Coraz bliżej głównej bitwy, wyjaśniają się też kolejne rzeczy, choć wciąż co nieco nie zostało wypowiedziane głośno. Zostaną cztery rozdziały i ta historia się skończy, pozwalając mi skupić się na kolejnych historiach.
Kłęby dymu widoczne były już w Czterdziestym Piątym Okręgu,
co oznaczało, że wysłane do gaszenia ognia drużyny nadal nie opanowały
sytuacji. Kyoya podejrzewał, że nie obejdzie się bez walk, w których zginą kolejni
shinigami. Może i odcięli Kazemichiego od informacji z Seireitei, ale nie mieli
pewności, ile zdołał ich zebrać wcześniej. Zresztą tak gwałtowne zachowanie
świadczyło o zbliżającym się decydującym starciu. Na tę myśl Kyoya czuł
nieokreślony niepokój.
Na razie jednak skupił się na obecnej misji. Do Pięćdziesiątego
Szóstego dotarli bez większych problemów, mijając grupy uciekinierów z
płonących Okręgów. Wszędzie czuć było przerażenie sytuacją. Trudno powiedzieć,
czy Soul Society kiedykolwiek musiało stanąć naprzeciw takiemu kryzysowi. Może
słusznie o sytuację obwiniano shinigamich, którzy często kwitowali problemy
Rukongai jedynie skrzywieniem ust, po czym wracali do własnych spraw. Czy było
na to usprawiedliwienie? Może stali się zbyt aroganccy, chełpiąc się swoją mocą?
Jakkolwiek było, Ato Kazemichi doskonale wiedział, jak wykorzystać sytuację na własną
korzyść. Jeszcze długo po zakończeniu wojny będą odczuwać konsekwencje knowań
Dworu Wiatru.
Odnaleźli domek na uboczu według wskazówek kapitana Hisagiego.
Kyoya rozejrzał się, lecz nie wyczuwał zagrożenia, choć to mogło się zmienić w
każdej chwili.
– Zaczekajcie tutaj – polecił podwładnym.
Sam zbliżył się do domku i zapukał. Nie czekał długo, drzwi
otworzyła mu rudowłosa dziewczynka z piegami na nosie w podobnym wieku do
vice-kapitan Jedenastki.
– Mamo, shinigami! – zawołała w głąb domu.
Zaraz też dołączyła do nich Naoko Kurenai, spoglądając na
Kyoyę z uwagą.
– W czym mogę pomóc? – zapytała, przyciągając córkę do
siebie.
– Dzień dobry. Jestem Trzecim Oficerem Dziewiątego Oddziału,
Kyoya Shiroki. Pani Naoko Kurenai, prawda?
– Tak. Coś się stało?
– Wydano rozkaz ewakuacji ludności w związku z pożarami,
które rozprzestrzeniają się od najdalszych okręgów Rukongai – wyjaśnił Kyoya. –
Pan kapitan Shuuhei Hisagi i pani vice-kapitan Corrien Shiroyama wysłali nas,
aby ewakuować panią i pani pociechy w bezpieczne miejsce. Niestety z pewnych
powodów pani vice-kapitan nie mogła zjawić się osobiście, jednak dopilnujemy,
aby nic się nikomu nie stało – zadeklarował.
Naoko przez chwilę przyglądała się Kyoyi z uwagą. Słyszała
już pogłoski o kłopotach, do tego ostatni list od synów zawierał informacje o
problemach, jakie miała Corrien od jakiegoś czasu w związku z wojną. Wiedziała
jednak, że Shiroyama z pewnością chciała zapewnić im bezpieczeństwo nawet przed
innymi.
– Potrzebuję paru minut, żeby się spakować – powiedziała w
końcu.
– Poczekamy na zewnątrz. Jednak prosiłbym o pospiech.
Sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie.
Kyoya nie musiał słyszeć ostrzeżenia Hisagiego, że Ato może
spróbować zaatakować Kurenaiów, by jeszcze bardziej pogrążyć Corrie. Wiedział o
tym, choć wyglądało na to, że póki co wróg nie interesował się zwykłymi
duszami. Nie sądził bowiem, że Ato nie miał pojęcia o istnieniu Kurenaiów.
Dzieciaki przez całą drogę dopytywały o Corrien. Chciały się
z nią zobaczyć, nie była u nich od bardzo dawna i tęskniły. Kyoya nie potrafił
powiedzieć im prawdy, wymigiwał się pracą, obowiązkami, choć podejrzewał, że
wiedziały, że kłamał. Dzieci potrafiły być naprawdę przenikliwe. Kyoya życzył
tym dzieciakom, by jak najszybciej mogły znów zobaczyć Corrien. Najlepiej całą
i zdrową, choć do tego jeszcze daleka droga. Na razie zamierzał zapewnić im
bezpieczeństwo i ściągnąć choć to jedno zmartwienie z ramion swojej vice-kapitan.
***
Uzbrojona banda napadła uciekającą grupę dzieciaków nad
ranem, wykorzystując łunę pożaru do oświetlenia pola walki. To była
jednostronna, brutalna rzeź, bo też żaden z napastników nie zamierzał dać
szybkiej śmierci swoim ofiarom.
Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy na ścieżce zjawił
się Kurochi. Wyczuł chwilę wcześniej walkę i oddalił się od podwładnych, którzy
mieli upewnić się, że kolejne miasteczko zostało opróżnione z maruderów.
– Śmieci – warknął i wypuścić trochę swojego reiatsu w
stronę agresorów.
Tak jak się spodziewał, większość padła już po chwili. Nie
zamierzał się z nimi cackać, nie mieli czasu ani możliwości, by zamykać
członków takich band, choć wielu pozostałych kapitanów z pewnością nastawałaby
na takie rozwiązanie. Kurochi nie miał wątpliwości, co powinien w tej chwili
zrobić.
Odskoczył w ostatniej chwili, gdy w blasku ognia dostrzegł
mknące w jego kierunku zaklęcie. Skrzywił się wymownie, gdy przeciwnik w końcu
raczył się ujawnić.
– Dwór Wiatru. – Niemal wypluł te słowa.
– Mnie również miło, kapitanie Gotei 13 – odparł przeciwnik.
– Jestem Toyo Tomoe, generał południowej straży Dworu Wiatru. Z przyjemnością
pozbawię cię życia.
– Kapitan Trzeciego Oddziału, Takeshi Kurochi – warknął shinigami.
– To ty skończysz tu martwy. Rozszarp go, Taiga.
Skoczył na przeciwnika, dzierżąc w dłoniach dwa długie sztylety
o wygiętych ostrzach. Toyo jednak był przygotowany na ten atak i przyjął go na
ostrze zapieczętowanego na razie nodachi. Wymieniali się ciosami coraz szybciej,
choć żaden nie przejął na razie kontroli nad pojedynkiem.
– Należałeś do oddziałów Kuchikich? – zapytał Toyo.
Kurochi tylko prychnął i w końcu przebił się przez obronę
generała. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo sztylet natrafił na pustkę tam,
gdzie powinno znajdować się ciało. Toyo zaśmiał się jedynie.
– Czas przedstawić ci mój miecz, kapitanie Kurochi. Ukaż nam
prawdę, Uso no Shigosha.
Od tego momentu Kurochi nie miał pewności, co wokół niego
było prawdziwe. Za każdym razem, gdy zbliżył się do przeciwnika, ten rozpływał
się w powietrzu.
– Nie radzisz sobie, kapitanie Kurochi – zauważył Toyo. –
Nie rozumiesz mojej mocy, a sam polegasz jedynie na czystej sile. To cię zgubi.
Hado no 88. Hiryu Gekizoku Shinten Raihou.
Kurochi nie był w stanie przed tym uciec. Ogromna eksplozja zatrzęsła
ziemią w promieniu kilku metrów, a jej blask na moment przyćmił łunę pożaru.
Gdy dym opadł, kapitan Trójki leżał pod spalonym drzewem z częściowo poparzoną
skórą i zakrwawionym kikutem lewej ręki. Był przytomny, krzywił się boleśnie,
próbując się podnieść.
– Brawo, zablokowałeś zaklęcie, poświęcając lewą rękę –
stwierdził Toyo. – Jednak obrażenia i tak są potężne.
– Zamknij się – warknął Kurochi. – Nie będę słuchał
pieprzenia psa Kazemichiego.
– Oczywiście, oszczędzę ci tego, kapitanie Kurochi. Zresztą
odegrałeś już swoją rolę w tym przedstawieniu.
Toyo pojawił się tuż przed Kurochim i jednym płynnym ruchem
pozbawił przeciwnika głowy.
– Nie wygracie z nami, shinigami
– stwierdził, chowając miecz do saya. – Król już was nie kocha.
Zniknął wśród spopielonych drzew, nim na miejsce walki
wpadli podwładni Kurochiego zwabieni podniesionym reiatsu swojego dowódcy.
***
Kolejne zebranie dowództwa nie należało do przyjemnych.
Straty w ostatnich walkach były wyjątkowo dotkliwe, jakby armia Dworu Wiatru już
się nie hamowała. To był spory problem. Do tego w przepełnionych przez ewakuację
pierwszych okręgach Rukongai zaczynało dochodzić do konfliktów i
nieprzyjemności. Uciekinierzy czuli się wystarczająco źle, skoro stracili
wszystko, co mieli, ich gospodarze nie potrafili zbyt długo być gościnni,
obawiając się, że jeśli pożary podejdą bliżej, nie będzie już gdzie uciec.
Przez to sytuacja stała się tak napięta.
Na zebraniu brakowało kilku osób. Sui-Feng i Iba przebywali
pod opieką Czwartego Oddziału, Kurochi zaś zginął dwa dni wcześniej z ręki jednego
z generałów Dworu Wiatru. Spóźniona pojawiła się Kaya, którą ściągnięto z
Trzeciego Okręgu Wschodniego Rukongai, gdzie doszło tej nocy do kilkunastu
napaści na dusze.
Yamamoto też wciąż nie było, co budziło niepokój zebranych.
Co takiego mogło przytrzymać Kapitana-Dowódcę, choć kazał im się tu zebrać? Nie
mieli czasu na bezczynność, w każdej chwili Dwór Wiatru mógł ponownie
zaatakować, a bez wsparcia kapitanów wielu shinigamich czekała śmierć.
– Po co tracimy tu czas? – warknął Kenpachi. – Dziadek już całkiem
rozum postradał?
– Licz się ze słowami, Zaraki – odparł Toshiro. – Choć to
rzeczywiście dziwne.
Ukitake spojrzał na Kyoraku, który nie ukrywał już niepokoju
pod niefrasobliwym uśmiechem. Obaj doskonale wiedzieli, że coś im umykało. Od wielu
dni w Seireitei było czuć, że wszystko idzie w złą stronę, a rozkazy przysłane
do Oddziałów były dość ogólne. Kapitana-Dowódcy też nie widzieli od poprzedniego
spotkania.
– Idę stąd – oznajmił Kenpachi, tracąc kompletnie
cierpliwość.
– Nie wychodź jeszcze, kapitanie Zaraki – polecił Sasakibe, zjawiając
się w drzwiach.
Wyglądał na zmęczonego i czymś głęboko poruszonego. Unohana
westchnęła ciężko na ten widok i wyglądało na to, że jako jedyna spodziewała
się, co usłyszą.
– Vice-kapitan nie będzie mi rozkazywał – warknął Kenpachi.
– Przynoszę rozkazy od Kapitana-Dowódcy.
– Gdzie on jest? – zapytał Byakuya. – O co tu chodzi,
vice-kapitanie Sasakibe?
Teraz już wszyscy spoglądali na numer dwa Pierwszego Oddziału
podejrzliwie. Coś było bardzo nie tak.
– Kapitan-Dowódca nie może do was przyjść – oznajmił jedynie
Sasakibe. – Oddział Drugi ma namierzyć wszystkich wrogich generałów i zebrać o
nich jak najwięcej informacji. Oddział Dwunasty ma w tym pomóc. Oddział Piąty
zajmie się patrolowaniem pierwszych okręgów Rukongai i powstrzymaniem eskalacji
przemocy wśród zwykłych dusz. Nie możemy sobie pozwolić na dodatkowe problemy.
Oddział Dziesiąty i Trzynasty mają wzmocnić obronę Seireitei. Pozostałe
Oddziały mają nadal działać w Rukongai. Kapitan Unohana, kapitanie Kyoraku,
kapitanie Ukitake, proszę za mną.
Sasakibe wyszedł z sali ku zaskoczeniu wszystkich. Trójka
najstarszych stażem kapitanów z niepokojem podążyła za nim, pozostawiając
swoich vice-kapitanów na miejscu.
– Co się dzieje? – zapytał Omaeda. – Dlaczego z rozkazami
przyszedł Sasakibe? O co tu chodzi?
– Zamilknij, Omaeda – rozkazał Byakuya, nie chcąc, aby
panika udzieliła się reszcie towarzystwa. – Bierz się za robotę. Wszyscy
powinniśmy tak zrobić.
Dowódcy powoli rozchodzili się do swoich zajęć. Hisagi poczekał,
aż dołączy do niego wyraźnie zmęczony Kira, ignorując niezadowolenie na twarzy
swojej vice-kapitan. Od ostatniej kłótni nie rozmawiali ze sobą, zresztą Corrie
chodziła jakaś nieobecna i cicha, jakby nad czymś głęboko zamyślona. Teraz też
tylko się skrzywiła, ale nie powiedziała ani słowa.
– Jak się trzymasz, Kira?
– W porządku. Na razie nie ma czasu na żałobę, wciąż mamy
mnóstwo roboty – odparł Izuru.
Żaden z nich nie musiał mówić głośno, że śmierć Kurochiego
nie była dla jego zastępcy aż takim dramatem. Nie osobistym, skoro panowie nie
przepadali za sobą zbytnio, a wciąż pomiędzy nimi istniał konflikt spowodowany
obecnością w ich życiu Corrie. Może teraz będzie łatwiej, choć Kira wciąż nie
mógł pozbyć się myśli, że bez dowódcy ogarnięcie całego Oddziału w działaniach
wojennych będzie wymagało od niego dużo więcej niż poprzednim razem.
– Gdybyś potrzebował pomocy, nie krępuj się przyjść. I tak
oboje jeszcze przez jakiś czas nie ruszymy się z Seireitei.
Kira zerknął na idącą za nimi Corrie, ale Shiroyama wpatrywała
się w plecy swojego dowódcy z pochmurnym wyrazem twarzy.
– Myślę, że sobie poradzę – powiedział. – Dziewiąty Oddział
też ma sporo obowiązków teraz. Muszę iść, Hisagi-san.
Zniknął w shunpo, zaś Shuuhei spojrzał na Corrie z lekkim
wyrzutem.
– Nadal ta farsa? – zapytał.
– Coś mówiłeś, kapitanie? – Podniosła na niego spojrzenie
nieco zdezorientowana.
– Ostatnio ciągle uciekasz gdzieś myślami – zauważył. –
Nawet nie zwróciłaś uwagi, że Kira poszedł.
– Ma obowiązki do wykonania – odparła. – To normalne, że nie
ma czasu na pogaduszki.
– Corrie, możesz przestać udawać, że cię to nie rusza? –
zapytał ze złością. – Już nawet nie zwróciłbym ci uwagi, gdybyś ucieszyła się ze
śmierci Kurochiego.
– Nie mów takich rzeczy, kapitanie – oburzyła się. – To, że
go nie lubiłam, nie oznacza, że mam powód do radości. Trzeci Oddział stracił
dowódcę, a nasze siły zostały uszczuplone o kolejnego silnego wojownika. To nie
brzmi najlepiej. Potrafię odróżnić własne interesy od wspólnego dobra.
Zniknęła w shunpo, zostawiając go w towarzystwie Shoheia,
który nadal miał obserwować każdy jej krok. Shuuhei westchnął, bo już naprawdę
nie wiedział, jak powinien z nią rozmawiać. Czy tak już miało być zawsze?
***
Wiatr w Wewnętrznym Świecie ucichł na chwilę, nawet
powietrze stało się nieruchome, wręcz namacalne. Corrie i Yukikaze obserwowały się
wzajemnie wyczulone na najmniejszą zmianę w reiatsu przeciwniczki. Żadna jednak
nie zdecydowała się na atak. Wyglądało to tak, jakby testowały cierpliwość tej
drugiej.
Trawa pokryła się grubą warstwą lodu, a Yukikaze
zniknęła, by stanąć zaraz za swoją shinigami z psotnym uśmiechem na twarzy.
– Powinnyśmy trenować to na zewnątrz – oznajmiła.
– Pamiętasz, jak to się skończyło ostatnio – odparła Corrie.
– Jeden po drugim próbują mnie wcisnąć w swoje racje. Mam siedzieć cicho i
niczego nie robić, żeby oni się tym zajęli. Ilu ma jeszcze zginąć, nim pozwolą
mi wrócić na pole bitwy? Nie jestem bezbronna, mogę ubrudzić sobie ręce
osobiście.
Yukikaze odsunęła się i spojrzała w czyste niebo ponad
nimi. Już dawno takie nie było, choć na horyzoncie dostrzegła chmury pełne
smutku i tęsknoty.
– Zdecydowałaś – uznała.
– Tak należy postąpić.
– Nie będą zachwyceni.
– Nie robię tego, by mi dziękowali. Poza tym Seireitei
tylko odroczyło mój wyrok na czas wojny z Dworem Wiatru. To stawia sprawę jasno.
Nikt tu nie potrzebuje reliktu potomków Króla Dusz.
Yukikaze spoważniała na chwilę, spoglądając na Corrien.
– Jesteś tego pewna? – zapytała cicho. – Możesz jeszcze
zawrócić.
– Tam nie czeka mnie nic dobrego. Wystarczająco szczęścia
ukradłam. Odmówisz mi teraz swojego wsparcia, Yukikaze?
– Nie, moja pani. Obawiałam się jednak, że się zawahasz.
Zostawiasz wiele.
– To już nie należy do mnie. Nic nie miało należeć do
mnie. Sięgnęłam po zakazane i teraz czas za to zapłacić. Nie mam już nic do
stracenia, Yuki.
Zanpakutou chciała coś powiedzieć, ale uznała, że to nie
będzie dobry moment. Możliwe, że tylko ona zdawała sobie sprawę, co Ato
Kazemichi przebudził w dniu, kiedy postanowił ujawnić swoją zdradę. Teraz
będzie musiał ponieść tego konsekwencje.
– Poprowadzę cię więc – powiedziała w końcu. – Pokażemy im,
co dzieje się, kiedy nieproszeni burzą nasze królestwo.
***
Posłaniec zjawił się niespodziewanie, Renji go nawet nie
zauważył, przekazując Byakuyi raporty z Rukongai.
– Czego chce Oddział Reagowania Wewnętrznego? – zapytał Kuchiki,
uciszając swojego zastępcę ruchem ręki.
– Mam wiadomość od pani kapitan Czwartego Oddziału Retsu
Unohany, pana kapitana Ósmego Oddziału Shunsuia Kyoraku oraz pana kapitana
Trzynastego Oddziału Juushiro Ukitake – oznajmił poważnie posłaniec. – Kapitan-Dowódca
Genryuusai Shigekuni Yamamoto zmarł w wyniku otrucia. Wszyscy kapitanowie i ich
zastępcy mają pojawić się w Pierwszym Oddziale w trybie natychmiastowym.
– Co, do cholery? – warknął Renji. – Co to za żarty?
– Renji, uspokój się.
Mimo chłodu w głosie widać było, że Kuchikiego ta informacja
również poruszyła. W tej chwili utrata dowódcy oznaczała słabość, którą wróg
bez wahania wykorzysta. Najgorszy z możliwych momentów.
Zbierający się dowódcy wyglądali na równie zszokowanych
wieściami. Nikt nie wiedział, że coś w ogóle było na rzeczy, zresztą wszyscy
skupili się na działaniach przeciwko siłom Kazemichiego. Każdy jednak zadawał
sobie pytanie „co teraz będzie?”, czy są stanie jeszcze zwyciężyć w tej wojnie,
skoro Dwór Wiatru dopadł ich dowódcę.
Unohana, Kyoraku i Ukitake dotarli ostatni, a może czekali,
aż reszta się zbierze, by nie tłumaczyć sytuacji każdemu z osobna. Zresztą
nawet po nich widać było, jak potężny był to cios.
– Już przegraliśmy – lamentował Omaeda. – Wszystko przepadło.
– Skończ skamleć – warknął na niego Renji. – Nie zamierzamy
się przecież poddać.
– Prawdą jednak jest, że jesteśmy teraz w bardzo
niekorzystnej sytuacji – odezwała się Kaya, którą zawrócono z Rukongai. – Dwór Wiatru
raz po raz udowadnia, że jest doskonale przygotowany do tej wojny.
Zlekceważyliśmy ich.
– Trzeba było uderzyć od razu i nie ukrywać wszystkiego
przez arystokrację – prychnął Kenpachi. – Zresztą jak tu przyleźli po raz
pierwszy, Kuchiki ich puścił.
– Dążenie do wojny to najgorszy z możliwych pomysłów – odparł
Komamura. – Już wtedy mogliśmy skazać wszystkich na to cierpienie.
– Mogliśmy też oddać im wtedy Shiroyamę i ograniczyć straty –
zauważył Mayuri.
– Kurotsuchi – warknął Shuuhei. – To było nie na miejscu.
– Sama Shiroyama doskonale o tym wie. – Mayuri wzruszył
ramionami, przyglądając się milczącej vice-kapitan Dziewiątki. – Może nie
uniknęlibyśmy wojny, ale uwaga Kazemichich zostałaby przez nią rozproszona. A
tak dajemy się wodzić za nosy.
– Wystarczy – odezwał się Kyoraku. – Dostalibyśmy srogie
lanie, gdyby nas teraz usłyszał Yama-ji.
– Właśnie, powinniśmy się skupić na bieżącej sytuacji –
poparł go Ukitake.
– Jak doszło w ogóle do otrucia Kapitana-Dowódcy? – zapytał Byakuya,
skupiając uwagę na Unohanie.
Coś mu bardzo nie pasowało. Wtargnięcie do Pierwszego
Oddziału byłoby głośno komentowane, nie ukryliby tego, a Yamamoto był potężnym
wojownikiem pomimo swego wieku. Niełatwo byłoby go otruć.
Unohana westchnęła ciężko, nim zabrała głos.
– Kapitan-Dowódca zmagał się z trucizną już od jakiegoś
czasu, jednak zależało mu, aby zachować to w sekrecie. Podejrzewamy, że
trucizna przeniosła się przez skórę, więc w grę wchodziły ubrania oraz pościel.
Jednak wciąż nie mamy zbyt wielu faktów na ten temat.
– To był główny cel wtargnięcia Kazemichiego do Seireitei –
stwierdził Byakuya. – Cała ta walka z Corrien miała tylko odwrócić naszą uwagę.
Nikt mu na to nie odpowiedział. Może nie chcieli
potwierdzić, może nie było dowodów, by zaprzeczyć. Faktem jednak było, że Ato
Kazemichi podstępnie pozbawił ich dowódcy i najpotężniejszego wojownika. Napaść
na Seireitei pozostawała kwestią ceny.
Jakiekolwiek gdybania przerwał ich posłaniec od Rady 46,
która również musiała już zostać poinformowała o śmierci Yamamoto. Mimowolnie
Shuuhei spiął się na myśl, że teraz pomiędzy Corrie a arystokracją stał jedynie
Byakuya. To niczego nie gwarantowało.
– Rada 46 w oparciu o testament poprzedniego
Kapitana-Dowódcy Genryuusaia Shigekuni Yamamoto nominowała na nowego kapitana Pierwszego
Oddziału oraz Kapitana-Dowódcę Trzynastu Dworskich Oddziałów Obronnych dotychczasowego
kapitana Ósmego Oddziału Shunsuia Kyoraku. Niniejszym jest on proszony o pilne
udanie się na spotkanie z Radą 46 – poinformował posłaniec.
– Dobrze, niezwłocznie spotkam się z Radą 46 – odparł Kyoraku,
po czym spojrzał na resztę. – Myślę, że w tej chwili powinniśmy wrócić do
obowiązków, które zostawił nam Yama-ji. Nie możemy pozwolić, by Ato Kazemichi
wykorzystał ten moment przeciwko nam.
Nie będę płakać za Kurochim, nie powiem, żebym nie czekała, aż wreszcie się go pozbędziesz, bo typa nie dało się lubić. Nie oszczędzałaś gnojka w tych jego ostatnich chwilach.
OdpowiedzUsuńZa to totalnie się nie spodziewałam, że ubijesz dziadka Yamę. Dwór wiatru musi być naprawdę dobry w te klocki, skoro opracowali truciznę wystarczająco mocną na niego.
Sytuacja Gotei z rozdziału na rozdział jest coraz gorsza. Kyoraku będzie mieć twardy orzech do zgryzienia, jak poprowadzić kolejne działania, chociaż on w przeciwieństwie do Yamamoto ma znacznie bardziej otwarty umysł i nawet jeśli Rada 46 wymyśli coś niedorzecznego, to będzie w stanie im się sprzeciwić.
Corrie z szykuje się do czegoś dużego, czyżby szykowała się na Ato? Zapowiada się niebezpiecznie, oby wyszła z tego cało.
Nareszcie! Kuźwa, nareszcie! Kurochi nie żyje. Chociaż sądziłam, że jego śmierć będzie bardziej spektakularna. Jak na to ile się ciągle pluł, to jakoś nie stawił przeciwnikowi zbytniego oporu. Współczuję tylko Kirze, bo stracił kolejnego kapitana. Plus, skoro niby Kurochi spełnił swoje zadanie, to rozumiem, że tylko pomógł Kazemichim tym swoim wojowaniem przeciwko Corrie.
OdpowiedzUsuńO chuj! Zabiłaś Generała. Znaczy w sensie już w scenie z Sasakibe tak coś czułam, chociaż stawiałam, że był ranny czy coś. Albo, że już martwy i ktoś inny wydaje rozkazy, ale... Jednak nie byłam pewna, że posuniesz się tak daleko.
Ale widzę, że klasyk, następcą jest Kyouraku. Choć rozumiem, jest to bezpieczna opcja. A ciężko znaleźć kogoś równie dobrego na to miejsce. Ukitake jest zbyt chorowity.