poniedziałek, 7 marca 2022

Rozdział 41.

Cieszę się, że mam zapas rozdziałów, bo niestety ostatnimi czasy nie potrafię siąść do pisania, choć myślę o pisaniu i usilnie próbuję sklecić choć kilka porządnych zdań. Wojna to paskudna rzecz i nawet jeśli pocieszają nas te małe zwycięstwa, gesty dobroci i solidarności, nawet kiedy media znajdują nam bohaterów wojennych, to nie potrafię uwolnić się od myśli, co będzie, gdy wojna się skończy. Wiem, że wszyscy zmienimy się bezpowrotnie, bo wojna zmienia ludzi. Chyba nigdy moi bohaterowie uwikłani w wojnę nie byli mi tak bliscy, tak bardzo ludzcy jak teraz. Bo może imponuje mi upartość w obronie własnego domu i własnych idei, to nadal nienawidzę bohaterstwa. I bardzo nie chcę widzieć tego, co stanie się później.

 

Hisagi jej nie odpuścił i dwa dni później zabrał do biura. Miała mu towarzyszyć, ale nie wolno jej było dotykać dokumentów. W praktyce wychodziło na to, że siedziała na sofie w kapitańskim biurze i bezmyślnie obserwowała Hisagiego. Wciąż też przesypiała sporo czasu, choć budził ją każdy obcy dźwięk. Nie potrafiła zasnąć bez ciągłej czujności, jakby w każdej chwili oczekiwała ataku.

Nie czuła się zresztą zbyt dobrze wśród ludzi. Gdy tylko wychodziła z biura w towarzystwie Hisagiego, oczy wszystkich śledziły każdy jej ruch. Słyszała te wszystkie komentarze pod swoim adresem. Dziewiąty Oddział nie chciał jej tu dłużej, uznali ją za winną zdrady i nie rozumieli, dlaczego wyrok został zawieszony.

W pewnym stopniu ich rozumiała. Odkąd została vice-kapitanem, spędziła z nimi bardzo mało czasu. Nie zdążyli jej poznać, a krążące po Seireitei historie tylko pogarszały sprawę. W ich oczach była wrogiem, za którym z niezrozumiałych powodów wstawiał się kapitan. Sytuacja w Oddziale w każdej chwili mogła zamienić się w otwarty konflikt.

Shuuhei obserwował śpiącą na sofie Corrie z ciężkim sercem. Zupełnie nie wiedział, jak pomóc przyjaciółce, która zdawała się nie chcieć ich pomocy. Nic dziwnego, że posprzeczała się z Kirą. Oboje chodzili jeszcze bardziej struci, a napięcie pomiędzy nimi było widoczne z daleka. A jednak tym razem Kira nie uciekł, ale każdego dnia po zakończeniu służby przychodził do Dziewiątki opiekować się ukochaną.

Shuuhei wyciągnął z niego, o co poszło, dopiero poprzedniego dnia. Wiedział też, że nie wracali do tego tematu. I dla niego niepojęte było, ile wiary Corrie próbuje pokładać we wrogu, za jakiego powinni mieć Ato Kazemichiego. Z drugiej strony nie dziwił się, że w nich zwątpiła. Powinni sami wyciągnąć ją z celi. Zrobić cokolwiek, by ocalić przyjaciółkę. Bolało, kiedy nie widziała w nich wsparcia, a im pozostała bezsilność.

Pukanie wyrwało go z myśli, a Corrie z drzemki. Rangiku uśmiechnęła się ciepło do obojga, za nią zaś do biura zakradł się jesienny powiew wiatru.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedziała, podchodząc bliżej kapitańskiego biura i kradnąc całusa Hisagiemu. – Pomyślałam, że spędzę z Corrie trochę czasu.

– Nie wolno mi wychodzić poza baraki Dziewiątki – odparła cicho Shiroyama.

Nie miała ochoty na czyjekolwiek towarzystwo. Była zła na Hisagiego, że ciąga ją za sobą całymi dniami, a cisza pomiędzy nią a Kirą była męcząca. Czy naprawdę nie mogli zostawić jej samej choćby na kilka godzin?

– Wiem i jestem przygotowana. – Rangiku wskazała pudełko z łakociami, które przyniosła. – Chyba że mam sobie pójść.

Corrie odwróciła spojrzenie przyłapana na niechęci. Przecież wiedziała, że oni wszyscy chcą jej tylko pomóc, sądząc, że tak powinno być. Nie mogli wiedzieć, że przez ich troskę Corrie czuła się coraz bardziej winna obecnej sytuacji.

– I tak miałem iść do redakcji – odezwał się Shuuhei, wstając. – Powiem Kyoyi, żeby przypilnował, żeby nikt wam tu nie przeszkadzał.

– Nie! – Zerwała się Corrie. – Nie trzeba, pójdziemy do domu.

Zaraz jednak jej policzki pokryły się różem, gdy dotarło do niej, jak gwałtownie się zachowała. Już miała przeprosić, kiedy Rangiku położyła dłoń na jej ramieniu.

– Corrie ma rację, tam będziemy się czuły swobodniej.

– Jak uważacie. Jakby co, będę w redakcji.

Shiroyama zaprowadziła przyjaciółkę do siebie, nie podnosząc spojrzenia z drogi przed sobą. Na szczęście nikt nie próbował ich zaczepiać, choć obie słyszały nie takie subtelne szepty niektórych członków Dziewiątki.

– Nie powinnaś ich słuchać – odezwała się Rangiku. – Wszystko, co wiedzą, usłyszeli w plotkach.

– Ale mają rację. Jestem przyczyną tego wszystkiego – odparła bezbarwnie Shiroyama.

– Naprawdę tak sądzisz, Corrie-chan? – zapytała ze smutkiem Matsumoto.

– Wojna przyszła, bo jestem tutaj. Bo wszyscy chcą mi tylko pomóc, choć na to zupełnie nie zasługuję. Wszystkim tylko przysparzam zmartwień. Tobie, kapitanowi, Izuru, nawet Ato-samie.

Rangiku westchnęła. Z Corrie było gorzej, niż sądzili. Shizumo ją zniszczył, a Rada 46 tylko dobiła, zamykając w celi śmierci.

– To nieprawda, Corrie-chan – powiedziała poważnie. – Jesteś dla nas cenna, dlatego się o ciebie troszczymy. Nic z tego, co się wydarzyło, nie było twoją winą. Owszem, może nie powinnaś iść sama na Dwór Wiatru, może powinnaś na nas bardziej polegać, ale zrobiłaś to, bo chciałaś wszystkich ochronić. To nie była twoja wina. Shizumo skrzywdził cię, bo tego chciał.

– Ale gdybym od początku była posłuszna…

– Nie ma w tym nic złego, że postanowiłaś iść za głosem serca. Jesteś wspaniałą shinigami, naszą przyjaciółką, z którą uwielbiamy spędzać czas. Gdyby nie ty, Kira nigdy nie byłby tak szczęśliwy. Nie musisz czuć się winna. Nie zrobiłaś nic złego, Corrie.

Shiroyama spojrzała na przyjaciółkę szklistymi oczami i naprawdę chciała jej uwierzyć. Zatrzęsła się od powstrzymywanego szlochu. Rangiku to dostrzegła i przytuliła młodszą kobietę.

– To nic złego – powiedziała. – Wypłacz się, Corrie. Płacz tak długo, jak trzeba. Poczujesz się lepiej.

 

***

 

Nie miał ochoty zostawiać Corrie samej w Oddziale. Co prawda mogła wychodzić poza baraki w jego towarzystwie, ale nie mógł jej zabrać na zebranie dowódców. Wciąż była zawieszona w obowiązkach. Wiedział też, że sama nie ma ochoty opuszczać mieszkania, gdzie czuła się bezpiecznie. Jednak chowanie się nie było rozwiązaniem.

– Czekaj na mnie w biurze – poprosił, choć brzmiało to jak polecenie.

– Nie jestem psem – mruknęła znad układanych puzzli, które dzień wcześniej przyniosła jej Matsumoto.

– Corrie, proszę cię. Nie chcę rozmawiać takim tonem.

– Przepraszam, kapitanie.

– W porządku. – Zmierzwił jej włosy, na co się skrzywiła. – Porozmawiam z Kapitanem-Dowódcą, żeby przywrócić cię choćby częściowo do obowiązków.

– Ja bym nie walczyła o takiego zastępcę.

– Mam najlepszego zastępcę w Seireitei – oznajmił pewnie. – Nie zamierzam wymieniać cię na nikogo innego, choć minie jeszcze trochę czasu, nim wrócisz w pełni do obowiązków. Na razie potrzebujesz odpoczynku.

– Powtarzasz mi to od trzech tygodni – prychnęła.

– I mam rację. Postaram się szybko wrócić, więc nie narozrabiaj.

– Tak jest.

Spotkanie przebiegło w dość nerwowej atmosferze. Sytuacja w Rukongai wyglądała nieciekawie, a przeciwników nadal nie udało się namierzyć. Ato Kazemichi był dobry w tym, co robił i to trochę przerażało shinigamich. Do tego dowództwo zostało uszczuplone o dwóch vice-kapitanów – Kamikuza wciąż nie zdecydowała się nikogo awansować, zaś Corrie przebywała w areszcie domowym. Pomimo tego faktu oraz nieuchronnie zbliżającej się zimy problem z Dworem Wiatru należało rozwiązać.

Corrie nie posunęła się za daleko z puzzlami, gdy wrócił. Wzór ze Świata Żywych był dość trudny, ale zajmował uwagę zawieszonej vice-kapitan na długie godziny, które z pewnością spożytkowałaby na głupie myśli w innym przypadku.

Nie poruszyła się, gdy wszedł do biura, skupiona na fragmencie układanki. Przystanął tak, aby dobrze widzieć, co sprawia jej trudności, ale nie wystraszyć przyjaciółki. Wciąż łatwo było ją spłoszyć, przez co czuł się winny, skoro do tego dopuścili.

– Długo zamierzasz nade mną stać, kapitanie? – zapytała, nie unosząc jeszcze spojrzenia.

– Nie chciałem ci przeszkadzać.

W odpowiedzi spojrzała na niego z politowaniem. Zaraz też jej uwagę przyciągnęła zielona katana w dłoni Shuuheia. Wszędzie by ją poznała. Nie ośmieliła się jednak mieć nadziei.

Hisagi dostrzegł w jej spojrzeniu mikst emocji – tłumioną nadzieję, oczekiwanie, chęć działania, odrobinę obawy. W końcu zielone tęczówki przyjaciółki przestały zionąć pustką, której nikt z nich nie potrafił przegonić. Miał rację, podejrzewając, że najwięcej zmieni puszczenie jej do akcji. Jednak był to miecz obosieczny.

– Sytuacja w Rukongai nadal wygląda poważnie – powiedział. – Dwór Wiatru panoszy się coraz bardziej, a my nie jesteśmy w stanie zlokalizować ich obozu. Najwyraźniej ktoś im pomaga.

– Mamy zdrajcę w Gotei? – zapytała.

– Niestety. W sumie nie powinnaś być zdziwiona. Kazemichi doskonale orientuje się w układzie sił Seireitei. Wybrał moment, kiedy byliśmy najbardziej skłóceni.

Corrie spochmurniała.

– Chcesz mi zasugerować, że to Ato-sama podsunął Radzie, żeby mnie uwięzić i skazać na śmierć? – zapytała chłodno.

– Nie wykluczam tego – przyznał szczerze. Nie chciał jej oszukiwać, choć widział opór Corrie na samą sugestię. – I wiem, że nadal nie wierzysz w jego winę, choć jak widzisz, uwolniliśmy cię, a Dwór Wiatru się nie wycofał.

– Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie – upierała się.

– Jest, Corrie. Tylko ty nam nie chcesz uwierzyć. I chociaż przekonałem wszystkich, że cię potrzebujemy, mam wątpliwości, czy oddać ci miecz. Nie chcę, żebyś zrobiła coś głupiego.

– Podejrzewasz, że przejdę na stronę Ato-samy?

– Raczej, że postanowisz załatwić to po swojemu. Nie pozwolę, żeby znowu stała ci się krzywda – powiedział poważnie.

– Może on wam po prostu nie wierzy? – zasugerowała. – W końcu bez ciebie nie mogę się ruszyć.

Shuuhei mocniej zacisnął palce na trzymanej katanie, ale nie pozwolił wylać się złości i rozgoryczeniu.

– Jeśli chcesz mnie przekonać, że to doskonały pomysł, żeby wysłać cię do Kazemichiego, żebyś mogła mu udowodnić, że nie musi z nami wojować, trafiłaś pod zły adres.

– Zachowujesz się jak Izuru – zarzuciła mu.

– Corrie, nie chcę się z tobą o to wykłócać – odparł poważnie. – Nie chcę też, żebyś musiała się boleśnie przekonać, że źle pokładałaś swoje zaufanie. Uwierz mi, to nic przyjemnego, kiedy upadają podstawy twojego świata.

Odwróciła spojrzenie. Wiedziała, o czym mówi Hisagi, zbyt dobrze pamiętała rozpacz całej trójki zdradzonych vice-kapitanów, ich walkę, by stanąć na nogi. O ile prościej byłoby jej zbliżyć się do Kiry, gdyby nie zdrada Ichimaru…

Bała się przyznać im rację. Ato był jedyną osobą na Dworze Wiatru, która widziała w niej człowieka. Nie mogła tego stracić, bo w co miałaby wierzyć? To by jej tylko udowodniło, że klątwa Shiroyamów dopadła jej ukochany dom i najbliższych. Nie chciała tego.

– Co powiedział Kapitan-Dowódca w mojej sprawie? – zapytała cicho.

– Zgodził się, żebyś wróciła do obowiązków. My i Trójka mamy wspomóc Jedenastkę i Siódemkę w przeszukaniu Rukongai. Chyba tylko dlatego zgodził się na twój powrót do służby. Nie wolno ci jednak opuszczać Seireitei.

– Ktoś powinien koordynować prace w Rukongai – zaoponowała.

– Poślę tam Kyoyę. Sam też będę w tym uczestniczył. Ty zostaniesz w Seireitei. Nie wróciłaś jeszcze do pełni zdrowia, a nie zamierzam ryzykować, że coś ci się stanie. Nie oddam ci Yukikaze, jeśli nie będę miał pewności, że nie będziesz się przemęczać. Musisz mi to obiecać, Corrie.

– To coraz bardziej wygląda, jakbym była twoją maskotką – mruknęła.

W tym momencie Shuuhei stracił cierpliwość. Nikt tak bardzo nie wyprowadzał go z równowagi, jak jego własna vice-kapitan.

– Corrie, do cholery – warknął. – Naprawdę chcesz rżnąć głupa, że nie wiesz, w jak kiepskim stanie jesteś? Albo że my nie mamy o tym pojęcia? Kogo chcesz ukarać, robią sobie krzywdę? Mało ci? Pomyślałaś o tym, co w ogóle poczuje Kira, jeśli znowu ci się coś stanie? Jak on się czuł, gdy poszłaś sama na Dwór Wiatru? Jak nie mógł nic zrobić, kiedy Rada 46 skazała cię na śmierć? Myślisz, że to było dla niego łatwe? Że było dla kogokolwiek z nas? Wiem, że cierpisz po tym, co się stało i próbuję nie dopuścić, żeby znowu przydarzyło ci się coś takiego. Nie zasługujesz na to. Nie chcę cię więzić, dlatego proszę, żebyś mi zaufała i została w Seireitei. Tu, gdzie jesteś bezpieczniejsza.

Corrie zrobiło się głupio. Wyszła na totalną egoistkę, która miała ich uczucia za nic. Może rzeczywiście była kimś tak godnym pożałowania, choć starała się być dla nich wsparciem. Byli całym jej światem i może tylko zasłaniała się pięknymi słowami, by nie zobaczyć własnej brzydoty.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie chciałam nikogo zranić. Po prostu wiem, że wiele z tych problemów, wiele tego złego stało się przede mnie. Przez to, że tu jestem. Chcę to jakoś zmienić, ale stojąc za waszymi plecami, nic nie mogę zrobić.

– Niepotrzebnie czujesz się winna, Corrie – powiedział już spokojniej. – Potrzebujesz czasu, żeby dojść do siebie. Kiedy wrócisz do zdrowia, wezwę cię do obowiązków tuż przy moim boku. Obiecuję.

– Zadbam o siebie – zadeklarowała. – Nie ruszę się z Seireitei bez pozwolenia.

W porządku. – Podał jej katanę. – Obym tego nie żałował.

 

***

 

Yukikaze tańczyła boso na tafli jeziora pełna szczęścia z odzyskanej wolności. Corrie obserwowała ją w milczeniu, nie chcąc psuć partnerce tej chwili, choć zazdrościła jej. Sama nie potrafiła się cieszyć. Fakt, osiągnęła cel i wróciła do służby, choć została ograniczona do przebywania w Seireitei. Nie umiała się rozchmurzyć. Zwłaszcza gdy zobaczyła minę Kiry na widok miecza w jej dłoni.

– Olać go – odezwała się Yukikaze, przystając przed swoją shinigami. – Jest nadopiekuńczy.

– Nikt z nich mi już nie ufa – przyznała Corrie.

– Boją się, że znów odwalisz numer. I mają rację, kusi cię udowodnienie wszystkim, że jesteś wolna. Sądzisz, że tak zakończysz wojnę bez rozlewu krwi.

– Tak by było najlepiej.

– Życie to nie bajka, moja pani – prychnęła Zanpakutou. – Jesteś gotowa walczyć z Ato Kazemichim?

Nie potrafiła na to odpowiedzieć. Siedziała wpatrzona w gwiazdy za oknem i nie miała pojęcia, co powinna uczynić. Rozsądek podpowiadał, by posłusznie czekać, wypełniać powierzone obowiązki, skoro już Hisagi zadał sobie trud uzyskania jej powrotu.

Z drugiej strony chciała wierzyć w Ato. Że nie dopuści do wojny, że te wszystkie drobne konflikty wygasną w nadchodzącej zimie i wiosną będą mogli skupić się na ważniejszych rzeczach. Chciała zapomnieć o Dworze Wiatru i tym wszystkim, co ją tam spotkało.

Myślała o słowach Shuuheia. Tak szczerych i desperackich jednocześnie. Tak to wszystko wyglądało z jego perspektywy i Corrie czuła się źle z myślą, że przyjaciele nie rozumieli jej intencji, jej odpowiedzialności jako córki Shiroyamów. Ato mógł ją uwolnić od zobowiązań wobec Dworu, ale nigdy naprawdę nie ucieknie od tego, kim jest. Nie potrafiła pogodzić się z tą myślą.

– Wszystko w porządku, Corrie?

Nie zauważyła, kiedy Kira poderwał się z łóżka, gdy tylko dotarło do niego, że Shiroyamy nie ma obok. Z niepokojem obserwował jej sylwetkę na tle niestałych świateł nocy. Widział, jak z czułością przesuwa palcami po zielonej sayi ułożonej na kolanach – może nawet nie była świadoma tego gestu.

Spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado.

– Nie mogłam zasnąć – odparła.

– Znowu koszmary?

– Nie, tak po prostu.

Wyczuł, że nie była z nim w pełni szczera. To go irytowało, miał wrażenie, że tłucze pięściami w betonową ścianę, której nie potrafił rozbić.

Usiadł obok niej, przełożył pasemko włosów za ucho, lecz zbyt krótkie wróciło na poprzednie miejsce.

– Corrie, co się dzieje? Jesteś niespokojna.

– To nic takiego.

– Corrie, nie okłamuj mnie, proszę. Nie jestem twoim wrogiem. Chcę ci pomóc, ale jeśli nie dopuścisz mnie bliżej, nie będę w stanie – powiedział poważnie. – Zdaję sobie sprawę, że potrzebujesz czasu na zaleczenie ran, ale nie mam pojęcia, o czym myślisz. Nie musisz mi mówić wszystkiego od razu, ale chociaż odrobinę.

Nie chciała mówić mu o klątwie. Bała się, że nie zrozumie albo wręcz przeciwnie – obawiała się konsekwencji. Nie potrzebowała złośliwego szeptu Yukikaze, żeby wiedzieć, że jest tchórzem, który tylko ucieka przed odpowiedzialnością. Już dawno powinna być z nim szczera. Spróbować w niego uwierzyć, że nie jest tak płytki, by skreślić ją za jedno kłamstwo. Ale było to kłamstwo za dużo, zabrnęła za daleko i nie miała pojęcia, jak miałaby się z tego wykaraskać.

– Boję się zasnąć – przyznała chociaż to. – Boję się, że kiedy się obudzę, Yukikaze tu nie będzie albo znów znajdę się w celi, mogąc tylko czekać.

Izuru przytulił ją i ucałował w czubek głowy. Wiele by dał, by znów poczuć dawną bliskość z ukochaną, lecz było na to stanowczo za wcześnie. Wciąż miała chwile, kiedy wzdrygała się na dotyk czy gesty. Prawdopodobnie Shizumo Kazemichi będzie się za nią ciągnąć do końca życia.

– Tak się nie stanie – powiedział poważnie. – Nie pozwolę na to, Corrie.

– Chcę działać. Ta bezczynność mnie zabija.

– Cierpliwości. Daj sobie czas na regenerację.

– Ale wy wszyscy się narażacie – zaoponowała.

– Ty poszłaś na Dwór Wiatru, żeby nas chronić – przypomniał. – Wciąż nie wróciłaś do pełni sił. Nie mógłbym cię stracić. Zbyt wiele dni zastanawiałem się, czy cię jeszcze zobaczę – wyszeptał.

– Wybacz, byłam tak bardzo niesprawiedliwa.

– Poniekąd rozumiem, choć nadal nie mogę się pogodzić z tamtymi decyzjami. Jednak to przeszłość. Tego już nie zmienimy. Najważniejsze, że mam cię znów obok. Tym razem nie puszczę twej dłoni.

Przytuliła się do niego w milczeniu. Lęki i poczucie odpowiedzialności za obecną sytuację odpuściły nieco, pozwalając Corrie zasnąć po raz pierwszy od dłuższego czasu bez żadnych snów.

2 komentarze:

  1. Bardzo dobrze widać w tym oddziale, jak bardzo wyniszczona jest Corrie. Nie tylko, że się poddała jak tam w celi i czekała na śmierć, ale jak bardzo ogólnie zniszczyło ją to wszystko.
    Co oczywiście bardzo smutno się czyta. Dobrze jednak, że Kira staje na wysokości zadania. Hisagi i Matsu też się starają, choć liczyłam na nieco dłuższą scenę z Matsu. Niemniej czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mimo obecnej sytuacji zdecydowałaś się wciąż publikować rozdziały. Dobrze mieć jakąś odskocznie od ciągłego śledzenia wiadomości.
    Zwrócenie Corrie Zanpakutou to dość ryzykowne posunięcie, a zarazem ogromny kredyt zaufania dla Corrie. Też mam nadzieję, że Hisagi tego nie pożałuje, stan psychiczny Corrie wciąż pozostaje daleki od normalności, więc oby nie wpadła na nic ryzykownego. Końcowa scena daje odrobinę nadziei na to, że znalazła się na dobrej drodze i oby już na niej pozostała.

    OdpowiedzUsuń

Laurie January