poniedziałek, 11 lipca 2022

Rozdział 51.

Zgodnie z nowym postanowieniem rozdziały pojawiają się co tydzień. Kłopotów ciąg dalszy, ale przy tym pojawiają się też ważne postanowienia, a bohaterem tego rozdziału jest zdecydowanie Toshiro. On ze wszystkich dowódców chyba najbardziej obiektywnie w tej chwili patrzy na sytuację i uderza w odpowiedni punkt^^

 

Rukongai płonęło. Pożar zaczął się w nocy na najdalszych krańcach miasta dusz, w kilku miejscach jednocześnie. Tak mówiły pierwsze raporty, gdy dostrzeżono płomienie. Wysłane na miejsce drużyny nie radziły sobie z żywiołem i nie było wątpliwości, że ogień podsyca przeciwnik. Nikt nie wiedział, dlaczego Kazemichi kazał podpalić Rukongai.

Następne raporty nie napawały optymizmem. Kolejne okręgi zmagały się z żywiołem, zwykłe dusze uciekały w panice, gdy tylko dotarło do nich, że nie dadzą rady ochronić swoich domów. Nikt jednak nie widział podpalaczy.

Dowódcy wszystkich Oddziałów zostali wezwani na pilną naradę. Brakowało jedynie Kenpachiego z Yachiru, którzy znowu wypuścili się samowolnie do Rukongai w poszukiwaniu silnych przeciwników. Jednak Yamamoto nie zamierzał na nich czekać.

– Jak w tym momencie wygląda sytuacja?

– Ostatnie raporty mówią o pożarach od siedemdziesiąt pierwszego do osiemdziesiątego okręgu, ale możemy śmiało założyć, że pożary będą szły w stronę Seireitei – zaraportował Kurotsuchi.

– Kazemichi chce spalić wszystko do samych murów? – zapytał z przerażeniem Ukitake.

– To dość gwałtowne zachowanie jak na niego – zauważyła Kaya. – Do tej pory był bardziej zachowawczy w działaniu.

– Coś się musiało zmienić – stwierdził Kyoraku. – Zapewne ma to związek z niedawnym rajdem na Seireitei. Ustaliliśmy już, czego dokładnie tu szukał, kapitan Sui-Feng?

– Oprócz pozbycia się Shiroyamy nie wiemy o niczym więcej – odparła kapitan Dwójki. – Wygląda to tak, jakby chciał udowodnić nam, że może wejść do Seireitei, kiedy chce.

– Chyba nie ma sensu zastanawiać się, po co tu przyszedł – mruknął Hitsugaya. – Ważniejsze jest zdziałać coś z tymi pożarami.

– Właśnie, powinniśmy pomóc w ewakuacji ludności – dodała Kaya.

– A niby czemu mamy przejmować się szumowinami z Rukongai? – zapytał Mayuri.

– Kurotsuchi, bez takich – rzucił Toshiro. – Musimy mieć na uwadze równowagę dusz.

Stuknięcie laską o podłogę uciszyło nadchodzącą kłótnię.

– Nie możemy pozwolić na panoszenie się przeciwnika. Oddziały Trzeci, Piąty i Siódmy zajmą się ewakuacją dusz od Pięćdziesiątego Okręgu. Kapitan Kamikuza, zadbasz o ewakuowanych. Oddziały Szósty i Ósmy wspomogą Oddziały Dziewiąty i Jedenasty w walce z wrogiem z Rukongai i zajmą się ugaszeniem pożarów. Oddziały Drugi i Dwunasty mają nadal monitorować ruchy wroga i wykryć potencjalnych zdrajców. Oddziały Dziesiąty i Trzynasty przygotują się do obrony Seireitei. Oddział Czwarty ma pozostać w pogotowiu i na prośbę pozostałych dowódców wesprzeć Oddziały przy opatrywaniu rannych. To wszystko, rozejść się.

W tym momencie do sali wpadł wzburzony czymś posłaniec. Uklęknął przed kapitanami zbierającymi się już do wyjścia.

– Dostaliśmy właśnie nowy raport z Rukongai. Uzbrojone bandy mordują zwykłe dusze – wyrzucił z siebie na jednym oddechu.

– Dwór Wiatru? – zapytał Ukitake.

– Nie, to bandy dusz z najdalszych Okręgów Rukongai. Są bezlitości, zabijają wszystkich, których dopadną.

Wszystkie spojrzenia odwróciły się na Yamamoto, który uniósł powieki, by spojrzeć na swoich podwładnych.

– Zapewne Kazemichi dał im pretekst do walki – zauważył Kyoraku. – Zbyt długo ignorowaliśmy podział Rukongai i Dwór Wiatru to wykorzystał.

– Mamy się jeszcze tym zajmować? – fuknął Kurotsuchi. – Jakbyśmy mieli mało obowiązków.

– Nie czas na to – odezwał się Yamamoto. – Wiecie, co macie robić.

Dowódcy porozchodzili się do swoich Oddziałów, by wydać odpowiednie rozkazy. Wielu z nich zamierzało ruszyć w bój, by być gotowymi do zmierzenia się z członkami Dworu Wiatru, gdy ci postanowią się ujawnić.

Corrie w milczeniu towarzyszyła Hisagiemu, gdy rozdzielał obowiązki. Kapitan nie zwracał na nią uwagi zbyt zaaferowany sytuacją, która przypominała mu bunt w Rukongai podniesiony kilka lat temu. Czyżby wtedy to była wprawka przed obecnymi wydarzeniami? Był skłonny w to uwierzyć, choć nie chciał wiedzieć, jak dalekosiężne były plany Kazemichiego. Jak głęboko wrósł w Seireitei i Rukongai, by spełnić swoje chore ambicje.

– Kapitanie, chcę pomóc – odezwała się Corrie.

To go oderwało od ostatnich raportów, które chciał podpisać przed wyruszeniem do Rukongai.

– Wciąż masz zakaz opuszczania Seireitei – odparł Shuuhei. – Kapitan-Dowódca kazał ci tu zostać do zakończenia wojny z Dworem Wiatru.

Corrie zagryzła wargę. Nie chciała się z nim znowu kłócić, ale wydawało się, że Hisagi zupełnie nie rozumie, jak bardzo była zdesperowana.

– Nie muszę iść walczyć. Możesz mnie przydzielić do Oddziałów odpowiedzialnych za ewakuację.

– Nie, Corrie. Nie złamię rozkazu Kapitana-Dowódcy, a nie mam argumentu, żeby przekonać go do zmiany zdania.

– Po prostu nie chcesz – zarzuciła mu, nim zdołała się powstrzymać.

– Owszem, nie chcę. W Rukongai będziesz dla ludzi Kazemichiego łatwym celem, a ja nie pozwolę cię zabić. Poza tym nie ufam ci w tej chwili na tyle, by wierzyć, że się nie zerwiesz, żeby zmierzyć się znowu z Kazemichim – wyjaśnił.

Nie chciał kolejnej kłótni, więc postawił na szczerość. Przez cały czas obawiał się, że Corrie zrobi coś takiego. Nie miał pewności, czy tym razem da sobie radę, ale zbyt dobrze pamiętał nienawiść, z jaką oznajmiła mu pragnienie zniszczenia Dworu Wiatru. Co jeśli się w tym zatraci? Naprawdę nie chciał zadawać sobie tego pytania, ale był boleśnie świadomy, że później równie dobrze mogła obrócić się przeciwko nim. Bo też ją zdradzili i wykorzystali.

Odwróciła spojrzenie, bo nie mogła z czystym sumieniem zaprzeczyć. Zaraz jednak znów spojrzała na Hisagiego z desperacją.

– W tej chwili to mniej ważne – oznajmiła.

– Kurenai – domyślił się. – Corrie, wiem, że chcesz ich ochronić, ale nie mogę cię puścić do Rukongai. To zbyt ryzykowne.

– Nie mogę pozwolić, żeby znowu coś im się stało przeze mnie! – wybuchła. – Naoko-san straciła już Ami i Shuuheia tylko dlatego, że się z nimi zadawałam. Suzuku i Kojiro nadal tkwią w Akademii. Nie ma nikogo, kto mógłby ich obronić.

– Dogadam się z Kamikuzą i wyślę do nich drużynę. Nie pozwolę, żeby stała im się krzywda – obiecał Shuuhei.

– Chcę tam iść, proszę.

– Nie, Corrie. Jeśli nadal będziesz naciskać, zabiorę ci Yukikaze i zamknę – ostrzegł. – Wiesz, jak bardzo nie chcę tego robić, więc mnie nie zmuszaj. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ich ochronić. Ty musisz zostać.

Yukikaze tym razem dość rozsądnie potakiwała, ale Corrie podejrzewała partnerkę o zupełnie inny motyw. Sama wiedziała, jak ryzykowne to było, ale bała się, że Ato wie o Kurenaiach i będzie chciał ich wykorzystać, żeby jeszcze bardziej odrzeć ją z tożsamości. Nie mogła na to pozwolić. Nie chciała siedzieć bezczynnie w Seireitei, nie mogąc niczego zrobić.

Zacisnęła pięści tak mocno, że wbiła sobie paznokcie w skórę, ale nawet ten ból niczego nie zmieniał. Czy jednak ryzykowanie łamaniem rozkazów w tej chwili pomogłoby? Przecież właśnie zwróciła na siebie uwagę Hisagiego, więc będzie jej pilnować podwójnie.

Shuuhei widział, jak bardzo Corrie ze sobą walczy. Chciał znać sposób, by jakoś uspokoić przyjaciółkę, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. To Kira najlepiej trzymał w ryzach jej szalone pomysły i złe emocje, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Odkąd jednak zerwała z vice-kapitanem Trójki, stała się kłębkiem nerwów. Do tego uchylała się przed każdym spotkaniem z ukochanym, jakby nagle stał się dla niej kimś zupełnie nieakceptowalnym. Trudno było patrzeć, jak się męczy sama ze sobą.

– Kira powiedziałby ci to samo – odezwał się.

– Nie mieszaj go do tego – syknęła. – To skończony rozdział.

– Corrie, jak długo zamierzasz ciągnąć tę szopkę? Wiem, że chcesz wszystkich dookoła przekonać, że się rozstaliście, ale uciekanie przez Kirą jest trochę dziecinne, nie sądzisz? Pomyślałaś w ogóle o jego uczuciach?

– Nie będę o tym rozmawiać, kapitanie. Może ty skończ wreszcie własną szopkę? Jak długo Shohei ma jeszcze za mną łazić? – warknęła.

– Nie zmieniaj tematu, Corrie. Mówię poważnie. Pomyślałaś o tym, jak Kira poczuje się, jak go tak po prostu zostawisz? Wiesz, jak to wygląda? Jakby ci się znudził jak jakaś niepotrzebna już zabawka.

Corrie otworzyła usta, ale nic nie powiedziała zbyt zaskoczona doborem słów. I coraz bardziej wściekła. W tej chwili miała ochotę rozszarpać własnego kapitana na strzępy.

– Jak możesz? – wykrztusiła w końcu.

Nim do Shuuheia dotarło, co powiedział, za Shiroyamą trzasnęły drzwi biura. Wiedział, że przesadził. Nie powinien tego tak ujmować, ale skończyła mu się cierpliwość. Ichimaru też koniec końców zostawił Rangiku i Kirę bez wyjaśnień, żeby zrobić wszystko po swojemu. A jednak wobec Corrie było to trochę niesprawiedliwe. Dziewczyna potrzebowała pomocy i wsparcia, a Shuuhei jeszcze wszystko skomplikował bardziej i nie miał pojęcia, czy przeprosiny cokolwiek naprawią.

 

***

 

– Wiesz, że kapitan tak nie myśli. – Usłyszała za sobą.

To tylko bardziej ją wkurzyło. Odwróciła się do Shoheia, który mimowolnie został świadkiem kłótni pomiędzy dowódcami.

– Nie łaź za mną – warknęła.

– Mam ci towarzyszyć poza twoim mieszkaniem – przypomniał.

– Nie będę się powtarzać, Kimura – zasyczała. – Nie życzę sobie twojego towarzystwa.

Nie zdążył niczego odpowiedzieć, gdy poczuł, jak lodowate, pełne wściekłości reiatsu vice-kapitan podcina mu nogi i dusi oddech. Shiroyama stanęła nad nim w furii wyzierającej z oczu.

– To ostatnie ostrzeżenie – warknęła i odeszła.

Dopiero po chwili Shohei był w stanie złapać oddech. Zdusił pierwotny strach przed potęgą, zdając sobie sprawę, że gdyby Corrie chciała, byłby martwy. Ale nie chciała. Podążył za nią w większej odległości, by poczuła się nieco bardziej komfortowo, ale wciąż nie ważył się złamać rozkazu. Kto wie, na co by wpadła, gdyby spuścił ją z oka?

Corrie kręciła się bezmyślnie po Seireitei, chcąc spacerem wyzbyć się wściekłości. Większość drużyn wyruszyła już do Rukongai, więc w Seireitei zrobiło się spokojniej. Nikt nie zwracał uwagi na rozwścieczoną Shiroyamę, którą większość shinigamich widziałaby w areszcie, by nie sprawiała kłopotów.

– Corrie, wszystko w porządku?

Spojrzała na zaniepokojoną Rangiku. W złości zawędrowała w okolice Dziesiątego Oddziału, więc Matsumoto mogła ją łatwo zauważyć. Shiroyama wzruszyła ramionami.

– Trzęsiesz się – zauważyła Rangiku. – Zimno ci? Coś cię boli?

– To nie to – mruknęła Corrie, nie ukrywając złości. – Po prostu byłam głupia, że się zgodziłam na zostanie vice-kapitanem. To był fatalny pomysł. Wszystko się posypało i jeszcze straciłam przyjaciela. Mam tego dość.

Rangiku westchnęła, domyślając się, co zaszło. Tak jak ostatnimi czasy Corrie doprowadzała do furii Shuuheia, tak on powodował wybuchy gniewu Shiroyamy. Byli zbyt podobni, za bardzo uparci, a niepewna sytuacja nie pozwoliła, by odbudowali nadszarpnięte zaufanie.

– Chodź, nie ma sensu, żebyś się włóczyła po mieście – powiedziała.

Zabrała Corrie do biura Dziesiątki, które było dziwnie puste o tej porze.

– Kapitan zajmuje się Toru – wyjaśniła Rangiku na pytające spojrzenie przyjaciółki. – Wykorzystuje czas, ile może, nim będziemy musieli ruszyć do walki. – Zaraz też cofnęła się do drzwi i zbliżającego się Shoheia. – To babskie spotkanie – oznajmiła i zamknęła za sobą drzwi.

Wiedziała od Shuuheia, że młody oficer miał towarzyszyć Corrie wszędzie poza domem, ale wątpiła, by przyjaciółka odprężyła się w jego obecności. A tak do niczego nie dojdą.

Zrobiła herbaty, doprawiając kubek przyjaciółki sake. Corrie ostatnimi czasy zrobiła się tak skryta, że w tym sposobie Rangiku upatrywała szansę na wylewność dziewczyny. Choć wiedziała, że tak naprawdę nie pomogą Shiroyamie, dopóki ona nie będzie tego chciała.

– To co Shuuhei znowu zmalował? – zapytała, gdy usiadła naprzeciw przyjaciółki.

Corrie opowiedziała jej o całym zajściu, nie kryjąc rozgoryczenia. Miała dość oceniającego spojrzenia swojego dowódcy, który wciąż ją krytykował. Nie widziała w nim już przyjaciela, jakby porzucił tę rolę, gdy tylko zaczęły się kłopoty.

– Przesadził – uznała Rangiku. – Ale podejrzewam, że aż tak źle o tobie nie myśli.

– Bronisz go – zarzuciła Corrie.

– Może trochę – przyznała Matsumoto, dolewając przyjaciółce sake do herbaty, choć ta tego zupełnie nie zauważyła. – Prawdą jest, że Shuuhei sam poważnie pomiędzy wami narozrabiał. Miał prawo być zły, że nie powiedziałaś mu na początku, co się z tobą stało, gdy zaginęłaś. Potem nie potrafił o tym zapomnieć i sam się pogrążył. Teraz próbuje to naprawić.

– Głównie zarzucając mnie pretensjami – mruknęła Corrie. – Wszystko, co robię, jest dla niego kłopotem. Gdy ta wojna się skończy, będzie musiał znaleźć nowego vice-kapitana.

– Jesteś tego pewna, Corrie?

– Oboje się tylko męczymy. Zresztą kto wie, co Rada 46 zrobi, gdy Dwór Wiatru przestanie być problemem.

– Nie pozwolimy na powtórkę – zapowiedziała Matsumoto.

– Rangiku-san, obie wiemy, że to Rada i tak ma ostatnie słowo.

Zmęczona złością i łzami pozwoliła, by alkohol we krwi przyniósł sen. Rangiku tylko się uśmiechnęła, gdy Corrie nieświadoma jej udziału zasnęła zwinięta w kłębek. Potrzebowała odpoczynku, a sake przytępiło zmysły wykończone ciągłą czujnością.

 

***

 

Toshiro zostawił Toru pod opieką Miyuki z Czwartego Oddziału, która przyjaźniła się kiedyś z Momo. Medyczka czasami opiekowała się małym Hitsugayą, gdy nikt inny nie miał na to czasu. Toshiro musiał wracać do obowiązków, a pałętający się pod nogami malec w sytuacji, gdy musieli być gotowi do walki, wiele utrudniał.

Zdziwił się, kiedy pod drzwiami biura zobaczył siedzącego w bezruchu Shoheia Kimurę. Kojarzył chłopaka dość słabo, a ten, gdy tylko dostrzegł kapitana Dziesiątki, ukłonił się, ale niczego nie wyjaśnił. Toshiro przypomniał sobie, że Kimura został przydzielony do towarzyszenia Corrien, więc podejrzewał już, co zastanie w biurze.

Matsumoto siedziała na sofie i czytała raporty. W powietrzu czuć było sake. Niezbyt mocno, ale wystarczająco, by Toshiro zmarszczył brwi.

– Nie krzycz, kapitanie – odezwała się Rangiku, gdy go zauważyła. – Corrie niedawno zasnęła.

– Pijana, w naszym biurze – zauważył, podchodząc bliżej.

Shiroyama wyglądała dość niewinnie, kiedy spała, choć niezdrowa bladość cery i głębokie cienie pod oczami przypominały, że wciąż była w centrum wydarzeń wojny.

– Posprzeczali się z Shuuheiem – wyjaśniła Rangiku. – Pozwólmy jej spać. I tak ma sporo na głowie.

Hitsugaya tylko westchnął i usiadł do własnych papierów. Nie było sensu dyskutować na ten temat, choć nadal nie podobało mu się, że Shiroyama śpi w jego biurze.

– Kapitanie – odezwała się jakiś czas później Rangiku.

Uniósł spojrzenie na swoją zastępczynię, która od dłuższej chwili nie pracowała, ale obserwowała go.

– Nie myślisz czasem, że to przez Corrie zginęła Momo? – zapytała ostrożnie.

Toshiro rzucił jej gniewne spojrzenie.

– A to Corrien kazała porwać i zamordować mi żonę? – warknął. – To ona rozpoczęła tę wojnę? – Rangiku pokręciła głową. – Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego arystokracja tak szaleje na myśl, że Corrien chodzi wolno, ale zawsze najłatwiej obwinić innych za swoje działania. Corrien też jest ofiarą wszystkich tych knowań, do tego dała sobie wmówić odpowiedzialność za czyny innych. Reszta jest tego konsekwencją.

Rangiku pokiwała tylko głową. Widocznie ulżyło jej, gdy to usłyszała. Hitsugaya zamierzał wrócić do przerwanej pracy, choć jeszcze przez chwilę nie opuszczała go myśl, jak wiele skomplikowały sprzeczne interesy.

Pukanie nie pozwoliło Hitsugayi skupić się na nowo na raportach przed nim.

– Wejść – polecił.

Do biura wszedł Kira z teczką w dłoni. Rangiku uśmiechnęła się lekko do niego i dopiero po chwili Izuru dostrzegł śpiącą na sofie Corrie. Zmarszczył brwi, bo ten widok był zbyt niespodziewany, by go wyjaśnić.

– Nie pytaj – polecił Hitsugaya.

– Przyniosłem zaległy raport, o którym Riku-kun chyba zapomniał – wyjaśnił Izuru.

Toshiro zajrzał do teczki i pobieżnie przeczytał tekst. Nie umknęło mu, że Kira co chwilę zerka na Corrien, a obiło mu się o uszy – przy Rangiku nie omijała go żadna plotka – że Shiroyama zerwała niespodziewanie zaręczyny. Zapewne, by chronić Kirę przed ponownym atakiem wroga, ale przy tym dziewczyna kompletnie zapomniała, że nie zakochała się w szeregowcu, ale w vice-kapitanie jednego z Oddziałów.

– Dobrze się składa, Kira – stwierdził Toshiro. – Chciałbym, abyś zaniósł Corrien do jej Oddziału. Nie może tu zostać, a Hisagi pewnie zaczyna przez nią siwieć.

– To nie jest dobry pomysł, kapitanie Hitsugaya – zaoponował Kira.

Naprawdę chciał się z nią pogodzić, ale na razie nie zmuszał jej do spotkań. Zwlekanie z rozmową mogło im jeszcze bardziej zaszkodzić, jednak wywieranie presji na Corrie uznał za bardziej szkodliwe.

– Jak mówiłem, Corrien nie może tu zostać w tym stanie – odparł Toshiro. – Nie powierzę jej ogonowi takiego zadania, a tobie mogę zaufać, że nie wydarzy się nic, co by jeszcze bardziej skomplikowało sytuację.

Izuru nie miał na to kontrargumentu. Sam uważał, że przydzielenie akurat Shoheia Kimury do obserwacji Corrie to kiepski pomysł, ale najwyraźniej Hisagi był zbyt zdesperowany, żeby o tym pomyśleć.

– Dobrze, zajmę się nią – powiedział.

– Doskonale.

Corrie nie przebudziła się przez całą drogę z Dziesiątego Oddziału. Kirze nie przeszkadzał delikatny zapach sake, zresztą domyślił się, że akurat za tym stała Rangiku. Ile razy jemu zrobiła taki numer, nim doprowadził się do porządku po zdradzie kapitana Ichimaru, nie zliczył. Może nie było to najmądrzejsze, ale wynikało z głębokiej troski Matsumoto. Corrie inaczej nie pozwoliłaby sobie na sen w biurze Dziesiątki, a z pewnością go potrzebowała, skoro tak bardzo ją zmogło.

Poruszyła się lekko, po czym otworzyła oczy. Czyjś jasny kosmyk łaskotał ją w policzek, nie do końca przetrawiony alkohol nie pozwolił zbyt szybko pozbierać myśli. Powoli docierało do niej, w jaki sposób znalazła się w tej sytuacji.

– Obudziłaś się już?

Poderwała się gwałtownie na dźwięk tego głosu i gdyby nie pewny chwyt Kiry, zaliczyłaby bolesne spotkanie z brukiem alejki. To właśnie Izuru ją niósł, a nie, jak początkowo sądziła, Shohei.

– Kira – warknęła.

– Jesteśmy już prawie na miejscu – odparł nieprzejęty jej ostrym tonem.

– To pomysł Rangiku? – zapytała.

Poczuła się zdradzona przez przyjaciółkę, która nie rozumiała motywów Corrie. Kira natomiast sprawnie otworzył drzwi mieszkania ukochanej, po czym postawił ją na podłodze, upewniając się, że stoi stabilnie o własnych siłach.

– Nie – odpowiedział. – Akurat byłem z raportem u kapitana Hitsugayi. To on poprosił, abym zabrał cię do domu. Wyglądał na zmartwionego twoim stanem.

– W takim razie dziękuję za eskortę, vice-kapitanie Kira.

– Corrie – odezwał się w przypływie chwili. – Obiecuję, że sobie pójdę, ale chcę, żebyś mnie najpierw wysłuchała. Nie musisz odpowiadać. Po prostu mnie wysłuchaj.

Wiedział, że Shiroyama była gotowa wyrzucić go z mieszkania, ale musiał zaryzykować. W tej chwili byli sami, nikt ich nie obserwował, nikt nie przeszkadzał. Taka okazja mogła się już nie wydarzyć, więc chciał ją wykorzystać.

Corrie nie zareagowała w żaden sposób. Po prostu na niego patrzyła, zastanawiając się, skąd w nim ten przejaw pewności siebie. W innym czasie po prostu by odszedł, pozwalając, by ta sprawa się pomiędzy nimi jątrzyła.

– Kocham cię, Corrie – wyznał. – Nic tego nie zmieni. Ta cała sprawa z córką Króla, pięciusetletnią wojną i zasadami Dworu Wiatru tego nie zmieni. Ani błędy, których pewnie się wstydzisz. Kocham cię i będę cię kochać pomimo tego, co inni o tym sądzą. Ich słowa nie są ważne, bo większość z nich zupełnie cię nie zna. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Chcę ci to szczęście zapewnić. Wyjdź za mnie, Corrie. Naprawdę tego pragnę. Chcę założyć z tobą rodzinę i uczynić cię szczęśliwą. Wtedy przeszłość nie będzie miała znaczenia. Chcę z tobą patrzeć w przyszłość.

Corrie w żaden sposób nie zareagowała, po prostu na niego patrzyła i w tym spojrzeniu Kira dostrzegł ból. Wiedział, że zranił ją tym wyznaniem, napoczął postanowienie, którym się kierowała, gdy zwracała mu pierścionek. Nie mógł jej jednak zostawić bez tych słów.

– Pójdę już – dodał. – Dbaj o siebie, Corrie.

Wyszedł z mieszkania ukochanej wściekły na świat, że tak bardzo jej nie oszczędzał, na siebie, że nie potrafił wcześniej odpowiednio się nią zająć. Wciąż jednak miał nadzieję, że Corrie na nowo nauczy mu się ufać.

– Znowu doprowadzam ją do płaczu – szepnął.

Gdy podniósł spojrzenie, dostrzegł obserwującego go z kilku metrów Shoheia. Młody oficer ukłonił się z szacunkiem, ale było w nim coś takiego, że Kira bał się o Corrie. Z Dziewiątki wychodził z mocnym postanowieniem, że przekona Hisagiego o zmianie osoby, która miała podążać za Corrie.

3 komentarze:

  1. Hisag jak zawsze schrzanił. To wiesz, już Ci to mówiłam wiele razy. Rangiku trochę lepiej. Cieszy mnie też, że Toshiro jest po stronie Corrie. Kira coraz bardziej się wykazuje - to również cieszy. Ewoluował zdecydowanie lepiej niż Hisag. No i Shohei. Ja nie wiem, kręcisz tam wokół niego. Najpierw,  że szanuje Corri, że się jej boi, potem, że jest w nim coś dziwnego. Ja już nie wiem, ale ostatecznie jakoś mu nie ufam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, źle się dzieje w Rukongai, a Kazemichi wpada na coraz bardziej bezlitosne pomysły. Kapitanowie zamiast tyle gadać, mogliby się wziąć do roboty i go wreszcie ustawić do pionu.
    A ja będę szła w zaparte i będę bronić Hisagiego, mimo że jego metody wydają się okrutne, ale jeśli Corrie wybrałaby się do Rukongai, tylko wystawiłaby się Ato i jego ludziom jak na tacy. Przykro się czyta ich kłótnie, zwłaszcza kiedy padają tam tak ostre słowa, ale nie sądzę, że głaskaniem po głowie nie utrzymałby ją w miejscu.
    Toshiro zawsze wydawał mi się tym rozsądnym, ale szczerze mówiąc dla mnie to, że jest ojcem to wciąż trochę abstrakcja. Ale to głównie dlatego, że wciąż widzę go jako tego dzieciaka z anime, więc to ze mną jest problem xD
    Rangiku, nie ładnie tak upijać zdołowane koleżanki, a potem jeszcze wrobiła jej byłego w zaniesienie jej do domu. Nie ma się co dziwić, że dziewczyna ma potem problem z zaufaniem. W pogodzeniu się z Kirą też to nie pomoże, a tylko więcej bólu im przysporzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hisagi zabrnął trochę za daleko, co mnie samą zdziwiło. Owszem, miał być pomiędzy nimi konflikt, ale Shuu postanowił do samego końca robić za strasznego dupka. Mam nadzieję, że mu przejdzie w "Szurniętej Shurrien".
      Tosiek chyba w tej chwili jest najbardziej obiektywny w całej tej sprawie, ale też ma swoje na sumieniu, jak to wrabianie Kiry w takie ciężkie zadania. Ale gdyby tego nie zrobił, kto wie, kiedy i czy Izuru miałby w ogóle szansę powiedzieć Corrie to, co go tak gryzło. A to mogłoby wiele zmienić w następnych rozdziałach.

      Usuń

Laurie January