Dotarcie na Dwór Wiatru nie było takie proste, jak mogło się
początkowo wydawać. Nie chcieli, aby przeciwnik zbyt szybko zauważył ich ruch,
na szczęście Shila jako była generał znała mniej więcej rozstawienie wrogich
wojsk. Mimo to ominięcie ich zajęło sporo cennego czasu, którego nie mieli.
Ikkaku i Renji nie ukrywali piekielnej ochoty na przebicie się
przez wrogów bez uników, jednak to mogłoby sprowokować Kazemichiego do ruchu, a
do tego dopuścić nie mogli. Idealnym rozwiązaniem byłoby wyciągnięcie Corrien
po cichu i ucieczka do Seireitei, by przygotować się do rzeczywistego starcia.
– Rezydencja Kazemichich jest połączona z Dworem Córek, a ten
z rezydencją rodu Shiroyama – odezwała się Shila, gdy byli już w pobliżu
bariery ukrywającej Dwór. – To spory teren, dobrze chroniony. Podejrzewam, że
od kiedy Corrien-hime wróciła, straż skupia się bardziej na Dworze Córek.
Książę zdaje sobie sprawę, jakim niespokojnym duchem jest córka Shiroyamów.
– Corrie będzie w tym całym Dworze Córek? – zapytał Hisagi.
– Z pewnością. Wątpię, żeby książę postanowił ją gdzieś
przenieść. Dwór Córek był jej przeznaczeniem na długo przed narodzinami –
odparła Shila. – Tak długo, jak to możliwe, unikajmy walki.
– Nie lepiej wykorzystać okazję i ubić drania od razu? – mruknął
Ikkaku.
Od początku nie ukrywał, że za grosz nie ufa Shili.
Dodatkowo wkurzało go, że byli od niej do pewnego stopnia zależni, jeśli
chcieli ocalić przyjaciółkę.
– Książę jest potężny. Jego generałowie także – odparła Shila.
– Tutaj tej wojny nie wygracie, a chyba chcecie ocalić Corrien-hime. Po to tu
przyszliście.
– Skąd…
– Dość – odezwał się Byakuya. – Naszym priorytetem jest
Corrien. Dopóki do niej nie dotrzemy, nie ma potrzeby wzbudzać zainteresowania
wroga. Prowadź.
Shila przewróciła jedynie oczami niepewna co do zamiarów
Kuchikiego. To, co powiedział na zebraniu dowódców, utkwiło jej w głowie. Czy
naprawdę był gotów zabić z zimną krwią Corrien w imię honoru własnej rodziny?
Trochę ją to przerażało.
Porzuciła na razie bezwartościowe rozważania i po zmroku
wprowadziła shinigamich na Dwór Wiatru najbliżej celu, jak się tylko dało.
Ciszę lasu dookoła wypełnił gwar dochodzący spomiędzy budynków. Pomimo
przygotowań do wojny Dwór Wiatru nie zapomniał o letnich festiwalach, tych
małych radościach stanowiących tradycje Wygnanych Rodów po wybudowaniu tego
miejsca – ich nowego domu. Niezobowiązująca zabawa przypominająca, że pomimo
całej tragedii, jaka ich spotkała, tej niesprawiedliwości, o której nie
potrafili zapomnieć, wciąż jeszcze potrafili być szczęśliwi.
Shila widziała w tym ich szansę. Może mniej strażników będzie
się kręcić po ogrodach i Dworze Córek, może nie trafią na samego Shizumo, który
zamiast znęcać się nad Corrien, wybierze zabawę na festiwalu wśród śmiechu i
sake.
Wesoły gwar niemal ucichł, gdy weszli do ogrodów Shiroyamów.
Wydawało się, że mury odgradzają rezydencję i jej mieszkańców od całego świata,
pogrążając ród w ciszy. Renji chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie Shila
spojrzała na niego ostro i przyłożyła palec do ust. Szli więc w milczeniu wśród
wiśniowych drzew i niskich krzaków kamelii.
Ikkaku pierwszy wyczuł zbliżających się przeciwników.
Sięgnął po miecz, wzbudzając tym samym niepokój towarzyszy. Czy był to przypadek,
czy Shila wprowadziła ich celowo w pułapkę, nie miało znaczenia.
– Rozdzielmy się – polecił Byakuya. – Im szybciej dostaniemy
się do Corrien, tym lepiej.
Nikt nie oponował. Jedynie Ikkaku i Renji zostali na
ścieżce, oczekując przeciwnika. Ten nie kazał na siebie zbyt długo czekać –
niewielki oddział ruszył prosto na shinigamich z zamiarem pozbycia się
intruzów. Choć byli dobrze wyszkoleni, nie stanowili wyzwania dla żadnego z
nich, wystarczyło kilka ciosów, by rozgromić strażników.
– Na razie idzie łatwo – mruknął Renji. – Wręcz za łatwo.
– Równie dobrze ta laska może nas wciągnąć w pułapkę –
warknął Ikkaku. – Wszystko to jest jakieś dziwne.
– Najpierw znajdźmy Corrie – uznał Abarai. – Potem będziemy się
zastanawiać nad resztą.
***
– Shinigami weszli na Dwór Wiatru.
Shizumo uśmiechnął się znad czarki sake.
– Wszystko idzie zgodnie z planem – uznał. – Shila spisała
się znakomicie. Chyba zmarnowaliśmy jej talenty przez wiele lat.
– Czy to naprawdę konieczne? – zapytał Ato, przystając w
drzwiach. – Cała ta zabawa nie jest w twoim stylu, bracie.
– Przysłali tu całkiem potężny oddział – odparł leniwie
Shizumo. – Seireitei będzie na nich czekać. To świetna okazja do przejęcia
kontroli. Zajmiesz się tym, Ato.
– Jak sobie życzysz. A co z shinigami tutaj?
– Interesuje mnie tylko Izuru Kira. Resztę macie zabić.
Jeśli widzisz taką konieczność, zmobilizuj pozostałych generałów.
– Nie ma takiej potrzeby – odparł Ato. – Gwardia przyboczna
wystarczy. – Ukłonił się i wyszedł.
Wszystko szło według przewidywań Shizumo – shinigami rzeczywiście
zjawili się Corrien na ratunek, choć trochę się spóźnili, dając im czas na przygotowania.
Wyglądało na to, że Shizumo całkiem nieźle się bawił, lekceważył przeciwnika,
który niejednokrotnie udowodnił już, że może stwarzać problemy. Ato nie
zamierzał z nim o tym dyskutować, i tak starszy brat go nie posłucha, sądząc,
że wszystko pójdzie po jego myśli.
Przywołał do siebie przywódcę gwardii i wydał rozkazy. Sam
też nie zamierzał czekać, aż shinigami wtargną do rezydencji albo, co gorsza,
Małego Dworu. Pozwolenie im na panoszenie się wszystko by utrudniło, a Ato nie
mógł pozwolić sobie na błędy.
Nie spodziewał się zastać w sadzie dwóch shinigamich, którzy
chyba nie do końca wiedzieli, dokąd się kierować. Zobaczyli go od razu, więc
Ato nie mógł zniknąć. Odskoczył przed atakiem Ikkaku i rozejrzał się uważnie –
byli sami w sadzie.
– Poczekajcie – poprosił, lecz uwolniony Zabimaru musnął go
w ramię, zmuszając do uniku. – Shinigami, proszę, nie chcę z wami walczyć.
– No co ty nie powiesz – warknął Renji. – Nie wiem, coś za jeden,
ale jedyne, czego chcę od ciebie usłyszeć, to kierunek, gdzie ukryliście
Corrie.
Abarai zaatakował ponownie. Ato uskoczył i musiał sięgnąć po
miecz, by skontrować uderzenie Ikkaku, który tylko na to czekał. Zasypał go
gradem potężnych ciosów, nie pozwalając Renjiemu na dołączenie do walki.
– Chcę wam pomóc – syknął Ato, próbując jeszcze przekonać
upartych shinigamich. – Mnie też zależy na ocaleniu Corrien.
– Akurat – prychnął Madarame. – Czemu niby teraz ci się na
to zebrało?
Ato nie odpowiedział. Zrozumiał jednak, że nie ma szans się
z nimi dogadać. Nie z zabijakami, którzy prą przed siebie bez zastanowienia.
Musiał znaleźć kogoś bardziej rozsądnego.
– Ukryj Niebiosa, Kirihime.
Jego miecz rozpłynął się, a okolica zniknęła w gęstej mgle,
która wytłumiła zarówno dźwięki, jak i poczucie reiatsu. Shinigami próbowali
dostrzec cokolwiek w białym obłoku, lecz bez skutku.
Kilka minut później mgła się rozwiała, lecz przeciwnika
dawno już nie było. Ikkaku zaklął szpetnie. Nadal nie mieli żadnych wskazówek.
***
Już chwilę temu Kira stracił pozostałych z oczu. Powinien
się pilnować, Shila powiedziała mu wprost, że jeśli Shizumo zauważy ich
eskapadę, Kira będzie pierwszą osobą, którą głowa Dworu Wiatru będzie chciała
dopaść. W końcu był najbliższy Corrie, którą zamierzał boleśnie ukarać, a czy
nie będzie gorszej kary niż bezsilne obserwowanie egzekucji ukochanego?
Kira na to nie zważał. Nie obchodziło go własne
bezpieczeństwo, chciał tylko znaleźć się przy Corrie, upewnić się, że jest cała
i zdrowa. Zdawał sobie sprawę, co mogło jej się już przydarzyć, nie chciał
karmić się nadzieją, że jakoś uniknęła spotkania z wrogiem i gdzieś się ukrywa.
Wątpił, by mieli aż tyle szczęścia w całej tej historii, a złe przeczucia i
wyobraźnia podsuwająca kolejne przerażające obrazy tym bardziej dławiły
jakiekolwiek pozytywne myśli.
Musiał ją znaleźć, nim będzie za późno na cokolwiek. Drugi
raz nie pozwoli sobie wyrwać z rąk cennej osoby, nie straci już nikogo. Zbyt
długo ta przysięga była jedynie słowami. Nigdy więcej nie będzie tak bezradny
jak wtedy.
Wślizgnął się do rezydencji niestrzeżonym wejściem dla
służby. Nie miał pewności, czy był to dwór Kazemichich czy Mały Dwór, w którym
najprawdopodobniej przetrzymywano Corrie. Shila mimo wszystko zdradziła im
niewiele na temat Dworu Wiatru, co tylko podważało jej wiarygodność. Nawet
jeśli była to pułapka, Kira by nie odpuścił i nie zostawił Corrie w łapach Kazemichiego.
W ostateczności zamierzał pójść sam, ale cieszył się, że ma wsparcie Hisagiego
i reszty. Gdyby coś miało pójść nie tak, wierzył, że razem wyciągną Corrie z
tych tarapatów.
Początkowo nie miał szczęścia i nie znalazł żadnych śladów
świadczących o obecności Corrie w rezydencji. A przecież mogła być dosłownie
wszędzie. Na strażników też dotychczas nie wpadł, co było dość podejrzane,
skoro przeciwnik z pewnością już zauważył ich obecność. Czy pchali się w
pułapkę czy nie, musiał znaleźć Corrie. Bez niej stąd nie odejdzie.
Przez uchylone shoji dojrzał jakąś postać wleczoną przez
strażników po wewnętrznym ogrodzie. Nie miał pewności, kim była ofiara do
momentu, aż całej sceny nie oświetliła latarnia – długie brązowe włosy
częściowo uciekły spod wstążki, którą doskonale znał. Wszystko przestało się
liczyć oprócz tej drobnej, brązowowłosej postaci, która dawno temu przewróciła
jego świat do góry nogami i żadne z nich nie chciało tego zmieniać.
Sięgnął po miecz i w dwóch krokach shunpo dopadł do
strażników. Ci odskoczyli na boki, a dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu,
jakby nigdy nie istniała. Za to z pobliskich zarośli wyskoczyło czterech rosłych
strażników z obnażonymi mieczami. Któryś krzyknął obco brzmiące zaklęcie i tuż
przed twarzą Kiry coś wybuchło. Nie zdążył odskoczyć nadal zaskoczony znikającą
postacią, błysk go oślepił, przez co nie zdążył zareagować na czas. Przeciwnicy
dopadli go, jakby zupełnie niewzruszeni wybuchem. Kirze udało się odbić dwa
ciosy, kiedy trzeci spadł na jego kark, otumaniając go. Poczuł tylko, jak Wabisuke
wylatuje mu z dłoni, a potem bolesnego kopniaka w żebra.
Gdy odzyskał przytomność, dotarło do niego, że ma unieruchomione
ręce i klęczy przed kimś.
– Budzimy się, budzimy. – Usłyszał.
Znał ten głos. Gdy podniósł głowę, ujrzał przed sobą
uśmiechniętego triumfująco Shizumo Kazemichiego. Wiedział już, że wpadł w
pułapkę.
– Wiedziałem, że w końcu nas odwiedzisz, shinigami – odezwał
się z satysfakcją Shizumo. – Chociaż Corrien uparcie twierdziła, że po nią nie
przyjdziesz. Chyba nie wierzy w twoją lojalność. – Zaśmiał się okrutnie.
– Gdzie ona jest? – zapytał Kira.
Gardło ściskał mu strach o ukochaną, której mogła dziać się
krzywda. Nie widział jej nigdzie dookoła, więc nie mógł określić nawet, czy
zdążyli.
– Tam, gdzie jej miejsce. W moim łożu.
Kira szarpnął się ze wściekłością, choć jakaś część jego
samego wiedziała, że to próżny trud.
– Zabiję cię, gnoju!
– Nie, shinigami. To ty umrzesz – odparł rozbawiony Shizumo.
– Gdy tylko gwardia przyboczna pozbędzie się twoich towarzyszy, pokażę ci owoc
tresury Dworu Wiatru, a potem będziesz umierał godzinami, słuchając żałosnego
skomlenia o twoje nic niewarte życie z ust Corrien. O ile będzie na tyle
przytomna, by zarejestrować ten fakt.
– Jeśli ją tkniesz… – wycedził przez zaciśnięte zęby Kira.
– To co? – Shizumo wszedł mu w słowo, podnosząc się z
miejsca. Podszedł do więźnia. – Należy do mnie. Należała od dnia narodzin, choć
wam obojgu wydawało się inaczej. Wziąłem to, co do mnie należało.
– Corrie nie jest rzeczą!
– Jest marionetką, która zbuntowała się swojemu panu. Możesz
obwiniać jedynie siebie, że teraz Corrien cierpi. Gdybyś nie zapchał do niej
swoich brudnych łap, nie musiałbym jej tak dotkliwie karać. To wszystko twoja
wina, shinigami.
Kiedyś może by w to uwierzył i się zgodził. W końcu sam nie
wiedział, dlaczego to właśnie jego Corrie pokochała, skoro obracała się w
towarzystwie dużo ciekawszych i przystojniejszych mężczyzn. Dziś nie dał sobie
tego wmówić. Corrien przyjęła oświadczyny z własnej woli, bo go kochała. Nigdy
jej do niczego nie zmusił, nigdy jej w żaden sposób nie skrzywdził. W Seireitei
była szczęśliwa i Kira nie pozwoli na zaprzeczenie tego faktu czy obarczenie kogokolwiek
innego winą o to, co się teraz dzieje.
– Nie, to ty ją krzywdzisz – syknął z nienawiścią, jakiej
chyba nigdy dotąd nie czuł. – Nic cię nie usprawiedliwia, skoro Corrie przez
ciebie cierpi.
Shizumo na moment przestał się uśmiechać. Na jego twarzy pojawił
się z trudem hamowany gniew. Złapał Kirę za przód szaty i warknął:
– Wy, shinigami, nigdy nie przyznacie cię, że racja nie leży
po waszej stronie. Zawsze tak było. Nic się nie zmieniło przez setki lat. Zapomnieliście,
że nie jesteście żadnymi bogami.
– Ty nim też nie jesteś, Kazemichi – odezwał się Byakuya
stojący w drzwiach sali.
– No proszę, Kuchiki znów na ratunek Shiroyamie. I znów zbyt
późno – zadrwił Shizumo. – Przez ten czas, który ci dałem, przekonałeś się, jak
żałośnie kwili czy łaskawie pozwalałeś temu shinigami ją plugawić?
Wyprostował się, tracąc zainteresowanie Kirą. Nienawistne
spojrzenie utkwił w Byakuyi.
– Jesteś jedynym, który splugawił Corrien – odparł spokojnie
Kuchiki. – I niczego się nie nauczyłeś, gdy darowałem ci życie.
– Poprzysiągłem, że za to zapłacisz, Kuchiki. Twoja władza i
potęga kończą się tutaj. Twoją głowę sprezentuję Corrien przy najbliższej okazji.
– Nie sądzę.
W dłoni Shizumo pojawił się miecz, a on sam ruszył wściekle
na Byakuyę, który pierwszy atak przyjął na ostrze Senbonzakury bez większego
zaangażowania. Mimo to zderzenie dwóch potężnych energii duchowych sprawiło, że
wszyscy w pomieszczeniu poczuli się słabo – nikt niczego nawet nie próbował,
kilku strażników odczołgało się na bok, by przypadkiem nie stać się ofiarą
pojedynku. Kirą też się nikt nie przejmował, więc wykorzystał ten moment, żeby
jakoś zerwać więzy. To nie było takie proste, jednak motywowała go obawa o
Corrie. Musiał ją znaleźć.
Byakuya chyba nie zamierzał tracić zbyt wiele czasu na tę
walkę. Bez słowa ostrzeżenia wypuścił rozpostarcie, zamieniając salę we własne
terytorium, z którego nie zamierzał wypuścić Kazemichiego żywego.
Shizumo pamiętał poprzednią porażkę z Kuchikim, jednak to go
nie powstrzymało przed kolejnym starciem. Tym razem nie zamierzał przegrać. Uwolnił
wietrzny miecz, który ciął bezlitośnie wszystko, co stanęło mu na drodze – meble,
ludzi – aż dosięgnął różowych płatków Senbonzakury. Shizumo uśmiechnął się
paskudnie, wietrząc szansę na zwycięstwo. Jednak Byakuyi to nie wzruszyło, uniósł
tylko dłoń, wypowiadając komendę:
– Gokei.
Rozproszony miecz pomimo potężnego wiatru okrążył
przeciwnika i zamknął w kuli, wirując dookoła z niesamowitą prędkością. Gdy
Byakuya odwołał komendę, Shizumo opadł na kolana. Krwawił z dziesiątek drobnych
ran, oddychał urywanie.
– Nie przegram tu – wydusił z siebie.
Kuchiki nie odpowiedział. Ruchem dłoni nakazał Senbonzakurze
kolejny, ostatni już atak. Tym razem nie był litościwy dla wroga.
– Stój, nie rób tego!
Przyzwyczaiłam się do rzadszej publikacji rozdziałów i przez to totalnie przegapiłam ten najnowszy! W sumie całkiem miła niespodzianka zwłaszcza, że zaczyna się dziać.
OdpowiedzUsuńNo to dotarli na Dwór Wiatru. Shila od samego początku wydawała mi się podejrzana, za to nie jestem do końca pewna odnośnie zamiarów Ato i nie dziwię się, że Renji i Ikkaku nie zamierzali się z nim patyczkować, bo na tym etapie to trudno o zaufanie wobec dworu.
Kira dał się łatwo wrobić i to nie byle komu. Tyle w nim złości i determinacji, że wydaje się nie do poznania, ale podoba mi się u niego tą postawa.
Byakuya również się nie patyczkuje i wydaje się, że potyczka już przesądzona, no ale... Nie mam pomysłu kto mógłby go powstrzymać, ale to raczej niczego dobrego nie zwiastuje.
Zakończenie w takim stylu, że znowu zżera mnie ciekawość!
Buziaki!
Ok. Faktycznie poszło łatwo, ale jeszcze muszą się wydostać. Izuru, Izuru Izuru. Nasz naiwny Izuru. Mogło to go kosztować tą blond łepetynkę. Na szczęście mój mąż uratował sytuację.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie też ten Ato, czy faktycznie chciał pomóc. Dlaczego i jak to by się skończyło, ale też się nie dziwię, że się nie przebił przez te dwa zakute łby. Niemniej widzę, że team na razie sensowny. Też bym wzięła Renjiego i Ikkaku na taką eskapadę.