poniedziałek, 1 listopada 2021

Rozdział 33.

Jakoś spięłam cztery litery i wyrobiłam się z rozdziałem, by przypomnieć sobie, jak to jest publikować co dwa tygodnie. Nie wiem, czy uda mi się to utrzymać, choć kolejne dwa rozdziały wymagają już niewiele pracy. Zobaczymy, na ile czas pozwoli.

 

Dotarcie na Dwór Wiatru nie było takie proste, jak mogło się początkowo wydawać. Nie chcieli, aby przeciwnik zbyt szybko zauważył ich ruch, na szczęście Shila jako była generał znała mniej więcej rozstawienie wrogich wojsk. Mimo to ominięcie ich zajęło sporo cennego czasu, którego nie mieli.

Ikkaku i Renji nie ukrywali piekielnej ochoty na przebicie się przez wrogów bez uników, jednak to mogłoby sprowokować Kazemichiego do ruchu, a do tego dopuścić nie mogli. Idealnym rozwiązaniem byłoby wyciągnięcie Corrien po cichu i ucieczka do Seireitei, by przygotować się do rzeczywistego starcia.

– Rezydencja Kazemichich jest połączona z Dworem Córek, a ten z rezydencją rodu Shiroyama – odezwała się Shila, gdy byli już w pobliżu bariery ukrywającej Dwór. – To spory teren, dobrze chroniony. Podejrzewam, że od kiedy Corrien-hime wróciła, straż skupia się bardziej na Dworze Córek. Książę zdaje sobie sprawę, jakim niespokojnym duchem jest córka Shiroyamów.

– Corrie będzie w tym całym Dworze Córek? – zapytał Hisagi.

– Z pewnością. Wątpię, żeby książę postanowił ją gdzieś przenieść. Dwór Córek był jej przeznaczeniem na długo przed narodzinami – odparła Shila. – Tak długo, jak to możliwe, unikajmy walki.

– Nie lepiej wykorzystać okazję i ubić drania od razu? – mruknął Ikkaku.

Od początku nie ukrywał, że za grosz nie ufa Shili. Dodatkowo wkurzało go, że byli od niej do pewnego stopnia zależni, jeśli chcieli ocalić przyjaciółkę.

– Książę jest potężny. Jego generałowie także – odparła Shila. – Tutaj tej wojny nie wygracie, a chyba chcecie ocalić Corrien-hime. Po to tu przyszliście.

– Skąd…

– Dość – odezwał się Byakuya. – Naszym priorytetem jest Corrien. Dopóki do niej nie dotrzemy, nie ma potrzeby wzbudzać zainteresowania wroga. Prowadź.

Shila przewróciła jedynie oczami niepewna co do zamiarów Kuchikiego. To, co powiedział na zebraniu dowódców, utkwiło jej w głowie. Czy naprawdę był gotów zabić z zimną krwią Corrien w imię honoru własnej rodziny? Trochę ją to przerażało.

Porzuciła na razie bezwartościowe rozważania i po zmroku wprowadziła shinigamich na Dwór Wiatru najbliżej celu, jak się tylko dało. Ciszę lasu dookoła wypełnił gwar dochodzący spomiędzy budynków. Pomimo przygotowań do wojny Dwór Wiatru nie zapomniał o letnich festiwalach, tych małych radościach stanowiących tradycje Wygnanych Rodów po wybudowaniu tego miejsca – ich nowego domu. Niezobowiązująca zabawa przypominająca, że pomimo całej tragedii, jaka ich spotkała, tej niesprawiedliwości, o której nie potrafili zapomnieć, wciąż jeszcze potrafili być szczęśliwi.

Shila widziała w tym ich szansę. Może mniej strażników będzie się kręcić po ogrodach i Dworze Córek, może nie trafią na samego Shizumo, który zamiast znęcać się nad Corrien, wybierze zabawę na festiwalu wśród śmiechu i sake.

Wesoły gwar niemal ucichł, gdy weszli do ogrodów Shiroyamów. Wydawało się, że mury odgradzają rezydencję i jej mieszkańców od całego świata, pogrążając ród w ciszy. Renji chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie Shila spojrzała na niego ostro i przyłożyła palec do ust. Szli więc w milczeniu wśród wiśniowych drzew i niskich krzaków kamelii.

Ikkaku pierwszy wyczuł zbliżających się przeciwników. Sięgnął po miecz, wzbudzając tym samym niepokój towarzyszy. Czy był to przypadek, czy Shila wprowadziła ich celowo w pułapkę, nie miało znaczenia.

– Rozdzielmy się – polecił Byakuya. – Im szybciej dostaniemy się do Corrien, tym lepiej.

Nikt nie oponował. Jedynie Ikkaku i Renji zostali na ścieżce, oczekując przeciwnika. Ten nie kazał na siebie zbyt długo czekać – niewielki oddział ruszył prosto na shinigamich z zamiarem pozbycia się intruzów. Choć byli dobrze wyszkoleni, nie stanowili wyzwania dla żadnego z nich, wystarczyło kilka ciosów, by rozgromić strażników.

– Na razie idzie łatwo – mruknął Renji. – Wręcz za łatwo.

– Równie dobrze ta laska może nas wciągnąć w pułapkę – warknął Ikkaku. – Wszystko to jest jakieś dziwne.

– Najpierw znajdźmy Corrie – uznał Abarai. – Potem będziemy się zastanawiać nad resztą.

 

***

 

– Shinigami weszli na Dwór Wiatru.

Shizumo uśmiechnął się znad czarki sake.

– Wszystko idzie zgodnie z planem – uznał. – Shila spisała się znakomicie. Chyba zmarnowaliśmy jej talenty przez wiele lat.

– Czy to naprawdę konieczne? – zapytał Ato, przystając w drzwiach. – Cała ta zabawa nie jest w twoim stylu, bracie.

– Przysłali tu całkiem potężny oddział – odparł leniwie Shizumo. – Seireitei będzie na nich czekać. To świetna okazja do przejęcia kontroli. Zajmiesz się tym, Ato.

– Jak sobie życzysz. A co z shinigami tutaj?

– Interesuje mnie tylko Izuru Kira. Resztę macie zabić. Jeśli widzisz taką konieczność, zmobilizuj pozostałych generałów.

– Nie ma takiej potrzeby – odparł Ato. – Gwardia przyboczna wystarczy. – Ukłonił się i wyszedł.

Wszystko szło według przewidywań Shizumo – shinigami rzeczywiście zjawili się Corrien na ratunek, choć trochę się spóźnili, dając im czas na przygotowania. Wyglądało na to, że Shizumo całkiem nieźle się bawił, lekceważył przeciwnika, który niejednokrotnie udowodnił już, że może stwarzać problemy. Ato nie zamierzał z nim o tym dyskutować, i tak starszy brat go nie posłucha, sądząc, że wszystko pójdzie po jego myśli.

Przywołał do siebie przywódcę gwardii i wydał rozkazy. Sam też nie zamierzał czekać, aż shinigami wtargną do rezydencji albo, co gorsza, Małego Dworu. Pozwolenie im na panoszenie się wszystko by utrudniło, a Ato nie mógł pozwolić sobie na błędy.

Nie spodziewał się zastać w sadzie dwóch shinigamich, którzy chyba nie do końca wiedzieli, dokąd się kierować. Zobaczyli go od razu, więc Ato nie mógł zniknąć. Odskoczył przed atakiem Ikkaku i rozejrzał się uważnie – byli sami w sadzie.

– Poczekajcie – poprosił, lecz uwolniony Zabimaru musnął go w ramię, zmuszając do uniku. – Shinigami, proszę, nie chcę z wami walczyć.

– No co ty nie powiesz – warknął Renji. – Nie wiem, coś za jeden, ale jedyne, czego chcę od ciebie usłyszeć, to kierunek, gdzie ukryliście Corrie.

Abarai zaatakował ponownie. Ato uskoczył i musiał sięgnąć po miecz, by skontrować uderzenie Ikkaku, który tylko na to czekał. Zasypał go gradem potężnych ciosów, nie pozwalając Renjiemu na dołączenie do walki.

– Chcę wam pomóc – syknął Ato, próbując jeszcze przekonać upartych shinigamich. – Mnie też zależy na ocaleniu Corrien.

– Akurat – prychnął Madarame. – Czemu niby teraz ci się na to zebrało?

Ato nie odpowiedział. Zrozumiał jednak, że nie ma szans się z nimi dogadać. Nie z zabijakami, którzy prą przed siebie bez zastanowienia. Musiał znaleźć kogoś bardziej rozsądnego.

– Ukryj Niebiosa, Kirihime.

Jego miecz rozpłynął się, a okolica zniknęła w gęstej mgle, która wytłumiła zarówno dźwięki, jak i poczucie reiatsu. Shinigami próbowali dostrzec cokolwiek w białym obłoku, lecz bez skutku.

Kilka minut później mgła się rozwiała, lecz przeciwnika dawno już nie było. Ikkaku zaklął szpetnie. Nadal nie mieli żadnych wskazówek.

 

***

 

Już chwilę temu Kira stracił pozostałych z oczu. Powinien się pilnować, Shila powiedziała mu wprost, że jeśli Shizumo zauważy ich eskapadę, Kira będzie pierwszą osobą, którą głowa Dworu Wiatru będzie chciała dopaść. W końcu był najbliższy Corrie, którą zamierzał boleśnie ukarać, a czy nie będzie gorszej kary niż bezsilne obserwowanie egzekucji ukochanego?

Kira na to nie zważał. Nie obchodziło go własne bezpieczeństwo, chciał tylko znaleźć się przy Corrie, upewnić się, że jest cała i zdrowa. Zdawał sobie sprawę, co mogło jej się już przydarzyć, nie chciał karmić się nadzieją, że jakoś uniknęła spotkania z wrogiem i gdzieś się ukrywa. Wątpił, by mieli aż tyle szczęścia w całej tej historii, a złe przeczucia i wyobraźnia podsuwająca kolejne przerażające obrazy tym bardziej dławiły jakiekolwiek pozytywne myśli.

Musiał ją znaleźć, nim będzie za późno na cokolwiek. Drugi raz nie pozwoli sobie wyrwać z rąk cennej osoby, nie straci już nikogo. Zbyt długo ta przysięga była jedynie słowami. Nigdy więcej nie będzie tak bezradny jak wtedy.

Wślizgnął się do rezydencji niestrzeżonym wejściem dla służby. Nie miał pewności, czy był to dwór Kazemichich czy Mały Dwór, w którym najprawdopodobniej przetrzymywano Corrie. Shila mimo wszystko zdradziła im niewiele na temat Dworu Wiatru, co tylko podważało jej wiarygodność. Nawet jeśli była to pułapka, Kira by nie odpuścił i nie zostawił Corrie w łapach Kazemichiego. W ostateczności zamierzał pójść sam, ale cieszył się, że ma wsparcie Hisagiego i reszty. Gdyby coś miało pójść nie tak, wierzył, że razem wyciągną Corrie z tych tarapatów.

Początkowo nie miał szczęścia i nie znalazł żadnych śladów świadczących o obecności Corrie w rezydencji. A przecież mogła być dosłownie wszędzie. Na strażników też dotychczas nie wpadł, co było dość podejrzane, skoro przeciwnik z pewnością już zauważył ich obecność. Czy pchali się w pułapkę czy nie, musiał znaleźć Corrie. Bez niej stąd nie odejdzie.

Przez uchylone shoji dojrzał jakąś postać wleczoną przez strażników po wewnętrznym ogrodzie. Nie miał pewności, kim była ofiara do momentu, aż całej sceny nie oświetliła latarnia – długie brązowe włosy częściowo uciekły spod wstążki, którą doskonale znał. Wszystko przestało się liczyć oprócz tej drobnej, brązowowłosej postaci, która dawno temu przewróciła jego świat do góry nogami i żadne z nich nie chciało tego zmieniać.

Sięgnął po miecz i w dwóch krokach shunpo dopadł do strażników. Ci odskoczyli na boki, a dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, jakby nigdy nie istniała. Za to z pobliskich zarośli wyskoczyło czterech rosłych strażników z obnażonymi mieczami. Któryś krzyknął obco brzmiące zaklęcie i tuż przed twarzą Kiry coś wybuchło. Nie zdążył odskoczyć nadal zaskoczony znikającą postacią, błysk go oślepił, przez co nie zdążył zareagować na czas. Przeciwnicy dopadli go, jakby zupełnie niewzruszeni wybuchem. Kirze udało się odbić dwa ciosy, kiedy trzeci spadł na jego kark, otumaniając go. Poczuł tylko, jak Wabisuke wylatuje mu z dłoni, a potem bolesnego kopniaka w żebra.

Gdy odzyskał przytomność, dotarło do niego, że ma unieruchomione ręce i klęczy przed kimś.

– Budzimy się, budzimy. – Usłyszał.

Znał ten głos. Gdy podniósł głowę, ujrzał przed sobą uśmiechniętego triumfująco Shizumo Kazemichiego. Wiedział już, że wpadł w pułapkę.

– Wiedziałem, że w końcu nas odwiedzisz, shinigami – odezwał się z satysfakcją Shizumo. – Chociaż Corrien uparcie twierdziła, że po nią nie przyjdziesz. Chyba nie wierzy w twoją lojalność. – Zaśmiał się okrutnie.

– Gdzie ona jest? – zapytał Kira.

Gardło ściskał mu strach o ukochaną, której mogła dziać się krzywda. Nie widział jej nigdzie dookoła, więc nie mógł określić nawet, czy zdążyli.

– Tam, gdzie jej miejsce. W moim łożu.

Kira szarpnął się ze wściekłością, choć jakaś część jego samego wiedziała, że to próżny trud.

– Zabiję cię, gnoju!

– Nie, shinigami. To ty umrzesz – odparł rozbawiony Shizumo. – Gdy tylko gwardia przyboczna pozbędzie się twoich towarzyszy, pokażę ci owoc tresury Dworu Wiatru, a potem będziesz umierał godzinami, słuchając żałosnego skomlenia o twoje nic niewarte życie z ust Corrien. O ile będzie na tyle przytomna, by zarejestrować ten fakt.

– Jeśli ją tkniesz… – wycedził przez zaciśnięte zęby Kira.

– To co? – Shizumo wszedł mu w słowo, podnosząc się z miejsca. Podszedł do więźnia. – Należy do mnie. Należała od dnia narodzin, choć wam obojgu wydawało się inaczej. Wziąłem to, co do mnie należało.

– Corrie nie jest rzeczą!

– Jest marionetką, która zbuntowała się swojemu panu. Możesz obwiniać jedynie siebie, że teraz Corrien cierpi. Gdybyś nie zapchał do niej swoich brudnych łap, nie musiałbym jej tak dotkliwie karać. To wszystko twoja wina, shinigami.

Kiedyś może by w to uwierzył i się zgodził. W końcu sam nie wiedział, dlaczego to właśnie jego Corrie pokochała, skoro obracała się w towarzystwie dużo ciekawszych i przystojniejszych mężczyzn. Dziś nie dał sobie tego wmówić. Corrien przyjęła oświadczyny z własnej woli, bo go kochała. Nigdy jej do niczego nie zmusił, nigdy jej w żaden sposób nie skrzywdził. W Seireitei była szczęśliwa i Kira nie pozwoli na zaprzeczenie tego faktu czy obarczenie kogokolwiek innego winą o to, co się teraz dzieje.

– Nie, to ty ją krzywdzisz – syknął z nienawiścią, jakiej chyba nigdy dotąd nie czuł. – Nic cię nie usprawiedliwia, skoro Corrie przez ciebie cierpi.

Shizumo na moment przestał się uśmiechać. Na jego twarzy pojawił się z trudem hamowany gniew. Złapał Kirę za przód szaty i warknął:

– Wy, shinigami, nigdy nie przyznacie cię, że racja nie leży po waszej stronie. Zawsze tak było. Nic się nie zmieniło przez setki lat. Zapomnieliście, że nie jesteście żadnymi bogami.

– Ty nim też nie jesteś, Kazemichi – odezwał się Byakuya stojący w drzwiach sali.

– No proszę, Kuchiki znów na ratunek Shiroyamie. I znów zbyt późno – zadrwił Shizumo. – Przez ten czas, który ci dałem, przekonałeś się, jak żałośnie kwili czy łaskawie pozwalałeś temu shinigami ją plugawić?

Wyprostował się, tracąc zainteresowanie Kirą. Nienawistne spojrzenie utkwił w Byakuyi.

– Jesteś jedynym, który splugawił Corrien – odparł spokojnie Kuchiki. – I niczego się nie nauczyłeś, gdy darowałem ci życie.

– Poprzysiągłem, że za to zapłacisz, Kuchiki. Twoja władza i potęga kończą się tutaj. Twoją głowę sprezentuję Corrien przy najbliższej okazji.

– Nie sądzę.

W dłoni Shizumo pojawił się miecz, a on sam ruszył wściekle na Byakuyę, który pierwszy atak przyjął na ostrze Senbonzakury bez większego zaangażowania. Mimo to zderzenie dwóch potężnych energii duchowych sprawiło, że wszyscy w pomieszczeniu poczuli się słabo – nikt niczego nawet nie próbował, kilku strażników odczołgało się na bok, by przypadkiem nie stać się ofiarą pojedynku. Kirą też się nikt nie przejmował, więc wykorzystał ten moment, żeby jakoś zerwać więzy. To nie było takie proste, jednak motywowała go obawa o Corrie. Musiał ją znaleźć.

Byakuya chyba nie zamierzał tracić zbyt wiele czasu na tę walkę. Bez słowa ostrzeżenia wypuścił rozpostarcie, zamieniając salę we własne terytorium, z którego nie zamierzał wypuścić Kazemichiego żywego.

Shizumo pamiętał poprzednią porażkę z Kuchikim, jednak to go nie powstrzymało przed kolejnym starciem. Tym razem nie zamierzał przegrać. Uwolnił wietrzny miecz, który ciął bezlitośnie wszystko, co stanęło mu na drodze – meble, ludzi – aż dosięgnął różowych płatków Senbonzakury. Shizumo uśmiechnął się paskudnie, wietrząc szansę na zwycięstwo. Jednak Byakuyi to nie wzruszyło, uniósł tylko dłoń, wypowiadając komendę:

– Gokei.

Rozproszony miecz pomimo potężnego wiatru okrążył przeciwnika i zamknął w kuli, wirując dookoła z niesamowitą prędkością. Gdy Byakuya odwołał komendę, Shizumo opadł na kolana. Krwawił z dziesiątek drobnych ran, oddychał urywanie.

– Nie przegram tu – wydusił z siebie.

Kuchiki nie odpowiedział. Ruchem dłoni nakazał Senbonzakurze kolejny, ostatni już atak. Tym razem nie był litościwy dla wroga.

– Stój, nie rób tego! 

2 komentarze:

  1. Przyzwyczaiłam się do rzadszej publikacji rozdziałów i przez to totalnie przegapiłam ten najnowszy! W sumie całkiem miła niespodzianka zwłaszcza, że zaczyna się dziać.
    No to dotarli na Dwór Wiatru. Shila od samego początku wydawała mi się podejrzana, za to nie jestem do końca pewna odnośnie zamiarów Ato i nie dziwię się, że Renji i Ikkaku nie zamierzali się z nim patyczkować, bo na tym etapie to trudno o zaufanie wobec dworu.
    Kira dał się łatwo wrobić i to nie byle komu. Tyle w nim złości i determinacji, że wydaje się nie do poznania, ale podoba mi się u niego tą postawa.
    Byakuya również się nie patyczkuje i wydaje się, że potyczka już przesądzona, no ale... Nie mam pomysłu kto mógłby go powstrzymać, ale to raczej niczego dobrego nie zwiastuje.
    Zakończenie w takim stylu, że znowu zżera mnie ciekawość!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok. Faktycznie poszło łatwo, ale jeszcze muszą się wydostać. Izuru, Izuru Izuru. Nasz naiwny Izuru. Mogło to go kosztować tą blond łepetynkę. Na szczęście mój mąż uratował sytuację.
    Ciekawi mnie też ten Ato, czy faktycznie chciał pomóc. Dlaczego i jak to by się skończyło, ale też się nie dziwię, że się nie przebił przez te dwa zakute łby. Niemniej widzę, że team na razie sensowny. Też bym wzięła Renjiego i Ikkaku na taką eskapadę.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January