Skończyłam pisać całość i nawet nie wiecie, jak bardzo usatysfakcjonowana się tym czuję. Mimo wszystko ciężko się pisze o wojnie w takich czasach, do tego wiele opowieści, które mam jeszcze do skończenia w tym roku, jest o wojnie. Jak to stwierdziła jedna z moich bohaterek, "zawsze jest jakaś wojna". Ta z Dworem Wiatru przechodzi do kulminacyjnego momentu i powoli dąży do zakończenia. Oznacza to, że pozostało nam siedem rozdziałów do końca. Na razie jednak zostawiam Was z Kyoyą, który snuje własne plany, ujawnioną publicznie prawdą i Rangiku, która wciąż musi ratować sytuację^^
Kyoya wiedział, że powinien zawiadomić Hisagiego, Jedenastkę
i Dwójkę, ale zwlekał z tym. Wciąż musiał ustalić kilka kwestii, co do których
nie miał pewności, a w chaosie po bitwie ciężko było zająć się wszystkim, skoro
vice-kapitan zniknęła, a kapitan potrzebował wsparcia. Nie było łatwo być
Trzecim Oficerem Dziewiątego Oddziału, odkąd zaczęły się problemy z Dworem
Wiatru. Mimo to zamierzał doprowadzić sprawę do końca.
Było dobrze po północy, gdy wszedł do aresztu. W celi na
pryczy siedział Asuka Mochizuki, szeregowy shinigami z Jedenastego Oddziału, którego
podwładni Kyoyi przyłapali na szpiegostwie w Dwunastce. Toczące się walki
pozwoliły na zatrzymanie całej sprawy w sekrecie do tej pory, ale Trzeci Oficer
wiedział, że długo nie będzie mógł trzymać tego w tajemnicy.
– Panie oficerze, czemu mnie tu trzymacie? – zapytał Mochizuki.
– Podejrzewam, że znasz odpowiedź na to pytanie – odparł Kyoya.
– I zanim zaczniesz rżnąć głupa, że przecież jesteś nieszkodliwy, pozwól, że ci
się przedstawię. Nazywam się Kyoya Shiroki, choć właściwie powinienem
powiedzieć Kyoya Shiroyama. Pochodzę z tej bocznej gałęzi rodu, której twoi
suzereni, Kazemichi, nie wymordowali.
Przez twarz Mochizukiego przemknął cień.
– Nie rozumiem…
– Owszem, rozumiesz. Zakładam, że należysz do Tomoe albo
Watarachich, skoro tak szybko zrozumiałeś, z kim masz do czynienia. Także
możemy pominąć tę część, w której próbujesz przekonać mnie, że nie pochodzisz
od tych zdrajców. Wiem też o wszystkich twoich zbrodniach. Zmusiłeś do
współpracy i zabiłeś Riichiro Hoshimurę, zamordowałeś Yaku Kimurę, fabrykowałeś
dowody w Dwunastce, by nie mogli dopaść Dworu Wiatru, a także pod nieobecność w
Seireitei kapitana Kuchiki doniosłeś Radzie 46, że vice-kapitan Shiroyama jest
potomkinią córki Króla.
Mochizuki przez chwilę się nie odzywał, ale w końcu
westchnął ciężko i spojrzał na Kyoyę pewnie. W tym momencie nie wyglądał już jak
młody shinigami, który niedawno rozpoczął służbę, ale jak weteran, który niczego
się już nie obawia.
– Shiroyama wie, że jesteś z nią spokrewniony? – zapytał.
– Nie ma potrzeby, by wiedziała.
– A teraz dowiedzą się wszyscy – stwierdził Mochizuki. –
Myślisz, że będę siedział cicho, gdy tylko przekażesz mnie dalej?
Kyoya uśmiechnął się zimno.
– Myślisz, że ktoś ci uwierzy? Przez pięćset lat Kazemichi
nas nie dopadli, bo nie umieli znaleźć bocznej gałęzi, która zniknęła,
rozpłynęła się we mgle historii. Ta rozmowa nie wyjdzie poza tę celę, a ty
zabierzesz tę wiedzę do grobu.
– To i tak nic nie zmieni, bo Shiroyama jest skończona –
odparł Mochizuki. – Zresztą co mi szkodzi, mogę ci powiedzieć, skoro książę
doprowadził plany do końca. Masz rację, jestem Watarachi i od początku moim
celem było pogrążenie córki Shiroyamów, gdy tylko książę przejmie władzę nad
Dworem. A Yaku Kimura był skurwielem wiernym księciu Shizumo, który sprzedałby
własną matkę, by tylko mieć tę namiastkę władzy, którą myślał, że ma. Skurwiel
zdradził, miał pomóc pogrążyć Shiroyamę, ale tego nie zrobił. Tylko po to
wysłał syna do Gotei.
– Yaku Kimura od dawna nie miał żadnych ciekawych informacji
na temat Corrien. Za to ja wiem już wszystko, co chciałem. Śpij dobrze,
Watarachi. Pewnie się już nie obudzisz.
Kyoya wyszedł z aresztu usatysfakcjonowany, ale też zmęczony
tym wszystkim. Spojrzał na dwójkę podwładnych, którzy do tej pory kryli się w
cieniu.
– Zajmę się kapitanem – powiedział. – Wiecie, co macie
robić.
Skłonili się i zniknęli w mroku. Kyoya westchnął. Nim wrócił
do siebie, przeszedł obok mieszkania Corrien, ale nie dostrzegł świateł. Miał
nadzieję, że dziewczyna jakoś się trzyma i nie da się ostatecznie stłamsić
Kazemichim.
– To jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, moja pani – szepnął i
odszedł stamtąd.
***
Hisagi przeczytał raport Kyoyi dwa razy, zanim spojrzał na
swojego Trzeciego Oficera. Wiedział, że Kyoya prowadzi własne śledztwo w sprawie
ściągnięcia Corrie do Rukongai, ale nie spodziewał się ani skali ani takich
wyników.
– Wygląda na to, że moje modlitwy zostały wysłuchane i nie
mamy w Oddziale zdrajcy – odezwał się z nieukrywaną ulgą.
– Tego wciąż nie możemy wykluczyć, ale zawęziliśmy im już
pole działania – odparł Kyoya.
– Przedstawię ten raport na zebraniu kapitanów – postanowił Shuuhei.
– Co zrobić z Shoheiem? – zapytał Kyoya.
– Na razie nie zmieniaj mu obowiązków. Nie chcę, żeby ktoś
się domyślił, że chłopak mógł mieć z tym coś wspólnego. I tak ma teraz sporo na
głowie.
– Tak jest.
– Wyślij też prośbę do Czwórki, żeby przysłali Ayase Yukihanę
i zaprowadź ją do Corrie. Niech ją obejrzy.
– Oczywiście, kapitanie. Zajmę się tym.
Rozeszli się do swoich obowiązków, choć Shuuhei był pewny,
że jeszcze przed zebraniem dowódców nasłucha się na temat Corrie od Kurochiego.
Mimo to nie potrafił się do tego przyzwyczaić czy ignorować drania, którego
zaślepiała nienawiść. Zupełnie bezpodstawna zresztą. Corrie nie była winna
całego zła tego świata, do wszystkich powinno to w końcu dotrzeć.
Po większości kapitanów było widać krótką noc, ale wszyscy,
nawet Kenpachi, stawili się na wezwanie Kapitana-Dowódcy. Zresztą
vice-kapitanowie również wyglądali na zmęczonych, Renji nawet ziewał, gdy tylko
Kuchiki nie mógł tego zobaczyć.
Raporty dowódców były dość podobne. Grupa Kazemichiego w jakiś
sposób weszła niezauważona do Seireitei, podzieliła się i zaczęła robić
zamieszanie.
– Najprawdopodobniej zostali wpuszczeni przez Asukę Mochizukiego
z Jedenastego Oddziału – odezwał się Hisagi. – To on sabotował nasze odczyty i
przekazywał informacje wrogowi. Został wczoraj wieczorem schwytany przez mojego
Trzeciego Oficera i przesłuchany. Przyznał się do wszystkiego. Nad ranem
popełnił samobójstwo w celi.
– Że niby w moim Oddziale był zdrajca? – warknął Kenpachi.
– Tam się nie wyróżniał – odparł spokojnie Hisagi. –
Jedenastka od początku wojny z Dworem Wiatru była w terenie, więc z łatwością
mógł się wymykać, by przekazywać informacje.
– Niemożliwe, żeby działał sam – zauważył Kyoraku.
– Miał tu kilku pomocników, ale też sprawnie używał szantażu
i przymusu. Przekazałem już szczegóły kapitan Sui-Feng, by Onmitsukido ustaliło
tożsamość reszty szpiegów. Wciąż możemy mieć ich kilku w naszych szeregach.
– Trzech zostało już aresztowanych – odparła Sui-Feng.
– Pomyśleć, że miałeś na to czas, pilnując Shiroyamy – mruknął
Kurochi.
– Mam zdolnego Trzeciego Oficera – odwarknął Shuuhei. –
Udowodnił, że Corrie została we wszystko wrobiona, więc jak nie masz nic
mądrego do powiedzenia, to się zamknij.
– Nie pozwalaj sobie, Hisagi. Przypominam, że Shiroyama to
zapalnik całej tej wojny. Gdzie ona w ogóle jest? Taki z niej vice-kapitan, który
olewa swoje obowiązki.
– Odpoczywa na swojej kwaterze. Według raportu, który otrzymałem
wczoraj od Szóstego Oddziału, starła się z Ato Kazemichim i została ranna. Choć
zupełnie nie rozumiem, dlaczego kapitan Kuchiki zabrał Corrie do siebie po
walce.
Spojrzał na Byakuyę ze złością. Wiedział, że cokolwiek arystokrata
powiedział Corrie, skomplikowało bardziej sytuację, jakby nie wystarczało, że
musiała stawić czoła prawdzie sama. Skoro Kazemichi chciał ją osobiście zabić,
nie mogła się już oszukiwać, że to wszystko nie dzieje się za jego sprawą.
– Nie mieszaj się do tego, Hisagi – odparł beznamiętnie
Kuchiki. – Nie dotyczy to ciebie.
– Mojej vice-kapitan już tak, więc i mnie – syknął Hisagi.
Przed dalszą kłótnią powstrzymało ich stuknięcie laską o
podłogę. Wszystkie oczy zwróciły się na Kapitana-Dowódcę, który wyjątkowo rzadko
się dziś odzywał.
– Zachowujecie się jak banda gówniarzy. Ato Kazemichi jest
nie tylko sprytnym, ale i wykształconym przeciwnikiem. Wykorzystał córkę Shiroyamów,
a teraz, gdy przestała być mu potrzebna, osobiście postanowił się jej pozbyć.
Doskonale wie, że Corrien Shiroyama to miecz obosieczny i nie pozwoli, byśmy
jej użyli.
– Jakie Corrien ma w tym wszystkim znaczenie? – zapytał Toshiro.
– Bo to jest już chore, że arystokracja po obu stronach ma niemal obsesję na
jej punkcie.
– Stara legenda mówi, że Shiroyamowie byli najpotężniejszym
z rodów, bo byli potomkami córki Króla Dusz – odparł Kyoraku. – Obecnie już się
o tym nie mówi. Powstały jednak opowieści podsycające w shinigamich strach
przed powrotem Shiroyamów do Seireitei. Ato Kazemichi najprawdopodobniej
manipulował swoim bratem, który miał obsesję na punkcie Corrien. Wykorzystał
ją, nie bacząc na to, że ją zniszczy, a teraz nie pozwoli, by przeżyła. Dlatego
nakazał swoim szpiegom donieść na nią do Rady 46, kiedy nie było w Seireitei
osoby, która powstrzymałaby to szaleństwo. – Spojrzał wymownie na Byakuyę. –
Wszyscy daliśmy się wyrolować. Czy mam rację, Yama-ji? Kapitanie Kuchiki?
– Ze szczątkowych informacji wywnioskowałeś bardzo wiele,
Shunsui. Ato Kazemichi nie bierze jednak pod uwagę, co sama Corrien Shiroyama
może zrobić.
– Nic nie zrobi – odezwał się Byakuya. – Corrien nie udźwignie
tego wszystkiego.
– Może powinniśmy ją nadal trzymać w nieświadomości? –
zasugerowała Unohana.
– Za późno. Kapitan Kuchiki wczoraj wszystko jej powiedział –
warknął Hisagi. – Tylko po co? Czego Kuchiki chcą od Corrie?
– Nie sądzę, żeby kapitan Kuchiki chciał skrzywdzić Corrie –
odezwał się Ukitake. – A konflikt w tej chwili jest nam niepotrzebny.
Shuuhei chciał się odezwać, ale powstrzymał go Kapitan-Dowódca,
który odezwał się pierwszy:
– Kapitanie Hisagi, vice-kapitan Shiroyamie nie wolno
opuszczać Seireitei. Do końca konfliktu ma pozostać na miejscu. Koniec
zebrania.
Shuuhei jednak nie odpuścił i zastąpił Byakuyi drogę.
– O co w tym chodzi? – zapytał.
– To rodowe sprawy i tobie nic do tego, Hisagi.
– Corrie nie jest częścią rodu Kuchiki – warknął Shuuhei. –
Przestańcie nią manipulować. To wszystko nie wystarczy?
Byakuya spojrzał na Hisagiego beznamiętnie, po czym minął go
bez słowa. Shuuhei miał dość. Corrie bez knowań Kuchikich była w rozsypce, a on
nic nie mógł dla niej zrobić. Do tego Kazemichi pragnął jej śmierci i z
pewnością spróbuje jeszcze stworzyć okazję, by ją zabić. Sytuacja była
beznadziejna.
Wrócił do biura zły i rozgoryczony. Na widok miny Kyoyi
poczuł jeszcze gorszy nastrój.
– Corrie? – zapytał.
– Nie wpuściła nas. Nie dała nawet znaku życia.
– Co za kretynka – warknął Shuuhei.
Rozumiał, że wczoraj, na świeżo nie chciała rozmawiać, ale
Kyoya i Ayase mieli zająć się jej ranami, zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku.
Czy Corrie naprawdę musiała wciąż utrudniać?
Wypadł z biura jak oparzony i chwilę później pukał już do
mieszkania przyjaciółki. Nikt mu jednak nie odpowiedział.
– Corrie, jesteś tam?! – zawołał.
Shiroyama nie odpowiedziała. Shuuhei miał złe przeczucia, że
mogła zrobić coś głupiego albo rana zadana przez Kazemichiego była poważniejsza
i coś jej się stało. Przez chwilę nawet zamierzał wtargnąć do mieszkania siłą,
ale powstrzymało go uchylenie drzwi. Szpara była niewielka, więc nawet nie
widział Corrie, ale wystarczająco, by usłyszał jej cichy głos:
– Idź stąd, kapitanie. Nie przysyłaj tu nikogo. Chcę zostać
sama.
– Musimy porozmawiać.
– Nie chcę rozmawiać. Ani z tobą ani z nikim innym. Nie
otworzę wam więcej.
Po tym drzwi się zamknęły. Shuuhei usłyszał tylko stłumione,
oddalające się kroki. Westchnął ciężko, ale odpuścił. Na razie to nie miało
sensu zwłaszcza, że Corrie im nie ufała. Nie dziwiło go to, ale też zamierzał
to naprawić.
Corrie nie dawała znaku życia przez następne trzy dni, czym
doprowadzała Hisagiego do szału. Wiedział, że jest jej ciężko w tej sytuacji,
ale nie mogła nadal udawać nieobecnej. Jak mieli jej pomóc, skoro schowała się
tak głęboko, że nie byli w stanie do niej dotrzeć?
– Wyglądasz jak chmura gradowa – zauważyła Rangiku, gdy przyszła
w czasie przerwy do Dziewiątki z gotowym obiadem.
– Corrie nadal nie wychodzi z mieszkania. Nawet nie wiem,
czy się tam nie zabiła.
– Nie zrobiłaby czegoś takiego – fuknęła Matsumoto.
– Już raz próbowała. Na Dworze Wiatru – przypomniał.
– Wtedy była zdesperowana. Teraz mamy inną sytuację –
odparła. – Poza tym skoro tak się martwisz, czemu do niej nie pójdziesz?
– Bo to się pewnie skończy awanturą. Wiesz, że ostatnio się
nie dogadujemy.
– Bo za mocno na nią naciskasz, chcąc, żeby zachowywała się
po twojemu – stwierdziła.
– Nieprawda.
– Na pewno? Shuu, ty jej nie ufasz i jej to okazujesz, choć
wiesz, że Corrie teraz potrzebuje wsparcia. Nadal nie wybaczyłeś sobie, że ją
podejrzewałeś?
– Dziwisz mi się? Zresztą wszystkim przeszło to przez myśl –
usprawiedliwił się.
– Ale to ty jesteś jej kapitanem. Od ciebie potrzebowała
wsparcia. Nie uważam, że dobrze zrobiła, okłamując cię, ale za jedno potknięcie
dostała całą masę uprzedzeń.
Shuuhei przez chwilę chciał się sprzeczać dalej, ale musiał
przyznać Rangiku rację. Przez lata nauczył się oszukiwać samego siebie, że
poradził sobie ze zdradą kapitana Tousena, ale kiedy Corrie go okłamała,
pozwolił, by tamte emocje przyćmiły mu zdrowy rozsądek. Oboje byli po równo
winni sytuacji i żadne z nich nie zrobiło nic, by faktycznie naprawić relację
pomiędzy nimi. Corrie zbyt zaaferowana narastającym zagrożeniem ze strony Dworu
Wiatru chciała wszystko rozwiązać osobiście przekonana o takim obowiązku z jej
strony. On nadal rozgoryczony własną traumą i problemami, które pojawiały się
jak grzyby po deszczu, próbował nauczyć się bycia kapitanem w dobie kryzysu,
zapominając o przyjaźni, która przecież trwała już od lat.
– To co mam zrobić? – zapytał.
– Na razie uspokoić się i zjeść, póki ciepłe – odparła. –
Potem zajrzę do Corrie. Postaram się ją wyciągnąć z mieszkania.
– Obawiam się, że do tego potrzebujemy Kiry – mruknął.
Rangiku wiedziała, że podjęła się niełatwego zadania. Corrie
już tak miała, że wszelkie bolączki trzymała w sobie. Przez lata jej na to
pozwalali i teraz nie mogli się skarżyć, że o niczym im nie mówiła. Tylko
sprawa była już zbyt poważna, by poradziła sobie z nią sama.
Corrie siedziała zawinięta w koc przy drzwiach na werandę,
ale tak, że z ogrodu nie było jej widać. Na zewnątrz było już ciemnawo, jednak
nie zapaliła żadnego światła.
– Całe trzy dni tak siedzisz? – zapytała Matsumoto.
– Rangiku-san, jak tu weszłaś?
Corrie poderwała się z miejsca, niemal zaplątując się w koc,
ale jakoś utrzymała równowagę. Wyglądała na wycieńczoną, jakby nie spała od
kilku dni, nie było jednak na jej twarzy śladu rozpaczy.
– Zapasowe klucze – wyjaśniła Rangiku i włączyła światło.
Teraz dużo lepiej widziała wołający o łazienkę wygląd
przyjaciółki.
– Nie powinnaś tu wchodzić bez pozwolenia – stwierdziła Corrie.
– Idź sobie. Nie chcę tu nikogo.
– Bo chcesz być sama? I co dalej? Chcesz tu zostać do końca
życia?
– A co innego miałabym robić? – warknęła Corrie. – Dwór Wiatru
ma mnie w dupie, Kuchiki pieprzy jakieś farmazony, Dziewiątka mnie nie chce, a
reszta i tak znowu skaże mnie na śmierć.
– A Kira?
– A Kiry tu nie ma. Nikomu nie jestem potrzebna.
– To czemu jesteś zła? – zapytała Rangiku.
– Jeszcze się pytasz?! – wrzasnęła Corrie rozwścieczona. –
Po co tu przyszłaś?! Nie wyraziłam się jasno?! Chcę zostać sama! Wynoś się!
Matsumoto chyba nigdy nie widziała tak wściekłej Corrie.
Owszem, złościła się jak każdy, ale do wpadania w furię było jej daleko. Jednak
tłamszenie w sobie emocji w końcu doprowadziło do tego, że Shiroyama miotała
się jak oszalałe z bólu zwierzę. To był bardzo przykry widok.
– Kapitan-Dowódca powiedział nam o legendarnych powiązaniach
pomiędzy Shiroyamami a Królem Dusz. O resztę wypytałam Setsu. Powiedziała mi, o
co posprzeczałaś się z kapitanem Kuchiki – wyjaśniła spokojnie.
Corrie poczuła, jak fala gniewu ginie w pustce, którą czuła
od kilku dni. Którą wypalił w niej Ato, przyznając się do zdrady. Nie, to nawet
nie była zdrada, bo Ato, którego znała Corrie, nigdy nie istniał. To była tylko
iluzja.
– Więc nie ma już nic do dodania w tej sprawie – powiedziała
z rezygnacją. – Po co przyszłaś? Bo mój kapitan nie miał odwagi znowu sterczeć
pod moimi drzwiami?
– Wiesz, że Shuuhei się martwi.
– A zarzuca mnie tylko pretensjami.
– Na pewno?
– Nie broń go, Rangiku-san – warknęła. – I tak żałuje, że
wziął mnie na swojego zastępcę. Co w ogóle ze mnie za vice-kapitan?
– Złamany – odparła bez wahania Matsumoto. – Ato Kazemichi
cię oszukał, wykorzystał, a potem próbował zabić. Mogę sobie tylko wyobrazić,
jak bardzo to bolesne. Kira nadal nie odzyskał przytomności po tym, jak przyjął
na siebie śmiertelny cios przeznaczony dla ciebie. A kapitan Kuchiki jest kapitanem
Kuchikim i Setsuko aż tak go nie zmieniła. Jednak chcę wierzyć, że chciał dla
ciebie dobrze. Chciał dać ci wolność.
– Koniec końców i tak próbował mi ją zabrać – zauważyła Corrie.
– Nie umiem uwierzyć w tę dziewczynę, którą znasz, Rangiku-san. Mam wrażenie,
że została już tylko pusta skorupa.
– Może trzeba ją na nowo wypełnić? – zasugerowała Matsumoto.
– Czym?
– Czym chcesz. Masz prawo być wściekła po tym wszystkim.
– Jestem, ale najbardziej na siebie. Nie chciałam przyznać
się do błędu. Gdy Kuchiki uwolnił mnie z celi śmierci, butnie stwierdziłam, że
będę walczyć z Ato, a koniec końców dałam się obić jak dziecko. Nienawidzę go,
bo mnie złamał. Nienawidzę go, bo dał mi nadzieję, że mogę coś posiadać, że
mogę być kimś więcej niż tylko pionkiem. Nienawidzę go, bo skrzywdził ludzi,
których kochałam. A najbardziej nienawidzę siebie, bo mu na to pozwoliłam.
Ze złością starła pierwszą łzę spływającą po policzku. Nie
broniła się jednak, gdy Rangiku przyciągnęła ją do siebie i przytuliła.
– Jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy – powiedziała Matsumoto.
– Kochamy tych, którzy są niewarci kochania. Ufamy tym, którzy są niewarci
naszego zaufania. Przekornie nie słuchamy innych, chcąc być samodzielnymi. To
nic złego. Nie musisz być idealna.
– Już mi to mówiłaś.
– I będę powtarzać tyle razy, ile trzeba będzie. Powoli,
krok po kroku podniesiesz się z tego. Trochę samodzielnie, trochę opierając się
na nas. Nie jesteś z tym sama, Corrie. Wystarczy wyjść z domu.
– Nie chcę.
– Ale trzeba. Czas się ogarnąć, pójść do Czwartego, by
zmienić ci opatrunki, a potem na kolację. Na razie wymagam od ciebie tylko
tyle.
O chuj! No wiedziałam, że z Kyoyą jest coś nie teges, ale zdecydowanie nie podejrzewałam go o pokrewieństwo z Corrie.
OdpowiedzUsuńUciszyli gnoja i w sumie dobrze.
Noo, Hisag wreszcie miał jaja odpyskować Kurochiemu *klaszcze sakrkastycznie* No brawo, kuźwa, szkoda, że tak późno. Hisag sobie ewidentnie nie radzi z byciem kapitanem.
Rangiku zaś spisuje się całkiem nieźle. Poza Kirą, chyba tylko ona jedna ma szansę się przebić przez mur zbudowany przez Corrie.
Moja przeglądarka robi sobie jaja i nie chce mojego komentarza opublikować, zobaczymy jak pójdzie tym razem...
OdpowiedzUsuńDobra, kopara mi opadła do samej ziemi, kiedy Kyoya wyjawił, że jest jednym z Shiroyamów. Mega zaskoczenie! Niby to tylko piąta woda po kisielu, ale dobrze wiedzieć, że Corrie pozostał jeszcze ktoś, kto sekretnie jej strzeże.
Hisagi jak zwykle nie ma lekko na zebraniu kapitanów, ale trzeba przyznać, że nie dał sobie wejść na głowę i nawet postawił się Byakuyi. Szkoda tylko, że z Corrie mu gorzej idzie. Zdecydowanie stracił już cierpliwość, no ale Rangiku ponownie wkracza do akcji. Po jej poprzedniej rozmowie z Corrie miałam nadzieję, że coś się ruszy, bo poruszyły kilka bardzo istotnych tematów, ale... no cóż, nie wyszło. Ciekawe jak pójdzie tym razem, może chociaż uda jej się wyciągnąć ją do tej czwartej dywizji.
No i wciąż trzymam kciuki za tego Kirę, bo to jego obecności w tej chwili Corrie potrzebuje najbardziej.
Siedem rozdziałów, mówisz? Już teraz wiem, że będzie mi brakować tej historii. Na szczęście to nie jest twój jedyny Bliczowy ficzek, więc jakoś to chyba zniosę.