poniedziałek, 4 lipca 2022

Rozdział 50.

Niespodzianka! Postanowiłam jednak przyspieszyć publikowanie tych ostatnich rozdziałów, byście mogli zobaczyć finał tej historii szybciej niż jesienią. Dziś to, na co wszyscy czekali od tygodni, czyli przebudzenie naszej śpiącej królewny. A kolejne rozdziały co tydzień.

 

Shuuhei nie mógł znaleźć Corrie w żadnym z miejsc, gdzie lubiła się zaszywać. Przez to czuł coraz większy niepokój, choć próbował go stłumić wraz z tym niezadowoleniem, że znowu mu czegoś nie mówiła. Choć to nie do końca było tak. Sam założył, że o tej porze chodzi do Kiry, by przy nim posiedzieć w nadziei, że w końcu się obudzi. Zresztą gdyby nie Ayase, nadal by niczego nie podejrzewał. Jednak medyczka nie miała powodu kłamać. Corrie nie pojawiła się u Kiry od napaści Ato.

Te słowa zaniepokoiły Shuuheia na tyle, by wyszedł znaleźć swoją krnąbrną vice-kapitan, ale na razie nie miał szczęścia. To go jeszcze bardziej zdenerwowało. Skoro postanowiła się gdzieś zaszyć, mogła robić coś zdecydowanie niebezpiecznego, a w tej chwili nie było to zbyt dobre.

W końcu zaszedł na nieużywane od lat pola treningowe Dziewiątki. W pierwszej chwili poczuł jedynie gęsią skórkę i sądził, że to temperatura tego miejsca. Dopiero po kilku kolejnych krokach zrozumiał, co go zaalarmowało.

Nad ośnieżonym polem unosiły się kłęby mgły, na razie dość rzadkiej, ale lodowato zimnej. Nieostrożnie wszedł na lód i się poślizgnął, choć udało mu się złapać równowagę. Zaraz też poczuł na policzku lodowaty podmuch wiatru.

Pośród tego wszystkiego Corrien pojedynkowała się z Yukikaze. Zanpakutou pierwsza go dostrzegła i odwołała srebrne ostrze. Powietrze wokół zrobiło się nieco cieplejsze. Yukikaze ukłoniła się Hisagiemu z uśmiechem, po czym także zniknęła, zaś Corrie odwróciła się wyraźnie zaniepokojona.

– Co ty wyprawiasz? – warknął Shuuhei, gdy dotarło do niego, czego był właśnie świadkiem.

– Trenuję – odparła.

– Rozpostarcie? O ile pamiętam, miałaś zakaz jego używania bez zgody mojej albo Kapitana-Dowódcy. Poza tym nie doszłaś jeszcze do siebie po ostatnim.

Corrie zapieczętowała miecz i schowała ostrze do sayi. Spojrzała na Shuuheia ze złością.

– Jak mam nad nim panować, skoro nie mogę nawet trenować? – syknęła. – Gdybym tylko wspomniała, nie zgodziłbyś się.

– Więc wolałaś złamać rozkaz. Świetnie. Jak to o tobie świadczy jako vice-kapitanie?

– I tak żaden ze mnie vice-kapitan – stwierdziła zimno. – Sam przyznasz, że się nie sprawdziłam. Dziwne, że jeszcze mnie nie zdegradowałeś.

Shuuhei zacisnął zęby w złości. Pamiętał o słowach Rangiku, ale nic nie mógł poradzić na to, że Corrie w obecnym stanie doprowadzała go do szału. Nie był tylko pewny, czy Shiroyama robiła to specjalnie czy tak wychodziło, ale był skłonny uwierzyć w każdą wersję.

– Po co ci to rozpostarcie? – zapytał.

Był ciekawy i zaniepokojony zachowaniem Corrie. Nigdy nie zdarzyło jej się z premedytacją złamać rozkazu. Nagiąć, owszem, ale nie złamać.

– A jak inaczej mam walczyć i zniszczyć Dwór Wiatru? – warknęła.

– Zwykle nie opierałaś się na czystej sile – zauważył.

Corrie zagryzła wargę, ale zaraz przez jej twarz przeszedł grymas gniewu.

– Nie udawaj idioty, kapitanie! – wrzasnęła. – Wszyscy w tym cholernym Seireitei wiedzą, że ta wojna wybuchła z mojego powodu. Bo tu jestem. Mam tego dość. Ilu jeszcze shinigamich ma zginąć? Zniszczę Dwór Wiatru, choćby miało mnie to kosztować życie.

Shuuhei przez chwilę był zbyt zszokowany, by odpowiedzieć. Dawno już nie widział tylu emocji na twarzy Corrie, ale to, co przebijało się najbardziej, przerażało go. Nie chciał widzieć takiej Corrie.

– Nie puszczę cię do walki z sercem pełnym nienawiści – oznajmił spokojnie. – Zginiesz.

– Nie dbam o to.

– Ale ja tak. Nie dam ci zginąć. Zresztą Kapitan-Dowódca podtrzymał twój zakaz opuszczania Seireitei. Jeśli nadal będziesz ignorowała rozkazy, uziemię cię w Dziewiątce.

– Nie ośmielisz się.

– Corrie, jestem twoim dowódcą – przypomniał. – Poza tym pomyślałaś, co poczują inni po twojej śmierci? O Kirze? On cię już też nie obchodzi? Kiedy ostatni raz u niego byłaś?

– Nie mieszaj się w moje prywatne sprawy, kapitanie.

– Tak się składa, że jestem również twoim przyjacielem – odpowiedział. – Czy może coś się w tym względzie zmieniło, co? Zresztą nie o tym teraz rozmawiamy. O co chodzi z Kirą, co?

Corrie wzruszyła ramionami.

– A co ma być? Po tym wszystkim, co się wydarzyło, i tak nie mam prawa z nim być. Znowu go tylko narażę na nieprzyjemności i rany.

– Nie możesz o tym decydować sama, Corrie. To dotyczy was obojga.

– Teraz to i tak nie ma znaczenia – odparła. – Kto wie, kiedy Izuru się obudzi. I czy w ogóle to zrobi.

Chwilę później Shuuhei został sam na polu treningowym. Ta rozmowa uświadomiła mu, że stało się najgorsze – w Corrie nie było już woli walki o cokolwiek. Pozostała jej już tylko chęć zemsty na człowieku, który kiedyś znaczył bardzo dużo, ale zniszczył ją dla własnych celów. Taka Corrie była obca i niebezpieczna, gotowa, by porzucić wszystko. Shuuhei nie mógł na to pozwolić.

Corrie zwróciła uwagę na Shoheia dopiero po kilku krokach w stronę biura następnego ranka. Chłopaka spotkała pod mieszkaniem, skinęła mu głową na powitanie, ale ten szedł za nią.

– Nie masz nic do roboty? – zapytała chłodno.

– Od dzisiaj mam ci wszędzie towarzyszyć – odparł Shohei.

– Na czyje polecenie?

– Kapitana, oczywiście.

Corrie poczuła, jak zalewa ją furia. Chwilę później wpadła do biura, w którym zastała już Hisagiego nad papierami. Oparła się dłońmi o jego biurko.

– Co to ma znaczyć, do cholery? – warknęła.

– Co się stało?

– Jeszcze się pytasz?! Czemu Shohei ma za mną łazić?!

Hisagi westchnął. Spodziewał się, że Corrie nie będzie zachwycona, ale nie myślał o takiej awanturze. Najwyraźniej nie docenił swojej zastępczyni.

– Nie mogę chodzić za tobą krok w krok, Corrie, a najwyraźniej moja stała obecność w Seireitei nie wystarcza, żebyś nie ładowała się w kłopoty. Ktoś musi mieć na ciebie oko, więc poprosiłem o to Shoheia.

– To absurd.

– Nie, Corrie. Po tym, co mi wczoraj powiedziałaś, obawiam się, że zrobisz coś bardzo głupiego, gdy nie będę patrzył. Może i Shohei cię nie powstrzyma, ale zdoła mnie wcześniej powiadomić, żeby nie skończyło się tak jak ostatnio. Nie pozwolę ci zginąć, Corrie. I ostrzegam cię, jeśli w jakikolwiek sposób zaatakujesz Shoheia, zarekwiruję twoje Zanpakutou, a ty zostaniesz umieszczona w areszcie domowym. Bardzo nie chcę tego robić, więc mnie nie zmuszaj.

Corrie warknęła ze złości, ale nie widziała żadnej luki w rozkazie. Nawet w tej chwili zaatakowanie podwładnego brzmiało ohydnie, więc nie miała tego w planach, ale stała obecność Shoheia dość mocno ograniczyła jej swobodę ruchu.

Nienawidzę cię – rzuciła i zgarnęła papiery ze swojego biurka. – Dziś pracuję w domu.

 

***

 

Ocknął się z myślą, że spał bardzo długo. Zbyt długo, choć nie potrafił określić upływu czasu. Sny również pamiętał dość słabo, choć wiedział, że dotyczyły one Corrie.

Nie było jej obok. Oczekiwał tego, wiedział, że musiała szaleć z przerażenia i z pewnością nie odstępowała go na krok, a jednak nie było jej obok. To go zaniepokoiło, bo mogło oznaczać wiele złych rzeczy. Potrzebował odpowiedzi i pewności, że Corrie nic nie jest. Że ją ocalił tamtego deszczowego popołudnia, gdy nie potrafił jej powstrzymać.

Odrętwiałe ciało nie chciało go słuchać, ale nadal próbował wstać, gdy do sali zajrzała Isane. Potem poszło już szybko, rutynowe badania, zapewnienia, że Corrie zaraz zostanie poinformowana o jego przebudzeniu, choć wciąż mu coś nie pasowało.

– Witamy wśród żywych, śpiąca królewno – powitał go Hisagi, gdy przyszedł w odwiedziny.

– Gdzie jest Corrie? – zapytał Kira, czując zawód, że Shiroyama nadal się nie pokazała.

Shuuhei westchnął na wspomnienie sprzed kilku godzin, gdy do biura Dziewiątki przyszła Ayase z dobrymi informacjami. Wszyscy czekali z utęsknieniem na wieść, że Kira odzyskał przytomność.

– Prosił, żeby cię powiadomić, Corrie-san – dodała medyczka, uśmiechając się lekko.

Zaraz jednak mina jej trochę zrzedła, bo Shiroyama po chwili zaskoczenia wróciła do raportu leżącego przed nią.

– Corrie – odezwał się Shuuhei.

– Praca się sama nie zrobi – mruknęła Shiroyama.

– Idź do niego. Przecież czekałaś na to od tygodni.

– Nie interesuj się prywatnymi sprawami, kapitanie – warknęła i wyszła z biura.

Nie widział jej od kilku godzin, a skoro Kira o nią pytał, nie przyszła tutaj. Tego Shuuhei obawiał się od tamtej rozmowy, gdy przyłapał ją na treningu rozpostarcia.

– Hisagi-san, co się stało? Gdzie jest Corrie?

– Wiele się wydarzyło, gdy byłeś nieprzytomny. Corrie nie przeżyła tego dobrze – odparł i opowiedział Kirze o wszystkim.

Izuru zacisnął dłoń na pierścionku, który znalazł na szafce nocnej. Nie miał wątpliwości, do kogo należał, a sama jego obecność tutaj budziła niepokój. Opowieść Hisagiego tylko wzmocniła te złe przeczucia. Był zły na siebie, powinien być przy Corrie, nie zostawiać jej z tym wszystkim samej.

– Rozumiem. To dla wszystkich musiało być bardzo trudne.

– Kiedy cię wypuszczają? – zapytał Shuuhei.

– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zapewne jutro. Kapitan Unohana chce mieć pewność, że mogę wrócić do służby.

Następnego dnia, gdy mógł już opuścić Lecznicę, w pierwszej kolejności zawędrował do Dziewiątego Oddziału. Wiedział, że powinien zameldować się kapitanowi, nadrobić obowiązki i przygotować Trójkę do nadchodzących wydarzeń, ale nie mógł inaczej. Najpierw musiał spotkać się z Corrie. Zobaczyć ją i zamienić choć kilka słów.

Wpadł do biura Dziewiątki bez pukania. Shiroyama akurat położyła przed Hisagim dokumenty gotowe do podpisania. W kącie siedział Shohei Kimura i czyścił miecz.

– Kira – odezwał się Shuuhei.

Corrie odwróciła się gwałtownie z trudną do odczytania miną. Wróciła do swojego biurka i tylko drżenie dłoni zdradzało zdenerwowanie.

– Chciałem cię zobaczyć, Corrie – powiedział Izuru, ignorując obu mężczyzn.

Liczyła się tylko ukochana kobieta. Czuł niepokój, kiedy nie zareagowała tak, jak na to liczył, ale po opowieści Hisagiego był przygotowany na trudności.

– Potrzebujesz mnie do czegoś, vice-kapitanie Kira? – zapytała chłodno.

To było jak policzek, ale nie zamierzał się poddawać. Wyciągnął na otwartej dłoni pierścionek, który u niego zostawiła.

– Co się stało? – zapytał.

– Zwykle oddanie pierścionka zaręczynowego oznacza zerwanie – odparła. – Myślałam, że to jasne.

– Corrie – syknął Hisagi.

– Jesteś tego pewna? Wiem, że wiele się wydarzyło, ale…

– Vice-kapitanie Kira, to koniec. – Weszła mu w słowo, zbierając dokumenty do teczki. – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, więc jeśli nie masz do mnie jakieś sprawy związanej z pracą, uznaję rozmowę za zakończoną. Kapitanie, idę do Trzynastki i Dwójki z raportami. Niedługo wrócę.

– Czy ty sobie robisz jaja, Corrie? – warknął na nią Hisagi.

Posłała mu ponure spojrzenie i wyszła, mijając w milczeniu Kirę. Za nią poszedł Shohei. Dostrzegł, jak pozwala, by opadły jej ramiona, gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem Kiry.

– Nie powinnaś tego robić, Corrie-san – odezwał się. – W ten sposób ranisz głównie siebie.

– Zamknij się – warknęła.

Przełknęła tę gorzką gulę w gardle, żeby się nie rozpłakać. Chciała rzucić się w ramiona Kirze, marzyła o tym przez tygodnie, ale nie mogła. Musiała trzymać go na dystans, żeby nie narażać na kolejne kłopoty. „Tobie nie wolno kochać, Corrien. Inaczej zostaniesz srogo ukarana” – powtarzała ciotka Midori. Shiroyama sama nawarzyła sobie tego piwa, teraz musiała je wypić.

 

***

 

Hisagi wstał wściekły na swoją zastępczynię. Kira wyglądał jak zbity pies po tym, jak Corrie go potraktowała, a to było po prostu niesprawiedliwe.

– Kompletnie jej odbiło – warknął Shuuhei. – Co ona sobie w ogóle myśli?

– Hisagi-san, wystarczy – odezwał się Kira. – Corrie dużo wycierpiała. Nic dziwnego, że reaguje w ten sposób.

– Nie broń jej, Kira. Nie ma prawa cię tak traktować.

– Porozmawiam z nią. Corrie w końcu zrozumie. Nie naciskaj na nią, proszę.

Shuuheiowi nie podobała się ta prośba. Zbyt dobrze znał Kirę, by nie dostrzec, że zaczął się zachowywać w ten sam sposób co w stosunku do Ichimaru, nim ten go ostatecznie zdradził i porzucił. Hisagi miał nadzieję, że przyjaciel wyciągnął wnioski, ale to chyba nie było takie proste. Do tego Corrie była bardzo uparta i kolejne próby rozmowy mogły skończyć się dość nieprzyjemnie.

– Kira, nie będę udawał, że wszystko jest w porządku.

– Nie jest, ale o pewnych rzeczach muszę porozmawiać z nią sam. Pójdę już. Powinienem zameldować się kapitanowi Kurochiemu.

Kira nie wrócił prosto do Trójki, ale skręcił do Szóstego Oddziału. Owszem, bolało go, jak został potraktowany przez Corrie, ale czuł też narastający gniew, odkąd Hisagi wszystko mu wyjaśnił. Może Shiroyama nie byłaby w takim stanie, gdyby inni nie obciążali jej własną odpowiedzialnością.

Wszedł do biura Szóstki zaraz po otrzymaniu pozwolenia. Zignorował Renjiego, który uśmiechnął się na jego widok.

– Kira, długo kazałeś na siebie czekać. Co cię sprowadza?

Izuru podszedł do biurka Byakuyi, który nie zwrócił zbytniej uwagi na gościa.

– Kapitanie Kuchiki, nie sądziłem, że jest z pana taki kawał gnoja – powiedział, ignorując oburzenie Abaraia. – Naprawdę próba zamknięcia Corrie miała w czymkolwiek pomóc? Jakby pan jej nie znał.

Byakuya podniósł na niego spojrzenie, a w biurze zrobiło się duszno od ciężkiego, rozgniewanego reiatsu kapitana Szóstki. Renji aż usiadł, starając się zajmować jak najmniej przestrzeni. Jednak Izuru się nie wystraszył.

– Nie zapominaj się, vice-kapitanie Kira – odezwał się chłodno Byakuya. – Żadne z was nie zdaje sobie sprawy, jak skomplikowana jest obecnie sytuacja Corrien. Im dłużej chodzi swobodnie, bez żadnej kontroli, tym większym cierniem w oku jest dla Rady 46. Kto wie, czy w tej chwili ktoś nie wysyła swoich ludzi, by ją zabić, a chyba sam widzisz, że Hisagi sobie z nią nie radzi. Powiedziała ci w ogóle, czym jest sopel? – zapytał.

– Co to ma do rzeczy?

– Zapewne sama nie zdaje sobie sprawy z jego pierwotnej roli. Sopel to pieczęć, ogranicznik mocy Shiroyamów. Stworzyli go sami z pomocą Magii Demonów, której nikt nie jest w stanie odtworzyć, ale to zaklęcie zostało w ich reishi. Legendy mówią, że potomkinie córki Króla Dusz odziedziczyły jej moc zdolną do zmiecenia Soul Society do ostatniej odrobiny reishi. Niestabilna psychicznie Corrien jest zdolna do wszystkiego.

– Dość tych bzdur! – warknął Kira. – Corrie nie jest szaleńcem pokroju Aizena. Zna ją pan. Nie obróciłaby się przeciwko nam.

– Takiś pewien? Jej rozpostarcie już jest wystarczająco silne, by bez problemu zniszczyć Seireitei, a nikt nie ma nad nią kontroli.

– Corrie nie potrzebuje kontroli, ale spokoju i akceptacji. Jak długo Kuchiki zamierzają obciążać ją swoimi błędami? Od początku próbował pan zmusić ją do chodzenia pod własne dyktando i jak to pomogło? Kiedy do pana dotrze, że Corrie jest shinigami i to był jej świadomy wybór? Nie potrzeba jej ograniczać, wystarczy to, czego jej wszyscy odmawiacie. Własnego miejsca na świecie.

Wciąż wściekły opuścił biuro Szóstki, trzaskając za sobą drzwiami. Renji nie wierzył w to wszystko, czego był świadkiem. Kiedy Kira aż tak zaczął walczyć o swoje? Chociaż może on miał jeszcze szansę dotrzeć do Shiroyamy, która oddalała się od wszystkich coraz bardziej pogrążona przez poczucie odpowiedzialności za wydarzenia wywołane przez chciwość innych.

– Nie poznaję go – mruknął Abarai. – Chociaż jeśli ktoś ma jeszcze szansę powstrzymać Corrie przed robieniem głupot, to tylko Kira. Jego zupełnie nie obchodzi ta cała heca z jej pochodzeniem.

– Patrzy na nią przez pryzmat uczuć – odparł wciąż zirytowany Byakuya. – Widzi to, co chce widzieć. Może nawet szuka w niej cech Ichimaru.

– W to akurat wątpię. Po prostu ją kocha bez względu na wszystko. To nie może być złe – stwierdził Renji. – Ty byś nie zachował się podobnie, gdyby chodziło o Setsuko-san, kapitanie?

– Wróć do pracy, Renji.

Abarai uśmiechnął się pod nosem, ale był to krótki gest. Wiedział, tak jak i Byakuya, że Kira w obecnym stanie nie podda się bez walki. To nie była już bezwolna marionetka, która po ucięciu sznureczków nie potrafiła niczego samodzielnie zrobić. Vice-kapitan Trójki nie zamierzał stracić ukochanej i z pewnością zrobi wszystko, by ją ochronić, choćby miałby to być pakt z diabłem. Skutki tego wszystkiego przyjdzie im dopiero zobaczyć.

3 komentarze:

  1. Jak mnie Shu wkurza ostatnimi czasy - nie masz pojęcia. Ja się z Byakuyą zgadzam, że on se nie radzi. Z Corrie, z oddziałem. Z niczym, choć i Byakuś w sprawie Corrie nie był lepszy. Ale Shu ewidentnie woli się wkurzać na Corrie i to nie pomaga. Jak ja bym mu w łeb strzeliła. Tak pyk przez potylicę.
    Corrie też nie robi dobrze, ale mimo wszystko ją rozumiem. Wszyscy próbowali ją zniszczyć i chyba ten gniew rozumiem w tym wszystkim bardziej, niż jej inne zachowania. Ale fakt, że myśli o Kirze i tym, żeby go ratować, pokazuje, że jeszcze nie oszalała. Mimo wszystko. I zgaduję, że wiemy przynajmniej, dlaczego Yukikaze jest taka drapieżna, bo to gdzieś głęboko, ale ukrywało się w Corrie i teraz wychodzi dopiero, bo zagnali ją w kozi róg.
    No i Kira. Wreszcie się obudził. Hurra! No i to jak się stawia wszystkim. No pięknie. Klasa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, nadzieja we mnie umarła już na pewno. Corrie już nic nie pomoże i to jest naprawdę straszne co się stało z tą dziewczyną. Boję się, że w tych samodestrukcyjnych zapędach posunie się za daleko i wydarzy się prawdziwa tragedia. Hisagi jest już tak bezsilny, że rozumiem skąd u niego ta cała złość, widać, jak męczy go to, że nie potrafi nic zrobić dla Corrie.
    Za to strasznie mi szkoda Kiry, ale po tamtym pożegnaniu w sumie nie wiem czego się spodziewałam. I pewnie Corrie robi to wszystko, żeby go chronić, ale myślę, że nie tędy droga. A w ogóle to ciekawe jakimi lekami traktowali go tam w czwórce, bo przy okazji wyleczyli mu pewność siebie. Ten moment, kiedy nazwał Byakuyę gnojem był bezcenny. Renji usiadł z wrażenia, a ja bym mu jeszcze popcorn dorzuciła, bo to zacne widwisko było. Swoją drogą Abarai też powiedział coś z sensem i może coś wreszcie dotarło do Byakuyi, kto wie.
    W sumie to się cieszę z tych częściej publikowanych rozdziałów, chociaż to zakończenie ma jesień fajnie by się zazębiło z powrotem anime, ale na tym etapie czekanie dwa tygodnie na kolejny rozdział to byłaby męczarnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kirze się po prostu skończyła cierpliwość^^ Przez chwilę nie patrzył i się porobiło, więc hamulce puściły. A to jeszcze nie jest najlepsza scena w jego wykonaniu

      Usuń

Laurie January