Akcja na Dworze Wiatru przechodzi do punktu kulminacyjnego, lecz to jeszcze nie koniec zabawy. I jakoś udaje mi się na razie pojawiać tu regularnie, czego naprawdę mi brakowało. Nawet nie wiecie, jaka to satysfakcja.
Yumichika nie miał pewności, jakie drogi obrała reszta ekipy
ratunkowej, ale sam nie zamierzał spuszczać z oka Shili. Nie ufał tej kobiecie
za grosz. Niby zależało jej na ocaleniu Corrie, ale równie dobrze to wszystko
mogło być pułapką. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyśleć się, kogo
Kazemichi chciał w nią wciągnąć. Może lepiej byłoby zostawić Kirę w Seireitei,
ale sama sugestia rzucona mimochodem sprawiła, że vice-kapitan Trójki otwarcie
pokazywał swój gniew. Yumichika miał nadzieję, że nie spełnią się najgorsze
scenariusze, a na Izuru choć jedno z nich będzie uważać. Nikt przecież nie
chciał dopuścić do tragedii.
– To Dwór Córek – odezwała się cicho Shila, wskazując na małą
rezydencję. – Tutaj znajdziemy Corrien-hime.
– Skąd pewność, że Kazemichi nie trzyma jej gdzieś indziej? –
zapytał Yumichika.
Shila spojrzała na niego jak na idiotę, nim dotarło do niej,
że shinigami nie rozumieją zasad panujących na Dworze Wiatru.
– Córkom Shiroyamów nie wolno przebywać w innym miejscu –
oznajmiła. – To tradycja, której nawet książę nie waży się złamać dla własnej
satysfakcji. Nie widzę strażników, więc to może być nasza szansa.
Gdy weszli do budynku, Yumichika zaczął rozumieć, co Shila
miała na myśli. A jednocześnie ta rezydencja przerażała zupełną ciszą,
bezruchem i ciężkim reiatsu, którego źródła nie mógł uchwycić. Jednak teraz
wszelkie obawy i lęki Corrie stały się oczywiste – były skutkiem trzymania
dziewczyny w tym niegościnnym miejscu.
– Naprawdę trzymacie tu kogokolwiek? – zapytał cicho. – To miejsce
jest okropne.
– Możesz mówić, co chcesz, shinigami. To tradycja Dworu
Wiatru.
– Może najwyższy czas ją zmienić – zasugerował. – To nieludzkie.
Shila nie odpowiedziała. Szli pustymi korytarzami skrytymi w
półmroku. Yumichika bezustannie miał wrażenie, że życie w tym budynku nie może
istnieć, że same mury wysysają z człowieka energię. Nie bywał nigdy na dworach,
ale wątpił, by jakakolwiek szlachecka rezydencja w Seireitei emanowała tak
paskudną energią.
Tym bardziej martwił się o Corrie, którą w końcu lepiej
zrozumiał. Dobrze pamiętał jej słowa z pierwszego wypadu do Rukongai tamtego
chłodnego, późnozimowego przedpołudnia. „Byłam zimna, mechanicznie wykonywałam
polecenia i wyznaczone mi cele. Byłam pustą skorupą i takie było moje
przeznaczenie. Teraz jest inaczej. Czuję tak wiele, że nie potrafię tego
właściwie nazwać i zinterpretować. To takie trudne.” Wtedy nie potrafił
wyobrazić sobie, co ją taką uczyniło, teraz przechodząc przez te korytarze, w
końcu do niego dotarło. Corrien nie otrzymała tu niczego poza obowiązkami i
pogardą, dopiero oni nauczyli ją, co to znaczy kochać. Miała z nich
najpiękniejszy uśmiech, najjaśniejszy, a skrywała pod nim głęboki mrok tego domu.
Z każdym krokiem Yumichika był coraz bardziej wściekły. Ci
ludzie z niezrozumiałych dla niego powodów niszczyli Corrie od dnia jej
narodzin, a gdy udało jej się w końcu uciec i zacząć żyć normalnie, na nowo zgotowali
dziewczynie piekło, koniec końców zamykając ją w tym domu.
Shila zatrzymała go ruchem dłoni i wyjrzała ostrożnie zza
rogu.
– Strażnicy pilnują drzwi do komnat Corrien-hime – oznajmiła
szeptem, krzywiąc się lekko. – Może powinniśmy spróbować wejść od ogrodu.
– Nie, nie będziemy marnować więcej czasu – odparł Yumichika.
– Idziemy.
Nie zniósłby dłuższego oczekiwania, chciał upewnić się, że
Corrie jest cała i jak najprędzej zabrać ją z tego okropnego miejsca. Niepokoił
się też o resztę, bo przecież wszystko mogło pójść według najgorszego scenariusza.
Shila westchnęła, mamrocząc coś o przemądrzałych
shinigamich, po czym ruszyła raźno do celu. Strażnicy zobaczyli ją niemal od
razu.
– Pani, nikomu nie wolno tu przebywać – odezwał się jeden z
nich.
Nie dodał nic skonsternowany widokiem Yumichiki tuż za byłą
generał. Te cenne sekundy wykorzystali, by znokautować straż niestawiającą
oporu. Ayasegawa odsunął drzwi zniecierpliwiony, mając dłoń w pobliżu rękojeści
miecza, gdyby coś poszło nie tak.
Powitała ich cisza i kompletna ciemność zatrzaśniętej okiennicy.
Blask napływający z korytarza pokazywał jedynie zarys niewielu mebli i skrawek
futonu, na którym zdecydowanie ktoś leżał, lecz nie poruszył się na ich
wtargnięcie.
Shila zapaliła światła, dzięki czemu Yumichika mógł się rozejrzeć
po pokoju. Nie poświęcił jednak zbyt wiele uwagi bezosobowemu otoczeniu, lecz
dopadł futonu.
Spod kołdry wystawała jedynie głowa z brązowymi, krzywo
obciętymi włosami. Pod wpływem nagłej jasności postać zaczęła odzyskiwać
przytomność, a Yumichika z przerażeniem dostrzegał coraz więcej szczegółów –
głębokie cienie pod oczami, siniaki, bladość niezdrowej cery. Nie przeoczył
również wystającego spod rękawa poplamionej krwią yukaty bandaża. Nie chciał w
to wierzyć, ale nie miał wątpliwości, że znaleźli Corrie. Zwłaszcza gdy
spojrzała na nich zielonymi oczami kompletnie pozbawionymi blasku.
– Corrie…
Nie do końca docierało do niej, co się dzieje. W pierwszej
chwili myślała, że to Shizumo złożył jej kolejną nieoczekiwaną wizytę, ale nie
zdążyłaby się nawet ruszyć, a już by ją szarpnął do góry. Na wizytę służących
też było zbyt wcześnie. Dopiero po chwili rozpoznała znajome twarze i nie
chciała w to uwierzyć.
– Yumi? – zapytała nieśmiało drżącym głosem.
– Przyszliśmy po ciebie. Już wszystko dobrze – powiedział Ayasegawa,
głaszcząc ją lekko po głowie. – Jesteś bezpieczna.
Gdy upewniła się, że to nie sen, wpadła na przyjaciela z
płaczem, nie mogąc się powstrzymać. Yumichika przytulił ją ostrożnie, nie chcąc
urazić żadnej z ran. Poczuł ulgę, że znaleźli ją żywą, lecz ten obraz i jej
zachowanie jasno świadczyły, do czego doszło, a to podsycało gniew mężczyzny. Nikt
nie miał prawa jej krzywdzić, to było niewybaczalne i sprawca tego aktu musiał
zostać ukarany. W tej chwili Yumichika miał w nosie zdanie Kuchikiego czy
założenia, że po odnalezieniu Corrie mają niezwłocznie wracać do Seireitei.
– Już dobrze. Jesteś bezpieczna – powtarzał, pragnąc, by w
to uwierzyła.
Minęła chwila, nim płacz ustał, a ulga przestała przesłaniać
wszystko pozostałe. Dotarło do niej, że Yumichika nie przyszedł tutaj sam.
Spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczyma, w których pojawiło się
przerażenie.
– Izuru tu nie przyszedł, prawda? – zapytała spanikowana.
– Oczywiście, że tu jest – odparł Yumichika. – Nie pozwolił
się zostawić w Seireitei, nie wiedząc, co się z tobą stało.
– Jego tu nie może być. Musi stąd uciekać – gorączkowała się.
– Spokojnie, Corrie-chan. Poradzi sobie, to duży chłopiec.
– Nie rozumiesz. Nie wolno dopuścić do jego spotkania z
Shizumo. On go zabije – jęknęła.
Yumichika chciał jej przypomnieć, że Kira nie jest
bezbronny, ale zaraz dotarło do niego, że to bezcelowe. Kazemichi złamał Corrie
do tego stopnia, że odczuwała jedynie strach. Pogłaskał ją delikatnie po obitym
policzku i ten czuły gest przebił się przez przerażenie.
– Teraz gdy cię odzyskaliśmy, wystarczy zebrać ekipę i
wracamy do Seireitei – powiedział pewnie. – Nie pozwolimy, aby przydarzyło ci
się jeszcze coś złego. Nikt z naszych też nie zginie. Obiecuję ci, Corrie-chan.
Wierzysz mi?
Pokiwała głową, pociągając żałośnie nosem.
– Chcę go zobaczyć – szepnęła.
– W porządku. Dasz radę wstać?
– Chyba tak.
Yumichika asekurował ją, próbując wyczuć reiatsu
pozostałych. Wtedy dotarło do niego, że prawie w ogóle nie wyczuwa energii od
Corrie, jakby została jej pozbawiona. Spojrzał przy tym na wystający bandaż.
– On ci to zrobił? – zapytał.
Corrie gwałtownie pociągnęła rękawy yukaty, niemal tracąc
równowagę. Spuściła głowę, byle nie patrzeć na przyjaciela.
– To zrobiłam sama – przyznała cicho. – Jak mi powiedział,
że Shila poszła do Seireitei i on o tym wie, próbowałam się zabić, żebyście stracili
powód do przyjścia tutaj. Odratowali mnie i Shizumo rzucił na nas zaklęcie
więzi. Nie pozwolił mi umrzeć.
Yumichika przytulił ją jedynie, domyślając się, jak
zdesperowana musiała być w tamtej chwili, gdy podejmowała tę decyzję. Corrie
kochała życie, miała wokół siebie ludzi, dla których chciała żyć.
– Już jest dobrze – szepnął. – Jesteś bezpieczna.
Gdy tylko wyszli na zewnątrz, wyczuli walkę w głównej
rezydencji. Yumichika nie chciał zabierać tam Corrie, ale czuł, że reszta ekipy
ratunkowej zmierza w tym samym kierunku, więc było oczywiste, dokąd powinni
pójść.
Przez otwarte drzwi widzieli wirującą, różową sferę, z
której wypadł poważnie ranny Shizumo. Kilka metrów dalej stał Byakuya patrzący
na wroga bez cienia litości. Gdy uniósł dłoń, jasne było, że zamierza wykończyć
Kazemichiego.
– Stój, nie rób tego! – krzyknęła Shila, zwracając na siebie
uwagę wszystkich obecnych. – Zabijesz Corrien-hime!
Byakuya spojrzał na Tomoe i wspierającą się na niej i Yumichice
Shiroyamie, która wyglądała jak cień samej siebie.
– Wyjaśnij – polecił chłodno.
– Książę stworzył pomiędzy sobą a Corrien-hime więź. Jeśli
jedno z nich umrze, drugie też. Nie możesz go zabić.
Nie miała pewności, czy ten argument do niego dotrze, ale
słyszeli go także pozostali shinigami i to w nich upatrywała szanse, by w razie
najgorszego scenariusza powstrzymać Kuchikiego.
Shizumo natomiast zaczął się śmiać.
– No proszę, mogłem cię wcześniej zwolnić z obowiązków
generała – stwierdził. – Wszystko zgodnie z planem, a teraz przyprowadź mi
Corrien.
– Odmawiam.
– Shila, sprzeciwiasz się swojemu suzerenowi? Nie za dużo
sobie pozwalasz, suko?
– Wymawiam ci posłuszeństwo, Shizumo Kazemichi – powiedziała
poważnie Shila. – Zawiodłeś swoich ludzi, zapomniałeś, co znaczy być panem
Dworu Wiatru. Wymawiam ci posłuszeństwo w imieniu wszystkich Wygnanych Rodów.
– Nie masz prawa, szmato – warknął na nią Shizumo. –
Przyprowadź mi Corrien! Natychmiast!
– Nie, nie masz prawa nam już rozkazywać. Wykorzystałeś Dwór
do własnych celów, mamiąc nas obietnicami. Wpadłeś w obsesję na punkcie córki
Shiroyamów, czego absolutnie nie wolno było ci robić. Nie jesteś wart bycia
naszym przywódcą. Uwolnij Corrien-hime ze swych łap.
Strażnicy i oficjele będący świadkami tej sceny nie bardzo
wiedzieli, co zrobić. Gdyby przeciwko Shizumo wystąpił jakikolwiek szary sługa,
uciszyliby go od razu, ale sprawa komplikowała się przy córce najwyższej arystokracji.
Shizumo nie panował już nad wściekłością, widząc, że
wszystko się sypie. Szansę upatrywał w więzi łączącej go z Corrien – nadal miał
ich wszystkich w szachu. Spojrzał na Shiroyamę, która wzdrygnęła się widocznie.
– Może ty będziesz rozsądniejsza, Corrien – powiedział do
niej. – A doskonale wiesz, czym jesteś. Chyba nie muszę znów odświeżać ci
pamięci. Chodź tutaj.
Corrie czuła przymus spełnienia tego rozkazu, choć teraz,
gdy wokół miała tyle znajomych twarzy, nie był on tak przerażający. Przyszli po
nią i byli bezpieczni, wręcz zwycięscy. A mimo to nadal czuła strach przed tym
zakrwawionym, klęczącym mężczyzną, który rozbił wszystko, czym była, w zaledwie
kilka dni.
– Na co czekasz? – warknął Shizumo. – Nadal zamierzasz się
opierać?
– Zamknij się już – syknęła Yukikaze, pojawiając się
pomiędzy nimi. – Jeśli nie zamierzasz uwolnić mojej pani, zrobi to sama. –
Spojrzała na Corrie. – To nie pora na strach i wahanie. Nie jesteś już sama.
Corrie spojrzała po przyjaciołach, aż w końcu jej wzrok spotkał
się ze wzrokiem Izuru. Nie widzieli się kilka dni, a jednak wydawało się, że
minęła cała wieczność. Nadal jeżeli był wściekły o jej samowolną eskapadę,
przyszedł po nią bez chwili wahania. Tak bardzo bała się go stracić, a jednak
stał naprzeciw niej cały i zdrowy, oddalony zaledwie o kilka kroków.
– Nie ma tyle siły – zakpił Shizumo. – Ledwo stoi na nogach.
Yukikaze jedynie zachichotała i wyciągnęła śnieżnobiałą dłoń
do Corrie.
– Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, moja pani –
powiedziała łagodnie. – Udowodnij temu głupcowi, że nie tak łatwo cię
roztrzaskać. Zaufasz mi?
– Nigdy nie przestałam, Yuki – odezwała się Corrie i postawiła
pierwszy, niepewny krok ku Zanpakutou. – Bez ciebie nie przetrwałabym tego
wszystkiego.
– Czas się uwolnić, moja pani.
Corrie nie miała pojęcia, co powinna zrobić, ale szept
Yukikaze, który tylko ona słyszała, podpowiadał jej kolejne kroki. Uwolniła te
ukryte przez Zanpakutou resztki energii, wreszcie spadło z niej odrętwienie,
które powstrzymywało jakiekolwiek akty obrony. Spojrzała na Shizumo i w jej
postawie i oczach po raz pierwszy nie było strachu.
– Nawet nie próbuj – warknął.
Nie zwróciła na to uwagi, jeszcze przez chwilę delektując
się spokojem we własnej duszy. Uniosła spojrzenie na Yukikaze, gdy pomiędzy
sobą a Shizumo dostrzegła pojawiające się nici – czerwona i zgniłozielona. W
dłoni poczuła znajomy ciężar srebrnego miecza. Yukikaze uśmiechnęła się tylko i
to dodało Corrie odwagi, gdy wypowiedziała komendę:
– Rozpostarcie. Lodowy Pałac Wiatru. – I ją, i jej oprawcę
owiał lodowaty wiatr, woda zawarta w powietrzu zaczęła zamarzać, tworząc
unoszące się nad tatami kryształy lodu. – Akt Pierwszy: Scena Mroźnego Piekła.
Nici również pokryły się lodem. Shizumo poderwał się do góry
i w tym momencie zaklęcie więzi pękło. Kazemichi jednak nie dopadł Corrie –
zatrzymał go miecz podłożone pod gardło należący do Byakuyi.
– Twoja karta przetargowa przepadła – powiedział zimno.
– Wywołasz wojnę – syknął Shizumo.
– Nie dbam o to.
– Wojna nie wybuchnie. – Usłyszeli od drzwi.
W towarzystwie Hisagiego do sali wszedł czarnowłosy
mężczyzna, z którym wcześniej starli się Renji i Ikkaku. Zielone spojrzenie
utkwił w Shizumo.
– Wojny nie będzie – powtórzył. – A twoja śmierć należy do
Dworu Wiatru.
– Ato, ty gadzie – syknął Shizumo. – Ukartowałeś to?
– Nie wiem, o czym mówisz, bracie. Kuchiki-dono, możesz go
puścić. Nie zbliży się już do Corrien. Masz na to moje słowo.
– Chcesz dziewkę dla siebie.
Ato spojrzał na Corrie, którą opuściły już wszystkie siły i
na nogach trzymała się chyba tylko dzięki własnemu uporowi.
– Dwór Wiatru głosem córki Tomoe wymówił ci posłuszeństwo,
bracie. Popełniłeś zbyt wiele zbrodni, bym mógł puścić ci to płazem, a ty się
obawiasz mych żądzy wobec jednej dziewczyny. Nie sądziłem, że tak nisko
upadłeś.
W tym momencie skrócił dystans dzielący go od byłego już
władcy Dworu Wiatru, wyciągnął miecz i wbił go prosto w serce własnego brata.
– Ato, ty gnido…
Ciało Shizumo upadło na tatami z głuchym trzaskiem w ciszy i
napięciu, bo nikt nie wiedział, co się teraz wydarzy. Shinigami prócz może Byakuyi
nie rozumieli w ogóle znaczenia tej sytuacji, członkowie Dworu Wiatru
oczekiwali na jakąkolwiek reakcję kogokolwiek, a Corrie wpatrywała się w
młodszego z braci Kazemichi w zupełnym zmieszaniu.
– Umarł król, niech żyje król – odezwała się Shila. –
Zgodnie z prawem Ato Kazemichi, brat poprzedniego władcy, który nie doczekał
się potomka, dziedziczy pełnię władzy nad Dworem Wiatru.
Ato zerknął na nią, po czym spojrzał na Corrie. Drgnęła, gdy
delikatnie dotknął opuchniętego policzka.
– Powinnaś zapytać, gdzie byłem do tej pory – odezwał się
miękko, z czułością, która kontrastowała z zakrwawionym mieczem w drugiej
dłoni. – Zapytać, czemu nie zrobiłem tego wcześniej.
– Przecież nie mogłeś, Ato-sama – odparła cicho. – Oboje o
tym wiemy. To były tylko słowa dziecka, które nie rozumiało jeszcze stałości
prawa. Nie mogę mieć o to pretensji. Nie śmiałabym.
Ato pokręcił lekko głową i uśmiechnął się ciepło.
– Miałem nadzieję, że stałaś się choć trochę pewna własnej
wartości, ale obawiam się, że Shizumo wszystko zepsuł. Jednak ten koszmar
właśnie się skończył. Możesz odetchnąć, Corrien.
Te słowa chyba zwolniły w niej jakąś blokadę, poczuła, jak
opuszczają ją wszystkie siły i upadła. Nim straciła w pełni przytomność, usłyszała
jedynie brzdęk uderzającego o tatami miecza i wołanie Kiry.
Też bardzo mi się podoba, że rozdziały ostatnio pojawiają się z dawną regularnością i życzę Ci, żeby wena i wolny czas cię nie opuszczały, a już zwłaszcza na tym etapie historii.
OdpowiedzUsuńZa to ja przepraszam, że znów przychodzę spóźniona z komentarzem, ale ostatnio życie mnie dobija i na dokładkę mam "horom curke"
No ale do rzeczy.
Całe szczęście, że Byakuya został w porę powstrzymało, bo kto by się spodziewał, że Shizumo znowu użyje tej sztuczki z zaklęciem więzi. Choć z drugiej strony nie ma się co dziwić. W końcu Corrie więcej warta jest żywa.
Cała główna akcja przebiegła naprawdę dynamicznie i momentami naprawdę zaskakująco. Corrie pięknie rozprawiła się z Shizumo i oby teraz mogła wreszcie cieszyć się spokojem u boku Kiry po tym jak Ato go dobił.
Już słyszę dzwony weselne, bo o ile to już naprawdę koniec dworu wiatru, to czy można liczyć na ślub pewnej pary? Zasługują na to po tym wszystkim, co przeszli.
Z wolnym czasem to bym nie przesadzała, bo to czasami wygląda tak, że wykorzystuję ostatnie pięć minut przed wyjściem na napisanie trzech zdań i potem długo, długo nic. Ale staram się i mam nadzieję, że co drugi tydzień wpadnie nowy rozdział chociaż tutaj. Bo z resztą na razie idzie mi słabo.
UsuńNim pojawi się kwestia ślubu, przyjdzie czas na przepracowanie traum, co nie będzie takie proste. Wiele rzeczy też się wyjaśni i to niebezboleśnie w niektórych przypadkach. Więcej nie zdradzam, żeby nie psuć zabawy.
Na rozmowie Corrie i Yumichiki prawie płakałam. To przykre, jak wiele była gotowa poświęcić.
OdpowiedzUsuńLiczyłam co prawda na więcej walki, ale jestem dumna z męża.
Shizumo przegrał. Teraz jeszcze muszą się bezpiecznie wydostać stamąd.