poniedziałek, 21 marca 2022

Rozdział 42.

Powoli wracam do jakiegoś regularnego pisania, choć nadal jest to głównie pisanie w wolne dni i jedynie Serduszko oraz nowa historyjka z uniwersum Haikyuu!!, która może kiedyś ujrzy światło dzienne. I właśnie dlatego cieszą mnie te zapasy, które powolutku zaczynają się kurczyć.

 

Naciągało na deszcz, gdy Corrie i Izuru wracali z obiadu do Dziewiątego Oddziału. Pomimo przywrócenia Shiroyamy do obowiązków najbliżsi starali się, aby nie opuszczała baraków samotnie. Po części dla jej bezpieczeństwa, bo nie mogli mieć pewności, że ktoś nie postanowi zrobić jej krzywdy albo po cichu dokonać samosądu za domniemaną zdradę. Po części też po to, by miała jasne alibi, gdyby znów padły jakiekolwiek oskarżenia pod jej adresem.

Sama Corrie czuła się nieco pewniej, bo wciąż jej pojawienie się gdziekolwiek przyciągało ukradkowe spojrzenia i podejrzliwe szepty. Shinigami próbowali na własną rękę rozsądzić, czy vice-kapitan Dziewiątki stanowi zagrożenie, a to prowadziło do namnażania się plotek, które zaogniały sytuację. Zamieszki w Rukongai też nie pomagały.

Kira zamierzał odprowadzić Corrie do biura i zaraz wracać do siebie. Mieli mnóstwo roboty, a Kurochi złośliwie dorzucał mu obowiązków, odkąd Izuru odmówił wyjścia do Rukongai. Wolał być w Seireitei i mieć oko na Corrie podczas nieobecności Hisagiego. Wciąż obawiali się, że Shiroyama postanowi rozwiązać problem na własną rękę, a tym razem mogło się to dla niej skończyć o wiele gorzej. Nikt z nich nie miał pojęcia, czego się spodziewać po Ato Kazemichim.

Byli już niedaleko bramy Dziewiątki, gdy nadbiegł Shohei Kimura.

– Corrie-san, mamy kłopoty! – zawołał.

Zatrzymał się zziajany i przez chwilę próbował odzyskać oddech.

– Co się dzieje? – zapytała Corrie, obawiając się, że w barakach doszło do jakiś przepychanek.

Nastroje w Dziewiątce od tygodni były paskudne i ledwo udawało się trzymać wszystkich w ryzach. Corrie była pewna, że wiele z tych kłótni było z jej powodu i nie czuła się z tym dobrze.

– Patrole w Rukongai zostały zaatakowane przez większą grupę wroga, a nie możemy skontaktować się z kapitanem. Odkąd wczoraj ruszył do Rukongai, nie ma z nim kontaktu. Nasi potrzebują wsparcia natychmiast.

Corrie zagryzła wargę. To był najgorszy możliwy scenariusz, który mógł się wydarzyć. Możliwe, że Hisagi również wpadł w pułapkę i nie ma nawet możliwości poinformowania o tym Seireitei. Kyoya nadal był w terenie, więc to Corrie musiała podjąć decyzję.

– Zbierz kilku ludzi, Shohei. Pójdziemy im na pomoc – postanowiła.

– Mowy nie ma – odezwał się Kira. – Nie wolno ci opuszczać Seireitei. Zapomniałaś?

– Mój Oddział potrzebuje pomocy – warknęła. – Mam siedzieć i nic nie robić?

Kira zachował dla siebie myśl, że w Dziewiątce Corrie traktowana była co najwyżej jako zło konieczne, odkąd Hisagi sprowadził ją po uwolnieniu z Wieży Żalu.

– Wciąż nie doszłaś do siebie – przypomniał za to.

– Nie zostawię ich – upierała się. – Muszę iść. Zobaczymy się później.

Chciała pójść, zresztą Shohei właśnie wrócił z kilkorgiem podwładnych, ale Kira złapał ją za nadgarstek.

– Nigdzie cię nie puszczę. To nierozsądne.

Shiroyama spojrzała na niego z urazą. Miała nadzieję, że chociaż odpowiedzialność za podwładnych zrozumie, a jednak próbował ją powstrzymać. Nie chciała siedzieć z założonymi rękoma, kiedy członkowie Dziewiątki ginęli z rąk wojsk Dworu Wiatru.

– Zginą, jeśli im nie pomożemy – wycedziła przez zęby. – Po co mam być vice-kapitanem, skoro nie mogę nawet wspomóc mojego Oddziału, gdy tego potrzebują?

Wiedział, że jej nie przekona. Corrie zawsze była uparta, a teraz jeszcze zżerała ją troska o podwładnych, a może nawet o Hisagiego, skoro nie dawał znaku życia.

– Pójdę z tobą – postanowił. – Wezmę za to odpowiedzialność.

Kiwnęła głową i ruszyli. Przy bramie Seireitei wartę pełniła Ósemka. Kira wziął na siebie dopilnowanie Corrie w Rukongai, kazał również skontaktować się pilnie z Hisagim, gdy tylko zostanie namierzony, by przyszedł im z pomocą. Nie zamierzał pozwolić Corrie zginąć.

Bitwa trwała, gdy dotarli na miejsce. Wrogich oddziałów było więcej niż shinigamich, którzy ledwo się już trzymali. Nie było czasu nawet opiekować się rannymi.

– Zawiej, Yukikaze.

Lodowaty podmuch wiatru oddzielił na chwilę shinigamich od wroga.

– Shohei, zabierzcie stąd rannych – poleciła Corrie. – Ściągnijcie też wsparcie, inaczej sobie nie poradzimy.

Zaraz też musiała odskoczyć, gdy przy uchu syknęła jej obca katana. Mimo to rozpoznała jej właściciela.

– Kazui-san.

– Witaj, Corrien-san. Nie sądziłem, że się zjawisz. – Pierwszy Generał uśmiechnął się lekko.

– Co wy wyprawiacie? – zapytała. – Ato-sama nie ma już powodu do prowadzenia wojny. Wycofaj swoich ludzi, Kazui-san.

– Nie możesz niczego ode mnie żądać, shinigami.

Mężczyzna zasypał ją gradem ciosów, które ledwo zablokowała. Dopiero w tej chwili dotarło do niej, jak bardzo osłabiona nadal była. Nie mogła się jednak wycofać.

– Tysiąc Srebrnych Ostrzy.

Kazui roześmiał się, unikając lodowych mieczy.

– Nie dosięgniesz mnie, Corrien-san – zadrwił.

– Ato-sama o tym wie? – warknęła.

– Domyśl się. Przybądź wraz z zimą, Shiroi okami.

Miecz w jego dłoni przemienił się w nodachi o postrzępionej klindze niczym kły bestii. Corrie poczuła przerażenie od samej energii broni – jakby stanęła naprzeciw całej watasze wilków.

– Srebrna Mgła.

Zniknęła w białym obłoku, gorączkowo próbując wymyśleć jakiś plan. Nie zamierzała wygrać, nie była w stanie, ale chciała przetrzymać do momentu, aż nadejdzie wsparcie.

– Naprawdę myślisz, że to mnie powstrzyma?

Jednym ciosem rozwiał mgłę, zaś Corrie syknęła, gdy kissaki wrogiego miecza ześlizgnęło się po jej barku. Kazui miał nad nią już nie tylko przewagę siły, ale i zasięgu.

– Hado no. 31. Shakkaho! – wypowiedziała zaklęcie i odskoczyła.

Musiała jakoś ograniczyć mu możliwość ruchu, jednocześnie zachowując siły. Już ciężko było jej złapać oddech.

– Bakudo no. 62. Hyapporankan! – rzuciła.

Kazui uniknął wszystkich fioletowych prętów, ale jednocześnie oddalił się od Corrie, która wykorzystała shunpo, by znaleźć się tuż za przeciwnikiem.

– Hado no. 73. Soren Sokatsui. – Z tej odległości musiał dostać, zwłaszcza kiedy wzmocniła zaklęcie inkantacją. – Ty, który nosisz ludzkie imię i maskę z ciała i krwi! Który przybywasz pośród trzepotu skrzydeł! Wyryj znak Bliźniaczego Lotosu na ścianie błękitnego ognia! Czekaj otchłani wielkiego płomienia, szybując po odległym niebie!

Zaklęcie zostało rozwiane ku jej przerażeniu, zaś Kazui zamachnął się na nią mieczem. Przyjęła cios na ostrze Yukikaze, ale siła przeciwnika i tak przebiła się przez katanę, pogłębiając wcześniej zadaną ranę. Corrie krzyknęła z bólu. Wiedziała, że Kazui nie zawaha się jej zabić. Była przerażona sytuacją i zła na własną słabość. Wiedziała, że ucieczka również nie wchodzi w grę, nie da rady uciec. Mogła tylko modlić się o wsparcie.

Kolejny cios byłby śmiertelny, gdyby nie został zablokowany przez Wabisuke. Kira rzucił szybkie spojrzenie przez ramię na Corrie, zaraz skupiając się całkowicie na wrogu.

– Jest i shinigami – zakpił Kazui. – Wiesz, dlaczego w ogóle ją chronisz? Znasz cenę?

Kira nie odpowiedział na prowokację, uwalniając shikai. Wymienił z przeciwnikiem dwa ciosy, po których ten zorientował się, na czym polega zdolność Wabisuke.

– Interesujące, ale nie mam zamiaru się z wami zabawiać, shinigami – stwierdził Kazui, po czym uniósł dłoń do zaklęcia. – Hado no 63. Raikouhou!

Kira odskoczył, oddalając się od Corrie, której zaklęcie i tak nie dosięgło. Kazui wykorzystał tę szansę, by doskoczyć do Shiroyamy i unieść miecz. Kobieta nie zdążyła postawić żadnej kontry, w osłupieniu patrzyła na rozwój sytuacji.

Cios jej nie dosięgnął. Z coraz większym przerażeniem obserwowała, jak Izuru wskakuje pomiędzy nią a wroga z uniesioną klingą, która pęka pod wrogim ostrzem. Kazui nie cofnął ciosu, uśmiechnął się z satysfakcją, rozcinając przeciwnika niemal na pół.

– Nie!

Corrie złapała Kirę, chroniąc przed upadkiem, choć musiała się cofnąć. Rana była śmiertelna i wiedziała, że w tej chwili miała marne szanse, by ocalić ukochanego.

– Możesz winić tylko siebie – odezwał się zimno Kazui. – Wy, Shiroyamowie, niesiecie zgubę wszędzie tam, gdzie się pojawiacie. Umrze, bo stanęłaś na jego drodze.

Uniósł miecz ponownie, ale musiał uskoczyć przed posłaną w jego stronę kusariganą. Spojrzał na nadchodzące wsparcie dla shinigamich, lecz nie wyglądał na zbytnio przejętego.

Hisagi zaatakował ponownie tak, by odciągnąć Pierwszego Generała od Corrie i Kiry, na których tylko zerknął. Wiedział, że jest źle, miał jednak nadzieję, że reszta drużyny zajmie się nimi. Na razie skupił się na przeciwniku, z którym nie zamierzał się cackać.

Kazui unikał ciosów, nie atakował jednak, obserwując rozgniewanego shinigami. Zresztą przewaga, jaką do tej pory miał, stopniała, skoro Hisagi nie przybył z odsieczą sam.

– Chiyo! – przywołał swoją przyboczną. – Ogłoś odwrót. To nie czas na główną bitwę.

Drobna szatynka skinęła głową i zniknęła.

– Nie myśl, że cię gdziekolwiek puszczę – warknął Hisagi.

– Nie zamierzam teraz z tobą walczyć, shinigami. Nie taki był mój cel – odparł Kazui i zniknął.

Hisagi zaklął, ale nie ruszył w pościg. Mieli zbyt wielu rannych, by mógł beztrosko ścigać wroga. Męczył go ten konflikt, gdy miał wrażenie, że Kazemichi się z nimi bawił.

Ikkaku śmignął gdzieś obok wraz ze swoimi ludźmi, więc ich nie powstrzymywał. Może chociaż oni będą mieli szczęście i dowiedzą się czegokolwiek nowego o wrogu. Choć równie dobrze mogli zgubić ślady w deszczu, który zaczął zacinać coraz mocniej.

Shuuhei wrócił na polanę, gdzie doszło do głównej bitwy. Trawa czerwona była od krwi poległych i rannych, straty mieli spore, co go tylko bardziej zdenerwowało.

– Kapitanie.

Spojrzał na Shoheia, który poprawił nerwowo zmierzwione, sklejone krwią włosy.

– Co z tobą? – zapytał.

– To drobnostka – odparł młody oficer. – Dobrze, że udało się panu dotrzeć. Nie mogliśmy się skontaktować z pańską drużyną. Kyoya-san też właśnie dotarł.

Coś w słowach Shoheia się nie zgadzało, ale teraz nie zamierzał tego analizować.

– Niech Kyoya pośle gońca do Czwartego z informacją o rannych. Ci, którzy czują się dobrze, niech staną na straży. Możliwe, że to nie koniec.

– Tak jest.

Shuuhei wiedział, że sam powinien się tym zająć, ale gdy tylko pozbył się Kimury, wrócił do przyjaciół. Kirą zajmował się już Tamaki Tsuroshi, przydzielony im do pomocy medyk z Czwórki. Corrie klęczała obok ze spojrzeniem utkwionym w ranie ukochanego, blada, brudna i na skraju rozpaczy.

Nie podniosła spojrzenia, gdy dotknął jej zdrowego ramienia. Chwilowo nikt nie mógł się nią zająć, jednak miała na tyle sił, by Yukikaze przykryła jej rany lodem stanowiącym tymczasowy opatrunek.

– Co z nim? – zapytał.

Nie chciał przeszkadzać medykowi, ale musiał wiedzieć. Może wtedy zdoła odciągnąć Corrie na bok, wyciągnąć z niej jakiekolwiek fakty na temat tego, co zaszło.

Tamaki uniósł spojrzenie tylko na moment.

– Jest bardzo źle. W ranie zostało sporo reiatsu wrogiego miecza i obawiam się, że nie jestem w stanie pomóc vice-kapitanowi Kirze. Zrobię, co mogę, ale musimy jak najszybciej zabrać go do kapitan Unohany – powiedział.

Shuuhei już nie przeszkadzał, ale zajął się zorganizowaniem bezpiecznego powrotu. Nie wszystkim ofiarom tej bitwy mógł pomóc, ale nie zamierzał stracić przyjaciela.

W Czwartym Oddziale wrzało jak w ulu, jednak każdy wiedział, co do niego należy. Medycy uwijali się przy rannych, by lista ofiar nie powiększyła się o ani jedno więcej nazwisko. Na zewnątrz uspokajała się właśnie ulewa, choć nie wyglądało na to, by niebo miało się rozjaśnić przed zachodem słońca.

Hisagi wydał rozkazy, przekazując pełnię władzy Kyoyi, choć nie czuł się z tym dobrze. Trzeci Oficer wiedział jednak, gdzie uciekają myśli kapitana i sam zamierzał zająć się Oddziałem. Tylko tak teraz mógł wesprzeć dowódców. Zresztą nie był głupi, też zauważył, że coś było nie tak. Może przy odrobinie szczęścia będzie mógł odpowiedzieć kapitanowi na dręczące go pytania.

Shuuhei nie musiał długo szukać Corrie. Siedziała skulona na podłodze pod salą operacyjną, gdzie kapitan Unohana próbowała uratować Kirę. Shiroyama nie poruszyła się, nie dała żadnego znaku, że zauważyła swojego dowódcę. Wciąż wpatrywała się tępo w swoje stopy.

– Corrie – odezwał się spokojnie, ale nie otrzymał żadnej reakcji. – Corrie, spójrz na mnie.

Musiał powtórzyć kilka razy, nim Corrien uniosła spojrzenie na ułamek sekundy, zaraz jednak wróciła do obserwowania własnych ubrudzonych tabi.

Hisagi westchnął. Powinien ją zjechać z góry na dół, że go nie posłuchała i nie została w Seireitei, jak o to prosił, ale nie miał serca tego robić. I tak wyglądała, jakby miała się złamać.

– Musimy cię opatrzeć – oznajmił. – Wstań.

– Nie – odpowiedziała cicho. – Nigdzie nie idę.

– Corrie, jesteś ranna. Musimy cię opatrzeć.

– Nie.

To go już nieco zdenerwowało. Naprawdę rozumiał jej przerażenie sytuacją, ale jeśli nadal będzie się tak głupio zachowywać, jedynie sobie zaszkodzi.

– Corrie.

– Nie! – Podniosła na niego załzawione oczy. – Nie zabieraj mnie stąd.

– Czekanie tutaj niczego nie zmieni, a kapitan Unohana będzie zła, jeśli zobaczy, że siedzisz tu nieopatrzona. Nie chcę cię stąd zabierać siłą, ale nie pozostawiasz mi wyboru.

– Proszę – jęknęła.

Położył dłoń na jej głowie, starając się ją jakoś uspokoić.

– Jak długo znasz Kirę, co? Nie zostawi cię tak po prostu, a jest w dobrych rękach. Zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze. Chodź, musimy cię opatrzeć. Poinformują nas, gdy operacja się skończy. Obiecuję.

Powoli pokiwała głową, choć bez przekonania. Shuuhei odetchnął z ulgą. Sam martwił się o Kirę, ale na razie musiał zadbać o Corrie. Inaczej będzie miał na głowie nie tylko wściekłego przyjaciela.

Pomógł jej wstać. Zaraz też dostrzegł znajomą twarz.

– Yukihana-san, masz chwilę? – zawołał.

Medyczka spojrzała na nich uważnie.

– Kapitanie Hisagi, Corrie-san – przywitała się krótko. – Proszę za mną.

Wybrała bliską, pustą salkę. Shuuhei posadził przyjaciółkę na łóżku, by Ayase mogła się nią zająć.

– Będę za drzwiami – oznajmił. – Nie rób nic głupiego, Corrie.

Nie zareagowała w żaden sposób, co tylko pogarszało przeczucia Hisagiego. Był wściekły na siebie, że pozwolił na to wszystko. Gdyby nie przywrócił jej do obowiązków i nie oddał miecza, nic by się nie wydarzyło. Nie miał pojęcia, co robić, żeby Corrie całkiem się nie złamała.

– Może pan wejść. – Ayase pojawiła się w drzwiach kilka chwil później.

Corrie nadal siedziała w tym samym miejscu, ale już opatrzona. Ayase przetarła również brud na skórze vice-kapitan, dzięki czemu wyglądała nieco lepiej. Nadal jednak zdawała się nieobecna.

– Co z nią? – zapytał cicho.

– Rana na barku jest dość głęboka, ale nie zagraża życiu. Pozostałe to draśnięcia i siniaki, które szybko się zagoją. Corrie-san powinna się jednak oszczędzać. Ta walka kosztowała ją sporo sił. Powinna teraz odpocząć. Każę przygotować dla niej salę.

– Nie trzeba. Zabiorę ją do siebie i upewnię się, że odpocznie.

– Nie chcę nigdzie iść – odezwała się Corrie.

– Ale pójdziesz – odparł Hisagi. – Zamierzasz dyskutować z rozkazami?

Corrie naburmuszyła się, nim jednak cokolwiek powiedziała, Hisagi dodał:

– Upilnuję cię osobiście. Teraz to jest najważniejsze.

– Ale…

– Nie ma „ale”. Obiecałem ci, że poinformują nas, kiedy operacja się skończy. Nie ma potrzeby tu siedzieć. Koniec dyskusji, Corrie.

Poddała się bardzo niechętnie, ale bez dalszych sprzeciwów pozwoliła zaprowadzić się do kapitańskiego lokum. Hisagi posadził ją na kanapie, przygotował herbatę i wsadził kubek w jej zmarznięte dłonie.

– Wypij, poczujesz się lepiej – polecił. – Zrobię nam coś do jedzenia.

– Nie jestem głodna – mruknęła.

Zignorował to. Nawet jeśli zaczęła mu odpowiadać, nadal była w marazmie, a to nie świadczyło dobrze o jej stanie. Shuuhei obawiał się, ze Kazui zadał jej dużo większe rany na psychice niż na ciele. Jak wiele Corrie jeszcze wytrzyma, aż całkiem się rozsypie? Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co będzie, jeśli Kira nie przeżyje. Gdyby się pospieszył z odsieczą, przyjaciel nie musiałby zasłaniać Corrie sobą. Skoro on czuł się winny, Shiroyama musiała to odczuwać o wiele bardziej.

– Izuru umrze, prawda? – Usłyszał jej cichy głos.

Odwrócił się od garnka, by spojrzeć na Corrie. Siedziała tak jak do tej pory z opróżnionym do połowy kubkiem w dłoniach.

– O czym ty mówisz, głupia? – zapytał. – Naprawdę w to wierzysz?

– Ale… To moja wina. Nie powinnam była iść.

– Owszem, nie powinnaś ignorować moich poleceń – odparł. – Ale nie mogę powiedzieć, że nie rozumiem, czym się kierowałaś. Może nie powinienem oddawać ci miecza i prosić Kapitana-Dowódcy o twój powrót do służby. Też jestem za to odpowiedzialny.

– Nie, to wyłącznie moja wina. To wszystko przeze mnie. Gdybym nie istniała, nic by się nie stało.

– To nieprawda, Corrie. – Podszedł bliżej i przyklęknął przed nią. – Nie bierz na siebie całej odpowiedzialności. Nie dasz rady jej unieść i poczujesz się tylko gorzej. Nie na wszystko mamy wpływ. Oboje popełniliśmy błąd, ale winnym jest tylko Kazui, który was zaatakował. Zresztą Kira wiedział, na co się pisze, skoro z tobą poszedł.

– I przeze mnie umrze.

– Nie umrze – powiedział twardo. – Nie zostawi cię samej.

Widział, że mu nie uwierzyła. Otarł jej łzy cicho spływające po policzkach i modlił się, żeby Kira się z tego wykaraskał. Jeśli ktoś może doprowadzić Corrie do porządku, to tylko on. Inaczej ta dziewczyna kompletnie się rozsypie.

Nie potrafił nakłonić jej do jedzenia, więc dał sobie spokój. Siedzieli w ciszy, czekając na wieści jak na wyrok. Shuuhei wiedział, że powinien być gdzie indziej. Przyjąć raporty patroli, które zostały zaatakowane, przygotować pogrzeby zabitych podwładnych, dowiedzieć się, dlaczego informacja o ataku najpierw trafiła do Corrie, a dopiero później do niego. Sprawdzić, czy Madarame już wrócił i czy udało mu się dorwać Pierwszego Generała. Powinien być w tej chwili kapitanem, ale nie mógł zostawić Corrie samej. Potrzebowała, żeby ktoś z nią był w tej chwili oczekiwania i niepewności. Obawiał się, że jeśli zostanie sama, znowu zrobi coś głupiego, a to mogło zaszkodzić jeszcze bardziej.

Poczuł, jak Corrie opiera się o jego ramię. Spojrzał na nią. Musiała zasnąć już jakiś czas temu ze zmęczenia. Nie obudziła się nawet, gdy przeniósł ją na przygotowane wcześniej posłanie. Miał nadzieję, że chociaż tak odzyska nadwątlone siły.

Sam nie mógł jeszcze zasnąć. Ta cała sytuacja nie dawała mu spokoju, do tego czekał na jakiekolwiek informacje z Czwartego Oddziału z coraz gorszymi przeczuciami. Chociaż brak wieści w tym przypadku był pocieszający, oznaczał bowiem, że operacja wciąż trwa, że jeszcze nic nie jest przesądzone.

Wyczuł zbliżające się reiatsu, nim odezwało się pukanie. Wyszedł do Kyoyi i posłańca, by nie obudzić Corrie. Potrzebowała snu.

– Przysyła mnie kapitan Unohana – odezwał się shinigami z Czwórki. – Stan vice-kapitana Kiry wciąż jest bardzo poważny i najbliższa doba będzie kluczowa. Kapitan Unohana zrobiła wszystko, co mogła.

– Podziękuj jej ode mnie. To wiele znaczy.

Shinigami ukłonił się i odszedł. Shuuhei spojrzał na Kyoyę.

– Dostaliśmy raport z Jedenastego. Madarame-san już wrócił. Niestety zgubił wroga. Wszyscy ranni są pod opieką Czwórki i ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Próbuję też ustalić, czemu Corrie-san ruszyła do Rukongai.

– Zajmiemy się tym rano – uznał Hisagi. – To był długi dzień. Idź odpocząć, Kyoya.

– Dobrze, ale jest jeszcze jedno. Kazano mi przekazać, że z samego rana odbędzie się spotkanie dowódców.

Shuuhei skrzywił się. Kapitan-Dowódca właśnie pozbawił go tych paru godzin snu, na które liczył, skoro już wiedział, jak wygląda sytuacja. Nie mógł tego jednak olać, bo zebranie z pewnością będzie dotyczyło samowolki Corrie, a nie mógł pozwolić, by znowu ją zamknęli.

– Dzięki. Idź odpocząć, Kyoya. Jutro będzie ciężki dzień.

3 komentarze:

  1. Ledwo co napisałam, że mam nadzieję, że Corrie nie zrobi niczego ryzykownego, no i masz babo placek. Zrobiło się naprawdę dramatycznie, a po ostatnim rozdziale, naprawdę widziałam cień nadziei na regenerację psychiki Corrie, tak teraz wydaje się to całkowicie niemożliwe. I wiesz, ja myślałam, że Makoto miała ze mną ciężko, ale to co jej się przytrafiało to wakacje w porównaniu z nieszczęściami, które zrzucasz na Corrie (i to w niejednym fanfiku!).
    No i ten nieszczęsny Kira. Naprawdę mam nadzieję, że z tego wyjdzie, bi pokazałaś, że nie boisz się zabijać kanonicznych postaci, więc nie jestem ani trochę spokojna o jego los.
    Cała ta sprawa dezinformacji też jest niepokojąca. Czyżby szpieg był bliżej niż nam się wydaje?
    No i na koniec zastanawiam się jeszcze nad jedną rzeczą. Jak ja teraz wytrzymam kolejne dwa tygodnie do następnego rozdziału? D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie pozostaje Ci albo Serduszko albo przekonanie mnie w jakiś sposób, bym jeszcze raz uszczupliła swoje zapasy rozdziałów i następny wrzuciła wcześniej.

      Usuń
  2. Już jestem do tyłu? Ale w sumie, najpierw byłam ciągle w pracy, potem na wyjeździe, a potem chora, to w sumie co się dziwię -.- No cóż. Więcej czytania dla mnie :D
    Oh nie. Walka. Corrieee, nie idź! Dlaczego? Co Ty knujesz, ej.
    Miała tam nie leźć, ale oczywiście polazła. No, ale nic nie mówię, bo generalnie chyba gorzej by było, jakby nie poszła. W końcu to Corrie. Zresztą większość z dowódców zrobiłaby to samo. No ok.
    Weź wgl, co ten Ato odpierdala. Nie wiem co mam myśleć, czy on wie o tym, czy nie wie, czy nie umie swoich ludzi kontrolować. Nie rozumiem tego, serio. Ale bardziej, to wgl dlaczego oni wszyscy próbują jej zryć psychikę. Weź, co to za dziwny fetysz. Laurie opanuj tę zarazę.
    Z jednej strony miałam takie "nah, kira przeżyje', a potem zwątpiłam. Niby wiem, że tego nie zrobisz, ale chuj wie, ino raz mi wytniesz numer.Już niczego w tym świecie nie można być pewnym. Weź. No i w sumie faktycznie, dlaczego ta informacja dotarła do Corrie. Pewnie specjalnie. Ale nie wiem Hisagowi nie pasowało z tym co mu powiedział młody, że Kyoya też dopiero dotarł. To że teraz jego też podejrzewamy, czy wtf?

    OdpowiedzUsuń

Laurie January