poniedziałek, 15 listopada 2021

Rozdział 34.

Akcja na Dworze Wiatru przechodzi do punktu kulminacyjnego, lecz to jeszcze nie koniec zabawy. I jakoś udaje mi się na razie pojawiać tu regularnie, czego naprawdę mi brakowało. Nawet nie wiecie, jaka to satysfakcja.

 

Yumichika nie miał pewności, jakie drogi obrała reszta ekipy ratunkowej, ale sam nie zamierzał spuszczać z oka Shili. Nie ufał tej kobiecie za grosz. Niby zależało jej na ocaleniu Corrie, ale równie dobrze to wszystko mogło być pułapką. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyśleć się, kogo Kazemichi chciał w nią wciągnąć. Może lepiej byłoby zostawić Kirę w Seireitei, ale sama sugestia rzucona mimochodem sprawiła, że vice-kapitan Trójki otwarcie pokazywał swój gniew. Yumichika miał nadzieję, że nie spełnią się najgorsze scenariusze, a na Izuru choć jedno z nich będzie uważać. Nikt przecież nie chciał dopuścić do tragedii.

– To Dwór Córek – odezwała się cicho Shila, wskazując na małą rezydencję. – Tutaj znajdziemy Corrien-hime.

– Skąd pewność, że Kazemichi nie trzyma jej gdzieś indziej? – zapytał Yumichika.

Shila spojrzała na niego jak na idiotę, nim dotarło do niej, że shinigami nie rozumieją zasad panujących na Dworze Wiatru.

– Córkom Shiroyamów nie wolno przebywać w innym miejscu – oznajmiła. – To tradycja, której nawet książę nie waży się złamać dla własnej satysfakcji. Nie widzę strażników, więc to może być nasza szansa.

Gdy weszli do budynku, Yumichika zaczął rozumieć, co Shila miała na myśli. A jednocześnie ta rezydencja przerażała zupełną ciszą, bezruchem i ciężkim reiatsu, którego źródła nie mógł uchwycić. Jednak teraz wszelkie obawy i lęki Corrie stały się oczywiste – były skutkiem trzymania dziewczyny w tym niegościnnym miejscu.

– Naprawdę trzymacie tu kogokolwiek? – zapytał cicho. – To miejsce jest okropne.

– Możesz mówić, co chcesz, shinigami. To tradycja Dworu Wiatru.

– Może najwyższy czas ją zmienić – zasugerował. – To nieludzkie.

Shila nie odpowiedziała. Szli pustymi korytarzami skrytymi w półmroku. Yumichika bezustannie miał wrażenie, że życie w tym budynku nie może istnieć, że same mury wysysają z człowieka energię. Nie bywał nigdy na dworach, ale wątpił, by jakakolwiek szlachecka rezydencja w Seireitei emanowała tak paskudną energią.

Tym bardziej martwił się o Corrie, którą w końcu lepiej zrozumiał. Dobrze pamiętał jej słowa z pierwszego wypadu do Rukongai tamtego chłodnego, późnozimowego przedpołudnia. „Byłam zimna, mechanicznie wykonywałam polecenia i wyznaczone mi cele. Byłam pustą skorupą i takie było moje przeznaczenie. Teraz jest inaczej. Czuję tak wiele, że nie potrafię tego właściwie nazwać i zinterpretować. To takie trudne.” Wtedy nie potrafił wyobrazić sobie, co ją taką uczyniło, teraz przechodząc przez te korytarze, w końcu do niego dotarło. Corrien nie otrzymała tu niczego poza obowiązkami i pogardą, dopiero oni nauczyli ją, co to znaczy kochać. Miała z nich najpiękniejszy uśmiech, najjaśniejszy, a skrywała pod nim głęboki mrok tego domu.

Z każdym krokiem Yumichika był coraz bardziej wściekły. Ci ludzie z niezrozumiałych dla niego powodów niszczyli Corrie od dnia jej narodzin, a gdy udało jej się w końcu uciec i zacząć żyć normalnie, na nowo zgotowali dziewczynie piekło, koniec końców zamykając ją w tym domu.

Shila zatrzymała go ruchem dłoni i wyjrzała ostrożnie zza rogu.

– Strażnicy pilnują drzwi do komnat Corrien-hime – oznajmiła szeptem, krzywiąc się lekko. – Może powinniśmy spróbować wejść od ogrodu.

– Nie, nie będziemy marnować więcej czasu – odparł Yumichika. – Idziemy.

Nie zniósłby dłuższego oczekiwania, chciał upewnić się, że Corrie jest cała i jak najprędzej zabrać ją z tego okropnego miejsca. Niepokoił się też o resztę, bo przecież wszystko mogło pójść według najgorszego scenariusza.

Shila westchnęła, mamrocząc coś o przemądrzałych shinigamich, po czym ruszyła raźno do celu. Strażnicy zobaczyli ją niemal od razu.

– Pani, nikomu nie wolno tu przebywać – odezwał się jeden z nich.

Nie dodał nic skonsternowany widokiem Yumichiki tuż za byłą generał. Te cenne sekundy wykorzystali, by znokautować straż niestawiającą oporu. Ayasegawa odsunął drzwi zniecierpliwiony, mając dłoń w pobliżu rękojeści miecza, gdyby coś poszło nie tak.

Powitała ich cisza i kompletna ciemność zatrzaśniętej okiennicy. Blask napływający z korytarza pokazywał jedynie zarys niewielu mebli i skrawek futonu, na którym zdecydowanie ktoś leżał, lecz nie poruszył się na ich wtargnięcie.

Shila zapaliła światła, dzięki czemu Yumichika mógł się rozejrzeć po pokoju. Nie poświęcił jednak zbyt wiele uwagi bezosobowemu otoczeniu, lecz dopadł futonu.

Spod kołdry wystawała jedynie głowa z brązowymi, krzywo obciętymi włosami. Pod wpływem nagłej jasności postać zaczęła odzyskiwać przytomność, a Yumichika z przerażeniem dostrzegał coraz więcej szczegółów – głębokie cienie pod oczami, siniaki, bladość niezdrowej cery. Nie przeoczył również wystającego spod rękawa poplamionej krwią yukaty bandaża. Nie chciał w to wierzyć, ale nie miał wątpliwości, że znaleźli Corrie. Zwłaszcza gdy spojrzała na nich zielonymi oczami kompletnie pozbawionymi blasku.

– Corrie…

Nie do końca docierało do niej, co się dzieje. W pierwszej chwili myślała, że to Shizumo złożył jej kolejną nieoczekiwaną wizytę, ale nie zdążyłaby się nawet ruszyć, a już by ją szarpnął do góry. Na wizytę służących też było zbyt wcześnie. Dopiero po chwili rozpoznała znajome twarze i nie chciała w to uwierzyć.

– Yumi? – zapytała nieśmiało drżącym głosem.

– Przyszliśmy po ciebie. Już wszystko dobrze – powiedział Ayasegawa, głaszcząc ją lekko po głowie. – Jesteś bezpieczna.

Gdy upewniła się, że to nie sen, wpadła na przyjaciela z płaczem, nie mogąc się powstrzymać. Yumichika przytulił ją ostrożnie, nie chcąc urazić żadnej z ran. Poczuł ulgę, że znaleźli ją żywą, lecz ten obraz i jej zachowanie jasno świadczyły, do czego doszło, a to podsycało gniew mężczyzny. Nikt nie miał prawa jej krzywdzić, to było niewybaczalne i sprawca tego aktu musiał zostać ukarany. W tej chwili Yumichika miał w nosie zdanie Kuchikiego czy założenia, że po odnalezieniu Corrie mają niezwłocznie wracać do Seireitei.

– Już dobrze. Jesteś bezpieczna – powtarzał, pragnąc, by w to uwierzyła.

Minęła chwila, nim płacz ustał, a ulga przestała przesłaniać wszystko pozostałe. Dotarło do niej, że Yumichika nie przyszedł tutaj sam. Spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczyma, w których pojawiło się przerażenie.

– Izuru tu nie przyszedł, prawda? – zapytała spanikowana.

– Oczywiście, że tu jest – odparł Yumichika. – Nie pozwolił się zostawić w Seireitei, nie wiedząc, co się z tobą stało.

– Jego tu nie może być. Musi stąd uciekać – gorączkowała się.

– Spokojnie, Corrie-chan. Poradzi sobie, to duży chłopiec.

– Nie rozumiesz. Nie wolno dopuścić do jego spotkania z Shizumo. On go zabije – jęknęła.

Yumichika chciał jej przypomnieć, że Kira nie jest bezbronny, ale zaraz dotarło do niego, że to bezcelowe. Kazemichi złamał Corrie do tego stopnia, że odczuwała jedynie strach. Pogłaskał ją delikatnie po obitym policzku i ten czuły gest przebił się przez przerażenie.

– Teraz gdy cię odzyskaliśmy, wystarczy zebrać ekipę i wracamy do Seireitei – powiedział pewnie. – Nie pozwolimy, aby przydarzyło ci się jeszcze coś złego. Nikt z naszych też nie zginie. Obiecuję ci, Corrie-chan. Wierzysz mi?

Pokiwała głową, pociągając żałośnie nosem.

– Chcę go zobaczyć – szepnęła.

– W porządku. Dasz radę wstać?

– Chyba tak.

Yumichika asekurował ją, próbując wyczuć reiatsu pozostałych. Wtedy dotarło do niego, że prawie w ogóle nie wyczuwa energii od Corrie, jakby została jej pozbawiona. Spojrzał przy tym na wystający bandaż.

– On ci to zrobił? – zapytał.

Corrie gwałtownie pociągnęła rękawy yukaty, niemal tracąc równowagę. Spuściła głowę, byle nie patrzeć na przyjaciela.

– To zrobiłam sama – przyznała cicho. – Jak mi powiedział, że Shila poszła do Seireitei i on o tym wie, próbowałam się zabić, żebyście stracili powód do przyjścia tutaj. Odratowali mnie i Shizumo rzucił na nas zaklęcie więzi. Nie pozwolił mi umrzeć.

Yumichika przytulił ją jedynie, domyślając się, jak zdesperowana musiała być w tamtej chwili, gdy podejmowała tę decyzję. Corrie kochała życie, miała wokół siebie ludzi, dla których chciała żyć.

– Już jest dobrze – szepnął. – Jesteś bezpieczna.

Gdy tylko wyszli na zewnątrz, wyczuli walkę w głównej rezydencji. Yumichika nie chciał zabierać tam Corrie, ale czuł, że reszta ekipy ratunkowej zmierza w tym samym kierunku, więc było oczywiste, dokąd powinni pójść.

Przez otwarte drzwi widzieli wirującą, różową sferę, z której wypadł poważnie ranny Shizumo. Kilka metrów dalej stał Byakuya patrzący na wroga bez cienia litości. Gdy uniósł dłoń, jasne było, że zamierza wykończyć Kazemichiego.

– Stój, nie rób tego! – krzyknęła Shila, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych. – Zabijesz Corrien-hime!

Byakuya spojrzał na Tomoe i wspierającą się na niej i Yumichice Shiroyamie, która wyglądała jak cień samej siebie.

– Wyjaśnij – polecił chłodno.

– Książę stworzył pomiędzy sobą a Corrien-hime więź. Jeśli jedno z nich umrze, drugie też. Nie możesz go zabić.

Nie miała pewności, czy ten argument do niego dotrze, ale słyszeli go także pozostali shinigami i to w nich upatrywała szanse, by w razie najgorszego scenariusza powstrzymać Kuchikiego.

Shizumo natomiast zaczął się śmiać.

– No proszę, mogłem cię wcześniej zwolnić z obowiązków generała – stwierdził. – Wszystko zgodnie z planem, a teraz przyprowadź mi Corrien.

– Odmawiam.

– Shila, sprzeciwiasz się swojemu suzerenowi? Nie za dużo sobie pozwalasz, suko?

– Wymawiam ci posłuszeństwo, Shizumo Kazemichi – powiedziała poważnie Shila. – Zawiodłeś swoich ludzi, zapomniałeś, co znaczy być panem Dworu Wiatru. Wymawiam ci posłuszeństwo w imieniu wszystkich Wygnanych Rodów.

– Nie masz prawa, szmato – warknął na nią Shizumo. – Przyprowadź mi Corrien! Natychmiast!

– Nie, nie masz prawa nam już rozkazywać. Wykorzystałeś Dwór do własnych celów, mamiąc nas obietnicami. Wpadłeś w obsesję na punkcie córki Shiroyamów, czego absolutnie nie wolno było ci robić. Nie jesteś wart bycia naszym przywódcą. Uwolnij Corrien-hime ze swych łap.

Strażnicy i oficjele będący świadkami tej sceny nie bardzo wiedzieli, co zrobić. Gdyby przeciwko Shizumo wystąpił jakikolwiek szary sługa, uciszyliby go od razu, ale sprawa komplikowała się przy córce najwyższej arystokracji.

Shizumo nie panował już nad wściekłością, widząc, że wszystko się sypie. Szansę upatrywał w więzi łączącej go z Corrien – nadal miał ich wszystkich w szachu. Spojrzał na Shiroyamę, która wzdrygnęła się widocznie.

– Może ty będziesz rozsądniejsza, Corrien – powiedział do niej. – A doskonale wiesz, czym jesteś. Chyba nie muszę znów odświeżać ci pamięci. Chodź tutaj.

Corrie czuła przymus spełnienia tego rozkazu, choć teraz, gdy wokół miała tyle znajomych twarzy, nie był on tak przerażający. Przyszli po nią i byli bezpieczni, wręcz zwycięscy. A mimo to nadal czuła strach przed tym zakrwawionym, klęczącym mężczyzną, który rozbił wszystko, czym była, w zaledwie kilka dni.

– Na co czekasz? – warknął Shizumo. – Nadal zamierzasz się opierać?

– Zamknij się już – syknęła Yukikaze, pojawiając się pomiędzy nimi. – Jeśli nie zamierzasz uwolnić mojej pani, zrobi to sama. – Spojrzała na Corrie. – To nie pora na strach i wahanie. Nie jesteś już sama.

Corrie spojrzała po przyjaciołach, aż w końcu jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Izuru. Nie widzieli się kilka dni, a jednak wydawało się, że minęła cała wieczność. Nadal jeżeli był wściekły o jej samowolną eskapadę, przyszedł po nią bez chwili wahania. Tak bardzo bała się go stracić, a jednak stał naprzeciw niej cały i zdrowy, oddalony zaledwie o kilka kroków.

– Nie ma tyle siły – zakpił Shizumo. – Ledwo stoi na nogach.

Yukikaze jedynie zachichotała i wyciągnęła śnieżnobiałą dłoń do Corrie.

– Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, moja pani – powiedziała łagodnie. – Udowodnij temu głupcowi, że nie tak łatwo cię roztrzaskać. Zaufasz mi?

– Nigdy nie przestałam, Yuki – odezwała się Corrie i postawiła pierwszy, niepewny krok ku Zanpakutou. – Bez ciebie nie przetrwałabym tego wszystkiego.

– Czas się uwolnić, moja pani.

Corrie nie miała pojęcia, co powinna zrobić, ale szept Yukikaze, który tylko ona słyszała, podpowiadał jej kolejne kroki. Uwolniła te ukryte przez Zanpakutou resztki energii, wreszcie spadło z niej odrętwienie, które powstrzymywało jakiekolwiek akty obrony. Spojrzała na Shizumo i w jej postawie i oczach po raz pierwszy nie było strachu.

– Nawet nie próbuj – warknął.

Nie zwróciła na to uwagi, jeszcze przez chwilę delektując się spokojem we własnej duszy. Uniosła spojrzenie na Yukikaze, gdy pomiędzy sobą a Shizumo dostrzegła pojawiające się nici – czerwona i zgniłozielona. W dłoni poczuła znajomy ciężar srebrnego miecza. Yukikaze uśmiechnęła się tylko i to dodało Corrie odwagi, gdy wypowiedziała komendę:

– Rozpostarcie. Lodowy Pałac Wiatru. – I ją, i jej oprawcę owiał lodowaty wiatr, woda zawarta w powietrzu zaczęła zamarzać, tworząc unoszące się nad tatami kryształy lodu. – Akt Pierwszy: Scena Mroźnego Piekła.

Nici również pokryły się lodem. Shizumo poderwał się do góry i w tym momencie zaklęcie więzi pękło. Kazemichi jednak nie dopadł Corrie – zatrzymał go miecz podłożone pod gardło należący do Byakuyi.

– Twoja karta przetargowa przepadła – powiedział zimno.

– Wywołasz wojnę – syknął Shizumo.

– Nie dbam o to.

– Wojna nie wybuchnie. – Usłyszeli od drzwi.

W towarzystwie Hisagiego do sali wszedł czarnowłosy mężczyzna, z którym wcześniej starli się Renji i Ikkaku. Zielone spojrzenie utkwił w Shizumo.

– Wojny nie będzie – powtórzył. – A twoja śmierć należy do Dworu Wiatru.

– Ato, ty gadzie – syknął Shizumo. – Ukartowałeś to?

– Nie wiem, o czym mówisz, bracie. Kuchiki-dono, możesz go puścić. Nie zbliży się już do Corrien. Masz na to moje słowo.

– Chcesz dziewkę dla siebie.

Ato spojrzał na Corrie, którą opuściły już wszystkie siły i na nogach trzymała się chyba tylko dzięki własnemu uporowi.

– Dwór Wiatru głosem córki Tomoe wymówił ci posłuszeństwo, bracie. Popełniłeś zbyt wiele zbrodni, bym mógł puścić ci to płazem, a ty się obawiasz mych żądzy wobec jednej dziewczyny. Nie sądziłem, że tak nisko upadłeś.

W tym momencie skrócił dystans dzielący go od byłego już władcy Dworu Wiatru, wyciągnął miecz i wbił go prosto w serce własnego brata.

– Ato, ty gnido…

Ciało Shizumo upadło na tatami z głuchym trzaskiem w ciszy i napięciu, bo nikt nie wiedział, co się teraz wydarzy. Shinigami prócz może Byakuyi nie rozumieli w ogóle znaczenia tej sytuacji, członkowie Dworu Wiatru oczekiwali na jakąkolwiek reakcję kogokolwiek, a Corrie wpatrywała się w młodszego z braci Kazemichi w zupełnym zmieszaniu.

– Umarł król, niech żyje król – odezwała się Shila. – Zgodnie z prawem Ato Kazemichi, brat poprzedniego władcy, który nie doczekał się potomka, dziedziczy pełnię władzy nad Dworem Wiatru.

Ato zerknął na nią, po czym spojrzał na Corrie. Drgnęła, gdy delikatnie dotknął opuchniętego policzka.

– Powinnaś zapytać, gdzie byłem do tej pory – odezwał się miękko, z czułością, która kontrastowała z zakrwawionym mieczem w drugiej dłoni. – Zapytać, czemu nie zrobiłem tego wcześniej.

– Przecież nie mogłeś, Ato-sama – odparła cicho. – Oboje o tym wiemy. To były tylko słowa dziecka, które nie rozumiało jeszcze stałości prawa. Nie mogę mieć o to pretensji. Nie śmiałabym.

Ato pokręcił lekko głową i uśmiechnął się ciepło.

– Miałem nadzieję, że stałaś się choć trochę pewna własnej wartości, ale obawiam się, że Shizumo wszystko zepsuł. Jednak ten koszmar właśnie się skończył. Możesz odetchnąć, Corrien.

Te słowa chyba zwolniły w niej jakąś blokadę, poczuła, jak opuszczają ją wszystkie siły i upadła. Nim straciła w pełni przytomność, usłyszała jedynie brzdęk uderzającego o tatami miecza i wołanie Kiry.

3 komentarze:

  1. Też bardzo mi się podoba, że rozdziały ostatnio pojawiają się z dawną regularnością i życzę Ci, żeby wena i wolny czas cię nie opuszczały, a już zwłaszcza na tym etapie historii.
    Za to ja przepraszam, że znów przychodzę spóźniona z komentarzem, ale ostatnio życie mnie dobija i na dokładkę mam "horom curke"
    No ale do rzeczy.
    Całe szczęście, że Byakuya został w porę powstrzymało, bo kto by się spodziewał, że Shizumo znowu użyje tej sztuczki z zaklęciem więzi. Choć z drugiej strony nie ma się co dziwić. W końcu Corrie więcej warta jest żywa.
    Cała główna akcja przebiegła naprawdę dynamicznie i momentami naprawdę zaskakująco. Corrie pięknie rozprawiła się z Shizumo i oby teraz mogła wreszcie cieszyć się spokojem u boku Kiry po tym jak Ato go dobił.
    Już słyszę dzwony weselne, bo o ile to już naprawdę koniec dworu wiatru, to czy można liczyć na ślub pewnej pary? Zasługują na to po tym wszystkim, co przeszli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wolnym czasem to bym nie przesadzała, bo to czasami wygląda tak, że wykorzystuję ostatnie pięć minut przed wyjściem na napisanie trzech zdań i potem długo, długo nic. Ale staram się i mam nadzieję, że co drugi tydzień wpadnie nowy rozdział chociaż tutaj. Bo z resztą na razie idzie mi słabo.
      Nim pojawi się kwestia ślubu, przyjdzie czas na przepracowanie traum, co nie będzie takie proste. Wiele rzeczy też się wyjaśni i to niebezboleśnie w niektórych przypadkach. Więcej nie zdradzam, żeby nie psuć zabawy.

      Usuń
  2. Na rozmowie Corrie i Yumichiki prawie płakałam. To przykre, jak wiele była gotowa poświęcić.
    Liczyłam co prawda na więcej walki, ale jestem dumna z męża.
    Shizumo przegrał. Teraz jeszcze muszą się bezpiecznie wydostać stamąd.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January