– Powiadomić
inne Oddziały, że mamy intruza – rozkazał Kira. – Udzielcie pomocy rannym.
Grupa Aidy niech za nią idzie, póki jeszcze cokolwiek po sobie zostawiła.
Nie wierzył w
ani jedno słowo Shili. Czemu miałby? Poprzednim razem, gdy pojawiła się w
Seireitei, próbowała zmusić Corrie do powrotu na Dwór Wiatru. Po uczciwym pojedynku
dała słowo, że nikt nie będzie się o Shiroyamę upominać, a kilka dni później sam
przywódca przyszedł po nią, skrzywdził ją i narobił zamieszania. Kira dobrze
pamiętał tamten strach, kiedy osłabiony przez Shilę właśnie i jej truciznę mógł
tylko obserwować jednostronną walkę Corrie przeciwko Kazemichiemu. Nie chciał
tego znowu przeżywać.
– Co tu się wyprawia?
– warknął Kurochi, przystając obok Kiry i spoglądając na niego.
– Mamy intruza
w Seireitei – odparł Izuru. – Wydałem już rozkazy, kapitanie.
– Szczegóły.
Kira nie chciał
zdradzać powodów awantury Kurochiemu – największemu jawnemu przeciwnikowi
Corrie w Seireitei. Wiedział, że jego kapitan nie przeskoczy nad swoimi
uprzedzeniami, a to mogło oznaczać, że tylko zaszkodzi sprawie. Kłamać Izuru
nie mógł. Wszyscy dookoła słyszeli, co mówiła Shila, więc nie było szansy, by
Kira wykpił się przed odpowiedzialnością. W takich chwilach najbardziej
żałował, że nie służy pod innym kapitanem.
Kurochi mu nie
przerywał, nie musiał, jego mina mówiła wystarczająco dużo.
– Powinieneś ją
skutecznie schwytać albo od razu zabić – stwierdził. – Dałeś się ponieść
emocjom, Kira. Ryzykujesz, że ta dziewucha dotrze do Shiroyamy i narozrabia.
– Nie sądzę –
mruknął Izuru, porzucając nadzieję, że chociaż to jedno uda się utrzymać w
tajemnicy.
Rozkaz
Kapitana-Dowódcy o zmilczeniu faktu wyprawy Corrie w tej chwili nie miał
najmniejszego sensu. Gdy shinigami dopadną Shilę, stanie się jasne, że Corrie
nie ma w Seireitei. Izuru nie miał pojęcia, co się wtedy stanie.
– Co masz na
myśli? – warknął Kurochi.
– Corrie
wyruszyła już na Dwór Wiatru – oznajmił Kira. – Zostawiła listy dla mnie i
kapitana Hisagiego. Kapitan-Dowódca zabronił nam reagować.
Spodziewał się,
co usłyszy od przełożonego, więc zdziwił się bardzo, kiedy Kurochi przyglądał
mu się przez chwilę poważnym spojrzeniem, a potem wzruszył ramionami.
– Ach tak?
Trudno. Dopilnuj, abyśmy dorwali tę sukę z Dworu – polecił jeszcze i oddalił
się w stronę biura.
Kira nie miał
pojęcia, czemu reakcja Kurochiego była tak uboga. Co się stało ze wszystkimi
utyskiwaniami pod adresem Corrie i światłymi radami, żeby Izuru znalazł sobie
mniej problematyczną partnerkę, zanim obecna wsadzi mu nóż w plecy?
Wieczorem wszyscy
dowódcy ze swoimi zastępcami zostali wezwani do Pierwszego Oddziału. Nikt nie
miał wątpliwości, że głównym tematem zebrania będzie intruzka, której do tej
pory nie udało się schwytać. Nie spodziewali się aż takich rewelacji, choć
możliwe, że jedynie Byakuya domyślał się prawdy, a to tylko pogarszało jego i
tak nie najlepszy nastrój.
Yamamoto
spojrzał na Kuchikiego, nim się odezwał. Zdawał sobie sprawę, że to, co się za
chwilę stanie, arystokrata potraktuje jako porażkę. Zbyt wiele czasu i energii
poświęcił na tę niewidoczną gołym okiem bitwę w imię honoru rodziny.
– Część z was
już wie, że przeciwnikiem, z którym przyjdzie nam się zmierzyć, jest Dwór
Wiatru – odezwał się Yamamoto. – Ten sam Dwór Wiatru, który osiem lat temu
próbował wymóc na nas zwrócenie im ówczesnej Trzeciej Oficer Szóstego Oddziału,
a obecnej vice-kapitan Dziewiątego Oddziału, Corrien Shiroyamy.
– Która jest
nieobecna na spotkaniu – zauważył Mayuri, spoglądając oskarżycielsko na
Shuuheia. – Co tym razem przeskrobała ta dziewucha, że jej na to pozwalasz,
Hisagi?
Shuuhei nie
odpowiedział na zaczepkę, choć czuł, że to wszystko zmierzało w złą stronę. Czy
był w stanie ochronić Corrie, nie mając pojęcia, w co się właściwie władowała?
Zerknął ukradkiem w stronę Kiry. Czy przyjaciel wiedział więcej? Musiał umierać
z niepokoju, a nie miał możliwości pójścia za nią, zawrócenia jej z drogi.
– O ile dobrze
pamiętam, Corrien pochodzi z Dworu Wiatru – odezwał się Komamura. – To nie
stawia jej w zbyt dobrym świetle.
– Corrien
zawsze była nam wierna – powiedziała cicho Kamikuza. – Nie chcę wierzyć, że
może być naszym wrogiem. Przyjaźniła się z moją vice-kapitan.
– Już mieliśmy
taki przypadek – przypomniał Mayuri. – Chyba nie muszę wam przypominać rebelii
Aizena.
– Zamilcz,
Kurotsuchi – warknęła Sui-Feng. – Wszyscy zbyt dobrze o tym pamiętamy.
– Dosyć! –
zagrzmiał Yamamoto. – Sprawą Corrien zajmiemy się później.
– Czym
właściwie jest Dwór Wiatru? – zapytała Unohana. – I czy na pewno chcesz nam tę
wiedzę przekazać, Kapitanie-Dowódco?
Yamamoto
wiedział, że Retsu nawet jeśli nie zna całej prawdy, domyśliła się
najistotniejszych szczegółów, w tym tego, czym naprawdę był ich wróg.
– To musiało
kiedyś nastąpić – odparł Genryuusai. – Nie sądziłem, że z powodu jednej
dziewczyny sprawy nabiorą rozpędu, lecz teraz pozostało nam już tylko pokonać
Dwór Wiatru.
Miał
kontynuować, gdy drzwi sali zebrań otworzyły się gwałtownie i do środka wpadła
Shila. Z niezachwianą pewnością siebie spojrzała po dowódcach i skrzywiła się
wymownie.
– Naprawdę
macie czas dywagować nad bzdurami? – zapytała ostro. – Poprzednim razem
byliście tacy niechętni, a teraz wam się odmieniło i pozwolicie księciu położyć
łapy na Corrien-hime?
– Zamilcz –
warknął Kurochi, gromiąc blondynkę spojrzeniem. – Nie będziemy słuchać obelg
wrogiego generała.
– Te „obelgi”,
jak mówisz, to niewygodna prawda. Seireitei zawsze porzucało tych, którzy
stawali się problemami dla białego miasta. Brakło wam pewnie odwagi, by zabić
niczego nieświadomą dziewczynę – zakpiła, po czym spojrzała na Kirę. –
Podejrzewam, że Corrien-hime miała cię za lepszego człowieka, gdy sprzeciwiła
się księciu z twojego powodu, shinigami. Ty jednak nie raczysz nawet próbować
jej ocalić, choć wiesz, że czeka ją los okrutniejszy od śmierci.
– Corrien sama
zdecydowała o pójściu na Dwór Wiatru – odezwał się Byakuya. – Nawet gdybyśmy ją
powstrzymali, wojna z Dworem Wiatru wybuchnie w najbliższym czasie. Jednostki
Terenowe już was nie utrzymują w ryzach.
– Czyżby dwór
Kuchiki wreszcie uświadomił sobie, że stracił swoich szpiegów na Dworze Wiatru?
– zasugerowała Shila.
Byakuya tego
nie skomentował, zmrużył jedynie gniewnie oczy. To nie był czas ani miejsce na
takie dyskusje.
– Dlaczego
Shizumo tak bardzo zależy na Corrie? – zapytał Izuru, spoglądając to na Shilę,
to na Kuchikiego. – Według tego, co nam powiedziała, była jedną z wielu
przyszłych konkubin władcy, a jednak przyszedł po nią osobiście, skoro jego
ludzie nie potrafili jej przyprowadzić. I te odstępy czasu pomiędzy wydarzeniami.
To nie ma najmniejszego sensu.
– To Shiroyama –
odparł Byakuya, jakby to wyjaśniało wszystkie wątpliwości. – Sądziłem, że
Corrien jest mądrzejsza, zwłaszcza po tamtej walce z Kazemichim, w której nic
nie mogła zrobić, ale najwyraźniej nadal wydaje jej się, że cokolwiek w tej
sprawie zależy od niej. Powinna siedzieć w Seireitei. Jednak jeśli wpadnie w
łapy Kazemichich, zyskają bezwzględne posłuszeństwo pozostałych rodów Dworu
Wiatru, a to sprawi, że ich wojsko będzie bardziej zjednoczone.
– To nadal
niewiele wyjaśnia, Kuchiki – zauważył ponuro Toshiro.
– Polityka
Wielkich Rodów, Hitsugaya – prychnął Zaraki. – Pytanie, dlaczego Kuchiki nie
utrzymał dziewczyny na smyczy, skoro była taka ważna. Wszyscy tutaj wiedzą, że
Shiroyama to wolny wiatr.
– Równie dobrze
Kazemichi może ją zabić dla przykładu – zauważył poważnie Kyoraku. – On też
jest świadomy natury Corrie-chan.
– Powinniśmy za
nią pójść – powiedział poważnie Kira.
– Ty bądź cicho
– warknął na niego Kurochi. – Shiroyama to kłębowisko problemów, których
powinniśmy się dawno pozbyć. Zginie na własne życzenie, głupia dziewucha.
– Gdybyś mógł,
sam byś ją zabił – stwierdził gniewnie Shuuhei. – Od początku obnosiłeś się z niechęcią
do Corrie. Też uważam, że powinniśmy tę kretynkę z tego wyciągnąć, zanim stanie
jej się krzywda. Kapitanie Kuchiki, wciąż mam wiele pytań o całą sprawę, ale
mogą poczekać, aż Corrie wróci do Seireitei.
– Chcesz
narażać się dla tej głupiej dziewuchy? Na mózg ci padło, Hisagi – warknął Kurochi.
– Wygląda na
to, że Corrie ma znaczenie dla losów nadchodzącej wojny. Chyba lepiej mieć ją po
swojej stronie. Kapitanie-Dowódco, proszę o pozwolenie na misję ratunkową.
– W obecnej
sytuacji to głupota – warczał nadal Kurochi.
– Corrien nawet
nie wie, jakie to ma znaczenie – odezwał się Ukitake. – Jest ofiarą tego
konfliktu, zupełnie nieświadomą. Nie możemy jej obarczać odpowiedzialnością za
błędy przodków.
– Kapitanie,
znasz Corrie, nie zrobiłaby nic przeciwko nam – rzucił Renji, próbując wpłynąć
na swojego dowódcę.
Od rana starał
się rozgryźć powód paskudnego nastroju Byakuyi i teraz już wiedział, że Corrie
miała z tym wiele wspólnego. Nie mógł jednak uwierzyć, że Kuchiki porzuciłby
swoją dawną podkomendną, nie po tym wszystkim, co dla niej zrobił.
– Im dłużej
rozmawiamy, tym bliżej Dworu Wiatru jest Corrien – odezwał się w końcu Kuchiki.
– Obejmę dowództwo nad wyprawą. Kazemichi nie powinien dostać Corrien w swoje
ręce. Jeśli trzeba będzie, sam pozbawię ją życia. – Spojrzał na Shilę. –
Zaprowadzisz nas tam najkrótszą możliwą drogą.
– Niech tak
będzie – zgodził się Yamamoto. – Kapitanie Kuchiki, odnajdziesz vice-kapitan
Shiroyamę i nie dopuścisz, by Dwór Wiatry zyskał przewagę w nadchodzącej
wojnie.
Czyli, że jeszcze kolejne 30 rozdziałów przed nami? Podoba mi się to. Jak dla mnie mogłoby być tych rozdziałów jeszcze 60 i więcej, bo mi zawsze będzie mało xD
OdpowiedzUsuńGotei 13 jak zawsze ma czas na pogaduchy. Choćby się waliło i paliło, oni zawsze muszą się zebrać i gadać. Tym razem wynikło z tego chociaż tyle dobrego, że ktoś wreszcie ruszy na poszukiwanie Corrie. Oby tylko zdążyli!
Nie obiecuję, że dokładnie 30, ale fabularnie jesteśmy w połowie, a potem jest dość gęsto z akcją, więc kto wie. Ale przegadane rozdziały też będą - jeden taki właśnie skończyłam - więc jest w sumie na co czekać. A potem plan zakłada niejaką Shurrien, więc tego^^
UsuńHm. Hm. Hm. Kuchiki napawa mnie nadzieją dla Gotei 13. W końcu powoli się wszystko rozjaśmnia.
OdpowiedzUsuń