Tak, dobrze widzicie. W sobotę był rozdział, który uprosiła Tris, skoro zaliczyła kilka drobnych sukcesów. Mogłam sobie na to pozwolić, skoro mam wspomniany poprzednio zapas, ale też nie będziemy szaleć. Choć kto wie, jeśli nadal będzie mi tak dobrze szło, może w święta pojawią się jakieś dodatkowe rozdziały. Zobaczymy.
Kazui Fukuraichi zapukał lekko i wszedł, gdy tylko usłyszał
pozwolenie. Swojego suzerena zastał na werandzie prowadzącej do wewnętrznego
ogrodu. Rozluźniony w lekkich szatach i narzuconym na ramiona krótkim, szarym
haori wyglądał na niegroźnego młodzieńca, za którego przez lata wszyscy go
uważali.
– Jakie wieści? – zapytał Ato, spoglądając przez ramię na
Pierwszego Generała.
– Uwolnili ją. Wróciła do baraków swojego Oddziału.
Ato roześmiał się wdzięcznie, po czym uniósł czarkę wypełnioną
sake do ust.
– Jest szczęściarą – uznał. – Normalnie już dawno byłaby
martwa, a tu proszę, wciąż jej czar ratuje jej życie.
Kazui pozwolił sobie usiąść obok Ato. Ten poczęstował go
alkoholem.
– Nie obawiasz się, że ciebie też oczarowała? – zapytał.
Ato spojrzał na wschodzący księżyc i uśmiechnął się
nostalgicznie.
– Oczywiście, że mnie również oczarowała. Córki Shiroyamów
już tak mają, że chwytają za serce każdego, kto spojrzy na nie jak na człowieka.
Szybko dotarło do mnie jednak, jak mogę wykorzystać ten czar, by nie obrócił
się przeciwko mnie. Shizumo nigdy by do tego nie doszedł.
– Co dalej?
– Działamy zgodnie z planem, Kazui. Nie ma sensu się
spieszyć.
– Oczywiście.
Zamilkli, Ato uniósł czarkę do ust z nostalgicznym
uśmiechem. Wspominał tamten dzień, gdy pojawiła się szansa, by stał się kimś
więcej niż tylko popychadłem brata. Prawdę mówiły dawne legendy – Shiroyamowie zmieniali
przeznaczenie, czy tego chcieli czy nie. Tamtego dnia córka Shiroyamów zmieniła
jego przeznaczenie.
Uwielbiał myszkować po Dworze. Dzięki temu poznawał
ludzi, ich zwyczaje i reakcje. W przeciwieństwie do brata chciał wszystkiego
doświadczyć na własnej skórze, więc wymykał się z rezydencji i zapuszczał
wszędzie tam, gdzie jeszcze nie był. Przy tym zdawał sobie sprawę, że ojciec i
służba doskonale o tym wiedzą, ale nie reagują. Możliwe, że nic ich to tak
naprawdę nie obchodziło. Liczył się tylko Shizumo, Ato był żałosnym dodatkiem,
którego przeznaczeniem było służyć.
Wspiął się na mur rezydencji Shiroyamów i chwilę później
znalazł się w ogrodzie. Westchnął rozczarowany, bo oczekiwał czegoś więcej niż
niemal surowego krajobrazu równo przystrzyżonego trawnika z kilkoma samotnymi
drzewami. Tak wiele opowieści słyszał o Shiroyamach, najlepiej pamiętał te
stare, sprzed wygnania przekazywane sobie jedynie wśród władców Dworu. Czuł
niemałą ekscytację, bo też współcześnie Shiroyamowie byli całkowicie
uzależnieni od Kazemichich. Jednak w oczach młodzieńca wciąż jawili się jako
potęga.
Jego uwagę zwróciła potężna wiśnia pełna różowego
kwiecia. To nie był sezon, więc szybko zrozumiał, że jest to wyjątkowe drzewo –
jedyne takie na Dworze Wiatru. Chwilę później dostrzegł siedzącą pod nim
dziewczynkę w niebieskim kimonie z monem rodu Shiroyama. To go zaskoczyło, bo
nie miał pojęcia o żadnych dzieciach w tej rezydencji. Kim mogła być?
Jeszcze go nie zauważyła. Wyglądała na nieco młodszą od
niego, brązowe włosy miała ułożone w schludny kok przyozdobiony sztucznymi
kwiatami i ozdobną szpilką z błękitnym kamieniem. Siedziała lekko przygarbiona,
jakby próbując zajmować mniej miejsca. Jej zielone oczy były puste, dopiero z
czasem zrozumiał, że zionęła w nich samotność.
Postanowił podejść bliżej i dowiedzieć się, kim jest tajemnicza
dziewczynka.
– Witaj – odezwał się.
Mała wpadła w lekki popłoch. Nie ukłoniła mu się od razu,
więc go nie rozpoznała. Strzeliła oczami na boki, szukając chyba możliwości
ucieczki albo czyjegoś wsparcia. Może gdzieś w pobliżu czaił się strażnik?
– Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – zapewnił. – Jak ci
na imię?
Zawahała się, ale w końcu cicho odpowiedziała:
– Jestem Corrien Shiroyama, jestem córką Yuto Shiroyamy.
Był dość zaskoczony odpowiedzią, ale gdy przyjrzał jej
się uważniej, rzeczywiście widział podobieństwo do głowy rodu.
– Ładnie, choć nie słyszałem, żeby Yuto-san miał córkę –
odparł.
– Jestem mało ważnym członkiem rodu – wyjaśniła. – Nie ma
powodu, by o mnie wspominać.
– Corrien, wracaj do środka.
Podeszła do nich kobieta, którą rozpoznał jako Midori
Masato, siostrę Mikoto Shiroyamy. Na jego widok zmieszała się, wiedząc, że nie
powinna podnosić głosu w obecności Kazemichiego.
– Ato-sama, co panicz tu robi? – zapytała trochę niepewna
jego zamiarów. Zaraz też szarpnęła siostrzenicą. – Corrien, ukłoń się
natychmiast i nie przynoś swej rodzinie wstydu.
Dziewczynka w popłochu wykonała polecenie, Ato dostrzegł
w jej oczach niezrozumienie swego błędu, który wzbudził surowość w głosie
piastunki.
– Midori-san, nie ma powodu robić zamieszania –
powiedział spokojnie. – Wyszedłem na spacer. Corrien prawdopodobnie mnie nie
skojarzyła. To nasze pierwsze spotkanie – wyjaśnił.
– Proszę wybaczyć. Ta dziewczyna nadal wykazuje się bezczelnością
i arogancją. Żadne nauki do niej nie docierają.
Zrobiło mu się trochę żal Corrien tak surowo potraktowanej
przez piastunkę. Owszem, zaskoczyła go, gdy nie rozpoznała, z kim ma do
czynienia, ale było w tym coś świeżego.
– W porządku. Nic się nie stało.
– Jesteś zbyt łaskawy, Ato-sama. Proszę wybaczyć, ale
oddalimy się już. Miłego odpoczynku, Ato-sama.
– Dziękuję, Midori-san. Do zobaczenia, Corrien.
Uśmiechnął się do dziewczynki, lecz ta ukłoniła się mu,
nie podnosząc spojrzenia. Obserwował, jak w towarzystwie Midori znika we
wnętrzu domu wyraźnie strofowana za swoje zachowanie. Czy ta dziewczyna
kiedykolwiek usłyszała od kogokolwiek coś miłego?
***
Szarpała się przez chwilę, chcąc uciec z rąk oprawcy. Wiedziała,
jak to się skończy, a mimo to wciąż nie potrafiła poddać się od razu. Może
oszczędziłaby sobie bólu, lecz palące upokorzenie było tysiąc razy gorsze.
– Corrie.
Tym razem się udało. Wyszarpnęła się i ześlizgnęła z
posłania.
– Corrie, spokojnie. Już jesteś bezpieczna.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że znów śniła koszmar
Dworu Córek. Mimo to kucała wciąż na środku pokoju w szarości nadchodzącego
poranka i obserwowała się wzajemnie z Kirą gotowa do ucieczki.
Izuru powstrzymał westchnięcie. Mógł się spodziewać, że Corrie
dręczyły koszmary przeżytego horroru, a w celi Wieży Żalu nie czuła komfortu,
by to jakoś przetrawić. Nic dziwnego, że obudził go jej krzyk, a gdy próbował
ją uspokoić, wyszarpnęła się.
– Jesteś w domu, Corrie. Nic ci tu nie grozi – powtórzył łagodnie.
Dał jej jeszcze chwilę, po czym, nadal powtarzając
zapewnienia o bezpieczeństwie, przytulił ją. Na początku zesztywniała, ale
zaraz wtuliła się w niego i pozwoliła się uspokajać. Potrzebowała poczucia
bezpieczeństwa, skoro Shizumo nadal prześladował ją w snach.
Nie widziała więc, jak Izuru zaciska zęby w bezsilnej
złości. Nie mógł nic zrobić, żeby powstrzymać ukochaną przed tą wyprawą, a
teraz cierpiała. Nie wiedział też, jak zacząć temat. To było trudne, Corrie rzadko
zwierzała się komukolwiek ze swoich problemów, cierpiała w samotności. Kira
chciał ją przed tym uchronić albo chociaż być takim wsparciem, na jakie
zasługiwała.
– Przepraszam, nie chciałam cię obudzić – szepnęła.
– To nic.
– Ale…
– To nic, Corrie. Najważniejsze, że znowu mam cię obok. Będę
z tobą tak siedział, ile tylko będziesz potrzebowała.
Odsunęła się na długość ramienia i spojrzała na niego
szklistymi oczami. Oboje wiedzieli, że Corrie wróciła do domu tylko z powodu
nadchodzącej wojny. Kira nie potrafił znieść faktu, że zawdzięczają coś Kazemichiemu.
– Potem poproszę, żeby zajrzał do ciebie ktoś z Czwórki –
dodał, gdy Corrie jednak się nie odezwała. – Chcesz spróbować zasnąć? Jest
jeszcze wcześnie.
– Nie wiem, czy dam radę – przyznała, odwracając wzrok.
Nadal towarzyszyło jej to obleśne uczucie bycia czyjąś
zabawką. Nie widziała w spojrzeniu ukochanego ani odrobiny odrazy, jednak sama
czuła się zbrukana.
– Zrobię herbaty – zadecydował. – Uspokoi cię trochę.
Złapała go za rękaw nocnej yukaty, gdy tylko się podniósł.
Wciąż uparcie odwracała wzrok zawstydzona własną słabością.
– Zostań – poprosiła szeptem.
Pogłaskał ją po krótkich kosmykach uspokajającym gestem.
– Idę tylko do kuchni i zaraz wrócę – zapewnił. – W domu nic
ci nie grozi.
– To głupie – przyznała z desperacją. – Wiem to, ale nie potrafię…
– To minie – odparł. – Nie stanie się to dziś, nie jutro,
ale minie. Z czasem koszmary przestaną cię dręczyć, a strach zblednie. Jestem
tu i nigdzie się nie wybieram. Przejdziemy przez to razem, Corrie. O ile mi na
to pozwolisz.
– Ale…
– Nie ma żadnego „ale”, Corrie. – Uklęknął przed nią i
odwrócił jej twarz tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy. – Jestem tutaj, bo tego
chcę. To mój wybór, a przypominam, że obiecałaś spędzić ze mną życie. Nie zamierzam
z ciebie zrezygnować. A jeśli wątpisz w swoją wartość, pokażę ci, jak bardzo
się mylisz. Sam doskonale wiem, jak to jest patrzeć w lustro i widzieć tylko
swoje wady. A potem pojawiła się w moim życiu osóbka, która pokazała mi, że to
tylko część obrazu. – Uśmiechnął się z czułością.
Policzki Corrie pokryły się lekkim rumieńcem, który nie
umknął Izuru w pierwszych światłach świtu. Pocałował ją w czoło, po czym
poszedł zrobić obiecaną herbatę, uwijając się z tym tak szybko, jak to tylko
było możliwe.
Corrie siedziała w tym samym miejscu, gdzie ją zostawił, wpatrzona
w budzący się za oknem dzień.
– Nie sądziłam, że jeszcze to zobaczę – powiedziała cicho. –
Chyba pogodziłam się ze śmiercią.
– Walczyliśmy o ciebie – odparł, siadając obok. – Nie zamierzaliśmy
się poddać.
– To mogło skończyć się źle. Gorzej niż wtedy z Rukią.
– Byliśmy gotowi podjąć to ryzyko. Corrie, zostałaś
niesłusznie oskarżona. Nie zdradziłaś przecież.
– Nie, nie zdradziłam, choć Rada 46 zapewne chciałaby, żeby
wszyscy w to uwierzyli. Wypuścili mnie tylko z powodu groźby Ato-samy, że
wywoła wojnę.
Kira nie ukrył skrzywienia na wspomnienie młodszego z braci
Kazemichi.
– Nie darzysz go sympatią – zauważyła Corrie.
– Jest bratem twojego oprawcy i nie zrobił nic, by ci pomóc,
a teraz przyszedł tu z wojną – odparł.
– Wojny nie będzie, Izuru. Nie, kiedy Ato-sama usłyszy, że
zostałam uwolniona.
– Naprawdę sądzisz, że skoro nie zbuntował się przeciwko
bratu, to teraz przyszedł ci na ratunek? To wymówka, Corrie. Oni obaj traktują
cię jak jakiegoś pionka w swoich chorych gierkach.
– Ato-sama taki nie jest. Nie rozumiesz…
– Owszem, nie rozumiem – przerwał jej. – Nie rozumiem, jak możesz
pokładać w nim tyle wiary, skoro wszyscy widzą, że cię po prostu wykorzystuje.
Corrie posłała mu zranione spojrzenie.
– Mylisz się – szepnęła. – Gdyby nie on, nigdy byśmy się nie
spotkali. Byłabym skazana na Shizumo i samotność Dworu Córek.
– Odesłał cię tu z powodu swoich ambicji – odparł. – Koniec końców
to on został przywódcą Dworu Wiatru. Wykorzystał ciebie i nas, żeby pozbyć się
brata bez ryzyka oskarżenia o zdradę stanu. Teraz Dwór Wiatru je mu z ręki, bo
to z powodu shinigami Shizumo upadł.
– Uwolnił mnie, dał wolność.
– Bo nie byłaś mu już potrzebna – oznajmił szczerze. – A my
daliśmy mu doskonałą wymówkę, kiedy Rada 46 oskarżyła cię o zdradę. Tylko że to
nic nie zmieni. Wojna i tak wybuchnie, Corrie. Twoje uwolnienie tego nie
zmieni.
– Nieprawda – warknęła rozeźlona. – Jesteś uprzedzony,
Izuru. Może nawet zazdrosny i kompletnie nie rozumiesz, jakim człowiekiem jest
Ato-sama.
Im dłużej Kira patrzył na Corrie, tym wyraźniejsze było skojarzenie,
o którym wszyscy chcieli zapomnieć. Momo też broniła Aizena pomimo świadomości
jego zdrady, ślepo wierzyła, że to ona ma rację, bo przecież Aizen był podstawą
jej świata.
Sam też miał momenty, kiedy usprawiedliwiał kapitana
Ichimaru, chciał wierzyć, że ta bolesna zdrada nie jest prawdą. Że nie został
porzucony jak niepotrzebna marionetka.
Nie chciał widzieć takiej Corrie. I był zły, że większą
wiarę pokładała w Ato niż w niego i swoich najbliższych. To tak nie powinno
być. Ato nie zrobił nic, żeby ją ochronić. Pozwolił Shizumo ją dopaść i zranić,
przez co budziła się z krzykiem i przerażeniem na twarzy. A teraz wykorzystał
sytuację, by usprawiedliwić swoje zbrodnie. Czemu Corrie nie potrafi tego
dostrzec?
– Corrie, nie chcę, żebyś musiała przechodzić przez to
wszystko co Momo po zdradzie Aizena – powiedział, siląc się na spokój.
– To nie drąż tematu – fuknęła nadal zła. – Nie chcę tego
słuchać. Najpierw Kuchiki, teraz ty. Wszyscy lepiej ode mnie wiecie, w co
powinnam wierzyć i jak się czuć. Chociaż Kuchiki miał na tyle odwagi, żeby
wyciągnąć mnie z celi.
Kira poczuł się, jakby dostał w twarz. Prawdą było, że nikt
z nich nie próbował wejść do Wieży Żalu, nikomu nie uszłoby to na sucho, choć
Kira wiedział, że wielu kapitanów stojących murem za Corrie szykowało się do
jakiś akcji. Wciąż jednak wisiała nad nimi groźba wojny domowej, z którą musieli
coś zrobić. Byakuya zaryzykował, a mając za sobą całą powagę bycia Kuchiki,
zredukował straty do minimum.
– Corrie, Kira, jesteście tutaj? – Usłyszeli od drzwi
wejściowych.
Izuru rzucił krótkie spojrzenie za okno. Było już całkiem
widno, słyszeli gwar porannych obowiązków. Kira wstał i rozsunął drzwi
sypialni.
– Już wstaliśmy – odpowiedział Hisagiemu.
Ten wszedł głębiej do mieszkania. Spojrzał na widocznie
rozeźlonego Kirę, potem na wciąż siedzącą na łóżku naburmuszoną Corrie i
zmarszczył brwi.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak – odpowiedział automatycznie Kira, po czym spojrzał przez
ramię na ukochaną. – Zrobię ci kąpiel, a potem śniadanie.
– Poradzę sobie – odparła.
Wstała i wyminęła mężczyzn bez słowa. Hisagi spojrzał
pytająco na Kirę, ten tylko pokręcił głową, nie chcąc na razie o tym rozmawiać.
Corrie odkręciła wodę tylko po to, żeby mężczyźni nie
słyszeli jej łkania. Powinna czuć się szczęśliwa, ostatecznie nie umrze ocalona
przez Kuchikiego. Znowu się za nią ujął, choć powinien być pierwszą osobą,
która zaprowadzi ją na szafot. Nie potrafiła czuć się wdzięczna, wręcz
przeciwnie, bała się, jaka była tego wszystkiego cena. Przecież nie było
powodu, by Byakuya Kuchiki się nią przejmował.
Była wściekła na Kirę za wypowiedziane słowa. Zupełnie nie
rozumiał zasad Dworu Wiatru i tego cichego buntu Ato przeciwko nim. Nie musiał
się nią przejmować, a jednak stał się jedyną osobą na Dworze Wiatru, którą choć
trochę obchodził los Corrien Shiroyamy. I tylko on zrobił coś, by nie została
stracona w hańbie zdrajcy. Shinigami tylko planowali i mówili, czekając na
sądny dzień. Nikt nie pomyślał o tym, jak się czuła zamknięta w celi,
opuszczona przez wszystkich, z myślą, że umrze.
Spojrzała na siebie w lustrze. Schudła wyraźnie, pod poszarzałą
skórą widziała zarys żeber. Na przedramionach wciąż widoczne były poszarpane blizny
po odłamku zwierciadła, którym rozorała sobie żyły. Wciąż była wściekła, że
udało się ją wtedy odratować. Nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby umarła, a
jednak Shizumo nie pozwolił jej podjąć nawet tej jednej decyzji. Miała być
kompletnie od niego zależna.
Dotknęła zapadłego policzka. Miała opuchnięte, czerwone oczy
od braku snu i płaczu. Siniaki pozostawione przez Shizumo już się zagoiły, lecz
nadal potrafiła określić miejsce każdego z nich. Chyba nigdy tego nie zapomni.
Krótkie włosy dawno nie widziały szczotki. Jeszcze jedno
przypomnienie koszmaru, do którego dopuściła. Teraz już równo przycięte przez
Yumichikę miały odrosnąć za wiele miesięcy. Na wspomnienie szału Shizumo na ten
widok zadrżała. Tylko ten jeden raz dopięła swego na Dworze Wiatru i pomimo
dotkliwej kary nie żałowała.
W lustrze we własnej łazience widziała obraz nędzy i
rozpaczy. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek wyglądała tak źle. To była jej
osobista porażka, bo nie potrafiła wygrać, kiedy walczyła o samą siebie. A
teraz z jej powodu Seireitei groziła nie jedna, a dwie wojny. Tylko dlatego, że
ośmieliła się żyć i czegoś pragnąć. „Tobie nie wolno kochać” – powtarzała ciotka
Midori. „Miłość to klątwa, która zniszczy wszystko, co ukochasz. A ty będziesz
musiała na to patrzeć”. Dlaczego nie posłuchała? Wszystko teraz działo się z
jej winy, przez jej samolubne decyzję, by żyć jak inni. Jaka głupia była.
– Corrie, wszystko w porządku? – Usłyszała zza drzwi.
To ją wyrwało z amoku. Nie miała pewności, jak długo tak
stała, ale była wdzięczna, że Kira nawet nie próbował wchodzić do łazienki. Nie
chciała, by widział ją w tym stanie.
– Tak, zaraz wyjdę! – odkrzyknęła, mając nadzieję, że brzmi
pewnie.
Umyła się szybko, byle tylko zamydlić im oczy, że odpowiednio
o siebie zadbała. Ubrana w czystą yukatę zostawioną zapewne poprzedniego wieczoru
przez Izuru wyszła z łazienki. Przy stole zastała też Hisagiego, który spojrzał
na nią uważnie.
– Co tu robisz, kapitanie? – zapytała podejrzliwie.
– Przyszedłem zabrać cię do biura, jeśli masz na tyle sił.
Kira musi wracać po śniadaniu do siebie.
Nie spojrzała na Izuru, który nalał jej do kubka herbaty.
– Siadaj, powinnaś coś zjeść – odezwał się bezbarwnie.
Chciała coś odwarknąć, ale wolała nie robić awantury przy
Hisagim. I tak obserwował ich zaniepokojony.
Usiadła i skubnęła trochę jedzenia, nie czując smaku. Nie
słuchała też tego, co Hisagi mówił. Czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
– Corrie, wszystko w porządku? – zapytał Shuuhei. – Prawie nic
nie zjadłaś.
– Jestem nadal śpiąca – skłamała, podnosząc się od stołu. –
Zostanę w domu, kapitanie.
– W porządku, potem do ciebie zajrzę.
Nie odpowiedziała, znikając za drzwiami sypialni. Chciała
tylko, żeby sobie w końcu poszli i dali jej spokój. Przecież to i tak nie miało
znaczenia.
Nadrobiłam dziś zaległe rozdziały Serca skutego lodem, zaglądam tu, mimo że ledwo pojawił się rozdział, żeby znaleźć kolejny i muszę przyznać, że jako czytelniczka czuję się rozpieszczona xD
OdpowiedzUsuńAto totalnie owinął sobie Corrie wokół palca i to porównanie jęk do Hinamori jest jak najbardziej trafne. Na dworze Wiatru dziewczyna była tak stłamszona, że pewnie nie wystarczyło wiele dobroci że strony Ato, żeby teraz nie potrafiła w nim dostrzec tej złej strony. Złość Kiry również jest zrozumiała i tylko mam nadzieję, że ten konflikt nie zaszkodzi im za bardzo.
Żal czytać o tak zdewastowanej Corrie, oby choć przez chwilę mogła odetchnąć z ulgą, chociaż po tym co przeszła pewnie nie będzie jej łatwo.
To akurat sprawka Tris, że w sobotę wpadł dodatkowy rozdział, choć szastać zapasami nie zamierzam zbytnio. Ale cieszę się, że udało Ci się wszystko dzisiaj ruszyć i doczytać.
UsuńAto wyszedł całkiem ciekawą postacią i ciekawa jestem, co na niego powiecie po tych kilku flashbackach, które już niedługo się pojawią.
Oj, będzie się działo, będzie. Aż chce mi się siedzieć i pisać.
Do usług.
UsuńUch, nadrobiłam na wykładzie. Dzieje się dużo. Dużo, bo Corrie uwolniona, zagubiona, wycieńczona, jeszcze bardziej zagubiona. Zgodziłabym się, że to porównanie do Hinamori jest bardzo trafne, ale wierzę w Corrie i intencje narratora, że to chwilowy kryzys i z pomocą Kiry oraz Hisagiego stanie z powrotem na nogi. No i te intencje Ato mnie ciekawią — na ten moment jego działanie ma niejasne motywy.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Rozumiem złość Corrie na zahowanie Kiry. Jeszcze bardziej rozumiem Kirę, który dostrzega to, czego Corrie nie potrafi, jednocześnie może nie mając do końca pojęcia, jaka dziwnie głęboka więź łączy ją i Ato. Rozumiem też zdecydowanie to, co powiedziała. Shinigami zawsze czekają aż się wszystko rypnie, a ona faktycznie w celi też się nacierpiała. Szkoda tylko, że jak zwykle nie chce dać sobie pomóc.
OdpowiedzUsuń