poniedziałek, 21 lutego 2022

Rozdział 40.

Tak, dobrze widzicie. W sobotę był rozdział, który uprosiła Tris, skoro zaliczyła kilka drobnych sukcesów. Mogłam sobie na to pozwolić, skoro mam wspomniany poprzednio zapas, ale też nie będziemy szaleć. Choć kto wie, jeśli nadal będzie mi tak dobrze szło, może w święta pojawią się jakieś dodatkowe rozdziały. Zobaczymy.

 

Kazui Fukuraichi zapukał lekko i wszedł, gdy tylko usłyszał pozwolenie. Swojego suzerena zastał na werandzie prowadzącej do wewnętrznego ogrodu. Rozluźniony w lekkich szatach i narzuconym na ramiona krótkim, szarym haori wyglądał na niegroźnego młodzieńca, za którego przez lata wszyscy go uważali.

– Jakie wieści? – zapytał Ato, spoglądając przez ramię na Pierwszego Generała.

– Uwolnili ją. Wróciła do baraków swojego Oddziału.

Ato roześmiał się wdzięcznie, po czym uniósł czarkę wypełnioną sake do ust.

– Jest szczęściarą – uznał. – Normalnie już dawno byłaby martwa, a tu proszę, wciąż jej czar ratuje jej życie.

Kazui pozwolił sobie usiąść obok Ato. Ten poczęstował go alkoholem.

– Nie obawiasz się, że ciebie też oczarowała? – zapytał.

Ato spojrzał na wschodzący księżyc i uśmiechnął się nostalgicznie.

– Oczywiście, że mnie również oczarowała. Córki Shiroyamów już tak mają, że chwytają za serce każdego, kto spojrzy na nie jak na człowieka. Szybko dotarło do mnie jednak, jak mogę wykorzystać ten czar, by nie obrócił się przeciwko mnie. Shizumo nigdy by do tego nie doszedł.

– Co dalej?

– Działamy zgodnie z planem, Kazui. Nie ma sensu się spieszyć.

– Oczywiście.

Zamilkli, Ato uniósł czarkę do ust z nostalgicznym uśmiechem. Wspominał tamten dzień, gdy pojawiła się szansa, by stał się kimś więcej niż tylko popychadłem brata. Prawdę mówiły dawne legendy – Shiroyamowie zmieniali przeznaczenie, czy tego chcieli czy nie. Tamtego dnia córka Shiroyamów zmieniła jego przeznaczenie.

Uwielbiał myszkować po Dworze. Dzięki temu poznawał ludzi, ich zwyczaje i reakcje. W przeciwieństwie do brata chciał wszystkiego doświadczyć na własnej skórze, więc wymykał się z rezydencji i zapuszczał wszędzie tam, gdzie jeszcze nie był. Przy tym zdawał sobie sprawę, że ojciec i służba doskonale o tym wiedzą, ale nie reagują. Możliwe, że nic ich to tak naprawdę nie obchodziło. Liczył się tylko Shizumo, Ato był żałosnym dodatkiem, którego przeznaczeniem było służyć.

Wspiął się na mur rezydencji Shiroyamów i chwilę później znalazł się w ogrodzie. Westchnął rozczarowany, bo oczekiwał czegoś więcej niż niemal surowego krajobrazu równo przystrzyżonego trawnika z kilkoma samotnymi drzewami. Tak wiele opowieści słyszał o Shiroyamach, najlepiej pamiętał te stare, sprzed wygnania przekazywane sobie jedynie wśród władców Dworu. Czuł niemałą ekscytację, bo też współcześnie Shiroyamowie byli całkowicie uzależnieni od Kazemichich. Jednak w oczach młodzieńca wciąż jawili się jako potęga.

Jego uwagę zwróciła potężna wiśnia pełna różowego kwiecia. To nie był sezon, więc szybko zrozumiał, że jest to wyjątkowe drzewo – jedyne takie na Dworze Wiatru. Chwilę później dostrzegł siedzącą pod nim dziewczynkę w niebieskim kimonie z monem rodu Shiroyama. To go zaskoczyło, bo nie miał pojęcia o żadnych dzieciach w tej rezydencji. Kim mogła być?

Jeszcze go nie zauważyła. Wyglądała na nieco młodszą od niego, brązowe włosy miała ułożone w schludny kok przyozdobiony sztucznymi kwiatami i ozdobną szpilką z błękitnym kamieniem. Siedziała lekko przygarbiona, jakby próbując zajmować mniej miejsca. Jej zielone oczy były puste, dopiero z czasem zrozumiał, że zionęła w nich samotność.

Postanowił podejść bliżej i dowiedzieć się, kim jest tajemnicza dziewczynka.

– Witaj – odezwał się.

Mała wpadła w lekki popłoch. Nie ukłoniła mu się od razu, więc go nie rozpoznała. Strzeliła oczami na boki, szukając chyba możliwości ucieczki albo czyjegoś wsparcia. Może gdzieś w pobliżu czaił się strażnik?

– Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – zapewnił. – Jak ci na imię?

Zawahała się, ale w końcu cicho odpowiedziała:

– Jestem Corrien Shiroyama, jestem córką Yuto Shiroyamy.

Był dość zaskoczony odpowiedzią, ale gdy przyjrzał jej się uważniej, rzeczywiście widział podobieństwo do głowy rodu.

– Ładnie, choć nie słyszałem, żeby Yuto-san miał córkę – odparł.

– Jestem mało ważnym członkiem rodu – wyjaśniła. – Nie ma powodu, by o mnie wspominać.

– Corrien, wracaj do środka.

Podeszła do nich kobieta, którą rozpoznał jako Midori Masato, siostrę Mikoto Shiroyamy. Na jego widok zmieszała się, wiedząc, że nie powinna podnosić głosu w obecności Kazemichiego.

– Ato-sama, co panicz tu robi? – zapytała trochę niepewna jego zamiarów. Zaraz też szarpnęła siostrzenicą. – Corrien, ukłoń się natychmiast i nie przynoś swej rodzinie wstydu.

Dziewczynka w popłochu wykonała polecenie, Ato dostrzegł w jej oczach niezrozumienie swego błędu, który wzbudził surowość w głosie piastunki.

– Midori-san, nie ma powodu robić zamieszania – powiedział spokojnie. – Wyszedłem na spacer. Corrien prawdopodobnie mnie nie skojarzyła. To nasze pierwsze spotkanie – wyjaśnił.

– Proszę wybaczyć. Ta dziewczyna nadal wykazuje się bezczelnością i arogancją. Żadne nauki do niej nie docierają.

Zrobiło mu się trochę żal Corrien tak surowo potraktowanej przez piastunkę. Owszem, zaskoczyła go, gdy nie rozpoznała, z kim ma do czynienia, ale było w tym coś świeżego.

– W porządku. Nic się nie stało.

– Jesteś zbyt łaskawy, Ato-sama. Proszę wybaczyć, ale oddalimy się już. Miłego odpoczynku, Ato-sama.

– Dziękuję, Midori-san. Do zobaczenia, Corrien.

Uśmiechnął się do dziewczynki, lecz ta ukłoniła się mu, nie podnosząc spojrzenia. Obserwował, jak w towarzystwie Midori znika we wnętrzu domu wyraźnie strofowana za swoje zachowanie. Czy ta dziewczyna kiedykolwiek usłyszała od kogokolwiek coś miłego?

 

***

 

Szarpała się przez chwilę, chcąc uciec z rąk oprawcy. Wiedziała, jak to się skończy, a mimo to wciąż nie potrafiła poddać się od razu. Może oszczędziłaby sobie bólu, lecz palące upokorzenie było tysiąc razy gorsze.

– Corrie.

Tym razem się udało. Wyszarpnęła się i ześlizgnęła z posłania.

– Corrie, spokojnie. Już jesteś bezpieczna.

Dopiero po chwili dotarło do niej, że znów śniła koszmar Dworu Córek. Mimo to kucała wciąż na środku pokoju w szarości nadchodzącego poranka i obserwowała się wzajemnie z Kirą gotowa do ucieczki.

Izuru powstrzymał westchnięcie. Mógł się spodziewać, że Corrie dręczyły koszmary przeżytego horroru, a w celi Wieży Żalu nie czuła komfortu, by to jakoś przetrawić. Nic dziwnego, że obudził go jej krzyk, a gdy próbował ją uspokoić, wyszarpnęła się.

– Jesteś w domu, Corrie. Nic ci tu nie grozi – powtórzył łagodnie.

Dał jej jeszcze chwilę, po czym, nadal powtarzając zapewnienia o bezpieczeństwie, przytulił ją. Na początku zesztywniała, ale zaraz wtuliła się w niego i pozwoliła się uspokajać. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, skoro Shizumo nadal prześladował ją w snach.

Nie widziała więc, jak Izuru zaciska zęby w bezsilnej złości. Nie mógł nic zrobić, żeby powstrzymać ukochaną przed tą wyprawą, a teraz cierpiała. Nie wiedział też, jak zacząć temat. To było trudne, Corrie rzadko zwierzała się komukolwiek ze swoich problemów, cierpiała w samotności. Kira chciał ją przed tym uchronić albo chociaż być takim wsparciem, na jakie zasługiwała.

– Przepraszam, nie chciałam cię obudzić – szepnęła.

– To nic.

– Ale…

– To nic, Corrie. Najważniejsze, że znowu mam cię obok. Będę z tobą tak siedział, ile tylko będziesz potrzebowała.

Odsunęła się na długość ramienia i spojrzała na niego szklistymi oczami. Oboje wiedzieli, że Corrie wróciła do domu tylko z powodu nadchodzącej wojny. Kira nie potrafił znieść faktu, że zawdzięczają coś Kazemichiemu.

– Potem poproszę, żeby zajrzał do ciebie ktoś z Czwórki – dodał, gdy Corrie jednak się nie odezwała. – Chcesz spróbować zasnąć? Jest jeszcze wcześnie.

– Nie wiem, czy dam radę – przyznała, odwracając wzrok.

Nadal towarzyszyło jej to obleśne uczucie bycia czyjąś zabawką. Nie widziała w spojrzeniu ukochanego ani odrobiny odrazy, jednak sama czuła się zbrukana.

– Zrobię herbaty – zadecydował. – Uspokoi cię trochę.

Złapała go za rękaw nocnej yukaty, gdy tylko się podniósł. Wciąż uparcie odwracała wzrok zawstydzona własną słabością.

– Zostań – poprosiła szeptem.

Pogłaskał ją po krótkich kosmykach uspokajającym gestem.

– Idę tylko do kuchni i zaraz wrócę – zapewnił. – W domu nic ci nie grozi.

– To głupie – przyznała z desperacją. – Wiem to, ale nie potrafię…

– To minie – odparł. – Nie stanie się to dziś, nie jutro, ale minie. Z czasem koszmary przestaną cię dręczyć, a strach zblednie. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Przejdziemy przez to razem, Corrie. O ile mi na to pozwolisz.

– Ale…

– Nie ma żadnego „ale”, Corrie. – Uklęknął przed nią i odwrócił jej twarz tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy. – Jestem tutaj, bo tego chcę. To mój wybór, a przypominam, że obiecałaś spędzić ze mną życie. Nie zamierzam z ciebie zrezygnować. A jeśli wątpisz w swoją wartość, pokażę ci, jak bardzo się mylisz. Sam doskonale wiem, jak to jest patrzeć w lustro i widzieć tylko swoje wady. A potem pojawiła się w moim życiu osóbka, która pokazała mi, że to tylko część obrazu. – Uśmiechnął się z czułością.

Policzki Corrie pokryły się lekkim rumieńcem, który nie umknął Izuru w pierwszych światłach świtu. Pocałował ją w czoło, po czym poszedł zrobić obiecaną herbatę, uwijając się z tym tak szybko, jak to tylko było możliwe.

Corrie siedziała w tym samym miejscu, gdzie ją zostawił, wpatrzona w budzący się za oknem dzień.

– Nie sądziłam, że jeszcze to zobaczę – powiedziała cicho. – Chyba pogodziłam się ze śmiercią.

– Walczyliśmy o ciebie – odparł, siadając obok. – Nie zamierzaliśmy się poddać.

– To mogło skończyć się źle. Gorzej niż wtedy z Rukią.

– Byliśmy gotowi podjąć to ryzyko. Corrie, zostałaś niesłusznie oskarżona. Nie zdradziłaś przecież.

– Nie, nie zdradziłam, choć Rada 46 zapewne chciałaby, żeby wszyscy w to uwierzyli. Wypuścili mnie tylko z powodu groźby Ato-samy, że wywoła wojnę.

Kira nie ukrył skrzywienia na wspomnienie młodszego z braci Kazemichi.

– Nie darzysz go sympatią – zauważyła Corrie.

– Jest bratem twojego oprawcy i nie zrobił nic, by ci pomóc, a teraz przyszedł tu z wojną – odparł.

– Wojny nie będzie, Izuru. Nie, kiedy Ato-sama usłyszy, że zostałam uwolniona.

– Naprawdę sądzisz, że skoro nie zbuntował się przeciwko bratu, to teraz przyszedł ci na ratunek? To wymówka, Corrie. Oni obaj traktują cię jak jakiegoś pionka w swoich chorych gierkach.

– Ato-sama taki nie jest. Nie rozumiesz…

– Owszem, nie rozumiem – przerwał jej. – Nie rozumiem, jak możesz pokładać w nim tyle wiary, skoro wszyscy widzą, że cię po prostu wykorzystuje.

Corrie posłała mu zranione spojrzenie.

– Mylisz się – szepnęła. – Gdyby nie on, nigdy byśmy się nie spotkali. Byłabym skazana na Shizumo i samotność Dworu Córek.

– Odesłał cię tu z powodu swoich ambicji – odparł. – Koniec końców to on został przywódcą Dworu Wiatru. Wykorzystał ciebie i nas, żeby pozbyć się brata bez ryzyka oskarżenia o zdradę stanu. Teraz Dwór Wiatru je mu z ręki, bo to z powodu shinigami Shizumo upadł.

– Uwolnił mnie, dał wolność.

– Bo nie byłaś mu już potrzebna – oznajmił szczerze. – A my daliśmy mu doskonałą wymówkę, kiedy Rada 46 oskarżyła cię o zdradę. Tylko że to nic nie zmieni. Wojna i tak wybuchnie, Corrie. Twoje uwolnienie tego nie zmieni.

– Nieprawda – warknęła rozeźlona. – Jesteś uprzedzony, Izuru. Może nawet zazdrosny i kompletnie nie rozumiesz, jakim człowiekiem jest Ato-sama.

Im dłużej Kira patrzył na Corrie, tym wyraźniejsze było skojarzenie, o którym wszyscy chcieli zapomnieć. Momo też broniła Aizena pomimo świadomości jego zdrady, ślepo wierzyła, że to ona ma rację, bo przecież Aizen był podstawą jej świata.

Sam też miał momenty, kiedy usprawiedliwiał kapitana Ichimaru, chciał wierzyć, że ta bolesna zdrada nie jest prawdą. Że nie został porzucony jak niepotrzebna marionetka.

Nie chciał widzieć takiej Corrie. I był zły, że większą wiarę pokładała w Ato niż w niego i swoich najbliższych. To tak nie powinno być. Ato nie zrobił nic, żeby ją ochronić. Pozwolił Shizumo ją dopaść i zranić, przez co budziła się z krzykiem i przerażeniem na twarzy. A teraz wykorzystał sytuację, by usprawiedliwić swoje zbrodnie. Czemu Corrie nie potrafi tego dostrzec?

– Corrie, nie chcę, żebyś musiała przechodzić przez to wszystko co Momo po zdradzie Aizena – powiedział, siląc się na spokój.

– To nie drąż tematu – fuknęła nadal zła. – Nie chcę tego słuchać. Najpierw Kuchiki, teraz ty. Wszyscy lepiej ode mnie wiecie, w co powinnam wierzyć i jak się czuć. Chociaż Kuchiki miał na tyle odwagi, żeby wyciągnąć mnie z celi.

Kira poczuł się, jakby dostał w twarz. Prawdą było, że nikt z nich nie próbował wejść do Wieży Żalu, nikomu nie uszłoby to na sucho, choć Kira wiedział, że wielu kapitanów stojących murem za Corrie szykowało się do jakiś akcji. Wciąż jednak wisiała nad nimi groźba wojny domowej, z którą musieli coś zrobić. Byakuya zaryzykował, a mając za sobą całą powagę bycia Kuchiki, zredukował straty do minimum.

– Corrie, Kira, jesteście tutaj? – Usłyszeli od drzwi wejściowych.

Izuru rzucił krótkie spojrzenie za okno. Było już całkiem widno, słyszeli gwar porannych obowiązków. Kira wstał i rozsunął drzwi sypialni.

– Już wstaliśmy – odpowiedział Hisagiemu.

Ten wszedł głębiej do mieszkania. Spojrzał na widocznie rozeźlonego Kirę, potem na wciąż siedzącą na łóżku naburmuszoną Corrie i zmarszczył brwi.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

– Tak – odpowiedział automatycznie Kira, po czym spojrzał przez ramię na ukochaną. – Zrobię ci kąpiel, a potem śniadanie.

– Poradzę sobie – odparła.

Wstała i wyminęła mężczyzn bez słowa. Hisagi spojrzał pytająco na Kirę, ten tylko pokręcił głową, nie chcąc na razie o tym rozmawiać.

Corrie odkręciła wodę tylko po to, żeby mężczyźni nie słyszeli jej łkania. Powinna czuć się szczęśliwa, ostatecznie nie umrze ocalona przez Kuchikiego. Znowu się za nią ujął, choć powinien być pierwszą osobą, która zaprowadzi ją na szafot. Nie potrafiła czuć się wdzięczna, wręcz przeciwnie, bała się, jaka była tego wszystkiego cena. Przecież nie było powodu, by Byakuya Kuchiki się nią przejmował.

Była wściekła na Kirę za wypowiedziane słowa. Zupełnie nie rozumiał zasad Dworu Wiatru i tego cichego buntu Ato przeciwko nim. Nie musiał się nią przejmować, a jednak stał się jedyną osobą na Dworze Wiatru, którą choć trochę obchodził los Corrien Shiroyamy. I tylko on zrobił coś, by nie została stracona w hańbie zdrajcy. Shinigami tylko planowali i mówili, czekając na sądny dzień. Nikt nie pomyślał o tym, jak się czuła zamknięta w celi, opuszczona przez wszystkich, z myślą, że umrze.

Spojrzała na siebie w lustrze. Schudła wyraźnie, pod poszarzałą skórą widziała zarys żeber. Na przedramionach wciąż widoczne były poszarpane blizny po odłamku zwierciadła, którym rozorała sobie żyły. Wciąż była wściekła, że udało się ją wtedy odratować. Nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby umarła, a jednak Shizumo nie pozwolił jej podjąć nawet tej jednej decyzji. Miała być kompletnie od niego zależna.

Dotknęła zapadłego policzka. Miała opuchnięte, czerwone oczy od braku snu i płaczu. Siniaki pozostawione przez Shizumo już się zagoiły, lecz nadal potrafiła określić miejsce każdego z nich. Chyba nigdy tego nie zapomni.

Krótkie włosy dawno nie widziały szczotki. Jeszcze jedno przypomnienie koszmaru, do którego dopuściła. Teraz już równo przycięte przez Yumichikę miały odrosnąć za wiele miesięcy. Na wspomnienie szału Shizumo na ten widok zadrżała. Tylko ten jeden raz dopięła swego na Dworze Wiatru i pomimo dotkliwej kary nie żałowała.

W lustrze we własnej łazience widziała obraz nędzy i rozpaczy. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek wyglądała tak źle. To była jej osobista porażka, bo nie potrafiła wygrać, kiedy walczyła o samą siebie. A teraz z jej powodu Seireitei groziła nie jedna, a dwie wojny. Tylko dlatego, że ośmieliła się żyć i czegoś pragnąć. „Tobie nie wolno kochać” – powtarzała ciotka Midori. „Miłość to klątwa, która zniszczy wszystko, co ukochasz. A ty będziesz musiała na to patrzeć”. Dlaczego nie posłuchała? Wszystko teraz działo się z jej winy, przez jej samolubne decyzję, by żyć jak inni. Jaka głupia była.

– Corrie, wszystko w porządku? – Usłyszała zza drzwi.

To ją wyrwało z amoku. Nie miała pewności, jak długo tak stała, ale była wdzięczna, że Kira nawet nie próbował wchodzić do łazienki. Nie chciała, by widział ją w tym stanie.

– Tak, zaraz wyjdę! – odkrzyknęła, mając nadzieję, że brzmi pewnie.

Umyła się szybko, byle tylko zamydlić im oczy, że odpowiednio o siebie zadbała. Ubrana w czystą yukatę zostawioną zapewne poprzedniego wieczoru przez Izuru wyszła z łazienki. Przy stole zastała też Hisagiego, który spojrzał na nią uważnie.

– Co tu robisz, kapitanie? – zapytała podejrzliwie.

– Przyszedłem zabrać cię do biura, jeśli masz na tyle sił. Kira musi wracać po śniadaniu do siebie.

Nie spojrzała na Izuru, który nalał jej do kubka herbaty.

– Siadaj, powinnaś coś zjeść – odezwał się bezbarwnie.

Chciała coś odwarknąć, ale wolała nie robić awantury przy Hisagim. I tak obserwował ich zaniepokojony.

Usiadła i skubnęła trochę jedzenia, nie czując smaku. Nie słuchała też tego, co Hisagi mówił. Czy to miało jakiekolwiek znaczenie?

– Corrie, wszystko w porządku? – zapytał Shuuhei. – Prawie nic nie zjadłaś.

– Jestem nadal śpiąca – skłamała, podnosząc się od stołu. – Zostanę w domu, kapitanie.

– W porządku, potem do ciebie zajrzę.

Nie odpowiedziała, znikając za drzwiami sypialni. Chciała tylko, żeby sobie w końcu poszli i dali jej spokój. Przecież to i tak nie miało znaczenia.

5 komentarzy:

  1. Nadrobiłam dziś zaległe rozdziały Serca skutego lodem, zaglądam tu, mimo że ledwo pojawił się rozdział, żeby znaleźć kolejny i muszę przyznać, że jako czytelniczka czuję się rozpieszczona xD
    Ato totalnie owinął sobie Corrie wokół palca i to porównanie jęk do Hinamori jest jak najbardziej trafne. Na dworze Wiatru dziewczyna była tak stłamszona, że pewnie nie wystarczyło wiele dobroci że strony Ato, żeby teraz nie potrafiła w nim dostrzec tej złej strony. Złość Kiry również jest zrozumiała i tylko mam nadzieję, że ten konflikt nie zaszkodzi im za bardzo.
    Żal czytać o tak zdewastowanej Corrie, oby choć przez chwilę mogła odetchnąć z ulgą, chociaż po tym co przeszła pewnie nie będzie jej łatwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat sprawka Tris, że w sobotę wpadł dodatkowy rozdział, choć szastać zapasami nie zamierzam zbytnio. Ale cieszę się, że udało Ci się wszystko dzisiaj ruszyć i doczytać.
      Ato wyszedł całkiem ciekawą postacią i ciekawa jestem, co na niego powiecie po tych kilku flashbackach, które już niedługo się pojawią.
      Oj, będzie się działo, będzie. Aż chce mi się siedzieć i pisać.

      Usuń
  2. Uch, nadrobiłam na wykładzie. Dzieje się dużo. Dużo, bo Corrie uwolniona, zagubiona, wycieńczona, jeszcze bardziej zagubiona. Zgodziłabym się, że to porównanie do Hinamori jest bardzo trafne, ale wierzę w Corrie i intencje narratora, że to chwilowy kryzys i z pomocą Kiry oraz Hisagiego stanie z powrotem na nogi. No i te intencje Ato mnie ciekawią — na ten moment jego działanie ma niejasne motywy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem. Rozumiem złość Corrie na zahowanie Kiry. Jeszcze bardziej rozumiem Kirę, który dostrzega to, czego Corrie nie potrafi, jednocześnie może nie mając do końca pojęcia, jaka dziwnie głęboka więź łączy ją i Ato. Rozumiem też zdecydowanie to, co powiedziała. Shinigami zawsze czekają aż się wszystko rypnie, a ona faktycznie w celi też się nacierpiała. Szkoda tylko, że jak zwykle nie chce dać sobie pomóc.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January