Dawno nie czułam takiej dumy na myśl, że udało mi się stworzyć porządny zapas rozdziałów. O ile coś się nie wydarzy, jesteśmy bezpieczni do połowy maja. A nie dotarłam jeszcze do najważniejszych rzeczy, odkrywanie wszelkich tajemnic jeszcze przede mną. W tym coś czuję, że Ama będzie miała używanie^^ Ale to jeszcze nie wisienka na torcie^^
Dawno nie czuła się tak samotna jak w tym miejscu. Nawet na
Dworze Wiatru zostawała sama zaledwie na parę godzin w ciągu doby, choć akurat
Shizumo zależało, żeby nie zrobiła niczego głupiego. Jednak w Wieży Żalu
została kompletnie sama z myślą, że wyjdzie stąd tylko po to, by umrzeć.
Zaskoczyło ją, jak szybko przestała płakać po tym, jak
została tu zamknięta. W areszcie Drugiego Oddziału pilnowała się, mając jeszcze
odrobinę nadziei, że to wszystko zdąży się wyjaśnić i będzie mogła wrócić do domu.
Teraz się już nie łudziła. Seireitei nie życzyło sobie, by żyła. Oskarżyli ją o
zdradę, której nie popełniła. Jak wielu z jej bliskich w to uwierzyło? Chyba
bała się odpowiedzi na to pytanie, a jednocześnie żałowała, że nie mogła się
chociaż porządnie pożegnać.
Podejrzewała, że Rada 46 postanowiła zabić ją za jej
pochodzenie. Nie do końca rozumiała, dlaczego i czemu akurat teraz. Może w każdym
innym momencie nie wydawałoby się to tak niesprawiedliwe, jak teraz, gdy
wszystko zaczynało się naprostowywać. Przecież przetrwała katowanie przez
Shizumo, Ato zwolnił ją z obowiązków rodu Shiroyama i mogła wrócić do swojego
prawdziwego domu. Do Izuru. Niczego bardziej nie pragnęła, a Seireitei jej to
zabrało. Dlaczego?
Wszystko rozchodziło się o Dwór Wiatru. Czyżby Rada 46
wiedziała o czymś, o czym Corrie nie miała pojęcia? Czy zobaczyli w niej
potencjalne zagrożenie? Kogoś pokroju Aizena? Nie rozumiała. Przecież dla niej
Dwór Wiatru nie miał żadnego znaczenia. Została shinigami, kochała shinigami.
Czemu była to zbrodnia?
– Miałaś szansę uciec.
Yukikaze wciągnęła Corrie do Wewnętrznego Świata i było
to jedyne, co mogła, odkąd spętano ich energię duchową. Corrie ze smutkiem
patrzyła na kajdany na nadgarstkach Zanpakutou.
– Dokąd? – zapytała obojętnie.
– Gdziekolwiek. Mogłabyś wtedy żyć – rzuciła walecznie
Yukikaze. – Zabrać za fraki blondasa i ukryć się przed tymi idiotami z Rady.
– To by tylko potwierdzało moją winę.
– Bzdura. Ty po prostu nie chciałaś walczyć. Wierzysz, że
zasłużyłaś na karę. Na śmierć. Poddałaś się, Corrien – oskarżyła ją.
– Teraz to i tak nie ma znaczenia. Za czternaście dni
umrę.
Yukikaze złapała Corrie za przód białej, prostej yukaty.
Twarz miała wykrzywioną w gniewie i gdyby była wolna, dookoła szalałaby
wichura. Jednak jedyne, co się pojawiło, to deszcz.
– Więc po co to wszystko było?! – wrzasnęła Yukikaze. –
Po co dałam ci rozpostarcie?! Przeciwko Shizumo też go nie uwolniłaś, a potem
dałaś się ograbić z mocy, kretynko! Poszłaś tam, żeby walczyć, a dałaś się
uwięzić!
– Zawiodłam – przyznała Corrie. – Myślałam… Co ja sobie
właściwie myślałam? To było oczywiste, że Shizumo mnie zniszczy. Od początku
nie miałam żadnych szans.
– Bo się go boisz – stwierdziła zimno Yukikaze. – Nadal się
go boisz, chociaż wiesz, że jest martwy i już cię nie dotknie.
Corrie mogła jedynie odwrócić wzrok. Wciąż budziła się z
koszmarów pełnych bólu i upokorzenia. Shizumo zniszczył w niej pewność, że może
być cokolwiek warta. Tym gorsze były te sny od rzeczywistości, że w nich
świadkiem tego wszystkiego był Kira.
– Czemu o siebie nie walczysz?! – wrzasnęła Yukikaze. –
Shinigami cię zabiją, jeśli nic nie zrobisz!
– A co mogę zrobić?! – wybuchła Corrie. – Po mnie nikt
nie przyjdzie, żeby mnie ocalić. Tym razem cudu nie będzie. Za czternaście dni
wyprowadzą mnie na zewnątrz tylko po to, by ukrócić mi żywot, a oni wszyscy
będą na to patrzeć.
– Jeśli cię porzucą, są nic niewarci.
– Życie jednej shinigami nie ma wartości wobec Seireitei.
Jeśli my nie będziemy przestrzegać prawa, nikt nie będzie. To koniec, Yukikaze.
Pomoc tym razem nie nadejdzie. Dla mnie nie ma już nadziei. Może nigdy nie było
jej zbyt wiele.
– Ty skończona kretynko! – wrzasnęła Yukikaze, zalewając
się łzami.
Tymi samymi łzami, których Corrie nie potrafiła z siebie
wyrzucić. Wiedziała o tym. Powoli uśmiercała własne serce, by w sądnym dniu odejść
z cieniem dumy, a nie w pełni upokorzona.
Przytuliła Zanpakutou, przymykając oczy. Zazdrościła jej
tej rozpaczy do granic możliwości, tego smutku nadchodzącego rozstania i
desperackiej nadziei, że jednak jakoś się z tego wykaraskają. Sama już dawno w
to zwątpiła.
„Do ciebie nic nie należy. To, co masz, jest tylko dobrą
wolą twojego ojca i Kazemichiego-samy” – powtarzała jej ciotka Midori. Na
nic nie zasługiwała, niczego nie wolno było jej oczekiwać czy pragnąć. Nie dla
niej normalne życie. Inaczej stara klątwa dopadnie wszystkich – ją i tych,
którzy stali się jej drodzy.
Chciała zapomnieć o przeszłości. To miała być tylko maska, a
bardzo szybko dotarło do niej, że chce zostać w Seireitei i nauczyć się tu żyć.
Choć powinna, nie potrafiła patrzeć obojętnie na upadek Kiry – obcego jej człowieka
w tamtej chwili. Chyba za bardzo widziała w nim siebie, to, czym miała być i
dotarło do niej, że nikt nie zasługuje na taki los. Na samotność i poniżenie.
Nie planowała się zakochać, a jednak pomimo reprymend ciotki odkryła, że ma
serce zdolne do kochania. I ta miłość była dla niej wszystkim, podstawą tego,
czym stała się Corrien Shiroyama. I drogą do jej upadku.
Gdyby nie Kira, egoistyczna chęć zbliżenia się do niego, nigdy
nie pomyślałaby nawet o byciu shinigami. Najprawdopodobniej po ustabilizowaniu
się sytuacji po wojnie z Aizenem, musiałaby odejść z Seireitei. Wtedy z
pewnością zaczęłaby szukać sposobów na powrót na Dwór Wiatru, na nowo stałaby
się jedynie nic nieznaczącą córką Shiroyamów. Kira zmienił jej przeznaczenie. Z
jego powodu Corrie wzięła sprawy we własne ręce, łamiąc zasady, które wpajano
jej od dnia narodzin. Żyła z tą świadomością, strach przed Shizumo nie dusił,
lecz pełzł pod skórą, czasami budząc ją w środku nocy i nie pozwalając na nowo
zasnąć. Mimo to brnęła w to dalej. Oddała Kirze wszystko, co miała – serce,
którego miała nie posiadać, ciało przyrzeczone innemu w dniu jej narodzin,
duszę, której pisana była samotność. Z pozoru Izuru Kiry zaprzeczyła wszystkiemu,
czym była Corrien Shiroyama. Pozwoliła sobie zapomnieć. Pozwoliła sobie grać,
udawać.
Wiedziała, że szaty shinigami są tak podobne do należących
do tych, z którymi walczył Dwór Wiatru. Nie podobne, takie same. Widywała je na
trupach i w ferworze tej ostatniej walki, po której została porzucona w Seireitei.
Nie wiedziała, dlaczego. Ta wojna zaczęła się na długo przed tym, jak się
narodziła. Dwór nienawidził shinigamich, shinigami próbowali zniszczyć Dwór.
Powody nie były jej potrzebne, miała skupić się na wypełnieniu swojej misji.
Nie musiała niczego rozumieć.
Corrien nie była głupia. Wiedziała, że jeśli pragnie przetrwać,
musi zachować tę wiedzę dla siebie. Nigdy się nie zdradzić, choć przeszłość nie
pozwalała o sobie zapomnieć. Izuru pytał wielokrotnie, co nie pozwala jej spać,
nie odpowiedziała nigdy w egoistycznej chęci zatrzymania go przy sobie.
Dwór się o nią upomniał. Shizumo przyszedł po nią osobiście,
a Gotei 13 nie oddało jej bez słowa. Powinni. Tak podpowiadała logika. Życie
jednej shinigami nie jest warte otwartej wojny. A jednak to jej pozostawili decyzję,
zaś kapitan Kuchiki chronił ten wybór. Dlaczego? Dlaczego Shizumo przyszedł osobiście?
Była jedną z wielu, nieistotną. A jednak Shizumo Kazemichi miał niemal obsesję
na jej punkcie. Czy aż tak nie mógł znieść jej nieposłuszeństwa? Nie
odpowiedział, a ona wciąż nie rozumiała.
Czemu shinigami stanęli po jej stronie? Część z nich musiała
zrozumieć, skąd się wzięła, nim wyjaśniła to najbliższym. Możliwe, że niektórzy
wiedzieli już wcześniej. Nie podejrzewali jej? Czemu kapitan Kuchiki, który
potrafił w imię prawa posłać siostrę na śmierć, ochronił ją przed Shizumo? Miał
pełne prawo posłać ją do diabła, skoro tamtego dnia zachowała się egoistycznie
wobec Oddziału. Do tego stwarzała zagrożenie dla pokoju Soul Society. Była
tylko Trzecim Oficerem, nieznaczącą shinigami.
Zastanawiało ją jeszcze jedno. Czemu Rada 46 wtedy nie
zareagowała? Nie byłoby w tym nic dziwnego, a jednak całe zajście obeszło się
bez większych konsekwencji. Dlaczego? Kto ją chronił przed nimi do tej pory?
Odpowiedź była tak nierealna, że aż nie potrafiła dać temu
wiary. Jaki miałby powód? O czym nie wiedziała? Choć to by tłumaczyło niemal
wszystko. Pomoc przy treningu, zaproponowanie ścieżki shinigami, patronat w
Akademii, przyjęcie do Szóstego Oddziału. A jednak wciąż nie rozumiała, czemu
Byakuya Kuchiki miałby ją chronić.
Jej uwagę zwrócił zgrzyt otwieranych drzwi celi. Podniosła
się powoli i zaczęła schodzić niżej, by dowiedzieć się, o co chodzi. Czyżby
zmieniono datę jej wyroku? Bała się, że jej najbliżsi mogli wziąć przykład z
Kurosakiego, gdy przybył do Seireitei ocalić Rukię i wywołali bunt. Czyżby Rada
46 postanowiła uciszyć ich, przyspieszając egzekucję? A może stało się coś
gorszego? Nie wiedziała, nie czuła przez ściany więzienia żadnej energii
duchowej, więc mogła jedynie snuć teorie.
Zostało jej kilka stopni do pokonania, kiedy do celi wszedł
dość niespodziewany gość. Corrie zatrzymała się i spojrzała z niepokojem na
mężczyznę.
– Czy coś się stało, kapitanie Kuchiki? – zapytała.
Byakuya bez problemu dostrzegł Corrien. Wyglądała fatalnie,
jakby najmniejszy powiew wiatru miał ją zniszczyć. Nie dziwiło go to. Najpierw
niewola i katowanie u Kazemichich, teraz wysysające z niej siły więzienie z
niszczyciela energii. W jej przypadku sama egzekucja będzie jedynie
formalnością, bo ta dziewczyna za czternaście dni będzie ledwo żywa.
– Dwór Wiatru wypowiedział nam wojnę, jeśli cię nie uwolnimy
– oznajmił beznamiętnie.
Nie ukrywała szoku na te wieści. Zaraz potem poczuła się
zagubiona.
– Czemu Ato-sama miałby przychodzić w mojej sprawie z armią?
– zapytała. – Nie jestem już częścią jego Dworu.
Próbowała zdusić tę odrobinę nadziei i radość, że ktoś przyszedł
ją ocalić. Nadal nie uważała, że wojna to dobry pomysł, nie z jej powodu, ale
sama świadomość, że komuś na niej zależało, była pocieszająca.
– Nie jesteś – zgodził się Byakuya. – I nie jesteś dla niego
tak cenna, jak może ci się w tej chwili wydawać. Twoja egzekucja jest dla Kazemichiego
jedynie doskonałym pretekstem do wywołania wojny.
– Ato-sama nie mógłby tego zrobić. Nie bez powodu – odparła z
oburzeniem. – Nie jest taki jak Shizumo. Powiedział mi, że wojny nie będzie.
Nie rozumiała, czemu Byakuya przyszedł tu i mówił coś
takiego. Nie był okrutny, nie bawiło go to, więc dlaczego?
– Jesteś naiwna, Corrien – stwierdził. – Ato Kazemichi mógł
o własnych siłach zdobyć władzę nad Dworem Wiatru i dawno temu ochronić cię
przed swoim bratem. Mógł go powstrzymać, gdy ten cię katował i gwałcił, a tego
nie zrobił.
– Nie mógł…
– Nie chciał. – Nie pozwolił jej dokończyć. – Łatwiej było pozwolić
wejść nam na Dwór Wiatru i zaatakować Shizumo, a potem przyjść i posprzątać
burdel brata. Teraz jest bohaterem, nie buntownikiem. Nie musi mieć cię w komnatach,
by zdobyć posłuch wśród Wygnanych Rodów.
Wszystko w Corrie buntowało się na te oskarżenia. Wiedziała,
że shinigami nie rozumieją kompletnie praw Dworu Wiatru, że mają za złe Ato to,
co ją spotkało. Ale to nie była jego wina. Nie mógł jej ocalić, za to uwolnił
ją z kajdan powinności i przysiąg. Zawsze był dla niej dobry, nie zrobiłby jej
tego wszystkiego z premedytacją.
– Kapitanie Kuchiki, dlaczego mi to wszystko mówisz? –
zapytała, schodząc z ostatniego stopnia. – Po co do mnie przyszedłeś?
Byakuya obserwował nieufność i żal na twarzy dawnej
podwładnej. Sądziła, że ma przed sobą wroga. Może od czasu aresztowania nie
była już tak wierna Seireitei, jak większość chciałaby myśleć.
– Dwór Wiatru wymordował większość Jednostek Terenowych –
odparł. – Sieją postrach w Rukongai, zabijają shinigamich. Ato Kazemichi
szykuje się do wojny. Twoje poświęcenie przestaje mieć znaczenie. Wojna
nadejdzie.
– Może Ato-sama rozumie lepiej, że za moje poświęcenie
Seireitei odpłaca się wyrokiem śmierci? – odparła. – Może prawo znowu zawiodło,
może znów ktoś chce na tym skorzystać. Tak samo było z Rukią. Tylko że ja
zupełnie nic z tego nie rozumiem, kapitanie Kuchiki. Czemu ma służyć ta wizyta?
– Chodź ze mną – polecił.
Corrie spojrzała na niego z niezrozumieniem. Przecież była
więźniem! Co on chciał zrobić?
– Dlaczego? – zapytała.
– Możesz tu zostać i czekać. Ato Kazemichi rozpęta wojnę,
lecz nie przyjdzie ci na ratunek. Powiodą cię na egzekucję albo umrzesz
ostatecznie z wycieńczenia – oznajmił spokojnie. – Możesz pójść ze mną.
Zobaczyć na własne oczy, jak wygląda prawda. Stanąć po którejś ze stron
konfliktu i walczyć. Zdecydować. Nie będę się powtarzać, Corrien.
Odwrócił się i wyszedł z celi, dając do zrozumienia, że
rozmowa skończona. Wahała się tylko przez moment, ale ostatecznie ruszyła za
nim niepewna, czy dobrze czyni.
– Kapitanie Kuchiki, nie wolno… – zaczął jeden ze
strażników, ale zaraz skulił się w sobie pod spojrzeniem Byakuyi.
Corrie rozumiała, jak trudno stawiać opór komuś takiemu. Nie
dziwiła się więc, że Kuchiki bez problemu wszedł do jej celi i teraz ją z niej
zabrał, choć było to łamanie prawa. Z pewnością miał tego świadomość. Co go
pchnęło do takich rozwiązań?
Udało jej się postawić kilka kroków na zewnątrz, nim
poczuła, że słabnie. Próbowała złapać oddech, lecz nawet to było trudne. Teraz
zrozumiała, jak bardzo była osłabiona celą. Tak naprawdę już była na
wpółmartwa. Obawiała się, że dokądkolwiek Byakuya chciał ją zabrać, nie da
rady.
Zauważył, że Corrie za nim nie idzie. Przystanął, poczekał,
aż się niepewnie zbliży. Jego energia duchowa utrzymała ją w pionie i tak
ruszyli dalej w milczeniu aż do sali obrad dowódców.
Spłoszona spojrzała po kapitanach i ich zastępcach, którzy
patrzyli na nich w szoku i oburzeniu. Szybko odwróciła wzrok. Nie powinno jej
tu być. Dlaczego Byakuya uznał za stosowne ją tu zabrać? Czy może chcieli rozwiązać
ten problem już teraz i zabić ją w czasie spotkania?
– Co ta dziewczyna tutaj robi? – warknął Kurochi, patrząc
wściekle na Byakuyę.
– To wbrew prawu – zauważyła Sui-Feng.
– Chcesz wywołać wojnę domową?
Corrie słuchała oskarżeń padających w stronę jej dawnego
kapitana i rozumiała z tego jeszcze mniej. W innej sytuacji może próbowałaby
się odezwać, powiedzieć cokolwiek, co mogłoby uspokoić choć trochę nastroje,
teraz nie śmiała. Nie potrafiła nawet unieść spojrzenia na kogokolwiek z nich.
Nie zauważyła też w porę, że Kuchiki zostawił ją na środku i zajął swoje
miejsce tuż przed Renjim. Zabrakło jego energii duchowej w pobliżu i poczuła,
jak osuwa się na kolana, nie potrafiąc utrzymać się w pionie. Zagryzła wargę,
czując upokorzenie. Była słaba, mogła tylko czekać na rozwój wydarzeń.
– Dość!
Uciszyli się posłusznie. Yamamoto spojrzał uważnie na skuloną
dziewczynę. Pochylona głowa, złożone na kolanach dłonie – ledwo trzymała się w
tej pozie zbyt osłabiona, by dłużej przebywać w towarzystwie ich wszystkich.
– Kapitanie Kuchiki, w jakim celu przyprowadziłeś tu Corrien
Shiroyamę? – zapytał poważnie. – Zamierzasz spełnić żądanie Ato Kazemichiego?
– Nawet gdybyśmy uwolnili Corrien, wojna i tak nadejdzie –
odparł Byakuya niewzruszony oburzonymi spojrzeniami pozostałych dowódców. –
Sądzę jednak, że dobrze by było, gdyby Corrien osobiście usłyszała, jak mają
się sprawy.
– Więc przyprowadziłeś tu tę zdrajczynię? – syknął Kurochi. –
Na mózg ci już padło, Kuchiki?
Uciszyło go spojrzenie Kapitana-Dowódcy, który zaczynał rozumieć
pobudki Byakuyi. Jednak z niczym się jeszcze nie zdradził.
– A może Kazemichi naprawdę odpuści, jeśli moja vice-kapitan
zostanie uwolniona – zasugerował Shuuhei, ledwo powstrzymując się przed
spojrzeniem na Corrie.
– Nie bądź naiwny, Hisagi – mruknęła Sui-Feng. – Spełniając jego
żądania, pokażemy tylko słabość.
– Więc co proponujesz, kapitan Sui-Feng? – zapytał Komamura.
– Nie chcesz chyba przyspieszyć egzekucji. To z pewnością wywoła wojnę.
– Jak dla mnie, możemy sami zaatakować pierwsi – orzekł znudzonym
tonem Kenpachi. – Jeśli są choć trochę silni, może są warci naszego czasu.
– Nie zastanawia was, skąd Kazemichi tak szybko dowiedział
się o całej sprawie? – zapytał Kyoraku.
– Sugerujesz, że mamy szpiegów w naszych szeregach? – warknęła
Sui-Feng.
– Ależ mamy ich na pewno tak, jak my mieliśmy ich na Dworze
Wiatru, nieprawdaż kapitanie Kuchiki? – Byakuya nie zareagował. – Sęk w tym, że
do tej pory zagrożeniem był Shizumo, którego ambicje znaliśmy. Mogliśmy
przewidzieć, jak się zachowa. Jednak jego młodszy brat działa inaczej. Do czego
potrzebna jest mu Corrien?
– Raczej do niczego, skoro zwolnił ją z rodowych obowiązków –
zasugerował Hisagi.
– A teraz żąda od nas jej uwolnienia z celi śmierci?
– Może chce jej po prostu zadośćuczynić?
– To wątpliwe – odezwała się dotychczas milcząca Kamikuza. –
Ato Kazemichi jest przebiegły, a jego szpiedzy z pewnością donieśli mu, że wisi
nad nami wojna domowa. Byłby głupi, gdyby nie wykorzystał tego faktu. Chce
skupić naszą uwagę na dyskusji, co powinniśmy zrobić. Osłabić nas.
– I ja tak uważam – powiedział Ukitake. – Wymordowanie Jednostek
Terenowych, ataki na patrole, podburzanie mieszkańców Rukongai przeciwko
shinigamim. Do tego uzasadnienie życiem Corrien wywołanie wojny. Zaprawdę mierzymy
się z niebezpiecznym przeciwnikiem.
– Co więc powinniśmy zrobić? – zapytała Unohana, spoglądając
na Yamamoto.
– Kapitanie Kurotsuchi, ustaliłeś już pozycję przeciwnika? –
zapytał Kapitan-Dowódca.
– Nie. Doskonale się ukrywają. Poza tym wciąż sprzątamy po
sabotażu, którego sprawcy wciąż nie ujęliśmy – odparł Mayuri z nadąsaną miną. –
Tracimy tylko czas przez Shiroyamę. Ta dziewucha skupia za dużo uwagi i może
rzeczywiście niepotrzebnie czekamy z egzekucją. – Spojrzał na Corrie, która
wciąż nie podnosiła spojrzenia. – W tej chwili byłoby to proste.
– Przestań – warknął Toshiro. – To nie czas ani miejsce na
takie przepychanki. Wątpię, by Rada 46 tak łatwo zmieniła wyrok, więc w tej
sprawie nie mamy nic do gadania. Ważniejsze jest przygotować się do wojny z
Dworem Wiatru.
Stuknięcie laską uciszyło tych, którzy próbowali
odpowiedzieć Hitsugayi. Spojrzenie Yamamoto zatrzymało się na więźniarce.
Szczerze współczuł tej dziewczynie, która nieświadoma historii swego rodu
musiała przyjąć na siebie tego konsekwencje. Może popełnił błąd tamtego dnia,
gdy rozkazał Ichimaru zająć się tą dziewczyną, skoro domyślał się, kim mogła
być. Już wtedy powinien pozbyć się potencjalnego zagrożenia, lecz pozwolił
sobie na łagodność wobec niej. Teraz jednak było za późno, żeby żałować dawno
podjętych decyzji. Musieli z tym żyć.
– Corrien Shiroyama, masz coś do powiedzenia? – zapytał.
Corrie podniosła spojrzenie utkwione do tej pory we własnych
dłoniach. Spojrzała na Kapitana-Dowódcę, próbując wyglądać mniej żałośnie, niż
się czuła do tej pory. Wątpiła, czy była w ogóle w stanie.
– Niewiele z tego rozumiem, Kapitanie-Dowódco – odezwała się
cicho. – Nie wiem, dlaczego kapitan Kuchiki mnie tutaj przyprowadził, bo czuję,
że ta rozmowa nie była przeznaczona dla uszu skazanej na śmierć shinigami. Gdy opuszczaliśmy
Dwór Wiatru, byłam zupełnie obojętna Ato Kazemichiemu-samie. Nie wiem więc,
dlaczego miałby uzależniać od mojego życia wybuch wojny, do której obiecał nie
dopuścić. Chcę wierzyć, że to wyraz jego troski, lecz nie mam prawa prosić o
zmianę wyroku. Mogę jedynie zapewnić, że nie jestem zdrajcą.
– Co jeśli Kazemichi dopuści do wojny nawet, jeśli
zostaniesz uniewinniona?
– Jestem shinigami – odpowiedziała, jakby to była
najoczywistsza rzecz na świecie. – Jeśli Dwór Wiatru zagrozi Soul Society,
stanie się wrogiem, z którym będę walczyć, o ile otrzymam taką możliwość.
Pozostaję do pańskiej dyspozycji, Kapitanie-Dowódco.
Spuściła spojrzenie z powrotem na swoje dłonie, mając
nadzieję, że nie każą jej tu dłużej być. Czuła się żałośnie słaba i wszyscy tę
jej słabość widzieli. Ledwo utrzymywała się jako tako prosto, a jednak ignorowała
wściekłe syki Yukikaze, że shinigami zachowują się wobec niej niesprawiedliwie.
Nie mogła i nie była w stanie protestować czy walczyć, o ucieczce nie wspominając.
Nie mogła nawet wstać o własnych siłach, była całkowicie zależna od ich
decyzji.
– Kapitanie Kuchiki, porozmawiasz z Radą 46 – zadecydował Yamamoto.
– Wszystkie Oddziały mają wrócić do swoich obowiązków.
Kapitanowie i ich zastępcy zaczęli się rozchodzić, omijając
w milczeniu Corrie. Podniosła spojrzenie, gdy poczuła dotknięcie w ramię.
– Chodź ze mną – polecił Sasakibe.
Uprzedził tym samym Hisagiego, który chciał podejść do
swojej vice-kapitan i choć przez chwilę z nią porozmawiać.
Corrie wstała z trudem, lecz bez protestu dała się zaprowadzić
do biura Kapitana-Dowódcy.
– Usiądź.
Sasakibe zostawił ją samą na kilka minut, nie tłumacząc
niczego. Gdy wrócił, włożył w jej dłoń kubek z herbatą. Podziękowała słabym
uśmiechem.
– Powinienem zaprowadzić cię do aresztu, ale nie wyglądasz,
jakbyś miała siłę na ucieczkę – oznajmił. – Zostaniesz tu do momentu, aż
Kapitan-Dowódca wróci.
– Dziękuję, Sasakibe-san.
Nie rozmawiali więcej. Nieco cierpki smak i ciepło herbaty
pozwoliły Corrie nieco się odprężyć. Przez chwilę poczuła się bezpieczniejsza,
pozostawiając wszystko w rękach dowódców. I tak nic nie zależało od niej, dawno
straciła nad tym kontrolę. Nie analizowała, nie zastanawiała się. Nie dawała
sobie też nadziei, że ta odrobina życzliwości vice-kapitana Jedynki jest początkiem
poprawy jej losu.
W pewnym momencie Sasakibe wyszedł na chwilę. Słyszała czyjeś
głosy za drzwiami, ale nie przysłuchiwała się. To nie miało znaczenia.
Minęło sporo czasu, nim do biura wszedł Kapitan-Dowódca w towarzystwie
Kuchikiego. Corrie podniosła się niezgrabnie, nie wypadało jej siedzieć w obecności
wyższych rangą. Zaraz też Sasakibe wpuścił do środka Hisagiego i Kirę, którzy
najwyraźniej zignorowali rozkazy i nie opuścili Jedynki po zakończeniu
spotkania, ale czekali na miejscu na wieści.
– Rada 46 tymczasowo zawiesiła wyrok – oznajmił Yamamoto. –
Do czasu rozwiązania konfliktu z Dworem Wiatru pozostaniesz na wolności. Jednak
pozostajesz zawieszona w obowiązkach vice-kapitana. Nie wolno opuszczać ci
baraków Dziewiątego Oddziału bez asysty kapitana Hisagiego, zaś twoje Zanpakutou
pozostaje skonfiskowane na czas nieokreślony.
– Oczywiście, dziękuję, Kapitanie-Dowódco, kapitanie
Kuchiki.
– Kapitanie Hisagi, możesz zabrać swoją vice-kapitan.
– Tak jest.
Corrie spojrzała na Shuuheia i Izuru, którzy widocznie
odetchnęli z ulgą. Może nie rozwiązywało to w pełni problemu, ale chociaż mieli
więcej czasu na przygotowania.
W trójkę opuścili biuro Kapitana-Dowódcy. Corrie nie
protestowała, kiedy Kira wziął ją na ręce, zbyt wycieńczona całą sytuacją.
Wtuliła się w jego ramię, czując się w końcu bezpiecznie. Nawet nie zauważyła,
kiedy zasnęła.
Już na starcie zgotowałaś mi emocjonalny miks, aż się popłakałam już po pierwszej scenie...
OdpowiedzUsuńTo takie przykre, cała ta sytuacja. Biedna Corrie.
Ale powoli zaczyna jarzyć, że Byakuś ją krył. No i teraz jeszcze do niej przyszedł <3 jak ja go uwielbiam.
Też nie do końca rozumiem, po co było to wszystko. Znaczy ostatecznie zgaduję, że Kuchiki próbuje Corrie jednak jakoś uratować, dać jej szansę stanąć do walki, by udowodniła po czyjej jest stronie? Niemniej mój mąż robi wszystko w tak skomplikowany sposób -.- Ja nie wiem...
Izuru też na pewno odetchnął z ulgą. I Hisag też.
To był dobry rozdział. Smutny, ale dający nadzieję. Niby wiem, co Ty tam ostatecznie zaplanowałaś, ale z Tobą to i tak nigdy nic nie wiadomo, więc się zawsze trochę boję.
Nad Soul Society wisi widmo wojny, ale ja i tak odetchnęłam z ulgą po tym rozdziale i już definitywnie kocham Byakuyę.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że krył Corrie, oczywiście, że wiedział kim była, inaczej nie byłby tak pobłażliwy w stosunku do niej na początku jej pobytu w Seireitei xD I chwała mu za to!
Biedna Corrie. Po tych wszystkich cierpieniach, które zgotował jej Shizumo w Dworze Wiatru musiała znosić jeszcze te wszystkie nieprzyjemności ze strony jej, zdawałoby się, sojuszników. Ta scena w wewnętrznym świecie, kiedy to Yukikaze wypłakiwała się swojej pani naprawdę łamie serce, a nieczęsto zdarza mi się czuć coś podobnego przy czytaniu fanfików. W widać, że przerwa w publikowaniu zrobiła ci dobrze, bo cały rozdział jest napisany naprawdę świetnie. Jeśli rozdziały mają wychodzić od teraz regularnie przynajmniej do połowy maja, to mi się to jak najbardziej podoba, zwłaszcza, że tajemnic nie ubywa, wciąż jest intrygująco i nadal jestem szalenie ciekawa co tam jeszcze przygotowałaś.
Pozdrawiam gorąco!