Cieszę się, że mam zapas rozdziałów, bo niestety ostatnimi czasy nie potrafię siąść do pisania, choć myślę o pisaniu i usilnie próbuję sklecić choć kilka porządnych zdań. Wojna to paskudna rzecz i nawet jeśli pocieszają nas te małe zwycięstwa, gesty dobroci i solidarności, nawet kiedy media znajdują nam bohaterów wojennych, to nie potrafię uwolnić się od myśli, co będzie, gdy wojna się skończy. Wiem, że wszyscy zmienimy się bezpowrotnie, bo wojna zmienia ludzi. Chyba nigdy moi bohaterowie uwikłani w wojnę nie byli mi tak bliscy, tak bardzo ludzcy jak teraz. Bo może imponuje mi upartość w obronie własnego domu i własnych idei, to nadal nienawidzę bohaterstwa. I bardzo nie chcę widzieć tego, co stanie się później.
Hisagi jej nie odpuścił i dwa dni później zabrał do biura.
Miała mu towarzyszyć, ale nie wolno jej było dotykać dokumentów. W praktyce
wychodziło na to, że siedziała na sofie w kapitańskim biurze i bezmyślnie obserwowała
Hisagiego. Wciąż też przesypiała sporo czasu, choć budził ją każdy obcy dźwięk.
Nie potrafiła zasnąć bez ciągłej czujności, jakby w każdej chwili oczekiwała
ataku.
Nie czuła się zresztą zbyt dobrze wśród ludzi. Gdy tylko
wychodziła z biura w towarzystwie Hisagiego, oczy wszystkich śledziły każdy jej
ruch. Słyszała te wszystkie komentarze pod swoim adresem. Dziewiąty Oddział nie
chciał jej tu dłużej, uznali ją za winną zdrady i nie rozumieli, dlaczego wyrok
został zawieszony.
W pewnym stopniu ich rozumiała. Odkąd została vice-kapitanem,
spędziła z nimi bardzo mało czasu. Nie zdążyli jej poznać, a krążące po
Seireitei historie tylko pogarszały sprawę. W ich oczach była wrogiem, za którym
z niezrozumiałych powodów wstawiał się kapitan. Sytuacja w Oddziale w każdej
chwili mogła zamienić się w otwarty konflikt.
Shuuhei obserwował śpiącą na sofie Corrie z ciężkim sercem.
Zupełnie nie wiedział, jak pomóc przyjaciółce, która zdawała się nie chcieć ich
pomocy. Nic dziwnego, że posprzeczała się z Kirą. Oboje chodzili jeszcze
bardziej struci, a napięcie pomiędzy nimi było widoczne z daleka. A jednak tym
razem Kira nie uciekł, ale każdego dnia po zakończeniu służby przychodził do
Dziewiątki opiekować się ukochaną.
Shuuhei wyciągnął z niego, o co poszło, dopiero poprzedniego
dnia. Wiedział też, że nie wracali do tego tematu. I dla niego niepojęte było,
ile wiary Corrie próbuje pokładać we wrogu, za jakiego powinni mieć Ato Kazemichiego.
Z drugiej strony nie dziwił się, że w nich zwątpiła. Powinni sami wyciągnąć ją
z celi. Zrobić cokolwiek, by ocalić przyjaciółkę. Bolało, kiedy nie widziała w
nich wsparcia, a im pozostała bezsilność.
Pukanie wyrwało go z myśli, a Corrie z drzemki. Rangiku uśmiechnęła
się ciepło do obojga, za nią zaś do biura zakradł się jesienny powiew wiatru.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedziała,
podchodząc bliżej kapitańskiego biura i kradnąc całusa Hisagiemu. – Pomyślałam,
że spędzę z Corrie trochę czasu.
– Nie wolno mi wychodzić poza baraki Dziewiątki – odparła cicho
Shiroyama.
Nie miała ochoty na czyjekolwiek towarzystwo. Była zła na
Hisagiego, że ciąga ją za sobą całymi dniami, a cisza pomiędzy nią a Kirą była
męcząca. Czy naprawdę nie mogli zostawić jej samej choćby na kilka godzin?
– Wiem i jestem przygotowana. – Rangiku wskazała pudełko z
łakociami, które przyniosła. – Chyba że mam sobie pójść.
Corrie odwróciła spojrzenie przyłapana na niechęci. Przecież
wiedziała, że oni wszyscy chcą jej tylko pomóc, sądząc, że tak powinno być. Nie
mogli wiedzieć, że przez ich troskę Corrie czuła się coraz bardziej winna obecnej
sytuacji.
– I tak miałem iść do redakcji – odezwał się Shuuhei,
wstając. – Powiem Kyoyi, żeby przypilnował, żeby nikt wam tu nie przeszkadzał.
– Nie! – Zerwała się Corrie. – Nie trzeba, pójdziemy do
domu.
Zaraz jednak jej policzki pokryły się różem, gdy dotarło do
niej, jak gwałtownie się zachowała. Już miała przeprosić, kiedy Rangiku
położyła dłoń na jej ramieniu.
– Corrie ma rację, tam będziemy się czuły swobodniej.
– Jak uważacie. Jakby co, będę w redakcji.
Shiroyama zaprowadziła przyjaciółkę do siebie, nie podnosząc
spojrzenia z drogi przed sobą. Na szczęście nikt nie próbował ich zaczepiać,
choć obie słyszały nie takie subtelne szepty niektórych członków Dziewiątki.
– Nie powinnaś ich słuchać – odezwała się Rangiku. –
Wszystko, co wiedzą, usłyszeli w plotkach.
– Ale mają rację. Jestem przyczyną tego wszystkiego – odparła
bezbarwnie Shiroyama.
– Naprawdę tak sądzisz, Corrie-chan? – zapytała ze smutkiem
Matsumoto.
– Wojna przyszła, bo jestem tutaj. Bo wszyscy chcą mi tylko
pomóc, choć na to zupełnie nie zasługuję. Wszystkim tylko przysparzam
zmartwień. Tobie, kapitanowi, Izuru, nawet Ato-samie.
Rangiku westchnęła. Z Corrie było gorzej, niż sądzili. Shizumo
ją zniszczył, a Rada 46 tylko dobiła, zamykając w celi śmierci.
– To nieprawda, Corrie-chan – powiedziała poważnie. – Jesteś
dla nas cenna, dlatego się o ciebie troszczymy. Nic z tego, co się wydarzyło,
nie było twoją winą. Owszem, może nie powinnaś iść sama na Dwór Wiatru, może
powinnaś na nas bardziej polegać, ale zrobiłaś to, bo chciałaś wszystkich ochronić.
To nie była twoja wina. Shizumo skrzywdził cię, bo tego chciał.
– Ale gdybym od początku była posłuszna…
– Nie ma w tym nic złego, że postanowiłaś iść za głosem serca.
Jesteś wspaniałą shinigami, naszą przyjaciółką, z którą uwielbiamy spędzać czas.
Gdyby nie ty, Kira nigdy nie byłby tak szczęśliwy. Nie musisz czuć się winna.
Nie zrobiłaś nic złego, Corrie.
Shiroyama spojrzała na przyjaciółkę szklistymi oczami i
naprawdę chciała jej uwierzyć. Zatrzęsła się od powstrzymywanego szlochu. Rangiku
to dostrzegła i przytuliła młodszą kobietę.
– To nic złego – powiedziała. – Wypłacz się, Corrie. Płacz
tak długo, jak trzeba. Poczujesz się lepiej.
***
Nie miał ochoty zostawiać Corrie samej w Oddziale. Co prawda
mogła wychodzić poza baraki w jego towarzystwie, ale nie mógł jej zabrać na
zebranie dowódców. Wciąż była zawieszona w obowiązkach. Wiedział też, że sama
nie ma ochoty opuszczać mieszkania, gdzie czuła się bezpiecznie. Jednak
chowanie się nie było rozwiązaniem.
– Czekaj na mnie w biurze – poprosił, choć brzmiało to jak
polecenie.
– Nie jestem psem – mruknęła znad układanych puzzli, które
dzień wcześniej przyniosła jej Matsumoto.
– Corrie, proszę cię. Nie chcę rozmawiać takim tonem.
– Przepraszam, kapitanie.
– W porządku. – Zmierzwił jej włosy, na co się skrzywiła. –
Porozmawiam z Kapitanem-Dowódcą, żeby przywrócić cię choćby częściowo do
obowiązków.
– Ja bym nie walczyła o takiego zastępcę.
– Mam najlepszego zastępcę w Seireitei – oznajmił pewnie. –
Nie zamierzam wymieniać cię na nikogo innego, choć minie jeszcze trochę czasu, nim
wrócisz w pełni do obowiązków. Na razie potrzebujesz odpoczynku.
– Powtarzasz mi to od trzech tygodni – prychnęła.
– I mam rację. Postaram się szybko wrócić, więc nie
narozrabiaj.
– Tak jest.
Spotkanie przebiegło w dość nerwowej atmosferze. Sytuacja w
Rukongai wyglądała nieciekawie, a przeciwników nadal nie udało się namierzyć.
Ato Kazemichi był dobry w tym, co robił i to trochę przerażało shinigamich. Do
tego dowództwo zostało uszczuplone o dwóch vice-kapitanów – Kamikuza wciąż nie
zdecydowała się nikogo awansować, zaś Corrie przebywała w areszcie domowym.
Pomimo tego faktu oraz nieuchronnie zbliżającej się zimy problem z Dworem
Wiatru należało rozwiązać.
Corrie nie posunęła się za daleko z puzzlami, gdy wrócił.
Wzór ze Świata Żywych był dość trudny, ale zajmował uwagę zawieszonej vice-kapitan
na długie godziny, które z pewnością spożytkowałaby na głupie myśli w innym
przypadku.
Nie poruszyła się, gdy wszedł do biura, skupiona na
fragmencie układanki. Przystanął tak, aby dobrze widzieć, co sprawia jej
trudności, ale nie wystraszyć przyjaciółki. Wciąż łatwo było ją spłoszyć, przez
co czuł się winny, skoro do tego dopuścili.
– Długo zamierzasz nade mną stać, kapitanie? – zapytała, nie
unosząc jeszcze spojrzenia.
– Nie chciałem ci przeszkadzać.
W odpowiedzi spojrzała na niego z politowaniem. Zaraz też
jej uwagę przyciągnęła zielona katana w dłoni Shuuheia. Wszędzie by ją poznała.
Nie ośmieliła się jednak mieć nadziei.
Hisagi dostrzegł w jej spojrzeniu mikst emocji – tłumioną
nadzieję, oczekiwanie, chęć działania, odrobinę obawy. W końcu zielone tęczówki
przyjaciółki przestały zionąć pustką, której nikt z nich nie potrafił
przegonić. Miał rację, podejrzewając, że najwięcej zmieni puszczenie jej do
akcji. Jednak był to miecz obosieczny.
– Sytuacja w Rukongai nadal wygląda poważnie – powiedział. –
Dwór Wiatru panoszy się coraz bardziej, a my nie jesteśmy w stanie zlokalizować
ich obozu. Najwyraźniej ktoś im pomaga.
– Mamy zdrajcę w Gotei? – zapytała.
– Niestety. W sumie nie powinnaś być zdziwiona. Kazemichi
doskonale orientuje się w układzie sił Seireitei. Wybrał moment, kiedy byliśmy
najbardziej skłóceni.
Corrie spochmurniała.
– Chcesz mi zasugerować, że to Ato-sama podsunął Radzie,
żeby mnie uwięzić i skazać na śmierć? – zapytała chłodno.
– Nie wykluczam tego – przyznał szczerze. Nie chciał jej
oszukiwać, choć widział opór Corrie na samą sugestię. – I wiem, że nadal nie
wierzysz w jego winę, choć jak widzisz, uwolniliśmy cię, a Dwór Wiatru się nie
wycofał.
– Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie – upierała się.
– Jest, Corrie. Tylko ty nam nie chcesz uwierzyć. I chociaż
przekonałem wszystkich, że cię potrzebujemy, mam wątpliwości, czy oddać ci
miecz. Nie chcę, żebyś zrobiła coś głupiego.
– Podejrzewasz, że przejdę na stronę Ato-samy?
– Raczej, że postanowisz załatwić to po swojemu. Nie pozwolę,
żeby znowu stała ci się krzywda – powiedział poważnie.
– Może on wam po prostu nie wierzy? – zasugerowała. – W końcu
bez ciebie nie mogę się ruszyć.
Shuuhei mocniej zacisnął palce na trzymanej katanie, ale nie
pozwolił wylać się złości i rozgoryczeniu.
– Jeśli chcesz mnie przekonać, że to doskonały pomysł, żeby
wysłać cię do Kazemichiego, żebyś mogła mu udowodnić, że nie musi z nami
wojować, trafiłaś pod zły adres.
– Zachowujesz się jak Izuru – zarzuciła mu.
– Corrie, nie chcę się z tobą o to wykłócać – odparł poważnie.
– Nie chcę też, żebyś musiała się boleśnie przekonać, że źle pokładałaś swoje
zaufanie. Uwierz mi, to nic przyjemnego, kiedy upadają podstawy twojego świata.
Odwróciła spojrzenie. Wiedziała, o czym mówi Hisagi, zbyt
dobrze pamiętała rozpacz całej trójki zdradzonych vice-kapitanów, ich walkę, by
stanąć na nogi. O ile prościej byłoby jej zbliżyć się do Kiry, gdyby nie zdrada
Ichimaru…
Bała się przyznać im rację. Ato był jedyną osobą na Dworze
Wiatru, która widziała w niej człowieka. Nie mogła tego stracić, bo w co
miałaby wierzyć? To by jej tylko udowodniło, że klątwa Shiroyamów dopadła jej
ukochany dom i najbliższych. Nie chciała tego.
– Co powiedział Kapitan-Dowódca w mojej sprawie? – zapytała cicho.
– Zgodził się, żebyś wróciła do obowiązków. My i Trójka mamy
wspomóc Jedenastkę i Siódemkę w przeszukaniu Rukongai. Chyba tylko dlatego zgodził
się na twój powrót do służby. Nie wolno ci jednak opuszczać Seireitei.
– Ktoś powinien koordynować prace w Rukongai – zaoponowała.
– Poślę tam Kyoyę. Sam też będę w tym uczestniczył. Ty
zostaniesz w Seireitei. Nie wróciłaś jeszcze do pełni zdrowia, a nie zamierzam
ryzykować, że coś ci się stanie. Nie oddam ci Yukikaze, jeśli nie będę miał
pewności, że nie będziesz się przemęczać. Musisz mi to obiecać, Corrie.
– To coraz bardziej wygląda, jakbym była twoją maskotką –
mruknęła.
W tym momencie Shuuhei stracił cierpliwość. Nikt tak bardzo
nie wyprowadzał go z równowagi, jak jego własna vice-kapitan.
– Corrie, do cholery – warknął. – Naprawdę chcesz rżnąć
głupa, że nie wiesz, w jak kiepskim stanie jesteś? Albo że my nie mamy o tym
pojęcia? Kogo chcesz ukarać, robią sobie krzywdę? Mało ci? Pomyślałaś o tym, co
w ogóle poczuje Kira, jeśli znowu ci się coś stanie? Jak on się czuł, gdy
poszłaś sama na Dwór Wiatru? Jak nie mógł nic zrobić, kiedy Rada 46 skazała cię
na śmierć? Myślisz, że to było dla niego łatwe? Że było dla kogokolwiek z nas?
Wiem, że cierpisz po tym, co się stało i próbuję nie dopuścić, żeby znowu przydarzyło
ci się coś takiego. Nie zasługujesz na to. Nie chcę cię więzić, dlatego proszę,
żebyś mi zaufała i została w Seireitei. Tu, gdzie jesteś bezpieczniejsza.
Corrie zrobiło się głupio. Wyszła na totalną egoistkę, która
miała ich uczucia za nic. Może rzeczywiście była kimś tak godnym pożałowania,
choć starała się być dla nich wsparciem. Byli całym jej światem i może tylko
zasłaniała się pięknymi słowami, by nie zobaczyć własnej brzydoty.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie chciałam nikogo
zranić. Po prostu wiem, że wiele z tych problemów, wiele tego złego stało się
przede mnie. Przez to, że tu jestem. Chcę to jakoś zmienić, ale stojąc za
waszymi plecami, nic nie mogę zrobić.
– Niepotrzebnie czujesz się winna, Corrie – powiedział już
spokojniej. – Potrzebujesz czasu, żeby dojść do siebie. Kiedy wrócisz do zdrowia,
wezwę cię do obowiązków tuż przy moim boku. Obiecuję.
– Zadbam o siebie – zadeklarowała. – Nie ruszę się z
Seireitei bez pozwolenia.
– W porządku. – Podał jej katanę.
– Obym tego nie żałował.
***
Yukikaze tańczyła boso na tafli jeziora pełna szczęścia z
odzyskanej wolności. Corrie obserwowała ją w milczeniu, nie chcąc psuć
partnerce tej chwili, choć zazdrościła jej. Sama nie potrafiła się cieszyć.
Fakt, osiągnęła cel i wróciła do służby, choć została ograniczona do
przebywania w Seireitei. Nie umiała się rozchmurzyć. Zwłaszcza gdy zobaczyła
minę Kiry na widok miecza w jej dłoni.
– Olać go – odezwała się Yukikaze, przystając przed swoją
shinigami. – Jest nadopiekuńczy.
– Nikt z nich mi już nie ufa – przyznała Corrie.
– Boją się, że znów odwalisz numer. I mają rację, kusi
cię udowodnienie wszystkim, że jesteś wolna. Sądzisz, że tak zakończysz wojnę
bez rozlewu krwi.
– Tak by było najlepiej.
– Życie to nie bajka, moja pani – prychnęła Zanpakutou. –
Jesteś gotowa walczyć z Ato Kazemichim?
Nie potrafiła na to odpowiedzieć. Siedziała wpatrzona w
gwiazdy za oknem i nie miała pojęcia, co powinna uczynić. Rozsądek podpowiadał,
by posłusznie czekać, wypełniać powierzone obowiązki, skoro już Hisagi zadał
sobie trud uzyskania jej powrotu.
Z drugiej strony chciała wierzyć w Ato. Że nie dopuści do
wojny, że te wszystkie drobne konflikty wygasną w nadchodzącej zimie i wiosną
będą mogli skupić się na ważniejszych rzeczach. Chciała zapomnieć o Dworze Wiatru
i tym wszystkim, co ją tam spotkało.
Myślała o słowach Shuuheia. Tak szczerych i desperackich
jednocześnie. Tak to wszystko wyglądało z jego perspektywy i Corrie czuła się
źle z myślą, że przyjaciele nie rozumieli jej intencji, jej odpowiedzialności
jako córki Shiroyamów. Ato mógł ją uwolnić od zobowiązań wobec Dworu, ale nigdy
naprawdę nie ucieknie od tego, kim jest. Nie potrafiła pogodzić się z tą myślą.
– Wszystko w porządku, Corrie?
Nie zauważyła, kiedy Kira poderwał się z łóżka, gdy tylko
dotarło do niego, że Shiroyamy nie ma obok. Z niepokojem obserwował jej
sylwetkę na tle niestałych świateł nocy. Widział, jak z czułością przesuwa
palcami po zielonej sayi ułożonej na kolanach – może nawet nie była świadoma
tego gestu.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado.
– Nie mogłam zasnąć – odparła.
– Znowu koszmary?
– Nie, tak po prostu.
Wyczuł, że nie była z nim w pełni szczera. To go irytowało,
miał wrażenie, że tłucze pięściami w betonową ścianę, której nie potrafił
rozbić.
Usiadł obok niej, przełożył pasemko włosów za ucho, lecz zbyt
krótkie wróciło na poprzednie miejsce.
– Corrie, co się dzieje? Jesteś niespokojna.
– To nic takiego.
– Corrie, nie okłamuj mnie, proszę. Nie jestem twoim
wrogiem. Chcę ci pomóc, ale jeśli nie dopuścisz mnie bliżej, nie będę w stanie –
powiedział poważnie. – Zdaję sobie sprawę, że potrzebujesz czasu na zaleczenie
ran, ale nie mam pojęcia, o czym myślisz. Nie musisz mi mówić wszystkiego od
razu, ale chociaż odrobinę.
Nie chciała mówić mu o klątwie. Bała się, że nie zrozumie
albo wręcz przeciwnie – obawiała się konsekwencji. Nie potrzebowała złośliwego
szeptu Yukikaze, żeby wiedzieć, że jest tchórzem, który tylko ucieka przed
odpowiedzialnością. Już dawno powinna być z nim szczera. Spróbować w niego
uwierzyć, że nie jest tak płytki, by skreślić ją za jedno kłamstwo. Ale było to
kłamstwo za dużo, zabrnęła za daleko i nie miała pojęcia, jak miałaby się z
tego wykaraskać.
– Boję się zasnąć – przyznała chociaż to. – Boję się, że
kiedy się obudzę, Yukikaze tu nie będzie albo znów znajdę się w celi, mogąc
tylko czekać.
Izuru przytulił ją i ucałował w czubek głowy. Wiele by dał,
by znów poczuć dawną bliskość z ukochaną, lecz było na to stanowczo za
wcześnie. Wciąż miała chwile, kiedy wzdrygała się na dotyk czy gesty. Prawdopodobnie
Shizumo Kazemichi będzie się za nią ciągnąć do końca życia.
– Tak się nie stanie – powiedział poważnie. – Nie pozwolę na
to, Corrie.
– Chcę działać. Ta bezczynność mnie zabija.
– Cierpliwości. Daj sobie czas na regenerację.
– Ale wy wszyscy się narażacie – zaoponowała.
– Ty poszłaś na Dwór Wiatru, żeby nas chronić – przypomniał.
– Wciąż nie wróciłaś do pełni sił. Nie mógłbym cię stracić. Zbyt wiele dni
zastanawiałem się, czy cię jeszcze zobaczę – wyszeptał.
– Wybacz, byłam tak bardzo niesprawiedliwa.
– Poniekąd rozumiem, choć nadal nie mogę się pogodzić z
tamtymi decyzjami. Jednak to przeszłość. Tego już nie zmienimy. Najważniejsze,
że mam cię znów obok. Tym razem nie puszczę twej dłoni.
Przytuliła się do niego w milczeniu. Lęki i poczucie
odpowiedzialności za obecną sytuację odpuściły nieco, pozwalając Corrie zasnąć
po raz pierwszy od dłuższego czasu bez żadnych snów.
Bardzo dobrze widać w tym oddziale, jak bardzo wyniszczona jest Corrie. Nie tylko, że się poddała jak tam w celi i czekała na śmierć, ale jak bardzo ogólnie zniszczyło ją to wszystko.
OdpowiedzUsuńCo oczywiście bardzo smutno się czyta. Dobrze jednak, że Kira staje na wysokości zadania. Hisagi i Matsu też się starają, choć liczyłam na nieco dłuższą scenę z Matsu. Niemniej czekam na kolejny.
Cieszę się, że mimo obecnej sytuacji zdecydowałaś się wciąż publikować rozdziały. Dobrze mieć jakąś odskocznie od ciągłego śledzenia wiadomości.
OdpowiedzUsuńZwrócenie Corrie Zanpakutou to dość ryzykowne posunięcie, a zarazem ogromny kredyt zaufania dla Corrie. Też mam nadzieję, że Hisagi tego nie pożałuje, stan psychiczny Corrie wciąż pozostaje daleki od normalności, więc oby nie wpadła na nic ryzykownego. Końcowa scena daje odrobinę nadziei na to, że znalazła się na dobrej drodze i oby już na niej pozostała.